Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Zdecydowanie powinieneś się najpierw skupić na kursach. Przy przyjemnościach łatwo zapomnieć o powinnościach. Wiem, że lubisz grać ale... - Zacisnęłam wargi powstrzymując się przed gadką w stylu moich rodziców, bo to by było bardzo złe. Granie nie pomoże ci zarobić porządnie. Chciałam dla niego dobrze, naprawdę... Znałam go na tyle, by wiedzieć, po prostu wiedzieć, że on jest ostatnią osobą, która powinna mieszkać w mieście. Jego nie powinno tu być, źle się tu czuł, czuł się nikim... Ale poza tym wszystkim? Poza metalem i szkłem sięgającym chmur? Pewnie odżyłby... Stanąłby na nogi. Było by mu lepiej!. Wzięłam głęboki oddech. - No wiesz, granie niezbyt pomoże ci się stąd wyrwać, co nie? - powiedziałam delikatnie, uśmiechając się miękko. - Kurs to... To dobra sprawa. A występ... Chciałabym go zobaczyć, nagranie byłoby cudowne.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Tak, postaram się go nagrać... - pokiwałem głową, ale zaraz się uśmiechnąłem. - Ale zagram ci tez na żywo... kiedyś - zapewniłem, zagryzając wargę. - Tak, wiem, muszę się uczyć, bo nie zarobię i nie wyjadę... - przytaknąłem monotonnym głosem. - To nie problem, lubię to, akurat te kursy są fajne... wiele z praktyki pielęgniarskich miałem już za dzieciaka... w domu się przydawało - westchnąłem, wspominając chorobę taty, potem mamy. - jak uzyskam je do końca będę pracował i może... może latem mi się już uda opuścić miasto - przyznałem. - Ty skończysz szkołę, zaczniesz pracę, nowe życie, a ja... coś wymyślę - podsumowałem.
Offline
- Po prostu też zaczniesz coś nowego, Errico - szepnęłam, zerkając na jego dłoń, gdy moja lekko drgnęła. Zacisnęłam zaraz palce i schowałam dłonie pod stół. - Każde z nas ma już plany na... Przyszłość. Zobaczysz, jeszcze wszytko się poukłada. Odnajdziesz spokój ducha poza miastem. Czuję to.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Miałem nikłą nadzieję, że dotknie mojej dłoni swoją, jednak gdy tylko schowała ją pod stół, musiałem sobie radzić z abstrakcyjnym zawodem.
- Tak... Przyszłość - westchnąłem. - To zawsze takie wielkie słowa, wielkie obietnice, wielkie oczekiwania - uznałem strapiony. - Wyjazd to moje marzenie, jakie chcę osiągnąć. Coś o czym śnię, o czym od dzieciaka snuję opowieści... Moja przyszłość, moje jutro jest niepewne - zauważyłem, spuszczając wzrok na serwetkę. - To tylko plan... Ale życie... jest tak kruche. Nauczyłem się dzięki temu, by każdego dnia żyć. Po prostu żyć, a nie udawać życie. A co będzie to będzie...
Offline
Udawać życie. Te dwa słowa chyba na zawsze wyryją się w mojej pamięci. Errico choć nie wiedział, właśnie zdefiniował całą mnie. Sam nie miał pojęcia z czym przyszło mu spędzać czas. Byłam atrapą, ładną, przynoszącą zyski, taką jakby reklamą nazwiska.
- Wypracuj sobie swoją przyszłość. Będzie na pewno warto - szepnęłam jedynie, wbijając wzrok w swoje dłonie.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Zacisnąłem usta. No dawaj Errico, posłuchaj własnej rady i żyj teraz, w tej chwili, żeby nie żałować niczego.
Sięgnąłem nieco dłonią przez stolik i trąciłem palcem jej palec, nieznacznie, by się nie wycofała.
- Ty też wypracujesz sobie piękną przyszłość, Greta - zapewniłem ją miękko. - Zasługujesz na nią... Kiedyś to dobro wróci do ciebie, na pewno - uznałem, z szerokim uśmiechem. - Mam przynajmniej nadzieję, że... że będziesz miała dobre życie. Bardzo mocno trzymam za ciebie kciuki - przyznałem.
Offline
Wbiłam wzrok w jego dłoń, nie wiedząc czy się wycofać, posunąć dalej... Wiedziałam co powinnam zrobić. Ale nie chciałam. Dlatego... Nie zrobiłam nic. Jego palce delikatnie stykały się z moimi. Jedyne co, to delikatnie drżała mi dłoń ze stresu.
