Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Byliśmy za blisko, byliśmy za blisko siebie, czułem dokładnie jego zapach już na sobie, czułem po prostu... jego. I było mi z tym tak cholernie dobrze. Więc skoro było mi tak dobrze i tak błogo, to czemu to miałby być złe.
- Ta... Chyba musimy... - przyznałem z tak wielkim żalem, że aż sam się sobą zdziwiłem. W ciszy odłożyłem karty do pudełka i oddałem je Aidenowi. Potem podszedłem po swoją marynarkę, by odkryć, że...
- Jasna cholera... - jęknąłem. - Zostawiłem klucze do swojej kajuty w barze - powiedziałem, przeszukując jeszcze raz kieszenie, a potem zażenowany sobą spoglądając na zegarek. - A teraz są już zamknięci... Cholera... - mruknąłem jeszcze, być może nieco zbyt emocjonalnie podchodząc do kluczyka, który pewnie po prostu i wypadł, a rano będę mógł go odebrać.
- Czy ja... mogę się zdrzemnąć u ciebie...? - zapytałem. - ... na kanapie - zaraz szybko dodałem.
Offline
Zagryzlam wargę, zerkając to na Vincenta, to na kanapę. Potrzebowałem po prostu chwili, by to przeanalizować.
- Tak, kurcze wybacz, jestem zmęczony. To żadne problem, byś tu został. Do rana i tak już niedaleko. Tylko ja wstaje później niż ty. Może zadzowonie i poproszę o pobudkę... O której będziesz tam potrzebował wstać - zaproponowałem, już podchodząc do telefonu. - Kanapa jest twoja - podsumowałem.
Offline
- Nie, nie, nie martw się, ja... wstanę sam - zapewniłem kiwając głową. - Nic się nie stanie, jeśli obudzę się nieco później... - zapewniłem go spokojnie i odetchnąłem ciężko, siadając znów na kanapie. - Uh i... wybacz, że... się narzucam - bąknąłem zażenowany sobą, zdejmując powoli buty. - Czasami... zapominam o takich prostych rzeczach... - mamrotałem dalej zły na siebie, irracjonalnie wściekły za to jak przyćmiewają mnie emocje, oraz za kilka innych rzeczy. Musiałem wyglądać co najmniej żałośnie, ale chciałem się po prostu położyć i trochę przysnąć. W jednym pokoju z Aidenem. Tuż obok. Na łóżku. Śpi bez koszulki...? Może w samej bieliźnie? O Boże, a co jeśli śpi nago?! Umrę, nie przeżyję tej nocy... Choć nie, jestem tak zmęczony, że mógłby tu biegać nago i bym to przespał...
Offline
Bo ci utworze Vincent, że byś to przespał :'"""")
- Nie narzucasz się. To tylko mały błąd, a raczej nawet nie to. Klucz się zawieruszyl i tyle, zdarza się - podsumowałem i podeszedlem do swojego łóżka. Wziąłem jedną z dwóch poduszek i kołdrę i przeniosłem je na kanapę. - Trzymaj - mruknalem, uśmiechając się. - Nic nie mów już, tylko idź spać, bo ledwo na oczy patrzysz - wytknalem mu z uśmiechem. - Ja też się już kładę - oznajmiłem, odwracając się do niego plecami k wdrodze na łóżko rozpinając koszule.
Offline
O.Mój.Boże.
No tak, wiedziałem już, że nie zasnę, dokładnie w momencie w którym ściągnął koszulę z ramion, tyłem do mnie. Na wszystko co święte.. Czy będzie dane mi kiedykolwiek powiedzieć Aidenowi prosto w twarz że jest seksowny, pociągający, niepoprawnie wręcz? Mogłem tylko patrzeć jak układa koszulę na komodzie. A co gorsza, zostać przyłapanym na tym jak się śliniłem do tego jak łaził po pokoju bez koszuli, z odkrytym torsem. Na jego wzrok odwróciłem się tak szybko, że niemal złamałem sobie kark, ale z pokorą zacząłem po prostu zdejmować z siebie wisiorki i sygnety, układając je na stoliku przy kanapie. Potem zawstydzony zdjąłem koszulę i spodnie, odkładając wszystko złożone na krzesło gdzie wisiała marynarka. Nie odważyłem się już ani razu spojrzeć w stronę mężczyzny, już wystarczająco się skompromitowałem.
W końcu schowałem się pod kołdrą i wcisnąłem głowę w poduszkę, która tak bosko, wyraźnie pachniała Aidenem.
- Dobranoc... - powiedziałem cicho, zażenowany, mając nadzieję, że nie dostanę erekcji od samego spania z nim w jednym pokoju, na jego poduszce.
