Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Najlpier czeka mnie rozmowa z rodziną Blanchett i Lambert - przypomniałam mu, czując prawdziwy ciężar tych słów. Powoli zaczynałam planować koniec wszytskiego co miałam do tej pory. Jeszcze nie umiałam uwierzyć w to, że naprawdę chciałam to zrobic. Na rzecz mężczyzny, którego poznałam zaledwie kilka tygodni temu, chciałam zerwać zaręczyny, odsunąć się od rodziny i zrezygnować ze stabilności, która tak bardzo chcieli mi zapewnić rodzice prze całe życie. Bałam się. Że to się nie uda... Czy naprawdę można wierzyć uczuciom? A a gdzie w tym wszystkim jakikolwiek plan? Kochałam go całą sobą ale może nie o to chodziło...? Mój strach chyba brał się z czystej niewiedzy. - Potem... Potem będziemy rozmawiać o reszcie - owoedzialam z zaciśniętym gardłem, siadając prosto na łóżku i odgarniając włosy z twarzy.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
- Lena... Jestem pewien, że wszystko rozwiąże się dobrze... Może zrywając zaręczyny z Patrickiem tym potworem nie zerwiesz z rodziną? To wcale nie musi się tak kończyć - uznałem z przekonaniem. Potem jednak znów pogłaskałem jej policzek.
- Bardzo cię kocham Lenko, pamiętaj o tym. I cokolwiek nie zadecydujesz, będę cię w tym wspierał - zapewniłem ją miękko.
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Ml one oczy napełniły się łzami, strachu i wzruszenia jednocześnie.
- Mam nadzieję że wszystko się ułoży, Enzo - powedziałam załamującym się głosem i złapałam drżący oddech, pospiesznie ocierając oczy. - Idź już, wiem że powinieneś. Nie możesz wyjść stąd za późno, niedługo znaczenie się tu kręcić sporo ludzi, a ty masz też sowie obowiązki. Dziękuję... Że byłeś. I przepraszam za wszystko - podsumowalam, odwracając zawstydzony wzrok.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
Nie mogłem przecież wyjść widząc jej stan! Zagryzłem mocniej zęby, zły że miłość nie może być dla nas łaskawa.
- Kochanie.... Nie masz za co mnie przepraszać, zapewniam cię - powiedziałem miękko, czułym głosem. - Jesteś moim skarbem i pod żadnym pozorem nie można za to przepraszać. Za to że się kochamy...
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Pokiwałam głową, uśmiechając się, choć w środku wzbierała we mnie rozpacz i panika. Nie chciałam jednak teraz dawać po sobie tego poznac. Musiałam zachować te smutki dla siebie... To nie był dobry czas, by dzielic się tym wszystkim.
- W porządku... Masz rację - przytaknęłam mu, podnosząc na niego wzrok i powoli zsuwając się z łóżka. Szybko sięgnęłam po szlafrok, by ukryć siniaki okryć ramiona. - Zasłużyłeś na coś więcej niż wymykanie się nad ranem z mojej kajuty - szepnęłam, ujmując jego twarz w dłonie i składając na jego wargach delikatny pocałunek. - Wynagrodze ci to.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
- Nie martw się, jestem... Jestem pewien, że to się stanie... - uśmiechnąłem się słabo. - Póki co odpoczywaj jeszcze spokojnie. Masz dużo czasu do śniadania - zauważyłem i ruszyłem do drzwi. - Do zobaczenia słońce... Dziękuję za wszystko - dodałem i wyszedłem z pokoju czując, że im dłużej zostanę, tym gorzej będzie nam się rozstać.
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Położyłam się... A raczej bezwładnie opadłam na łóżku, wciskając twarz w poduszkę. Czułam ból który rozrastał się niczym chwast po całym moim ciele. Nawet nie umiałam wydusić z siebie żadnych łez, bardziej... Miałam ochotę krzyczeć i rzucać się na wszystkie strony z tej bezsilności.
