Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Po porodzie pewnie stracę chędkę na cokolwiek, będziesz musiał mi to wybaczyć. A póki co... - powiedziałam, siadając na łóżku z ciężkim westchnieniem. - Możesz się jeszcze przysłużyć tym przynoszeniem nam poduszki,bo ja i twoje ukochane bobo musimy się wygodnie położyć na boku, bo już nas tyły bolą od leżenia na plecach - mruknęłam, spoglądając z szerokim uśmiechem na Ridda.
Offline
Zaśmiałem się cicho, ale zaraz podszedłem do fotela, gdzie czekały poduszki i koce dla mojej Primrose. Z rosnącym brzuchem wzrastało jej zapotrzebowanie na poduszki i wygodne kocyki, trzeba było się dostosować. Ułożyłem wszystko tak jak moja kochana najbardziej lubiła, a następnie z uśmiechem usiadłem obok mniej na drugiej stronie łóżka.
- Poczytać ci twojej książki, czy chcesz posłuchać czegoś innego? - zapytałem, podnosząc książkę z szafki Prim.
Offline
- Chcę moją książkę o piracie i księżniczce, nie namówisz mnie na nic innego - mruknelam rozbawiona, przymykając powieki i rozluźniając całe ciało. - Nie musisz się aż tak wysilać z czytaniem,możesz po prostu... Czytać mi spokojnie i tyle - szepnęłam,wtulona w poduszkę. Czułam jak dziecko delikatnie się porusza, ale i ono chyba było zadowolone z naszej pozycji. Poza tym, lubiło tak samo jak ja słuchać głosu tatusia Ridda...
Wilk zaczął czytać, a ja w miarę szybko zaczęłam przysypiać.
Offline
Dwa tygodnie minęły bardzo szybko, za szybko. To znaczy - wszyscy chcieliśmy by już maleństwo wyszło z Primrose, dlatego gdy wiozłem ją do szpitala, panowała lekko nerwowa, ale szczęśliwa atmosfera. Jednak już w samym szpitalu, nerwy przejęły wodze i ani ja, ani Prim nie mogliśmy przestać zerkać na siebie w małej panice. W szpitalu, niestety w mieście, a nie w watasze, jednak decyzja została podjęta przez Prim, a to przede wszystkim ona miała... cóż, rodzić.
Kiedy jednak moja dziewczynka powiedziała słabym głosem, że odeszły jej wody, panika była już na najwyższym poziomie. Pozwolono mi zostać z nią cały czas, a kiedy przewieziono ją na salę porodową, cały czas trzymałem jej dłoń.
Poród trwał krótko, ale Prim była wykończona, jak jeszcze nigdy. Mały wilczek, chłopiec, nasz synek, urodził się silny, zdrowy i głośny jak przystało na wilkołaka. Był trochę agresywny, machał swoimi malutkimi rączkami zupełnie bezwiednie, ale przestał, gdy zmęczony krzykiem łapał już spokojniej powietrze.
Towarzyszyłem Prim podczas powrotu do poprzedniej sali, jak przysypiała nieco. Miała mokrą twarz, poprawiałem jej delikatnie włosy, oraz ocierałem chusteczką czoło, ale kiedy pielęgniarki przyniosły nam malca... Moja żona jakby obudziła w sobie jeszcze jakieś dodatkowe pokłady energii. Wzięła go w ramiona, tak jak uczyła się na swojej szkole rodzenia i... oniemieliśmy z zachwytu, krótko mówiąc.
- Jest... taki malutki... - zaśmiałem się słabo, zauroczony wpatrując się w synka. - I taki piękny...
Offline
Zagryzlam wargę i zaczęłam płakać. Nie jakoś bardzo wylewnie, po prostu łzy wzruszenia, przejęcia,zmęczenia, szczęścia... Wszystko to że mnie wypłynęło, gdy mój mały synek leżał na mojej piersi, projektując cichutko.
Był taki piękny... Malutki, czerwony, miał spuchnięte policzki i sklejone powieki. Ale był piękny, naprawdę, słowo daję, najpiękniejsze,spuchnięte maleństwo. Moje maleństwo. Nasze, Ridda i moje.