Offline
Założyłem na siebie luźne, materiałowe spodnie od piżamy oraz zarzucilem na ramiona niezapiętą koszule nocna i odwróciłem do do Vincenta by do niego zagadać jakoś, jednak o niemal rzucił się w drugą stronę, odwracając ode mnie. Poczułem się... Sfrustrowany? Zawiedziony? Zmieszany? Coś między tymi trzema rzeczami bodajże.
Zmarszczyłem brwi i przyglądając się jego zwiniętej sylwetce, zakopanej w mojej pościeli powoli zapisałem guziki. Nie odezwałem się do niego,dopóki on sam się do mnie nie odezwał. Jednak nie złapałem z nim już kontaktu wzrokowego co nawet nieco mnie rozłościło.
- Dobranoc, Vincent - mruknalem, wyciągając z szafy koc i położyłem na na łóżku nakrywając nim. Usmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem oczy.
Offline
/dzień 14 – 19 lipca 1948/
Rano... Czułem się błogo. Alkohol zszedł ze mnie po śnie (zawsze miałem dobrą przyswajalność), a w dodatku pierwsze co ujrzałem to nie była moja smutna kajuta, a kajuta Aidena, który spał kawałek dalej. Uznałem, że jestem naprawdę sporym szczęściarzem, skoro mam tak dobrego przyjaciela po tych kilkunastu dniach na statku, że mnie przenocował... Postanowiłem, że ubiorę się bardzo cicho i wyjdę z kajuty bez budzenia go, w końcu było dość późno jak dla mnie, a dla niego pewnie dość wcześnie. Jednak kiedy byłem na etapie zakładania koszuli i wciskania jej w spodnie nadal wpatrywałem się zaciekawiony w mężczyznę i w końcu... Ciekawość wygrała i podszedłem bliżej Aidena.
Spał spokojnie, był rozluźniony, włosy w nieładzie... Hah i tak wyglądał bosko. Z tymi przymkniętymi oczami rozluźnioną twarzą... wydawała się nawet szczęśliwszy. Może śniło mu się coś miłego? Sam uśmiechnąłem się, kucając przy nim, na myśl, że może mieć jakieś miłe sny... Zasłużył na wszystko co miłe... Chciałbym mu to powiedzieć na głos, może zapewnić trochę miłych chwil? Kochał bym cię Aiden, gdybym tylko mógł zapomniałbyś o tamtej lafiryndzie, która cię zostawiła na lodzie. Gdybyś mi pozwolił zrobił bym wszystko...
Nie wiem jak długo tak kucałem przy Aidenie, ale na tyle długo by po prostu zdać sobie znów sprawę, że jestem w nim zakochany, a on o tym nie może wiedzieć...
Offline
Kiedy obudziłem się Vincenta już nie było. Spodziewałem się tego ale mimo wszytsko miałem chyba cicha nadzieję, że jeszcze go złapie. Mniejsza... W końcu wiedziałem gdzie go szukać, więc nie musiałem się tym przejmować. Gdy podniosłem się z łóżka i zobaczyłem że poskładał kołdrę i zostawił ją w lądzie na kanapie usmiechnąłem się do siebie. "I kto tu jest pedantyczny?" Pomyślałem z lekkim rozbawieniem.
Umyłem się i ubrałem w świeże, pachnące rzeczy. Lubielm zapach proszku do prania albo wykrochmaloną pościel... Hm, te małe rzeczy sprawiały że uśmiechałem się zdecydowanie częściej niż powinienem.
Przeszedłem się na śniadanie z myślą że ten dzień będzie będzie po prostu zwykłym dniem ale... Spotkałem podczas spaceru przemiłą panienkę i zaczęliśmy rozmawiać, zjedliśmy razem obiad i co nieco się o niej dowiedziałem. Była przezabawna.
I gdy wieczorem wiedziałem z Vincentem na kanapach w barze i opowiedziałem mu o wiek damie to... Jego reakcja znów mnie zaskoczyła. Ale tym razem jego niewielkie skrzywienie jakby mnie... cieszyło...
- To po prostu zabawne że tak na siebie wpadliśmy - podsumowałem, wzruszając niewinnie ramionami. Dziś nie piłem swojej whisky, zamówiłem kieliszek wytrawnego wina i po zakończonej historii upiłem z niego trochę alkoholu.
Offline
- Mhm... zabawne - bąknąłem, nadal walcząc ze skrzywieniem. Nie powinienem tak reagować na zadowolenie Aidena, przecież to nie jest wina, że woli kobiety! To raczej moja wina, że są mi obojętne! Odchrząknąłem, także biorąc łyk wina, lżejszego niż miał mężczyzna. Dobra, jak to rozegrać...? Już prawie się oplułem z zaskoczenia kiedy wspomniał o tej "śmiesznej panience", teraz mogło być tylko gorzej, albo tylko lepiej.
