Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Skrzywiłem się, odsuwając od dłoni Vivan i siadając obrażony już prostu.
- Nie chcę żony. Póki nikt nie pamięta o moim istnieniu tym lepiej - powiedziałem uparcie. - Jestem jeszcze za młody na coś takiego. Poza tym... Wampiry się łączą w małżeństwa tylko dla zysku, a ze mnie nie byłoby żadnego zysku. Po co mi żona, po co jakiejś wampirzycy bezużyteczny wampir? - skwitowałem. - Nie chce tak.
Offline
Zagryzlam wargę i również usiadłam prosto, twarzą do Isaaca.
- Głupio macie z tymi małżeństwami. Szkoda, że nie możesz wpaść na nasze święto. Tam jest dużo uczuć i zero udawania. Kochamy się i dlatego łączymy się w pary - mruknęłam, wzdychając. - Gdybyś był czarodziejem... - mruknęłam uśmiechając się bardziej do samej siebie ale przerwałam, zerkając w wodę.
Offline
- Wampiry... Nie czują - posmutniałem. - Chciałbym czuć. Być wampirem z uczuciami. Który kocha - westchnąłem i spojrzałem Na Vivian. Zaraz uniosłem lekko brew zaintrygowany.
- Kochałaś kogoś kiedyś Vivi? - zapytałem ciekawsko, swoim zwyczajem. - Jakie to uczucie? Co czujesz? To boli? Może piecze? Jestem ciekaw, opowiedz mi każdy szczegół nawet taki pozornie nieistotny.
Offline
- Naprawdę lubię mieć tajemnice, ale przed tobą chyba ich nie mam - stwoerdziłam, wzruszając lekko ramionami. - Jestem samotliczką - stwoerdziłam, marszcząc brwi, choć nie byłam pewna czy to do końca prawda, bo to... Bardziej było tak, że los to zarządził, a nie ja sama wybrałam. - W wiosce mam jednego przyjaciela, a z Bastianem wciąż się wydurniam, sam wiesz. On jedyny podzielą moje chęci do mniej spokojnych zabaw. - Zagryzlam wargę, przyglądając się jego twarzy. On tak staraznzie chciał posłuchać o czymś, o czym sama nie miałam pojęcia. - Ale kochać można na różne sposoby, nie tylko w taki sposób jak pary - zauważyłam,chcąc jakoś wybrnąć.
Offline
- Czyli kochanie nie odnosi się tylko do par? Na moje kły... - mruknąłem z westchnieniem i znów się położyłem na plecach, wpatrując się w niebo, szukając tam jakichś podpowiedzi, wskazówek...
- Dobrze, że masz kogoś jeszcze w wiosce - zauważyłem. - W sensie, kiedy się poznawaliśmy, oboje nie mieliśmy nic - wspomniałem dość słabo rozbawiony. - Teraz ty już masz wszystko zaplanowane dokładnie tak by sprostać twoim marzeniom... To świetne, wiesz? Naprawdę cię podziwiam...
Offline
Przekręciłam się na brzuch i oparłam brodę na dłoniach, dla odmiany spoglądając teraz z góry na twarz wampira.
- Dzięki... Od początku mówiłam, że dobry plan... Dobry plan to podstawa - mruknęłam, odchrząkując.
Gdybyś był czarodziejem... Czemu ja to właściwie powedziałam? Czy Isaac to zapamiętał, czy tylko w mojej głowie te słowa wciąż rozbrzmiewały echem. Chyba po prostu muszę to wyrzucić z łba...
- Ja będę żyć trochę krócej... Choć jeśli opanuje żywioły, to może nieco wydłuże swoje życie - mruknęłam rozbawiona. - A ty... U mnie w wiosce jestem już traktowana jak dorosła, no, prawie, ale... Nikt mnie nie lekceważy. A ty... Względem swojej rasy jesteś jeszcze dzieckiem, bo... Będziesz żył długo. Zrealizujesz się, zobaczysz. Może jak już będę wielką kapłanką to wpadnę z wizytą - zażartowałam.
Offline
Zaśmiałem się z uśmiechem, spoglądając na Vivi.
- Będę z wytchnieniem oczekiwał wielkiej kapłanki - zgodziłem się. - A póki co cieszę się po prostu z twojej obecności... - przyznałem się szczerze z lekkim uśmiechem. - Myślisz, że gdybym był czarodziejem to też wszyscy by brali mnie już na poważnie? Mój najstarszy brat ma już prawie sto lat i to on jest najpoważniejszy...
Offline
- Sto lat, huh, chciałabym dożyć setki, to by było coś - mruknęłam pod nosem, w sumie głównie do siebie. - Ummm, myślę że tak. U mnie byłbyś już dorosły. Jeśli miałbyś zdolności to w twoim wieku jest ostatnią szansą, by wstąpić do zakonu, a w innym przypadku... Zaczynasz pracować na rzecz wioski. - Uśmiechnęłam się. - Mógłbyś już założyć rodzinę i w ogóle. Potem wspólnie budujemy nowe domy, jeśli jest taka potrzeba. - Zachichotałam. - Miła praca - zapewnilam go.
