Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- W przyszłym tygodniu w piątek było by w porządku. Na weekend zawsze jest nieco lżej - odparłam od razu, bo miałam już tą kwestię ułożoną w głowie.
Czy starałam się stosować do swoich rad? Oczywiście że tak... Tyle że nie mogłam marzyć o swoim życiu, bo miałam już na niego plan, był ułożony. Nie zdziwię się, jeśli pod koniec roku na uczelni rodzice przedstawią mi mojego przyszłego męża, idealnego, młodego czarodzieja, który ma świetne widoki na przyszłość.
Zacisnęłam mocno wargi.
- Teraz muszę już iść. A ty pewnie chcesz jeszcze grać... Trzymaj się. I do zobaczenia.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Do zobaczenia... Dziękuję ci Greta - powiedziałem jeszcze czule. Zaraz potem podrumieniałem, i poprawiłem dłonią włosy. - Z-za kanapkę. I w ogóle... za wszystko - dodałem zaraz nieco rozbawiony. Miałem znacznie lepszy humor niż ostatnim razem, miałem w końcu na kącie jakieś sukcesy, to znacznie podnosiło mi morale i samopoczucie.
Offline
W weekend doszło do tragedii, której spodziewałam się za rok lub za dwa lata. Choć nie do końca było to, czego się spodziewałam. Rodzice zaprosili na obiad do restauracji swoich znajomych. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że wciąż temat schodził na ich syna, który ku wielkiemu nie zaskoczeniu był jedynie cztery lata starszy ode mnie i własnie jemu i jego ojcu wiodło się świetnie na giełdzie. Musiałam siedzieć i pokazywać jak bardzo mnie to ciekawi i jak bardzo jestem zachwycona tym wszystkim. Z wielkim zaangażowaniem opowiadać o moich studiach i wynikach, o tym jak święta ie sobie radzę opowiadali rodzice. I o tym, jaką cudowną osobą jestem... A ja miałam wrażenie, że opowiadali o kimś innym, czułam się z tym okropnie. Czy ja w ogóle istnialam? Żyłam? Może tak naprawdę mnie nie było... Nigdy nie istnialam. Kim jest Greta Tillman? Kim?
Robiło się coraz chłodniej. Szłam spokojnym krokiem z uczelni, do parku, w którym miałam spotkać się z Errico. Po drodze stała staruszka sprzedająca szaliki, czapki i rękawiczki. Pomyślałam, że czemu by nie i podeszłam do niej kupując musztardowe rękawiczki oraz czapkę i taki sam morski kaplet — dla Errico.
- Witaj Erricko - przywitałam się cicho, kiwając mu lekko głową z uśmiechem. - Dziś jestem bardziej przygotowana i wiem gdzie pójdziemy usiąść - pochwaliłam się.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Uśmiechnąłem się szeroko do Grety.
- Naprawdę? To świetnie - zaśmiałem się cicho. - Ciebie też miło widzieć Greta - dodałem, wstając z ławki i po spakowaniu gitary, założyłem ją na plecy, wciskając pośpiesznie dłonie do kurtki, by próbować je tam ogrzać, choć nos i uszy miałem już czerwone od mrozu. - Zaczęła się prawdziwa zima, co? Huh, jest ciężko, będę musiał przestać grywać, palce mi odmarzają, a w dodatku gitara się rozstraja przez ten mróz. Skupię się na kursie i spotykaniu się z tobą - przyznałem Grecie szczerze, kiedy zabierałem z miski drobniaki.
Offline
Na spotykaniu ze mną...
- Zdecydowanie skup się na kursie - mruknęłam, uśmiechając się serdecznie. - Oh, no właśnie - mruknęłam, sięgając do torby i wyciągając czapkę i rękawiczki w morskim kolorze. - Mam coś dla ciebie - powedziałam, wyciągając dłoń z rzeczami w jego kierunku. - Proszę - szepnęłam, uśmiechając się delikatnie.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Popatrzyłem zaskoczony na dziewczynę, odbierając rzeczy z jej rąk i ostrożnie się im przyglądając. Potem znów spojrzałem na Gretę z wahaniem.