- Cóż... to na pewno miło, że tak dobrze spędziliście dzień - przyznałem ostrożnie dobierając słowa, nadal nie umiejąc się uśmiechnąć. - Nie dziwne, że podeszła do ciebie, już chyba ustaliśmy raz, że... um jesteś dość atrakcyjnym mężczyzną, dla wszystkich niezamężnych panien to raczej jasne, że będą próbować swych sił, baby takie są...
Chyba potrzebuję wódki.
Offline
Skrzywilam się.
- Tak, tak... Jednak gdy ujmujesz to w ten sposób, brzmi to jeszcze gorzej - stwierdziłem i zaśmiałem się, uśmiechając łagodnie. - Sek w tym, że nie byłem zainteresowany żadną, ale Camilla jakoś to... Zmieniła. - Westchnąłem. - Naprawdę podobał mi się ten dzień jednak nie chce mieszać w głowie sobie ani jej. Czułbym się z tym okropnie, zwodząc kogoś bezpodstawnie. Hmmm... - Miną mi nieco zrzedła. Byłem oczarowany dziewczyną, wszystko co dziś mi pokazała, wydawało się być piękne. Jednak... Minęły dopiero 3 miesiące od moich nieudanych zaręczyn. Bardzo chciałem odpocząć. - Chyba musiałem to opowiedzieć na głos, by zrozumieć... - bąknąłem nieco zły na siebie. Mógłbym się bawić ale szczerze powiedziawszy to nie zależało mi na zabawnie aż tak bardzo, wybawiłem się już...
Offline
Tym razem przykrość wzięła górę nad niesmakiem. Położyłem dłoń na ramieniu Aidena i uśmiechnąłem się słabo, ze współczuciem.
- Wiem, że tamta dziewczyna zostawiła cię na lodzie, ale... Nie wiem czy warto wciąż i wciąż przeżywać tą żałobę - zauważyłem ostrożnie, wiedząc, że kolejnymi słowami będę sam siebie nadziewał na ostrza. - Jeśli było ci z nią miło, to kontynuuj. Powiedz jej wprost, że nie czujesz się gotowy na dłuższy związek, ale... Wiesz - wzruszyłem ramionami. - Nie jestem specem w związkach, ale chyba w każdej sytuacji rozmowa rozwiązuje problemy - podsumowałem cofając rękę. - Najwyżej okaże się, że dziewczyna chciałaby iść tylko z tobą do łóżka - podsumowałem, musząc dodać swoje zgryźliwe trzy grosze. - Mówię ci, baby takie są.
Offline
Parsknąłem śmiechem i spojrzałem na Vincenta z rozbawieniem w oczach.
- Chyba musiałeś się też ostro przejechać i zostać na lodzie, skoro kobiety aż tak zaszły ci za skórę. Nie dopytuje o co chodzi. Po prostu chce dodac, że nie wszystkie takie są. I szczerze powiedziawszy to wątpię, by ona była jedną z tych, o których mówisz. Gorzej pomyślałbym o sobie. Jest śliczna - zaznaczyłem, kręcąc głową z uśmiechem. - Aż głupio,że tyle czasu minęło, a ja nawet nie kojarzę jej z wyglądu. Płynie pierwsza klasą, więc... No nie wiem. Powinienem był ją już dostrzec. - Wzruszyłem ramionami.
Offline
- Mówiłem, kobiety po prostu mnie... do dłuższego czasu już nie interesują - wywróciłem oczami, biorąc duży łyk wina. - Mówię ci, jak ci się podoba to dalej się z nią widuj - podsumowałem. - A skoro wam się dobrze rozmawia, to dobrze no i... Tak trzymaj, wyjdź z żałoby ciesz się życiem - wzniosłem kieliszek. - Nie po to płyniesz w cudowny rejs, do nowego światu, by wynudzić się ze mną na alkoholem, bilardem i czasem kartami - parsknąłem, kręcąc głową. - Próbuj nowych rzeczy - podsumowałem.
Offline
- Dobrze mi się z nią rozmawiać, tak jak z tobą - przyznałem rozbawiony. - Od razu, bez zbędnych ozdób, grzeczności. To bardzo miłe. - Uśmiechanalem się sam do siebie, choć nie umknęło mojej uwadze to, że Vincent przez cały czas się krzywił. Nie byłem pewny czy dobrze mi życzy w tym temacie, bo wyraz jego twarzy nie pokrywał się ze słowami. Odchrząknąłem. - Mniejsza o to, umówiłem się z nią na jutrzejsze popołudnie... A jak twoje prace nad biżuteria? I nad moim wisiorkiem? - zmieniłem temat, uśmiechając się do mężczyzny.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową.