- Mam już... Dużo planów - mruknęłam, w pełni ukrywając niechęć i niezadowolenie. Plany rodziców wcale nie się nie podobały. Im dłużej patrzyłam na wolność Radelli, tym bardziej i bardziej jej zazdrościłam. Moja przeklęta siostra odsunęła się od rodziny, a i tak to jej wiedzie się najlepiej, jest szczęśliwa. To taka niesprawiedliwość. - Myślę że wszystko... - Unioslam w końcu wzrok na Errico. - Będzie dobrze.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową.
- Cieszę się. To dobry znak - pokiwałem głową. - Jeśli u ciebie będzie dobrze to ja nie mam się już czym martwić - podsumowałem i cofnąłem dłoń, by dokończyć jedzenie i kiedy odsunąłem pusty talerz od siebie, wziąłem w obie dłonie kubek, by ogrzać je od cieplej herbaty.
- Możesz mi kiedyś opowiedzieć o tych planach - zaproponowałem.
Offline
- Może kiedyś - powedziałam, krzywiąc się nieznacznie. Wzięłam głęboki oddech, by to ukryć i lekko się uśmiechnęłam. - Z tego co pamiętam, to chciałeś się skupiać na tu i teraz więc... Koniec smęcenia - zarządziła z lekkim rozbawieniem.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Roześmiałem się znacznie chętniej niż Greta. Ale i tak cieszyłem się, że się śmieje. Bardzo się cieszyłem. Jej śmiech oznaczał niemal zupełną zmianę... Od tego z czym spotkałem się kiedyś.
- Tak, tu i teraz - skinąłem głową z dumnym uśmiechem. - A co do tego to powinniśmy się chyba zbierać. Ja chciałem jeszcze się pouczyć, a ty pewnie wrócić do domu. Chyba niedługo zacznie padać śnieg... Huh, lepiej skryć się gdzieś gdzie jest ciepło.
Offline
- Tak... Masz... Racje. Powinniśmy się zbierać - przytaknęłam i spojrzałam na lokal, szukając wzrokiem kelnerki, która nas obsługiwała, aby podała nam rachunek. Szybciutko podeszła i zaraz poszła po paranog. - Dziś było naprawdę miło. Zabawne że... Można zapomnieć o innych rzeczach w... Miłym towarzystwie - powedziałam nieśmiało, wzruszając lekko ramionami.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Jestem miłym towarzystwem - zaśmiałem się cicho, ze szczerą dumą. - No wiesz, często się zdarza, że miły czas upływa szybko, a ten niemiły... już się wlecze - podsuwałem, wzruszając ramionami. - Ale ogółem rzecz ujmując to wiesz... Gdyby ci się dłużył, to pamiętaj o mnie. Skoro już odkryłaś, że przy mnie czas płynie szybciej, to warto to wykorzystać - mrugnąłem do Grety, zakładając kurtkę i czapkę.
Offline
- Poczekaj jeszcze chwilkę - poprosiłam, gdy Errico zaczął się ubierać. - Zapłacę i... Wyjdziemy - dodałam, czując ciepło na policzkach. Chyba pierwszy raz odkąd zaczęliśmy się widywać, to ja przedłużałam spotkanie i nie chciałam wypuścić Errico. - Albo... Um, jeśli się spieszysz to idź. Poradzę sobię - podsumowalam swoje słowa śmiechem. - Do zobaczenia następnym razem, Errico.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
Uśmiechnąłem się ciepło, dopiero poprawiając szalik rozbawiony cichutko jej podejściem, jej słodkim rumieńcem.
- Dla ciebie nie muszę się spieszyć. Wiele razy naciągałaś swój cenny czas dla mnie, ja oddam ci tyle czasu ile mam - zapewniłem, niemalże poważnie, co było dla mnie dość nietypowe, miałem wrażenie, że mój głos, gdy starałem się mówić poważnie, zmieniał się o jakieś 180 stopni. Nadal jednak spoglądałem trochę zauroczony na Gretę, która odwróciła już ode mnie wzrok, kiedy płaciła kelnerce. Zadowolony z siebie, zagryzłem wargę i kryjąc uśmieszek spuściłem wzrok na swoje buty.