- Oh... Nie musiałaś - zapewniłem onieśmielony. - W s-senie dziękuję ci bardzo, naprawdę! Ale uh... Nie wiem jak ci się odwdzięczę - przyznałem zagubiony, trzymając w rękach rzeczy, które każdy tej zimy już miał, a ja dostałem to od dziewczyny... Która mnie odwiedza w parku na ławce, sam nie wiem jak można było nazwać nasze relacje...
Offline
- Zaposuzujesz mi, moim zdaniem to całkiem dobra metoda - mruknęłam, wzruszając lekko ramionami. - Mam takie same - zauważyłam, dotykając czapki. - Kupijalm je od starszej kobiety, która sprzedawała je na ulicy - wyjaśniłam. - Są całkiem fajne. - Uśmiechnęłam się lekko. - Idziemy? - zapytałam, spoglądając na Errico.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Założyłem czapkę oraz rękawiczki, które musiały pasować mi do koloru oczu i uśmiechnąłem się wdzięczny do Grety.
- W takim razie będę najlepszym modelem jakiego mogłabyś sobie wymarzyć - uznałem rozbawiony. - To bardzo miłe z twojej strony, że kupiłaś te rzeczy od starszej pani na ulicy... Może sama je wyszyła, a jej sytuacja jest jeszcze gorsza niż moja? Eh, kto wie - westchnąłem, ale zaraz znów spojrzałem na Gretę. - To naprawdę bardzo, bardzo miłe z twojej strony... Dziękuję, na pewno się nie zmarnują - zapewniłem, naciągając czapkę jeszcze mocniej na uszy ze śmiechem.
Offline
- Wiem, że się nie zmarnują - mruknęłam nieco rozbawiona jego reakcją na zwykłą czapkę i rękawiczki. - Tym razem dostałeś ode mnie coś, czego nie zjesz - zażartowałam, zagryzając lekko wargę i powoli ruszyłam do przodu, w kierunku restauracji. - Errico? Jesteśmy znajomymi, prawda? - zapytałam, a on pokiwał głową potakująco. - To dobrze, miło jest mieć znajomego - podsumowałam, obejmując się ramionami. - Restauracja jest niedaleko. Mają w niej podobno pyszną lazanie i tiramisu - szepnęłam, jedynie zerkając na czarodzieja.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Mmmm lazania! - uśmiechnąłem się szczerze i szeroko, tak jak zazwyczaj to robiłem. - Uwielbiam lazanie, kiedyś jedliśmy ją na okrągło. Z warzywami, z mięsem, z najróżniejszymi rzeczami... Dawno nie jadłem jej - przyznałem zadowolony z uśmiechem spoglądając na Gretę. - A ty? Jaka jest Twoja ulubiona potrawa? - zapytałem niemal z dziecięcą ciekawością.
Offline
- Chyba nie mam ulubionej - szepnęłam zawstydzona. - A powinnam mieć? Powinnam mieć ulubioną? - zapytałam, krzywiąc się lekko. Gorączkowo przeszukałam swoją pamięć co najczęściej jem, jeśli już jem. - Ummm, lubię owoce z jogurtem i musli? - mruknęłam niepewnie, spoglądając pytająco, jakby to Errico miał mi powiedzieć co lubię. Może nawet trochę tak myślałam...
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Spojrzałem zaskoczony trochę paniką, jakie to pytanie wywołało u Grety.
- Pytasz się mnie? - zdziwiłem się lekko. - No wiesz, coś co lubisz jeść, coś na co zawsze się cieszysz, kiedy rodzice przygotują, albo sama lubisz przygotowywać - wymieniałem. - Musli, owoce i jogurt... Hm, nigdy nie jadłem. No wiesz, musli trochę kosztuje, wiem że brzmię abstrakcyjnie, ale cóż... - wzruszyłem ramionami.
Offline
- Rozumiem. W cukierniach, czy piekarniach są takie gotowe śniadania: owoce, jogurt i płatki, czy coś w tym stylu - szepnęłam. - Często je sobie kupuję, mogę ci kiedyś przynieść - zasugerowałam, czując się zdezorientowana trochę. Czemu nie miałam swojego ulubionego dania? Znów wychodziło na to, że jestem bezkształtną masą, nikim. - Są... Są smaczne - dodałam, spoglądając na Erriko z zaciekawieniem. Co jeszcze ciekawego mi powiesz, czarodzieju?
