Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokręciłem głową z cierpkim uśmiechem.
- Gdy rano byłem zabrać woje klucze uciąłem sobie pogawędkę z barmanem, panem Tylmanem - przyznałem się. - Znamy się trochę, pracował w barach do których chadzałem, a że rekrutacja pracowników była głownie w moich okolicach i dzielnicach, Tylman też się załapał - wyjaśniłem. - Powiedziałem mu, że polewanie nam do upadłego to był bardzo zły pomysł i uznał, że możemy to uznać, za postawione nam kilka kolejek - pokręciłem głową. - Nie wiem w jakim celu to robił, albo i się domyślam, lecz nie chcę o tym myśleć. Nie mniej, nie martw się rachunkiem. Chyba bym nie dał tyle zapłacić za piwo - pokręciłem głową rozbawiony. - A nawet i ilość aż tak mi nie przeszkadzała... Rano obudziłem się bez problemu... - przyznałem.
Offline
Pokiwałem głową.
- Masz mocną głowę. Moja wciąż nieco povilewa. Alkohol jest dobry w umiarze, jego przesyt wywołuje niesmak. Hm, i kaca - dodałem żartobliwie i obaj zaśmialiśmy się z tego małego żarciku.
Pogadaliśmy jeszcze przez jakiś czas i rozeszliśmy się... Znaczy się, ja wyszedłem z baru, a Vincent został. Zapewne niedługo przeniesie się do baru i tam będzie tańczył i cieszył się z tego całego tłumu. Momentami aż zazdrościłem mu takiej swobody ruchu w tak ciasnej... Atmosferze.
Offline
/Dzień 16 - 21 lipca 1948/ (dzień 13 to jak spał w kajucie Aidena a 14 to jak opowiadał mu o Camilli)
Nie widziałem się z Aidenem na dłużej od ostatniej rozmowy na temat tej całej Camilli, ale chyba aż tak bardzo nie żałowałem. Znaczy, tęskniłem za jego widokiem, zapachem, dźwiękiem jego głosu, czy ciepłem ciała... Ale z drugiej strony chyba niie dałbym rady spokojnie słuchać jak opowiada o tej dziewczynie. Wyszedłbym albo zapiłbym się w trupa a przecież starałem się być dobrym przyjacielem! Eh Camilla, czego nie mam co ty masz... Prócz cipki.
Jednak przy śniadaniu dzisiejszego poranka dałem znać Aidenowi by przyszedł do mnie do sklepu popołudniem. Chyba zrozumiał o co mi chodzi bo z uśmiechem pokiwał głową i wrócił do rozmowy którą prowadził wraz z kolegami, których już znałem. Taa zdecydowanie nie uznawałem ich za zagrożenie, co innego tamta dziewucha...
W każdym razie, z gotowym wisiorkiem wyłożonym w pięknym pudełeczku gdzie pod poduszeczką na tyle pudełeczka podkleiłem małą karteczkę "twój kochany Vincent" (ciężka do znalezienia. Wątpiłem by ją kiedykolwiek znalazł, to był po prostu mój... Mały dodatek. By uspokoić sumienie) czekałem na mojego ulubionego ukochanego klienta.
Offline
- Witaj Vincent - przywitałem go radosnym i podekscytowanym głosem, zamykając za sobą drzwi do sklepu. Statek zakuwał się nieco mocniej a ja razem z nim. Zaśmiałem się. - Dziś buja mocniej niż zwykle. Cieszę się, że wszelkie dolegliwości związane z podróżą minęły mi w pierwszych dniach. Teraz będzie wręcz dziwnie zejść na stały ląd, gdzie nic nie buja się na boki i nie kołysze cię wieczorem - podsumowałem, stając przy lądzie.
Offline
Uśmiechnąłem się rozbawiony kiwając głową i opierając dłonie na ladzie.
