Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Nie wiem czy byłem naprawdę uradowany jego propozycją, czy zrobiło mi się słabo. Naprawdę go lubiłem pomijając już moje inne uczucia o których wolałbym nie myśleć, stał mi się po prostu bliski. I byłem mu niezwykle wdzięczny za wszystko, a za razem robiło mi się słabo, że muszę wciąż udawać tylko przyjaciela. Miałem wielu przyjaciół facetów, z którymi nie sypiałem, naprawdę, w wielu wypadkach nie sprawiało mi to żadnego problemu, jednak Aiden.... Aiden był inny. Ciągnęło mnie do niego, po prostu nie umiałem się oprzeć niczemu co go reprezentowało. Pozwalałem sobie na drobne flirty, ale tylko drobne by dało się to odczytać jako żart, jednak...
- Byłbym zaszczycony - wydusiłem zaskoczony jego propozycją. - Mówiłem ci, że wisiorek i tak jest drobnym wydatkiem, robię go dla ciebie jako wprawę, z czystej przyjemności... Dziękuję za propozycję, to będzie naprawdę niecenione z twojej strony... No i pomoże mi przynajmniej pierwszych kilku nocy nie spędzić na ulicy - mruknąłem nieco przerażony tą wizją.
Offline
- To okropna wizja - stwierdziłem, krzywiąc się, być możne nieco nadmiernie. Ale naprawdę czułem nieco oburzenia, że taki los mógłby go spotkać. Że taki los w ogóle spotykał porządnych ludzi, którzy naprawdę ciężko pracowal... Poczułem jak chłodny drescz przebiegł mi po plecach. Musiałem prędko odsunąć od siebie wsyztskie wspomnienia. - Z pewnością możesz liczyć na moją pomóc. Znajdzie się dla ciebie miejsce na tydzień lub dwa. A w tym czasie poznasz nieco miasto i rozejszysz się za własnym noclegiem. - Usmiecjnalem się mimowolnie. - Sam też z chęcią poznam miasto. - Zaśmiałem się krótko.
Offline
- W takim razie będziemy je poznawać we dwoje - pokiwałem głową z nieco powściągliwym uśmiechem, jednak musiałem powstrzymać jakoś lawinę emocji i sprzecznych informacji w swojej głowie. Janet i matka zawsze mówiły, że muszę być twardy, a moja wrażliwość mnie zgubi, więc oto moment w którym te dwie kobiety, jak zawsze miały rację.
Wypiliśmy jeszcze po szklance swoich napoi, nim odeszliśmy w końcu od baru do stołu bilardowego. Oboje już po 3 szklankach, z kolejną w ręku zdecydowanie byliśmy bardziej rozluźnieni i szczerze mówiąc mi to nie przeszkadzało. Wcale, a wcale. Ustawiliśmy trójkąt i bile i na zmianę jak poprzednio zaczęliśmy wbijać je z kolei, śmiejąc się i przekomarzając jakbyśmy się już znali od naprawdę dawna. Oczywiście między tymi koleżeńskimi wymianami zdań, mój wzrok wodził za nim jak ćma za światłem, kiedy się wypinał, ustawiał, zmieniał pozycję... Oszalałem na jego punkcie i byłem bardzo zły, że zdawałem sobie z tego sprawę, kiedy dopijałem czwarte piwo.
- Chyba zaraz ktoś tu wygra - zauważyłem sam kręcąc się wokół stołu, podtrzymując ducha rywalizacji, choć był on nikły i niezbędny raczej tylko do przekomarzania. - Gramy do trzech? - zapytałem i uniosłem brew, zerkając na Aidena. - Noc jeszcze młoda, może dasz radę się odkuć? - zaśmiałem się, pochylając się w końcu, a moje wisiorki uderzyły o stół.
Offline
Oparłem dłoń o krawędź stołu do bliatra, spoglądając rozbawiony na wstawionego Vincenta, który kiwał się na boki i chyba nawet nie był tego do końca świadomy. Przynajmniej tak wywnioskowałem po jego pełnej skupienia minie i lekki kiwającymi się linku w jego dłoniach. Sam też byłem już wystawiony, powinienem przestać pić, cholera! To zdecydowanie mój ostatni łyk alkoholu... Dopilem whisky, odstawiając pustą szklankę na bok.
- Jestem jak najbardziej za tym. Ale gdy już skończymy, to pójdę się przewietrzyć - oznajmiłem, wracając do stołu i wykonując swój ruch.