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Oh, Greta... Nie musisz - zapewniłem spokojnie, nieco zakłopotany. - Cały czas wszystko mi kupujesz i dajesz... Nie jestem zbyt dumny, by nie przyjmować pomocy, ale... Nie czuję, że zasłużyłem na rozpieszczanie - zauważyłem niepewnie, nieco zawstydzony i czerwony. - Oczywiście jesteś bardzo kochana, naprawdę... Nie wiem... czy jestem dobrą osobą by przelewać to dobro - powiedziałem zawstydzony, kuląc ramiona.
Offline
- Nie pomagam ci dużo - siwerdzikam, kręcąc głową. - Od czasu do czasu przynoszę ci coś do zjedzenia, sama nie jem za dużo... Więc to trochę jakbym oddawała ci część swoich porcji. Przynajmniej się nie marnuje. Pomyśl o tym w ten sposób. - Wzruszyłam ramionami. - Ja po prostu... - zagryzlam mocno dolną wrge. Ja po prostu go lubiłam. I do końca nie widzialam jak powinnam mu to okazywać. Nie miałam na to żadnej metody. - Po prostu... Chciałam być miła. Wybacz, Errico - szepnęłam, widząc jego reakcje.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Spojrzałem na nią spokojnie i ciepło. Delikatnie musnąłem jej rękę swoją i uśmiechnąłem się, gdy zaskoczona na ten dotyk na mnie spojrzała.
- Dziękuję Greta. Jesteś bardzo miła - zapewniłem zadowolony. - Nigdy nie miałem kogoś takiego. Znajomej. Przyjaciółki... Kogoś z kim mogę się podzielić różnymi rzeczami - przyznałem szczerze.
Offline
- Ja też nigdy nie miałam kogoś takiego jak ty. - Uśmiechnęłam się lekko ale zabrałam rękę, by jeszcze raz jej nie musną. Skrzyżowałam ramiona na piersi. Już byliśmy prawie na miejscu. Restauracja była na końcu ulicy, na którą właśnie weszliśmy. - Dlatego... Całkiem mi zależy, by to jakoś... No wiesz... Um... Utrzymać? Tak, chyba właśnie na tym mi zależy - wymamrotałam trochę się w tym gubiąc i mieszając.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- W porządku, ja się trzymam - zaśmiałem się cicho. - Poza tym... Ciężko mnie zbyć. A nawet staram się by było to niewykonalne. Więc się nie martw się - uśmiechnąłem się czule do dziewczyny, nawet kiedy zabrała rękę. - Nie stracisz kogoś takiego jak ja...
Offline
- Wybacz, nie chciałam by to zabrzmiało obraźliwie - przeprosiłam od razu. - Um, to tu. - Wskazałam dłonią na szklane drzwi restauracji i ruszyłam przodem by przejść przez nie pierwsza. To była restauracja średniej klasy, lepsza niż knajpka w której ostatnio jadłam wraz z Errico, ale nie jakaś bardzo wystawna. Miałam nadzieję, że nie poczuje się przytłoczony otoczeniem. - Poproszę stolik dla dwóch osób, gdzieś z boku - poprosiłam. Kobieta pokiwała głową i zaprosiła wgłąb lokalu. Usadziła nas przy stoliku w rogu, na narożnej kanapie.
Popatrzyłam kontrolnie na Errico, gdy zdejmowaliśmy kurtki i odwieszaliśmy je na wieszak obok naszego stolika.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Rozglądałem się z ciekawością po lokalu, jednak kiedy napotkałem wzrok innych gości, uspokoiłem się trochę z tym rozglądaniem. Trochę za dużo chyba się ekscytowałem i sprowadzałem na siebie uwagi. W końcu jednak kiedy usiadłem spokojnie spojrzałem z uśmiechem na Gretę.
- Super tu jest... Naprawdę. Nie bywam w takich miejscach - przypomniałem rozbawiony.
Offline