Tego poranka nie pojawiłam się na śniadaniu. Dlatego w mojej kajucie pojawił się Patrick, co jedynie pogorszyło wszystko. Pomimo że tylko siedział obok, czytając książkę... Leżałam i udawałam że śpię, by nie musieć z nim rozmawiać.
/dzień 25 - 28 lipca 1948 roku/
Następnego dnia siedziałam na śniadaniu w grobowej ciszy. Mama stwierdziła, że jestem blada jak kartka, a ja niemrawo przytaknęłam na jej słowa. Szukałam odpowiednich słów, cały czas układałam w głowie rozmowy z rodzicami o Enzo... Zastanawiałam się nad tym, co i jak powiem Patrickowi. Pierścionek od niego teraz bardzo ciążył mi na palcu.
Po obiedzie zajęłam miejsce w fotelu na wyższym pokładzie blisko rufy statku. Owinelam się szalem, udając że czytam, choć tak naprawdę jedynie wpatrywałam się w słowa.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
- Proszę cieszyć się pogodą póki jest, za kilka dni wpłyniemy w nieprzewidywalny front - westchnąłem głęboko, siadając na towarzyszącym fotelu obok Leny. - Prawdopodobne skończy się to niegroźnym deszczu czy grzmotach, ale mam nadzieję że nie boisz się burz za bardzo - zaznaczyłem miękko, zerkając na Lenę, a uśmiechnięty, pełen miłości, wzrok skrywałem dla innych pasażerów (których było tu niewielu) pod daszkiem czapki oficerskiej.
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Drgnelam zaskoczona, gdy czujesz słowa wyrwały mnie z zamyślenia. Na początek napięłam się jak struna, bo nie rozpoznałam głosu, jednak gdy tylko natrafiłam wzrokiem na błękitne oczy... Odetchnęłam z ulgą.
- W ostatnim tygodniu podróży natrafimy na... "Nieprzewidywalny front"? - zapytałam, mając wrażenie że odnosi się to nie do pogody, a do mojego życia. Musiałam się otrząsnąć z zamyślenia i wrócić do rzeczywistości. - Nie przepadam za tym, jak statek się buja - wyznałam, uśmiechając się słabo. Odwróciłam wzrok od Enzo i spojrzałam przed siebie. W tej chwili nic nie zwiastowało popsucia pogody.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
- Hm, no tak, masz problemy ze zbyt dużym bujaniem... Lepiej żebyś pojutrze nie wychodziła z kajuty w takim razie. Nasze propnozy nie mylą się iż będzie nieprzewidywalna pogoda. Kapitan jest dobrej myśli, ale ja mam złe przeczucia - wyznałem szczerze. - Nie chce by ci się stała jakaś krzywda, w kajucie będziesz najbezpieczniejsza... - uznałem miękkim, pełnym troski głosem. W kajucie ale sama, bez Patricka, dopiero wtedy będziesz bezpieczna...
- Nie chce krakać, ale na moje oko może być naprawdę mocny wiatr. Ale to nadal nic wielkiego dla tego promu, więc obaw poważniejszych bym nie miał...
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
- Rozumiem... Skorzystam w takim razie w pełni z dnia dzisiejszego oraz jutrzejszego. - Umsichndlam się ponownie. - Nie chce myśleć o burzy. O żadnej burzy... - dodałam cichutko, zaciskając palce na swoim szału, którym byłam opatulona. - Nie czuję się najlepiej... To nic poważnego ale brak mi w tej chwili nastroju, tym bardziej nie chce go sobie psuć myślą o niepogodzie na morzu - wyjaśniłam zaraz, nie chcąc zabrzmieć tak niegrzecznie. Westchnęłam cichutko.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
Spojrzałem zasmucony tymi wieściami od mojej kochanej Lenki.
- Leno... Mogę jakoś pomóc na Twój zły nastrój? Może przynieść ci herbaty, albo... Cokolwiek - skrzywiłem się lekko. - Nie wiem jak pomóc na złe nastroje... - mruknąłem niezadowolony z siebie. - To... Chyba ponad moje możliwości... Może wiesz co ci może pomóc? - zapytałem, nadal niie będąc pewien co może pomóc.