Podniosłam wzrok, Ridd patrzył na mnie troskliwie i sięgnął do mojej twarzy, by wytrzeć mi łzy. Pielęgniarka, która przyniosła nam synka, nadal stała i patrzyła na mnie spokojnie. Zamrugalam i odwzajemniam spojrzenie, unosząc pytajaco brew.
- Trzeba nakarmić małego, wie pani jak, czy pomóc? - spytała grzecznie, na co chórkiem odpowiedzieliśmy z Riddem "umiemy go nakarmić" i zaśmialiśmy się z siebie. Pielęgniarka uśmiechnęła się do nas ciepło i odeszła.
- Słyszysz malutki... - szepnęłam, lekko drżącym głosem, dotykając opuszkiem palca jego malutkiego policzka. - Teraz coś zjemy...
Offline
Prim przysunęła malucha do piersi, ale chwilkę to trwało, zanim mały, nasz dziki malec sięgnął do niej. Prim jednak była cierpliwa i spokojna, jak nikt inny kogo kiedykolwiek mogłem poznać... Moja ukochana. Była w dodatku tak zmęczona, że gdy tylko otuliłem ją swoim ramieniem, ona opadła na mój tors, ale nadal trzymała czule naszego synka. Uśmiechnąłem się cicho, a kiedy maluszek zaczął kwilić już najedzony, Prim odsunęła go delikatnie, a wtedy przejąłem go ja, gdy moja żona poprawiła koszulę szpitalną. Wpatrywałem się w malca nieco... nieco tym wszystkim nadal otumaniony. On już tu był, mój synek, nasz synek... Malutki wilczek... Delikatnie ruszał noskiem, zaciskał mocniej powieki i rozciągał łapki... Jakby wybudzał się z długiej drzemki.
- Na kogo ci wygląda? - zapytałem miękko, sięgając do jego malutkiej rączki. - Reegana, czy Ethelwolfa?
Offline
Wzięłam głęboki oddech, przymykając lekko powieki. Byłam naprawdę wyczerpana ale szczęśliwa jak nigdy. Uśmiechałam się cały czas.
- Wygląda jak nasz mały, malutki synek... Ridd... - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, sama do siebie. - Dasz wiarę że on tu z nami już jest...? - Zasmialam się, uchylając znów powieki i spoglądając na męża i syna. - Moi chłopcy, moi ukochani chłopcy... - szepnęłam
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze, spoglądając na moją wyczerpaną ukochaną. Usiadłem znów przy Prim, choć mały chłopczyk nadal był w moich ramionach i powoli znów przygotowywał się do snu. Pogłaskałem jedną, wolną ręką moja Primrose po policzku.
- Tak, twoi chłopcy, których oboje kochasz, a którzy oboje kochają ciebie... - uśmiechnąłem się czule. - Jesteś cudowna, wiesz? I niezwykle silna, jak przystało na żonę wilkołaka - dodałem czule. - Ale teraz już możesz odpocząć. Twoi mężczyźni sobie poradzą, a ty możesz zmrużyć spokojnie oczy - zapewniłem ją troskliwie i z miłością.
Offline
- Ty jesteś moim mężczyzną, a mój dzidziuś jest moim chłopcem, moim maleńkim, słodkim chłopcem... - szepnęłam, przyglądając się Riddowi, który trzymał w objęciach naszego synka. - Będę musiała przestać mówić na ciebie "wilczku", bo teraz nasze maleństwo chyba przejmie ten tytuł... - mruknelam cichutko, zamykając oczy całkowicie. - Pilnuj maleństwa... Pilnuj naszego małego chłopca, a ja chwilkę się prześpię...
Offline
Westchnąłem cicho i pokiwałem spokojnie głową.
- Tak, odpocznij... To najlepsze co teraz możesz zrobić najdroższa - szepnąłem. - Ethelwolf będzie ze mną bezpieczny - zapewniłem ją z uśmiechem i cofnąłem rączkę z jej policzka. Moja ukochana, silna żona, bardzo silna... Prim była wykończona, ale to nic takiego dla niej, sen wszystko wyleczy, a szczęście z naszego synka będzie nieskończone...
Offline
Uśmiechnęłam się mimowolnie, słysząc, że mój mąż jednak zobaczył już w oczach naszego synka bliższe mu umie. Ja jeszcze byłam zbyt zmęczona i oczarowana, by aż tak dokładnie mu się przyglądać. Sam fakt, że mogłam go przytulić był dla mnie magiczny.