Offline
- Założyć rodzinę... - powtórzyłem z wahaniem. W końcu jednak westchnąłem, przymykając oczy i się rozluźniając. - Chyba byłbym beznadziejnym czarodziejem... Nie rozumiem uczyć, nic nie wiem o rodzinie, a na pewno byłbym słabym czarodziejem i nie mógłbym pójść z tobą do zakonu - westchnąłem ciężko, zawiedziony sobą.
Offline
- Gdybyś był czarodziejem, to byś to wszystko wiedział - stwierdziłam przemądrzale. - A ja? i - spytalam z typowym dla czarodziejów zaciekawieniem. - Jaką byłabym wampirzyca? - zapytałam rozbawiona. - Bo skoro ty nie możesz być czarodziejem, to może ja mogłabym być wampirzycą. Chciałabym pójść na bal... Tyle o nich mówisz, o tych pięknych strojach... - Westchnęłam, przekręcając się na plecy. -
Offline
Uśmiechnąłem się nieco szerzej.
- Tak! Byłabyś super wampirzycą - zaśmiałem się. - Już się czasem ubierasz jak wampirzyca wiesz? W sensie moja siostra tak się ubiera, podobnie bardzo, więc wiem o czym mówię - dodałem z uśmiechem. - Gdybyś była wampirzycą, mogłabyś całe dnie spędzać na nauce, studiowaniu ksiąg, a noce razem ze mną na zabawnie. Oh na balach miałbym w końcu swoją towarzyszkę! Tańczylibyśmy, pilibyśmy krew, znów tańczyli, a potem pewnie poniósłby by nas emocje i... I... - zawahałem się, kiedy wyobraźnia szybciej niż sądziłem zaszczepiła mi w umyśle wizję mnie i Vivan w łóżku. Drgnąłem lekko zaskoczony jak szybko się to pojawiło w mojej głowie.
Offline
- I było by po prostu ekstra? - dokończyłam za niego rozbawiona. /Niewinny umysł czarodziejki xD/ - Wszystko mi się podoba, tylko to picie krwi. Sorry, ale to nadal jest dla mnie takie trochę... Straszne. - Uśmiechnęłam się jednak zadowolona myślą, że mogłabym być super wampirzycą. W gruncie rzeczy, wiedziałam, że wampiry mogą zmieniać inne istoty w... Nie, nie, nie. Nie. To głupie myśli. Po prostu bawiła mnie myśl mnie, jako wampirzycy... Bez magii... - Kim bym właściwe była bez magii? - Westchnęłam ciężko, kierując pytanie w stronę gwiazd.
Offline
- Na pewno nie Vivian, którą tak uwielbiam - odparłem jej. - Tak jak ja, nie był bym Isaaciem, bez kłów - dodałem. - Jesteśmy kim jesteśmy i szkoda, że musimy się dzielić na wampiry i czarodziei, skoro jesteśmy po prostu my... - westchnąłem ciężko, spoglądając w gwiazdy z lekkim uśmiechem. - Ślicznie dziś wyglądają... - mruknąłem ciszej.
Offline
- Tak... Pięknie byłyszczą - przytaknęłam, ale już nie miałam dobrego humoru. Dzisiejsza rozmowa była mimo wsyztsko jakąś smutna i taką... Taka jak być nie powinna. Za mało żartów, za dużo gdybania o nadchodzącej, nieuniknionej przyszłości. - Szkoda,że większość z nich już umarła. I dociera do nas tylko jej światło - bąknęłam, podnosząc się z miejscami. - Jestem zmęczona, Isaac. Chyba będę wracać.
Offline
- Okej... Okej, jeśli już jesteś śpiąca to rozumiem - przyznałem, kiwając głową. - Hej... Widzimy się za tydzień? Prawda? - upewniłem się, unoszą się znów z koca. - Przyniosę ci próbkę mojej przepustki do elitarnego certyfikatu - zaproponowałem.
Offline
- Z chęcią poczytam. To ja może przyniosę ci coś na drugie śniadanie? - zaproponowałam, unosząc lekko brew. - Całkiem uczciwa wymiana. Ja będę czytać, a ty się zajadać. - Wzruszyłam rozbawiona ramionami i otrzepałam spódnice. - Zmykam, trzymaj się Isaac, do zobaczenia wkrótce!
Offline
- Do zobaczenia! - zaśmiałem się kiwając głową. Kiedy Vivian odbiegła, drzewa znów zasłoniły część gwiazd, a ja powoli wstałem z ziemi. Schowałem koc jak zawsze pod warstwą "sztucznego mchu" który zrobiła kiedyś Vivi i rzuciłem jednym kamieniem w oczko wodne, sprawdzić, czy nadal umiem robić kaczki. Hah umiałem!
