Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokręciłem głową przekonany.
- Spotykałem się z kobietami, uwierz, jednak... - skrzywiłem się lekko. - To co ci powiem, ci się nie spodoba. Chodzi o to, że większość albo odchodziła ode mnie, albo ja je zostawiałem - westchnąłem. - Umiałem o nie dbać, być uczynnym, obsypywać prezentami, ale w pocałunkach, dotyku, seksie... wszystko było takie wymuszone... - skrzywiłem się znów nieco mocniej, trochę kuląc pod tamtymi wspomnieniami. - Byłem wściekły na siebie, że robię coś nie tak, że się za mało staram. A potem one zdradzały, zostawiałem je... Zawsze ta sama wymówka, że byłem niewystarczający - westchnąłem ciężko i odstawiłem pustą szklankę na stolik, obok szklanki Aidena. - Potem zacząłem spotykać się z mężczyznami i... jakby ktoś mi przetarł oczy. Że można inaczej. Można lepiej. Można być po prostu szczęśliwym... - zakończyłem, unosząc wzrok na Aidena.
- Więc nie, zdecydowanie wolę szerokie barki od zgrabnych bioder - podsumowałem mrugając do Aidena, próbując choć odrobinkę go rozluźnić.
Offline
Uśmiechanalem się krzywo, bo nawet jego żartobliwy ton nie pozwolił mi na bardziej szczery uśmiech.
- Gdybym cię nie poznał, zapewne uzulbym słów, o których w tej chwili nawet nie chce by przez myśl mi przechodziły - przyznalem się i westchnąłem ciężko. - Nie lubię nierozwiązanych spraw niemal tak samo jak bałaganu... Ale jak sam zauważyłeś, ty przyswajałeś to pół roku, ja póki co trzy dni... - Zacisnąłem wargi. Wargi które przed chwilą stykały się z jego wargami. I to przeze mnie,a nie odwrotnie. - Jestem taki jak ty? - skrzywilam się mimowolnie. Nie umiałem się powstrzymać! Przygniatało mnie to. - Przecież ja chciałem... - Jęknąłem cicho, spoglądając w bok.
Offline
- Nie jest aż tak źle być mną - parsknąłem, ale zrozumiałem, że to było raczej średnio pomocne, więc po prostu nachyliłem się do niego i łagodnie uśmiechnąłem. - A tak szczerze... Nie wiem. Może tak, może po prostu naszła cię ochota na skok w bok - westchnąłem. - Jeden epizod nie czyni cię deklarującym się homoseksualistą. Poza tym, cały czas to rozgryzasz, więc... nie ma póki co o czym mówić - podsumowałem spokojnie i czule. Próbowałem uśmiechać się do niego czule.
- I... wiem czego chciałeś - zapewniłem go spokojnie. - Bo zaskoczę cię, sam tego chciałem - dodałem, krzywiąc się lekko. - Założyć rodzinę, choćby maleńką, ale po prostu... pełną prostej miłości - uśmiechnąłem się słabo. - I uda mi się to osiągnąć. Po prostu własnym sposobem...
Offline
Nie ma o czym mówić. No właśnie jest wręcz przeciwnie. Jakimś cudem jeszcze przed chwilą tak bardzo chciałem by kobieta władała moim życiem już do śmierci, niemal rozpocząłem po tym, jak mnie odrzuciła, a teraz całowałem kogoś, kogo poznałem zaledwie dwa tygodnie temu, w dodatku tym kimś był mężczyzna. Oczywiście że było o czym mówić!
- No tak... To dosyć normalne, że mężczyzna chce wracać do domu, w którym ktoś na niego czeka. - Westchnąłem cicho i powoli podniosłem się z miejsca. - Nie wątpię, że dokonasz wszelkich starać, by osiągnąć szczęście.
Offline
- Wzajemnie - odparłem i spojrzałem na niego z uśmiechem. - Naprawdę nic nie stoi ci na przeszkodzie w znalezieniu szczęścia. Może nawet większego niż to jakie zakładałeś - dodałem, a choć byłem pochylony w jego stronę, teraz usiadłem już prosto widząc, że nadal bił się z myślami. Pewnie będzie to robił jeszcze nie raz. Także wstałem po krótkiej chwili i powoli dreptałem za nim jak cień.