- Hmmm... Riddick? - szepnęłam pytajaco, zwracając znów na siebie uwagę mojego wilka. - Czyli... Mały wygląda bardziej na Ethelwolfa? - zapytałam już z zamkniętymi oczami.
Offline
Uśmiechnąłem się delikatnie i znów spojrzałem na ruszającego się dekiladnie w moich ramionach malca.
- Tak... Tak, to Ethelwolf - uśmiechnąłem się lekko. - To wilk... - dodałem pod nosem, głaszcząc chłopca po głowie, tuż za uchem, by się uspokoił. Zadziałało, na co uśmiechnąłem się szerzej. - Prawdziwy wilczek kochanie...nasz synek - powiedziałem wzruszony i niesamowicie... Szczęśliwy. - Mały Ethel...
Offline
Westchnęłam cichutko, rozluźniając twarz i całe ciało jednak...
- Nasz malec - szepnęłam i zasmialam się krótko, zaraz wróciłam do rozluźniania się i zrelaksowania nieco wykończonego porodem ciała. Musiałam nieco odespać te bóle i stres jakie przysporzyły mi przyjście na świat naszego małego chłopca, Ethelwolfa.
***
Podwoch dniach badań i obserwacji mnie i dziecka lekarze stwierdzili że wszystko z nami w porządku i dali mi i Ethelwolfowi wypis.
Ridd zamontował fotelik na tylnym siedzeniu naszego samochodu i tam usadziliśmy naszą pociechę, gotowi pokazać mu jego dom, jego pokoik, po prostu mury, w których przyjdzie mu dorastać. I przez całą drogę rozmawialiśmy z naszym maleństwem, zadowoleni nazywając się Mamą i tatą. Oczywiście cała pierwsza podróż została przeznas nagrana, najpierw Ridd trzymał kamerę, a gdy wsiadaliśmy do auta ja ją przejęłam.
Dojechaliśmy,pokazaliśmy małemu dom, szczęśliwi że możemy go po nim oprowadzać. Potem zaliczyliśmy pierwsze jedzonko i sen dziecka...
Nie mogliśmy wyjść z zachwytu. Nawet gdy jego kwilenie obudziło nas kilkarazy w nocy. Żadne z nas nie było na razie w stanie przestać się zachwycać tym małym cudem...
Offline
Pierwsze kilka dni nie wychodziliśmy z domu, ani nie zapraszaliśmy nikogo do siebie specjalnie. Ethel jadł za trzech, Prim była zmęczona samym karmieniem go, dlatego większość czasu nadal wypoczywała i spala. Ja zajmowałem się w tym czasie domem oraz jedzeniem dla Prim, bo gdy Ethel dużo jadł, Prim musiała równie wiele. Nadal jednak spacerowała po domu oraz po ogrodzie by odzyskać swoją formę sprzed ciąży.
Mały wilczek na szczęście czuł się dobrze też w moich ramionach, tak jak tłumaczyłem Prim, jako mały wilk będzie czuł że jestem jego ojcem, to wśród zwierząt budzi respekt, a póki co jego zwierzę jest bardziej rozwinięte niż człowiek.
Słowem, robiliśmy to co wszyscy młodzi rodzice, a mianowicie - Nie zwariować.
Po odwiedzinach rodziców Prim odwiedzili też nas moi rodzice, w tym Dagg i Clar. Mama zachwycała się, że ma niebieskie oczka po mnie, a kolor włosów na razie wskazywał na to że będzie szczęśliwym, ciemnym blondynem jak jego mama. Tata przyznał, że wyrośnie na silnego wilka, na co Dagg, jako obecny Alfa, zapewnił że malec będzie mógł uczyć się w watasze gdy przyjdzie czas na naukę w lesie. Naprawdę cieszyło mnie to wszytsko, tak samo jak Primrose oczywiście. Wciąż nie mogliśmy wyjść z zachwytu naszym malcem...
Po kolacji maluszka jak i naszej, z rodzicami Prim, kładliśmy się już spokojnie do łóżka.
- Ethel śpi twardo - oświadczyłem łagodnym tonem, siadając na łóżko, gdzie Prim już leżała, odpoczywając po sprzątaniu.