- Fakt, dziś mocno wieje przez co są fale... Jeden z oficerów przyszedł dziś do mnie z mostka by kupić coś dla ukochanej i właśnie wspominał coś o tym, że do wieczora się nie uspokoi - przyznałem. - Jednak zapewnił, że nie przerodzi się w nic poważniejszego - dodałem miękko. - Co prawda dziś nie tknąłem pracy, za bardzo się boję - zaśmiałem się i pochyliłem po przygotowane pudełko. - Jednak twoje zamówienie skończyłem poprzedniej nocy - wyjaśniłem z rosnącym uśmiechem dumy.
Offline
Spojrzałem na pudełeczko, które Vincent postawił na ladzie.
- Po twoim uśmiechu mogę wnioskować tylko tyle, że wyszło naprawdę dobrze. Wyglądasz na szczerze zadowolonego z siebie - zauważyłem, sięgając po pudełeczko i otwierając je.
Spojrzałem na wisiorek i uśmiechanalem się sam do siebie. Bałem się, że gdy znów na niego spojrzeć pomyśle "Eh, nieszczęsny pierścionek'' ale nie, nie było tak. Zupełnie odbiegłem myślami od tamtego wydarzenia.
- Wygląda dokładnie tak, jak sobie wyobraziłem - oznajmiłem, podnosząc wzrok na Vincenta. - Rany, bardzo ci dziękuję. - Zaśmiałem się.
Offline
- To ja ci dziękuję za taki pouczający projekt - uznałem z uśmiechem. - No wiesz, jak stworzyć z jednego wspomnienia nowe możliwości... - powiedziałem, wpatrzony rozmarzony dla odmiany nie w Aidena ale swoje dzieło. - Każdy szlif, każde przetopienie, każdy wzór został stworzony po to by nowy właściciel... był zachwycony tym prezentem bardziej niż jakimkolwiek pierścionkiem - uśmiechnąłem się i z dumą z samego siebie znów popatrzyłem na mężczyznę. - Zachowaj na specjalną okazję... Kiedyś gdy rozpocznę sprzedasz swojej kolekcji, będziesz mógł powiedzieć, że masz swój własny unikat - zauważyłem rozbawiony.
Offline
Wyciągnąłem wisiorek z pudełka i potarlem opuszkami palców tak jak niegdyś robiłem to z pierścionkiem.
- Fakt, wyjątkowy unikat. - Podniosłem wzrok na Vincenta. - Dałeś temu małemu przedmiotowi nowe życie. To zabawne porównanie i wydaje się być nieco głupawe... - Westchnąłem. - No ale naprawdę to zrobiłeś. Kompletnie z niczym się nie kojarzy. To czysta kartka. No, prócz imienia i nazwiska swojego wykonawcy, nie ma zapisanego na sobie niczego - podsumowałem, chowając zawieszkę do podelka. - Proponuje spotkanie. - Popatrzyłem pytająco na Vincenta. - Może niew barze... Karty u mnie? Ostatnio dobrze nam się grało.
Offline
Ostatnio byliśmy pijani, ty pokazałeś mi swoją kolekcję guzików, ja swoje dziurki w uszach, a poza tym staliśmy blisko siebie tak często jak tylko się dało.
- Tak, też ją dobrze wspominam - zaśmiałem się cicho. - Wpadnę po pracy w takim razie. Może najwyżej odrobinkę później, Janet prosiła bym przyszedł do niej dziś na moment, więc nie śmiem odmówić - wyjaśniłem i podsunąłem pudełko. - Zachowaj pudełko. Odpowiedni naszyjnik będzie czekał na odpowiedniego właściciela w odpowiednim pudełku, to rozkaz jubilera - podsumowałem miękko, lecz cały czas z uśmiechem. - Tak więc... widzimy się wczesnym wieczorem...
Offline
- Będę w takim razie czekał u siebie - odparłem, chowając naszyjnik i zamykając pudełeczko. - Do zobaczenia później Vincent, jeszcze raz dziękuję - szepnąłem, unosząc pudełeczko do góry a następnie chowając je w wewnętrznej kieszonce marynarki. - Oh i oczywiście pozdrów ode mnie Janet. Muszę znów wpaść na jej koncert na niższych pokładach. Może zostanę dłużej i w końcu zatancze z nią na jej zasadach? Ale nie wspominaj jej o tym, bo nie będę miał wyjścia! - zastrzegłem z rozbawieniem, wycofując się pod drzwi.