Offline
- Jak skończymy to sam też będę musiał się przewietrzyć, nie martw się, rozumiem - zaśmiałem się, opierając się o stół i mimo własnych ostrzeżeń z tyłu głowy i tak wpatrywałem się w jego pochyloną sylwetę. Nie miał marynarki, a mimo iż koszula nie pozwalała dojrzeć wszystkiego, oczywistym było, że miałem do czynienia z naprawdę seksownym i silnym mężczyzną. Nie mówiąc już o dokładnie zlustrowanych nogach, pośladkach, kroczu... Kiedy jednak za drugim uderzeniem chybił, ja z uśmiechem podszedłem do stołu i po dłuższej chwili przymierzania się, wbiłem czarną bilę. Z uśmiechem dumy wyprostowałem się zadowolony z rozgrywki.
Nie wiem kiedy barman zabrał nam puste szklanki, zastępując je nowymi, ale wiedziałem już, że jeśli chciałem dopić do piwo, powinienem robić to bardzo wolno. Dlatego też - podobnie jak Aiden, piłem je niemal całą drugą rundę, naprawdę sącząc po kropelce (wygrał mój kompan).
Przy trzeciej, było już źle. Mimo iż kategorycznie odmówiliśmy większej ilości alkoholu, roześmianemu barmanowi, to i tak już byłem wstawiony i wiedziałem o tym. Dlatego głównie milczałem - nie chciałem palnąć niczego naprawdę złego. A mogłem wspomnieć przypadkowo, że takich pośladków sam bym nie wykuł ze złota...
- Oj źle to widzę... - mruknąłem, próbując przymierzyć się do niemożliwego uderzenia, gdy Aiden zaraz miał już wbijać czarną bilę. - Chyba tą rozgrywkę wygrasz ty...
Offline
Złapał go za łokieć, dzięki czemu ręką przestała mi się tak trzęść.
- Skup się i nie poddawaj - nakazałem rozbawiony, spoglądając na bile. - Cała gra nie jest przesadzona, choć faktycznie idzie ci już gorzej niż lepiej - zauważyłem, śmiejąc się cicho. - Próbuj - powtórzyłem, w końcu puszczając jego rękę ale nie odsunąłem się z zaciekawieniem obserwowałem jego strzał.
Offline
Na Boga, gorąco mi...
- Możesz jeszcze potrzymać, mnie to nie przeszkadza... - mruknąłem pod nosem, dość cicho, ale i tak byłem niezadowolony z siebie, że w ogóle te słowa padły huh. Wykonałem uderzenie i choć było blisko, i tak minąłem się ze smakiem. Z jęknięciem, wyprostowałem się, stykając się ramię w ramię z tym ideałem, z tym naprawdę tak cudownym... musze przestać.
- No dobra, nawet w pełni sprawności byłoby to trudne uderzenie - westchnąłem i ręką zaprosiłem Aidena do uderzenia. - No to dawaj, próbuj swoich sił - uznałem, spoglądając na niego.
Offline
Usmiechnąłem się i pochyliłem do wbicia czarnej bili. Być może nie trafiłem celowo, być może naprawdę nie udało mi się trafić. Nie byłem do końca pewny, jakie były moje intencje. Wynik był jednak oczywisty – gra nadal trwała. Vincent znów miał szansę mnie nadgonic. I... Znów mu się nie udało. No cóż... Przy kolejnym uderzeniu udało mi się i wygrałem rundę, a przy tym nasz mały "meczyk", wynikiem 2:1.
- A teraz potrzeba powietrza - mruknalem, rozpinając drugi guzik i odkładając kij na miejsce. - Tutaj zrobiło się troszanie duszno - dodałem, podchodzić do stołu i pomagając Vincentowi zbierać bile.
Offline
- Taa, zdecydowanie - mruknąłem, zbierając bile i krzątając się wokół stołu wraz z Aidenem, a w końcu, po serii niezręcznej bliskości jaką odczuwałem z mężczyzną podczas odkładnia kul i stykaniu się, czy muśnięciach naszych dłoni, ramion.. (A jemu zdawało się to zupełnie nie przeszkadzać) ostawiliśmy też puste szklanki i z westchnieniem wyszliśmy na zewnątrz baru, na otwarty pokład.