Offline
Wzięłam głęboki oddech, przeciągając dłońmi po twarzy. Przekrecilam głowę w bok, kładąc nad nią ręce. Uśmiechnęłam się do Ridda.
- Minął już prawie miesiąc... - Westchnęłam ciezko. - Jestem wykończona - szepnęłam do Riddicka ale nie zmęczona, czy senna ale rozbawiona nasza sytuacją. Nie umielsmy być źli na nasze maleństwo, ale niewyspanie już dawało o sobie znać.
Offline
Zaśmiałem się cicho jej tonem i pokręciłem głową.
- Też nie umiem się na niego gniewać za swoje zmęczenie - zaśmiałem się cicho widząc jej minę i dobrze ją poznając. Z czułością pogłaskałem moją Primrose po policzku. - Ale już spokojniej sypia. I je też mniej łapczywie, z tego co widziałem po twoich minach - zauważyłem miękko. - Odpoczniemy gdy nauczy się przesypiać całe noce - uznałem, ale zaraz potem pokręciłem głową. - Albo dopiero gdy się wyprowadzi...
Offline
- Oh, nieeee... Skarbie, nie mów tak, chce żeby to nie była druga opcja - jęknęłam a następnie się roześmiałam, przekręcając tak, by położyć się na torsie Riddicka, uśmiechając się do niego szeroko. - Nasz synek da nam się wyspać za jakiś czas... Może jeszcze nie za rok, czy dwa ale... Hmm, to wydaje się być wiecznością w tej chwili - znów zachichotałam - ale to na pewno minie i tak za szybko. Na przykład... Czasami budzę się obok ciebie i myślę sobie "mam wrażenie, że poznałam cię wczoraj, a minęły już lata" - szepnęłam, całując go z uśmiechem.
Offline
Uśmiechnąłem się rozbawiony, obejmując ją czule i patrząc na nią z równie wielką miłością co ona na mnie. Byliśmy jak odbicia lustrzane miłości, jedno i drugie tak samo silne i głębokie.
- A ja pamiętam jakby to było wczoraj gdy po raz pierwszy podałaś mi kawę i zapytałaś co chciałbym zamówić - zaśmiałem się cicho. - Albo jak po raz pierwszy wyszliśmy na spacer... Gdy ci wyznałem jak się czuje przy tobie, jak kręciłem się wokół ciebie jak cień - zaśmiałem się cicho. - Ale nie budzę się z takim poczuciem. Pamiętam dokładnie każdy dzień naszego wspólnego życia, oraz jaką drogę przebyliśmy... - uśmiechnąłem się lekko i tym razem to ja pocałowałem moją ukochaną.
- Nie martwiłbym się o Ethelwolfa, myślę że gdy będzie już miał roczek to powinien więcej spać niż my...
Offline
Zagryzlam wargę, uśmiechając się. Zamrugalam też nieco szybciej.
- Wilczku... Wilku... - poprawiłam się niespiesznie, dotykając delikatnie jego policzka. - Jedyne o czym marzę, to by nasz syn był zdrowy i szczęśliwy - szepnęłam, wpatrując się w mojego ukochanego meza. - Ale będę się martwić o naszego syna, o mojego małego chłopca. Będę się o niego martwić już zawsze. Kiedy zakwili, kiedy postawi pierwsze kroki. Kiedy pójdzie do szkoły, kiedy będzie znajdował swoje pasje i je rozwijał... Zawsze - podkreślam. - Więc nie mów mi, że mam się o niego nie martwić - poprosiłam, wciąż się uśmiechając.
Offline
Uśmiechnąłem się delikatnie i pokiwałem głową na zgodę.
- Tak... Chyba coś w tym jest. W końcu jesteś najukochańszą mamą pod słońcem - zauważyłem z czułością. - Będziemy się o niego martwić jeszcze nie raz, ale póki śpi spokojnie, to wykorzystajmy tą chwilę i chodźmy spać... Wstanę pierwszy, w razie potrzeby, ty możesz być później - zaproponowałem rozbawiony, sięgając do jej włosów, by chwilkę się pobawić kosmykami. - Musisz być silną, kochaną mamą, ale by nią być, najważniejsze to się wyspać - uznałem zdecydowanym tonem i uśmiechnąłem się z najwyższą czułością.
Offline