- Tak praca nad twoim wisiorkiem... Jest dobrze, niedługo go skończę - powiedziałem miękko. - W tej chwili przygotowuje srebro do tego by przyjąć brylant - uśmiechnąłem się łagodniej, mówiąc o swojej pracy. - Pewnie za kilka dni będzie gotowy, dam ci znać, więc bez obaw - uśmiechnąłem się lekko. - Ale zapewniam cię, że jest dobry. Nawet lepszy niż sądziłem, że wyjdzie - zaśmiałem się cicho. - Um... W każdym razie, moje projekty idą całkiem dobrze - uśmiechnąłem si, kiwając głową, a w końcu zmusiłem się by spróbować być dobrym przyjacielem. - Czyli już jutro się umówiliście? Hah, okej, rozumiem... Mam nadzieję, że to będzie miłe... spotkanie - uśmiechnąłem się lekko.
Offline
- Też mam nadzieję... - szepnęłam, zaciskając wargi.
Oczekiwałem czegoś od tej dziewczyny? Miałem wrażenie, że nie... Po rpsoyu była świetną rozmówczynią. No i wydawało mi się, że jej rozmawiało się ze mną równie dobrze co mi z nią. Choć teraz, po tym jak Vincet kilka razy zaznaczył, że kobiety bywają różne, czułem się znów niesfojo. No i na co mi było tyle adoratorek, skoro nie umiałem w spokoju porozmawiać z jedną, która wcale nie wydawała się być aż tak bardzo zainteresowana. W takim znaczeniu.
- Myślałem, że praca nad wisiorkiem zajmie ci więcej szasu. Naprawdę szybko ci poszło. Choć... Nie znam się na tym w sumie, nie mam pojęcia ile robi się takie rzeczy - przyznałem, uśmiechając się z rozbawieniem
Offline
- Skupiłem się na tym - przyznałem szczerze. - No wiesz, chciałem go skończyć, wręczyć ci i ewentualnie nanieść jakieś poprawki no i... Um, nie był to aż taki trudny projekt, wręcz przeciwnie, bardzo przyjemny i lekki - zadowolony z siebie popijając wino. - Musiałem stopić srebro i.... um, nie chyba nie ma sensu bym mógł ci o tym opowiadać - uznałem spokojnie, wzruszając ramionami. - Jestem pewien, że ci się spodoba. No i na pewno spodoba się następnemu właścicielowi - uśmiechnąłem się lekko. - Ale najważniejsze, by się tobie podobał...
Offline
- Projekt był ładny, więc w rzeczywistości będzie pewnie wyglądać lepiej - stwierdziłem z przekonaniem i westchnąłem cicho. - Szczerze powiedziawszy to... Zaczynam się powoli nudzić. Przeglądam książki, robię małe szkice, jakieś obliczenia... Za dwa tygodnie będę pilnie potrzebował mieć jakieś zajęcie - stwierdziłem rozbawiony, uśmiechając się do Vincenta. - Tylko co ja mam tu sobie znaleźć do roboty, Vincent? - Parsknąłem śmiechem. - A ty nieco wypoczywasz? Dziś wydajesz się być zmęczony... Trochę zabalowaliśmy za bardzo wczoraj.
Offline
- Wiesz, na co dzień pracuję, więc mam co robić - przyznałem szczerze zastanawiając się głośno. - A gdy mam w weekendy wolne, to zazwyczaj wyleguję się i odpoczywam - parsknąłem. - Ty masz naprawdę dużo czasu na odpoczynek, lenistwo... - zaśmiałem się cicho. - Ale chyba można sobie coś tutaj znaleźć. No wiesz animatorzy lubią zajmować czas pasażerów z tego co wiem. No i... zawsze możesz chodzić na spotkania jakichś kółek zaangażowanych - zachichotałem. - No wiesz, kluby książki? - zaśmiałem się. - Nie wiem, gdybym nie pracował pewnie bym całe noce szlajał się po barach i zdobywał nowych znajomych - wzruszyłem ramionami. - Czyli stosunkowo to co robiłem na lądzie - parsknąłem, wzruszając ramionami. - Teraz jestem grzeczny, w barach jestem tylko po pracy... Prócz tego, że no wczoraj... ale to był wyjątek, to był naprawdę miły wieczór. I noc - mruknąłem pod nosem uśmiechnięty.
Offline
Również się usmiechnąłem, trącając ramieniem Vincenta.
- Minionej nocy nie można nazwać złą, aczkowleik można było nieco zmniejszyć ilości alkoholu. - Zaśmiałem sie. - Mam wrażenie, że barman niemal celowo dolewał nam i dolewał. W którymś momencie straciłem nieco rachubę - przyznałem się, marszcząc brwi. - Aż strach pytać o rachunki z wczoraj - dodałem, kręcąc głową.
Offline