- Więc... co teraz Aiden? - zapytałem nieśmiało. - Chcesz jeszcze... trochę czasu?
Offline
Sięgnąłem dłonią do twarzy i złapałem się palcami za nasadę nosa, pochylając lekko głowę i zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Czas na pewno jest niezbędny... - wymamrotałem njewyraznie. - Ale nie wiem czy go mam? - stwierdziłem, prostując się i spoglądając niepewnie, a może nawet podejrzliwie na Vincenta, szukając odpowiedzi w jego twarzy. - Mam, czy nie mam? - zapytałem wprost.
Offline
Rozłożyłem ręce, trochę zaskoczony, że pytał się o to akurat mnie.
- Tyle... Ile zapragniesz - uznałem spokojnie, kiwając głową. - Ja... po prostu chcę dla ciebie spokoju - dodałem marszcząc lekko brwi. - Jak już mówiłem, mocno go zmąciłem i będę pomagał jak umiem. A chyba najlepiej pomogę, jeśli dam ci pomyśleć i odpocząć od siebie - uznałem nieco z żalem. Mimo wszystko uniosłem dłoń, wpierw z wahaniem, a potem nieco pewniej, by pogłaskać czule Aidena po policzku.
- W razie potrzeby znajdziesz mnie bez problemu - podsumowałem spokojnie.
Offline
Uniosłem rękę, złapałem go delikatnie za nadgarstek i odsunąłem od mojej twarzy. To był jakiś taki... Odruch. Zrobiłem to szybciej niż zdążyłem pomyśleć, a zrażony tym gestem Vincent wycofał swoją dłoń.
- Wybacz... - szepnąłem, chowając obie dłonie w do kieszeni i zerkając w bok. - Jesteś człowiekiem, nie eksperymentem. Nigdy nie potraktowałbym w taki przedmiotowy sposób nikogo, zwłaszcza osoby, która stal mi się bliska... Nawet bliższa niż powinna, ah - westchnąłem cicho na koniec z nutą złości na siebie.
On wie o sobie wsyztsko, a ja? Wychodziło na to,że kompletnie się nie znałem.
- Nie będę dziś już mącił... Pójdę już, Vincent. Wybacz, że urywam tak rozmowę. Znajdę cię... Ale jeśli ty zorbisz to pierwszy to rozbiez zbiorem się na kolejną rozmowę - zapewniłem go.
Offline
Byłem bliższy niż powinienem? Cóż, dla ciebie pewnie tak...
Odsunąłem się kilka kroków chcą ukryć swoje zmieszanie. Chciałem dobrze, chciałem go tylko pogłaskać po twarzy, uspokoić, ale... nie byłem kobietą by coś takiego wyczyniać.
- W porządku, ja... nie wchodzę na wyższe pokłady - przypomniałem. - Więc raczej nie miniemy się, jeśli tego któreś wcześniej nie zaplanuje - zauważyłem, zerkając na Aidena, starając się to zrobić w miarę na spokojnie. - I... pamiętaj, niczego nie mącisz. To ja zacząłem, przecież już mówiłem - zaznaczyłem. - Więc nie czuj się winny. Zasłużyłem na wszystko co mnie spotka - podsumowałem. - A i tak nie będę żałował - dodałem, zaciskając wargi i odwracając wzrok.
Offline
Złapałem głęboki oddech, przyglądając mu się o kilka sekund za długo a może jednak za krótko? Podszedłem z wolna do drzwi, które w sumie były tak niedaleko, że mimo mojego mozolnego tempa znalazłem się przy nich bardzo szybko. Złapałem za klamkę, uchylając je lekko. Odwróciłem się zaraz do Vincenta.
- Gdybym nie mącił równie mocno co ty, to by mnie tu dziś nie było, Vincent. Jakby nie patrzeć siedzimy w tym razem i nie można tego oddzielić na "moja–twoja" wina - zaznaczyłem stanowczo.
Offline
Uśmiechnąłem się krzywo i pokiwałem głową.