Offline
- Aiden, oboje wiemy, że nie chcesz tego robić, już raz z nią tańczyłeś, nie podkładaj się - parsknąłem śmiechem i pomachałem mu, gdy wychodził. Przyłapałem się na tym, że uśmiecham się odrobinę szerzej niż gdy Aiden tu przyszedł, ale... to chyba nie było zbyt zaskakujące. Ten człowiek właśnie w taki stan mnie wprawiał...
Wieczorem, już bez marynarki, jedynie w koszuli i szelkach na ramionach, przyozdobiony swoją biżuterią jak zawsze zapukałem do drzwi kajuty Aidena. Uśmiechnąłem się do niego gdy wyjrzał zza uchylonych drzwi i uniosłem sporą butelkę, którą ze sobą miałem.
- Janet przesyła najcieplejsze pozdrowienia - wyjaśniłem obecność alkoholu. - Dodatkowo coś tam mówiła, że to gin który ci ostatnio smakował... Ja tylko przekazuję - dodałem, kiedy już wszedłem do środka, a mężczyzna zamknął za mną drzwi.
Offline
- Hm, w takim razie butelka wina ktorą zamówiłem będzie musiała pozostać zamknięta - stwierdziłem rozbawiony, odbierając z rąk Vincenta dużą butelkę. Ile ona miałam chyba ponad litr! - Skąd Janet w ogóle ma takie butle? Uh, zapewne to głupie pytanie, zignoruj. To po prostu Janet i już - odpowiedziałem sam sobie, stawiając butelkę na stoliku, gdzie leżały karty i stały kieliszki.
Dziś w pokoju był nieco większy niead niż ostatnio, ale tylko troszkę. Po prostu parę książek leżało na wierzchu, kilka kartek i jakieś ołówki oraz linijki przy biurku.
- Proszę,siadaj - zachęciłem, wskazując kanapę.
Offline
- Dzięki i... Tak, to jak Janet zdobywa alkohole niech pozostanie... tajemnicą - zachichotałem i pokręciłem zaraz głową, siadając z zadowoleniem na kanapę. - Uparła się, że powinienem jej pomóc z przygotowaniem się na występ, więc musiałem iść do jej garderoby, a tam był jej obecny kochanek i jeszcze jej chórki fanki... Jednym słowem jestem naprawdę zmęczony, znudzony i słyszałem za wiele, potrzebuję alkoholu - podsumowałem, machając ręką i ciesząc się na kieliszki, które już na nas czekały. Rozlałem nam obojgu odrobinę napoju i rozejrzałem się po pokoju. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzałem na Aidena.
- Jesteś jakiś rozproszony? Mam wrażenie, że gdy byłem tu ostatni raz niezapowiedzianie, był większy porządek...
Offline
- Tak, trochę jestem "rozproszony" - przytaknąłem. - Siedziałem nad rysunkiem dopóki nie przyszedłeś - przyznałem się. - a wcześniej czytałem i jeszcze w międzyczasie, gdy już rysowałem przeglądałem książkę... - Pokręciłam głową i zasnąłem się krotko. Uniosłem dłonie u ruszone ołówkiem. - Własnej, pozwolisz, że pójdę umyć dłonie i zaraz do ciebie dołączę. Jeśli przeszkadza ci ten nieład, to zaraz też to posprzątam, zajmie mi to w sumie chwilkę - dodałem, uśmiechając się łagodnie.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, machnąwszy ręką.
- Nie, nie przeszkadza mi to, nie martw się - parsknąłem śmiechem. - Po prostu łatwiej to zauważyć jak już się troszkę znamy... No ale dobrze idź się wyszoruj, ja poczekam - dodałem i rozsiadłem się wygodnie na kanapie, popijając naprawdę bardzo smaczny gin od Janet. Z tyłu głowy czułem jednak, że za tym smakiem kryje się zabójcza siła, jednak póki co jeszcze nie uderzała. I dobrze.