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Zacisnęłam mocno zęby, czując niemal fizyczny ból, który poprzedzał moje kolejne słowa.
- Myślę że powinieneś wrócić do swoich obowiązków, oficerze - powedziałam opanowanym głosem, aż sama siebie zaskoczyłam, bo we mnie samej sztorm trwał już od wczoraj. Co gorsza, nadal na niego nie patrzyłam, nie mogłam! Chciałam pochłaniać go wzrokiem, a nie na niego spoglądać, chciałam badać palcami jego ciało, a nie muskać przelotnie dłoń! Nie mogłam na niego spojrzeć... Po prostu... nie mogłam. - Na chwilę obecną, moja rodzina o mnie zadba, a ja... Potrzebuje nieco przestrzeni - pięknie wypowiedziane kłamstwo, pomyślałam. Tak elegancko to wszytsko zabrzmiało.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
Zamilkłem. Sam nie wiedziałem nawet w co wierzyć. Moja Lenka która na zabawie nie chciała puścić się mojego ciała, ta sama z którą wykradaliśmy pocałunki z pojedynczych chwil teraz prosi mnie bym zszedł jej z oczu. I cóż mogłem powiedzieć... Prócz... Pogodzić się z tym.
- D-Dobrze - przytaknąłem, ale zawahanie zdradziło moje zdziwienie. - W takim razie wrócę do obowiązków. Jednak... Niech się pani nie obawia, po burzy.. Zawsze wychodzi słońce - zapewniłem ją miękko z ponownym uśmiechem i uniosłem się z fotela. Moje słońce... Moje słońce chowało się za chmurami póki co niestety, jednak wiedziałem.. Czułem, że jeszcze będzie dobrze. Zaświeci nad nami słońce...
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Jedynie zacisnęłam wargi i poczekałam aż odejdzie. A miałam wrażenie że odchodził całe wieki, że przyglądał mi się tygodniami, że odwracał się miesiącami, a potem latami oddalał ode mnie. Było mi niedobrze.
Wróciłam do swojej cichej rozpaczy, która ciągnęła się do końca dnia.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
/26 dzień – 29 lipca 1948 roku/
Burza nadeszła jednak szybciej niż wszyscy się spodziewaliśmy. Na pokładzie ogłoszono alarm pierwszego stopnia (z trzech), a każdy z pasażerów miał się udać do swoich kajut. Bezwzględnie. Drugi oficer zszedł na pokład by dokładnie sprawdzić czy wszyscy pasażerowie są na miejscach, jednak mnie kapitan potrzebował na mostku. Choć chciałem być z Leną, chciałem ją objąć, głaskać po włosach, otulić kocem i nie wychodzić z kajuty, a zarazem cieszyć się własnym małym światem...
- Enzo! Miej na oku burty, skup się! - ponaglił mnie kapitan, który był wyraźnie zdenerwowany tym że burza nadeszła wcześniej, a nasz kontakt z synoptykami urwał się gdy tylko wpłynęliśmy w burze.
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
Siedząc na pokładzie mogłam wszystko obserwować dokładnie. Wielkie czarne chmury nadchodziły prosto na nas, a my nie byliśmy w stanie im umknąć. Na pokładzie zapadła ponurą cisza, gdy pasażerowie dostrzegli to, co nas czeka.
- Kapitan zapewniał, że nie mamy się czego bać! - skarżyła się jakaś kobieta,stojąca przy barierce obok mnie.
- Mówili że niewielka burza przyjdzie jutro! - dodał jakiś mężczyzna.
- Wszyscy zginiemy - wymamrotała jakąś starsza kobieta, stojąca tuż obok mnie.
Takie rzeczy można było słuchać przez jakiś czas dopóki nie ogłoszono alarmu i nie nakazano wrócić do swoich kajut. Kazano nam nawet założyć kapoki. Poczułam zimny dreszcz przechodzący przez całe moje ciało.