- A więc siedzimy w tym razem - przytaknąłem i oparłem się tyłem o biurko. - Tak więc damy radę temu też razie - dodałem swobodnie i skinąłem głową Aidenowi. - Do zobaczenia - podsumowałem i kiedy wychodził... Cóż. Potrzebowałem przetrawić tą rozmowę, wszystko co się wydarzyło oraz obrać jakiś plan, kierunek następnych działaś. Aiden dalej będzie spotykał się z tamtą kobietą? Upewniał się może w swoich uczuciach, sprawdzał, przekonywał co faktycznie jest dla niego lepsze. Pewnie na jego miejscu bym tak zrobił, próbowałbym poznać siebie jak najlepiej.
Jednak ja to ja, a Aiden... to najlepszy człowiek jakiego dotychczas spotkałem w życiu, on pewnie znajdzie jeszcze inną drogę by opanować swoje nerwy, by zapanować nad myślami, by w końcu zapanowała w nich cisza. Pomogę ci... Jakkolwiek będzie mi dane - pomogę ci...
Offline
/dzień 24 - 29 lipca 1958 rok/
Mieli kolejne trzy dni, w ciągu których Camilla znów prosiła o spotkanie – niestety ja po raz kolejny musiałem jej odmówić i tym razem chyba zrozumiała że nie jestem zainteresowany. Co nie było do końca prawda i do końca klamstwem. Bo cudownie mi się z nią rozmawiało jednak nie tak jak z Vincentem. Wczoraj nawet zszedłem na niższy pokład, jednak wycofałem się. Biłem się z własnymi myślami.
Trzeciego dnia, w popołudniowych godiznach wybrałem się do jego sklepu. Zaskoczony podniósł na mnie wzrok jednak jego oczy zaraz złagodniały, przyglądając mi się uważnie.
- Witaj, Vincent... Ja... Chciałbym znów porozmawiać - przyznałem się, nieśpiesznie podchodząc do lady i spoglądając na gablotkę, w której lśniła biżuteria. - Przy kolacji w restauracji 2 klasie? Pasowałoby ci to...?
Offline
Chwilkę przyglądałem się mu uważnie, jakby szukając elementów które mogły się jakkolwiek zmienić. Chciałbym mu powiedzieć, że tęskniłem, zapytać jak spędził te kilka dni. Zaraz jednak jedynie pokiwałem głową z miękkim uśmiechem.
- Tak, dziś wieczór kolacja... Nie ma problemu - zapewniłem go spokojnie. - Nie mogę się już doczekać... - dodałem z lekkim uśmiechem, kiedy tak przyglądałem się mu. W jego oczach odbijały się lśniące kamienie, przez co wyglądała jeszcze lepiej niż zazwyczaj. W następnej kolejności chciałem zapytać odruchowo, czy aby na pewno to że będziemy wśród dużej ilości ludzi mu nie przeszkadza, zaraz jednak poczułem sam siebie, że nie muszę pytać go o coś takiego, on na pewno sam już ze sobą przeprowadził tą rozmowę.
- Czyżbym mógł Ci jeszcze jakoś służyć w jubilerskim fachu? - zapytałem, unosząc lekko brew kiedy przyglądał się gablotom. -Jestem zawsze do usług - dodałem, mrugając do niego i poprawiając coś na lądzie.
Offline
Uśmiechanalem się mimowolnie.
- Wiem że jesteś, i za każdym razem gdy odmawiam twojej pomocy jest mi niezwykle niezręcznie,Vincent - zauważyłem wzdychając cicho z poczuciem winy. Spojrzałem na jego twarz ze słabym uśmiechem. - Po prostu przyglądam się wystawnie bo... Wciąż jestem pod wrażeniem że ty to zrobiłeś. Magia dzieje się w tyłu miejscach. Jednak biżuteria nie jest moją magia, chyba ja do tego nie pasuje - stwoerdziłam wzruszając ramionami. - Ale bardzo dziękuję.