- Uf... masz rację, w barze było chyba okropnie duszno - jęknąłem, wyciągając zdobioną (przeze mnie, a kto inny mógłby mi zrobić zdobioną płytkę metalu) papierośnicę z pojedynczymi papierosami. - Reflektujesz...? - zapytałem, opierając się o barierki, by się nie kiwać, i wyciągając rękę z papierośnicą w stronę Aidena.
Offline
Również oparłem się o barierkę i złapałem kilka głębokich oddechów, czując jak chłodne morskie powietrze napełnia mi płuca.
- Z chęcią się poczęstuje - przytaknąłem, sięgając po papierosa. - Wielkie dzięki - dodałem, wkładając go między zęby i posyłając mu rozbawiony uśmiech, gdy wyciągał zapalniczkę. - Nie wziąłem swojej, użyczysz mi też ognia? - zapytałem grzecznie, pochylając się nieco w jego stronę.
Offline
- Nie ma problemu - parsknąłem i wsadzając sobie papierosa za ucho, kiedy schowałem papierośnicę wyciągnąłem zapalniczkę i podszedłem trochę bliżej Aidena. Zakląłem rozbawiony kiedy wiatr co i raz zdmuchiwał mi ogień, nim zdążył on nawet musnąć czubek papierosa. Podszedłem więc naprawdę dość blisko mężczyzny i osłaniając dłonią od wiatru jego papierosa spróbowałem raz jeszcze ze skupieniem odpalić go. To było cudowne 30 sekund, gdy moje palce ledwo ledwo muskały policzek mężczyzny, a sam czułem dokładnie ciepło jego ciała, oraz to jak zerka na moje skupienie. To durne odpalanie papierosa mogłoby się nie kończyć. Zaraz potem po małym odsunięciu się, spróbowałem odpalić i swojego, mimo wiatru.
Offline
- Dziękuję - szepnąłem, powtarzając się. Trochę... Nie myślałem co mapie. Hm... Te kilkanaście sekund było... Jakie inne. Dziwne. Ale... Całkiem przyjemne. Ekscytujące i zastanawiające. Chyba nawet wstrzymałem oddech i dopiero teraz, powoli, wypuściłem powetrez z płuc, podczas gdy mój towarzysz siłował się z własnym papierosem. - UM, pomogę - mruknęłam i odlonilem dłonią z drugiej strony jego papierosa, uśmiechając się lekko. Nasze opuszki palców się styknęły i... Stop. Alkohol to wielki wróg.
- No i proszę - zaśmiałem się, wracając do poprzedniej pozycji (opierając się łokciami o barierkę). - Udało się - podsumowałem, splątując palce swoich dłoni przed sobą.
Offline
- Um, tak... Nie pomyślałem, by odpalić jeszcze w środku, gdzie nie wiało - bąknąłem niemal rozbawiony, zdając sobie sprawę, że byłoby to znacznie łatwiejsze, ale zupełnie pozbawione tej atmosfery, która cały czas wisiała między nami w eterze. Doznałem albo miniaturowego zawału, albo miniaturowego orgazmu, jednak jedno było pewne, alkohol tylko pogarszał sprawę.
- Dzięki - podsumowałem jedynie, opierając się obok niego o barierki. Zassałem lekko wargę, zastanawiając się co dalej. - To była dobra gra - uznałem, kiwając głową i wpatrując się w ocean. - A na pewno był to szalenie miło spędzony czas - dodałem, uśmiechając się nieco szerzej, kiedy zaciągałem się papierosem. - Koniecznie musimy.. um zagrać jeszcze parę razy. Rozstrzygnąć turniej - uznałem szczerym tonem.
Offline
- Yhym, tak, tak, umm... Z chęcią z tobą zagram jeszcze. Rejs się właściwie dopiero zaczął - przytaknąłem, również uśmiechając się szczerze. Popatrzyłem w stronę wody, która teraz właściwie była jedynie ciemna przestrzenią. Ocean był taki ogromny, a my tylko... małymi ludźmi. Czy to co robiliśmy w ogóle miało jakieś znaczenie? - Możemy spędzić na graniu jeszcze wiele wieczorów - dodałem z zadowoleniem.