I o czym mogłam myśleć w tej chwili? A raczej o kim... Mój Enzo... Był gdzieś... A ja nie miałam pojęcia gdzie...
- Lena - krzyknął Patrick, pałac mnie za ramiona. Skrzywilam się, bo siniaki wciąż z nich nie zeszły. Syknęłam, patrząc na niego błagalnie. Rozluźnił uścisk. - Idziemy do kajuty - powiedział tonem nieznaczącym sprzeciwu i łapiąc mnie za nadgarstek pociągnął w stronę kajut.
Poczułam przypływ paniki.
- Nie - powedziałam dosyć stanowczo. Patrick oniemiały zatrzymał się i popatrzył na mnie pytająco. Chyba pierwszy raz mu się sprzeciwiałam. - Z-znajdź moich rodziców - poprosiłam, chcąc się od niego po prostu uwolnić. - Proszę, znajdź ich i odprowadza do kajuty - powtórzyłam. - Ja dotrę do siebie - zapewnilam go, starając się wyrwać nadgarstek z jego żelaznego uścisku. Udało mi się dopiero wtedy, gdy on tego chciał rozluźniając palce.
- W porządku. Idź prosto do kajuty - zarządał.
Pokiwałam głową i ruszyłam biegiem do siebie. Wpadłam do kajuty i usiadłam na łóżku. Statkiem zaczynało coraz mocniej kiwać. Gdy chwilę ochłonęłam podnosiłam się z miejsca i schowałam wszystkie rzeczy do szuflady i szafki w biurku, zdjęłam wazon z kwiatami że stołu i pozamykalam szafy na kluczyk. To nie będzie burza, pomyślałam, to będzie sztorm.
Ale nie mogłam wytrzymać, siedzieć i czekać aż wydarzy się coś złego. Wyszłam ze swojej kajuty w momencie, gdy światła nieco zaczęły migać. Bałam się, ale... Szłam przed siebie z nadzieją, że nie wpadnę ani na narzeczonego, czy jego rodzinę, ani na swoich rodziców. Chciałam iść do Enzo, chciałam być przy nim. Trudno, wejdę na mostek, wszyscy tam zgromadzeni mnie zobaczą,zrozumieją co jest między nami. Miałam to gdzieś. Tak strasznie się bałam, a jedynym bezpiecznym miejscem były ramiona mężczyzny.
Jednakże nie było mi pisane, by przejść nawet połowę drogi. Statkiem zaczęło tak bardzo bujać, że gdy odbiłam się dwa razy o ściany byłam naprawdę oszołomiona. Oparłam się o ścianę, starając utrzymać równowagę. Światło wciąż migotało.
- Nie przeżyjemy tego... Mój Boże. Umrę, a ostatnim naszym wspomnieniem będzie to, jak że smutkiem ode mnie odchodzisz... - wybełkotalam.
Na korytarz nagle wypadł jakiś marynarz. Rozejrzał się zaskoczony gdy tylko mnie zobaczył.
- Co panienka tu robi?! - zapytał. Był cały przemoczony, od stóp do głów ociekał woda. Owinięty był w koc, który był jedyną suchą częścią ubrania. - Powinna być panienka w swojej kajucie! - dodał. Nie był zły, a oszołomiony. Chyba oboje tacy byliśmy.
- J-jaa... - wyduszilam z siebie tyle co nic.
Statek znów się zatrząsł i wpadliśmy na siebie z marynarzem. Złapał mnie mocno, układając dłoń z tyłu mojej głowy, chroniąc ją przed uderzeniem.
- Usiądźmy na podłodze! - zarządał a ja grzecznie zsunelam się w dół i pomimo że mężczyzna był przemoczony schowałam się w jego ramionach drżąc z zimna i przerażenia. - Wyjdziemy z tego - zapewnił, mówił coś ciągle, jakieś słowa pocieszenia. Ja nie byłam wstanie. Myślałam tylko o tym, że mój ukochany jest gdzieś po drugiej stronie statku, zapewne na mostku, a ja tkwię w korytarzu i nie mogę do niego pójść...