- Hm... statkiem nadal kiwa, to pewnie nie ułatwiało rysunków architektonicznych - zaśmiałem się, spoglądając za niewielkie okienko w kajucie.
Offline
- Potwornie kiwa. Nie czułem tego przez cały dzień tak bardzo, jak w momencie w którym usiadłem przy biurku - o ze śmiechem, wracając do Vincenta. - Nic mi nie wychodziło. Właściwie to spędziłem dwie godziny na rysowaniu prostej linii przy tym bujaniu - powiedziałem z lekką zażenowany sobą i usiadłem obok mężczyzny, spoglądając na niego z podziwem. - A ty cały czas pracujesz, godne pochwały - podsumowałem, uśmiechając się do niego szeroko, sięgnąłem też po swój kieliszek by upić z niego nieco. - Hm, mocne - stwierdziłem, spoglądająca na jego kieliszek, który niemal już pozniol do końca. - Janet współpracuje z barmanem? - zażartowałem.
Offline
Spojrzałem na niego z lekko uniesioną brwią.
- Oby nie, bo jeśli oni współpracują, to pewnie mają też w swojej zmowie kucharza - powiedziałem pełnym grozy tonem i zaśmiałem się cicho, kręcąc głową na te słowa i upijając jeszcze łyczka alkoholu, nim odstawiłem go na stolik. - A co do pracy... cóż, usiadłem na krześle i tak sobie siedziałem, pogoda jest średnia, to i handel słaby, pewnie wszyscy podobnie jak ty skryli się w swoich kajutach, albo bibliotekach... Widziałem też sporo ludzi w barze, więc może dobrze, że spotykamy się już na osobności - przyznałem miękko z lekkim uśmiechem spoglądając na Aidena. - Hm, a więc dwie godziny jedna kreska... Cierpliwy z ciebie człowiek - zachichotałem.
Offline
- Wytrwały - poprawiłem go pospiesznie - cierpliwości to zaczęło mi już mocno brakować. - Westchnąłem, również odstawiając napój na bok i sięgając po karty, by je nieco przetasować. - Wiele krzywych kresek musiałem postawić, że y w końcu udała się ta jedna prosta - mruknalem rozbawiony. - Ale to zawsze jakieś nowe doświadczeniem, fale wymuszają jeszcze większe skupienie na pracy niż w normalnych warunkach. Można doszukiwać się w tym plusów.
Offline
- Albo nerwicy - parsknąłem rozbawiony, kręcąc głową. Dopiliśmy po jednym kieliszku jeszcze lekkich rozmów, gdzie jednocześnie piękny człowiek tasował piękne karty, które już raz widziałem, a nadal mnie zachwycały. Z uwagą obserwowałem jak jego sprawne palce tasują karty i próbowałem sobie przypomnieć czy wspominał, że gra na fortepianie... tak, chyba coś takiego mówił.
- Hm, jestem beznadziejnym graczem, ale muszę przyznać, że granie taką talią w takim towarzystwie jest wyśmienite nawet gdy przegrywam - zaśmiałem się, przyglądając się swoim kartą po rozdaniu. Z pokładu niżej dało się słyszeć przyjemną muzykę, dzięki której cisza nie zapadła w pokoju, a nasze zmysły pojone już drugim kieliszkiem ginu były spokojne. - Próbujemy grać w to co ostatnio...?
Offline
Pokiwałem spokojnie głową, zerkając na Vincenta i upijając z kieliszka trochę ginu. "Jeśli w takim tempie będziemy pić to na pewno się ipijemy tak jak ostatnio" pomyślałem, ale nawet nie śmiałem mówić tego na głos. W końcu ostatnim razem naprawdę było... W porządku. No, procz jego zachowania na sam koniec nocy.
- Tak, gramy w to co ostatnio. Mogę dać ci na początku trochę fory, żebyś się na spokojnie wdrożył. Gra będzie nieco równiejsza - zauważyłem, zerkając na niego.
Offline