Offline
- Byłoby naprawdę cudownie - przyznałem z zadowoleniem i popałałem dalej papierosa, po prostu napawając się tą atmosferą. Naszą wspólną atmosferą. - Jest wiele atrakcji na statku, na pewno znajdzie się coś jeszcze co można tu robić - zaśmiałem się cicho i zerknąłem na Aidena z przyjemnością i znów na ocean. - Faktycznie zostało jeszcze całkiem sporo czasu rejsu... Jeszcze tak wielu rzeczy można doświadczyć, poznać... - dodałem miękko, z rozmarzeniem.
Offline
Zaśmiałem się i pokiwałem głową potakujaco, spoglądając kątem oka na mężczyznę obok mnie.
- No tak, nie musimy non stop grać w bilarda. Możemy wymyślić sobie inne zajęcia - przytaknąłem, uśmiechając się sam do siebie. - Hmmm, wspominałem, że nie lubię hazardu, to wiesz. Ale grywam w karty, o tym chyba... też wspominałem, mówiłem ci już tak wiele rze zy że sam się w tym gubię. - Pokręciłam głową. - Sek w tym, że mam talię kart, całkiem ładną, jedną z tych kolekcjonerskich. Możemy pograć. Albo mogę cię nauczyć. Jedno i drugie mi odpowiada - zapewniłem, spoglądając w końcu na dłuższą chwilę na Vincenta.
Offline
- Możesz mnie nauczyć i możemy razem grywać - zaśmiałem się cicho także na niego spoglądając. Ah patrzy na mnie z takim miłym uśmiechem na twarzy, a włosy zawiewa mu wiatr. Oczy błyszczą się w słabym świetle, a ja... Jestem zdecydowanie podpity. I zadurzony na zabój.
- Grać przy użyciu pięknej talii kart, jeszcze w tak miłym towarzystwie to czysta przyjemność - orzekłem z przekonaniem i uśmiechem. - Choć nie mam za wielu rzeczy do postawienia w grze... Mogę postawić najwyżej siebie. Biżuterii nie oddam żywcem! - zaśmiałem się nieco za głośno, ale nadal wpatrzony w Aidena jak w obrazek. Najbardziej seksowny i pociągający, podniecający, a zarazem budzący ciepło i zaufanie obrazek... Iii nadal jestem wstawiony.
Offline
- Nie lubię hazardu, Vincent! To będzie... Gra jak w bilarda. Na punkty i satysfakcję - przypomniałem mu, zaciągając się papierosem i obróciłem się przodem do niego, opierając się teraz tylko jednym łokciem o barierkę. - Nie chce ci nic zabierać, obiecuję - szepnąłem,marszcząc lekko brwi. Zależy mi po prostu na radości... twojej... mojej... naszej... - Nie musimy nawet czekać - siedziałem, prostując się i wzruszając ramionami. - Choć, zagramy w coś, w jakąś jedną grę karcianą na pewno umiesz grać, co nie Vincent? W cokolwiek? - zapytałem rozbawiony, powoli ruszając do przodu, by wyrzucić papierosa do popielniczki stojącej na stoliku obok wejścia na korytarz.
Offline
Zmarszczyłem brwi spoglądając na mężczyznę ale po szybkim dopaleniu poszedłem zaraz za nim w stronę schody do kajut.
- Ummm tak, coś tam umiem - uznałem idąc za
Aidenem i ramię w ramię, dość blisko na drobnej klatce schodowej wspinaliśmy się dalej. - Ewentualnie dasz mi jakieś szybkie przeszkolenie - zaśmiałem się, kiedy dotykaliśmy się ramionami, kiedy czułem jego ciepło ciała...
- Noc jeszcze młoda, na pewno coś wymyślimy! - dodałem, wchodząc na korytarz.
Offline
- Trochę się kiwasz na boki - zauważyłem z rozbawieniem. - Nie wiem czy tłumaczenie ci jakiejś gry ma sen. Hmm, sam chyba nie będzie na tą chwilę najlepszym nauczycielem,coś wymyślimy na pewno - przytaknąłem mu na koniec i zaśmiałem się krótko.
W miarę szybko dotarliśmy na korytarz gdzie znajdowała się moja kajuta.
- No... Hmm... Może i noc jest jeszcze młoda, ale na pewno nasze upojenie alkoholowe nieco ją skróci. Uh, zazwyczaj nie piję tak dużo - naknalem pod nosem, chyba bardziej do siebie, szukając kluczyka, jeszcze zanim dotarliśmy pod moje drzwi. - Ale jest w porządku - zapewniłem, z zadowoleniem wyciągając w końcu klucz do drzwi.
Offline