Gdybym tylko mogła cofnąć czas... Wczoraj kazalabym mu przyjąć znów do mnie. Całowałabym go i mówiła jak bardzo go kocham, że z nim zostanę, że będę z nim na zawsze, że jelsi poprosi mnie o zostanie jego żoną, to to uczynię! Tak bardzo żałowałam swoich decyzji.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
Na mostku trwała burza niemal tak intensywna co na zewnątrz. Ulewny deszcze obmywał okna, przez co sam ledwo widziałem, jednak kapitan widział w tym szkwale drogę do Ameryki. Nie wiem, wiedział jedynie, że muszę mu ufać bezwzględnie muszę mu ufać. Cały czas nadawałem nowe informacje do niższych części statku, do marynarzy na samym dole, do ładowni, do marynarzy w głównej części statku, a fale obmywały pokład co i raz.
- Większość pasażerów jest w kajutach, jednak część z przerażeniem wyszła z kajut. Przechwyciliśmy ich - zapewnił mnie marynarz, jednak później na skutek potężnej fali, która uderzyła aż w mostek wypuściłem słuchawkę z rąk, samemu łapiąc równowagę. Lena? Lena jesteś tam? Moje słoneczko się boi...
- Idzie kolejna fala! - zawołał młodszy oficer, obserwując sytuację za oknem. Moja kochana, umiera ze strachu... powinienem być z nią! Muszę z nią być! Nim jednak porządnie się podniosłem z podłogi, kapitan wołał moje imię.
- Do silników! Płyniemy pełną mocą! Przetniemy fale dziobem i wypłyniemy z wiatrem! - oświadczył zdecydowanie, podając kolejne dane do korekty kursu. Wstałem stając przy ustawieniach silnika, a gdy ustawiłem pełną prędkość, statek nakierował się na naprawdę potężną serię fal. Jednak tak jak przewidział kapitan, wiatr trzymał naszą stronę i przecięliśmy fale, jedynie nieznacznie się unosząc.
- Kolejna korekta! Wypływamy z burzy, kurs pod wiatr, silniki nadal na pełni, piece mają wrzeć! - wołał dalej kapitan, a ja niemal z przerażeniem trzymałem w miejscu wyznacznik siły silników. Młodszy oficera jak i ja z przerażeniem, ale wiarą, wykonywaliśmy kolejne polecenia kapitana, który zdawał się tak pewien swoich niemal szalonych żądań. Jednak nie poddawaliśmy ich w dyskusję.
Lenka... Powinienem zostać tam na fotelach, poczekać aż obdarzysz mnie spojrzeniem tych pięknych oczu...
Kolejna mocniejsza fala, trzymanie się drążka pomogło mi uniknąć upadku.
Nie pozwolę już nigdy cię skrzywdzić, Patrick pożałuje swoich czynów. Zostaniesz ze mną, zaopiekuję się tobą, zajmę się...
- Widać koniec chmur! - oświadczył obserwator. Niemal uśmiechnąłem się pod nosem z wdzięcznością do Boga.
Oświadczę ci się. Zostaniesz moją żoną, moją miłością już na zawsze... Zejdziemy z tego statku razem, zniosę cię na rękach, w ramionach i obiecuję, będziesz bezpieczna...
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline
- Ustaje - mruknął marynarz, ale nie piszczał mnie. Chyba czuł moje przerażenie. Sama uczepilam się go jak tonący koła. Ciężko mi było oddychać. I uwierzyć, że sztorm mija. - Chyba wypływali z burzy - dodał, pocierając moje ramię. - Oh, strasznie się panienka posiniaczyła - zauważył, naciągając na mnie swój koc. - Zaraz się to skończy, zapewniam - powtórzył z powagą, spogladajac w jedną i drugą stronę korytarza.