O rany, zadurzyłem się jak dzieciak... To było magiczne uczucie.
Offline
Westchnęłam cichutko, spoglądając w jego stronę... Rozmarzona? Tak, zdecydowanie, to było to. Kto bym ciał mnie w swoim życiu takiej osoby? Która będzie mówiła do ciebie w taki delikatny sposób i patrzyła na ciebie tak ciepło.
- Po prostu tylko chwilkę. Zaraz sobie pójdziemy - zapewnilam, chcąć po prostu na niego jeszcze popatrzeć. Poczułam coś rozgrzewającego, bardzo przyjemnego. - Tylko już... Zgubiłam wątek - przyznałam się, czując ciepło na policzkach.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Miałaś zapłacić - zauważyłem. - Ale skoro już zapłaciłaś to możemy powoli iść do... Um... Mogę cię odprowadzić do domu - zaoferowałem się z uśmiechem, zakładając gitarę na plecy. - Okej? Będziemy mogli iść bardzo powoli, byś nie zgubiła już żadnych wątków - dodałem ze śmiechem, ale Greta już wiedziała że nie śmieje się z niej. Wpierw nie przekonany, ale ostatecznie pewnie, wyciągnąłem do niej rękę by ją ujęła gdy będziemy wychodzić z restauracji.
Offline
Naciągnęłam jeszcze czapkę na głowę i spojrzałam zaskoczona na jego wyciągniętą dłoń. W pierwszej chwili pomyślałam "naprawdę?" ale zaraz zrozumiałam, że naprawdę podawał mi dłoń. Było to dla mnie bardzo abstrakcyjne. Zamiast założyć rękawiczki wyciągnęłam do niego dłoń i niepewnie ujelam jego dłoń, zaciskając lekko palce i uśmiechając się delikatnie. Byłam oczarowana.
- W-w porządku - wydukałam, dając się poprowadzić w stronę drzwi. Cud że się nie potknęłam o własne nogi z wrażenia. - Ale ja mieszkam z przeciwnej strony niż ty. Głębiej w centrum, niż na obrzeża - zauważyłam zmartwiona nieco, gdy wyszliśmy na zewnątrz. - Będziesz nadrabiał drogi, a przecież... Spieszyłeś się trochę...
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- To nieważne - zapewniłem ją spokojnie. - Znam wiele dróg na skróty, nie będę wracał do siebie aż tak długo. Poza tym spacer po jedzeniu to samo zdrowie - zauważyłem, gdy wyszliśmy z restauracji. Panował spokojny popołudniowy, świąteczny rozgardiasz, jednak na ulicach nie było tłumów. Z daleka w parku świecił się tylko jarmark ze straganami i zabawami dla dzieci, a w powietrzu było czuć zapach gorącej czekolady. Uśmiechnąłem się lekko na to wszystko, okalane jeszcze wiedzą że trzymałem rękę Grety...
- Następnym razem możemy znów pójść na czekoladę - zaproponowałem. - Albo na jaramrk w centrum - zamyśliłem się głęboko.
Offline
- W przyszłym tygodniu masz koncert, skup się na pracy i na małych próbach do tego koncertu, żeby wszystko ładnie wyszło - zauważyłam, zaciskając palce nieco mocniej na jego dłoni. - A ja będę trzymać za ciebie kciuki - zapewnilam. - A po koncercie się umówimy? Będziesz musiał pokazać mi filmy! Oh, ale nie wiem, gdzie mógłbyś mi zagrać te same utwory, chyba w żadnej restauracji nie pozwolą na to - zauważyłam, krzywiąc się lekko.
Problem z moim życiem polegał na tym, że było pomysłem kogoś innego.
Offline
- Nie zaproszę cię do siebie, no wiesz, jednak mieszkam w średniej okolicy, jeszcze by ci się coś mogło stać - zacząłem myśleć na głos, jednocześnie, jakby odruchowo głaszcząc kciukiem jej dłoń. - Na zewnątrz jest zimno, ale... Hm... O, a może w ogrodzie botanicznym? - zaproponowałem z uśmiechem. - No wiesz, spotkamy się na jarmarku, tym w centrum, a potem pójdziemy do tej wielkiej szklarni, w północnej dzielnicy, niedaleko centrum. Tam wejście kosztuje bardzo mało, jest ciepło i będę mógł ci pograć - zaproponowałem już podekscytowany szczerze tym pomysłem.
Offline