Offline
- Ty tworzysz wielkie, nowoczesne budynki, a ja tworzę malutkie wisiorki czy kolczyki - zaśmiałem się cicho. - Bawiło mnie to już od dawna. Ty tworzysz rzeczy wielkie, potężne, a ja takie drobne i kruche... Każda z tych rzeczy jest jednak piękna - zauważyłem miękko i uśmiechnąłem się czule, aż w końcu pokręciłem głową. - Um, nie przejmuj się, tak sobie gadam... Um... Więc widzimy się na kolacji - podsumowałem rozbawiony, drapiąc się po włosach, nieco zawstydzony, że tak popłynąłem.
Offline
Kiwnąłem głową, nie kryjąc uśmiechu.
- Widzimy się na kolacji. - Ruszylem do wyjścia, uśmiechając się pod nosem przez cały czas. Zatrzymałem się jednak w drzwiach, oglądając na Vincenta. - I... Uh, Vincent, gdybym nie wytrzymywał twojego gadania, to byśmy nie rozmaiwali. Słucham cię zawsze z uwagą - zaznaczyłem, kiwkaac mu głową i wychodząc ze sklepiku.
Offline
Uśmiechnąłem się czule pod nosem i pokiwałem mu po prostu głową. Nie potrzeba było więcej słów. Słuchał mnie, chyba nawet lubił mnie słuchać, nieważne ile gadałem. I chyba... cieszyło mnie to. Bardzo. Że nawet jak rozgadywałem się o czymś irracjonalnym, albo nieistotnym, to on i tak słuchał i kulturalnie upomniał kiedy za bardzo pędziłem. Hah...
Wieczorem... Ubrałem się elegancko. Bez rozpiętej koszuli, porządnie zapiąłem ją prawie pod szyję, założyłem marynarkę, którą również zapiąłem... Nie miałem jednak krawatu ani muszki, byłem po prostu eleganckim facetem, z dwoma sygnetami na palcach, który szedł na kolację ze swoim towarzyszem podróży, nic nadzwyczajnego.
Pozornie.
Na nadgarstku dzielnie trzymał się nieco sfatygowany zegarek, na którego cały czas zerkałem niecierpliwie, czekając na Aidena, przed wejściem. Miałem manię, to było już pewne, musiałem być przednim, jakbym potrzebował pomocy, jakieś opieki przy wejściu w tych ludzi. Ludzi z klasą, której mnie czasem brakowało...
Offline
- Dobry wieczór Vincent - przywitałem się, zatrzymując obok niego i spoglądając na salę. Nie było na niej bardzo dużo ludzi, cieszyłem się. W pierwszej klasie na głównej sali zawsze był tłum, w drugiej było więcej małych restauracji, także nie zbierały się w nich wielkie tłumy. - Świetnie wyglądasz - skomplementowałem. - Chodz, usiądziemy spokojnie i wybierzemy coś. Szczerze mówiąc to jestem trochę głodny - przyznałem się.
Póki co odsunąłem poważniejszy temat na bok, na to przyjdzie czas, przecież nie musieliśmy się chyba... Rzucać na to od razu. Prawda?
Offline
Lubiłem jak to mówił, że dobrze wyglądam, ostatnio to powiedział przy kolacji z jego przyjaciółmi... Pokiwałem głową i poprawiłem mankiety ruszając za Aidenem. Jakby był moim przewodnikiem po tym tłumie tak obcych i odległych mi ludzi.
- To zrozumiałe, zresztą sam też umieram z głodu - parsknąłem śmiechem. - Od śniadania niczego nie jadłem, bo przegapiłem lunch w czasie pracy - przyznałem zawstydzony. - Więc tak, kolacja to był świetny pomysł - podsumowałem, rozglądając się dookoła.
Offline
- O rany, to zamówimy może jakaś przystawkę - stwierdziłem, gdy przysiedlismy się do niewielkiego stolika. Zaraz za nami podbiegla kobieta z kartami dań i z zagubiona miną nam je podarowała, przeprassajc że nie podeszła szybciej. - Niech pani wybaczy nam, jesteśmy tak głodni że zapomnieliśmy poczekać tą chwilę. Od razu coś zamówimy - oznajmiłem, zatrzymując ja przy nas. Otworzyłem kartę i zerknąłem na przystawki. - Hm, masz ochotę na łososia czy czy mozzarellę z pomidorami? - zapytałem, podnosząc wzrok na Vincenta i łagodnie się uśmiechając.
Offline