Nie mieliśmy widoku na zewnątrz, bo nie było tu okien, ale przynajmniej światło przestało migać. Za to przed moimi oczami nadal pojawiały się skrawki przeszłości. Jego błękitne spojrzenie, czułe dłonie, ciepłe uściski, miękkie wargi, troskliwe słowa...
- T-to już na-naprawde koniec? - upewniłam się, nie puszczając póki co mężczyzny.
- Tak, myślę że tak - zapewnił, znów pocierając moje ramię w ramach otuchy. - Ale odczekaj my jeszcze chwilę, niech wszystko się uspokoi. Tak dla bezpieczeństwa - wyjaśnił, zerkając na mnie.
Musiałam wyglądać żałośnie. Nie dość że wystraszyłam się na śmierć, moimi myślami zawładnął mężczyzna który był daleko, nieosiągalny w tym momencie to dodatkowo trzęsłam się, a moje ubrania były przemoczone od munduru marynarza.
- Wszystko będzie dobrze - powtórzył.
Nie miałam nic innego niż mu zaufać. Siedzieliśmy jeszcze przez jakiś czas na podłodze. Czekaliśmy. Statek kiwał się coraz mniej, aż w końcu zaczął wracać do standardowego bujania. Choć po tym co właśnie przeżyliśmy, miałam wrażenie że woda jest już niemal jeziorem.
Kiedy tylko byłam w stanie wstać, zrobiłam to. Nogi mi się trzęsły. Oparłam się o ścianę dłonią. Marynarz również się podniósł.
- Ostrożnie - zaniepokoił się moim stanem.
- Nic mi nie jest marynarzu. Jestem twoja dłużniczką. Jak ci na imię? - zapytałam, łapiąc oddech jak i równowagę.
- George Evans, panienko. To był mój obowiązek - oznajmił. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Pomyślałam o Enzo, który również tak mówił.
- Nie to była twoja dobra wola. Odwdzięczę się, George'u Evans! - zapewnilam go i ruszyłam do przodu. - Ale teraz muszę odnaleźć ukochanego! - rzuciłam radosna jak nigdy i nagle odnalazłam siłę, by biec przed siebie w stronę mostku, prosząc Boga by Enzo tam był.
Dalekie podróże mają to do siebie, że przywozi się z nich coś zupełnie innego niż to, po co się pojechało.
Offline
- Wypłynęliśmy - odetchnął młodszy oficer, ze zmęczenia siadając na podłodze pod szybą. - To było chore... - dodał słabym głosem. Bardzo przejmował się życiem pasażerów, często pływał wojskowymi statkami, ale tam strach i obawy były inne, każdy martwił się o siebie, bo wszyscy wiedzieli co mają robić, jednak tutaj... Tutaj mieliśmy setki osób niewyszkolonych na statku, rozumiałem jego ból.
- Bez obaw załogo, wszystko już jest faktycznie pod kontrolą... - odetchnął kapitan, który zdjął czapkę, by przetrzeć spocone czoło. - Skorygować kurs na nasz cel i zapewnić pasażerom bezpieczeństwo - dodał, schodzą z mostka. - Idę odpocząć - powiedział i nikt nie miał przeciwwskazań. Jednak kiedy tylko otworzył drzwi, cofnął się, by spojrzeć na mnie z bladym uśmiechem. - Pierwszy oficerze? Ktoś do ciebie... - powiedział miękko. Zostawiłem drugiego oficera i młodszego na stanowiskach, a sam wyszedłem na zewnątrz... Gdzie stała moja kochana.
- Lena - jęknąłem, obejmując ją czule, oddychając spokojniej, z ulgą, jakby całe zło już minęło na dobre. - Boże, jak ja się o ciebie bałem.... Boże, Lenko... Tak się cieszę - jęknąłem cicho w jej włosy, kiedy ona trzymała się mnie kurczowo.
Dla kobiety największym spełnieniem jest zasnąć w
ramionach ukochanego mężczyzny, a dla mężczyzny największym
spełnieniem jest przejrzeć się z rana w oczach swojej kobiety.
Offline