Wróciłem na dwór dość niechętnie. Nie lubiłem swojego "domu", co tu dużo mówić. Czułem się tam zazwyczaj jak gość. Jednak rodzice, odkąd zniknęło kolejne dziecko z ich progów, zainteresowało się znacznie bardziej pozostałymi.
- Isaac? Jak ci idzie w katedrze literatury? - zapytała mnie matka, podczas wspólnego obiadu. Początkowo obawiałem się, że się przesłyszałem, jednak wyraźnie, wszyscy wpatrywali się we mnie. Odchrząknąłem i z należytym szacunkiem, wyprostowałem się.
- Dobrze. Zaczynam pracować nad nowym tomem, by móc zaprezentować go na egzaminie - wyjaśniłem. Matka pokiwała głową.
- Zastanawialiśmy się z ojcem, czy nie powinieneś wyjechać z nami do centrum na jakiś czas - wyznała, a mi stanęła gula w gardle. - Nasz skryba zrezygnował, a innym najbardziej zaufanym skrybą jakiego znam jesteś ty, synu - kontynuowała, a gula w moim gardle stawała się jeszcze większa. - Może uda ci się przy okazji poznać jakąś z dworek na zamku królewskim? - dodała, a wtedy zrobiło mi się już zupełnie słabo.
- K-kiedy mielibyśmy wyjechać? - zapytałem niepewnie. Matka uniosła kieliszek do ust i tym razem to ojciec odpowiedział.
- Za kilka dni. Służba pomoże ci w pakowaniu - odparł. Nie spotkam się już z Vivian... O rany, to tak niedobrze!
- Dobrze... - wydukałem, wracając do jedzenia.
Nocą przed wyjazdem zostawiłem kartkę w naszym schowku na koc, by Vivan wiedziała, czemu się nie zjawiam. Brzmiała ona tak:
"Vivi,
Rodzice zabrali mnie ze sobą na jakiś czas do stolicy. Myślę, że wrócę za trzy tygodnie. To aż trzy nasze spotkania, a mieliśmy je przecież wykorzystywać jak najlepiej! No cóż, będziemy je przeżywać jak najlepiej gdy tylko wrócę. Szkoda, że tak jak ty, ja nie umiem wysyłać listów magią... No cóż, będę pracował nad swoją kroniką w podróży i gdy się spotkamy, to ci ją pokażę! I liczę na swoje drugie śniadanie, które mi obiecałaś!
Pod moją nieobecność spróbuj medytować. No wiesz, masz dwa żywioły pod nosem, idealne miejsce. Czekam na efekty gdy wrócę.
Myśl o mnie ciepło,
Twój Isaac."
Kiedy zostawiłem list, wróciłem na dwór, by zostać pogoniony do zabrania wszystkich swoich przyborów piśmienniczych i jak najszybszego wyjazdu.
Offline
Przybiegłam nad wodę oczywiście spóźniona jak zawsze ale... Okazało się, że Isaac chciał spóźnić się bardziej. Ha! W końcu to ja będę mogła mu krzyknąć "spóźniony"! Niestety przy wyciąganiu koca znalazłam wiadomość od wampira o tym, że spóźni się nieco mocniej bo aż trzy tygodnie...
Szczerze? Zrobiło mi się potwornie smutni. Kompletnie straciłam ochotę na cokolwiek. Schowałam wszystko i ślimaczym tempem wróciłam do domu. Skupiłam się na medytacji, tak jak powinnam była to zrobić już w zeszłym tygodniu, tyle że teraz miałam prócz siebie na sumieniu, to też Isaacka, który sprawdzi moje postępy. A ja jak zwykle chciałam zabłysnąć!
Trzy tygodnie to zdecydowanie za dużo. Ostatni dzień spędziłam nad wodą. Przyniosłam sobie koszyk z jedzeniem, dodatkowy koc i... Od rana medytowałam. Rodzina już zrozumiała, że będę znikać na długi czas, więc mogłam siedzieć tu bez problemu do samej nocy, aż pojawi się mój przyjaciel.
Offline
- Vivi! - zaśmiałem się wpadając na naszą niewielką polankę, z wodospadem. Uśmiechnąłem się szeroko widząc moją czarodziejkę. - Jaaak ja tęskniłem! Przepraszam że nie powiedziałem Ci osobooscie o wyjeździe, nic nie wiedziałem - jęknąłem, siadając zadowolony zaraz obok Vivian.
Offline
Uśmiechnęłam się szeroko i szturchnęłam wampira w ramię.
- Trzeba było znaleźć sposób żeby mi powiedzieć! - oburzyłam się, śmiejąc się zaraz. - Dobrze że już jesteś, ja też tęskniłam. - Westchnęłam ciężko. - Trzy tygodnie to kawał czasu - zauważyłam jękliwie, krzywiąc się nadmiernie. - Jak było na wyjdźcie? Musisz mi wierszyki powiedzieć!
Offline