Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Nie... Nie, nie. Nie chcę leżeć i płakać - powiedziałam drżącym głosem. - Dziadek na pewno by tego nie chciał - dodałam i wzięłam głęboki oddech, ocierając nieco łzy z policzka, choć i tak większość wsiąkła w poduszkę. - Ubiorę się ciepło i pójdę do tego dużego parku za miastem. Dziadek często tam ze mną chodził jak byłam dzieckiem, są tam takie wielkie zjeżdżalnie... - mówiłam cichutko. - Idź do pracy, ja... Dam sobie radę...
Offline
- Nigdy - mruknąłem. - Mam cię zostawić samą? Teraz, w takiej chwili? Prim, nigdy - powtórzyłem jeszcze raz i ją pocałowałem. - Pójdę z tobą, wczoraj gdy zaniosłem cię do łóżka zadzwoniłem do Toma, wszyscy znali przecież twojego dziadka, on wie.... wie jaka to trauma dla ciebie, dla twojej rodziny... Nie zostawię cię teraz z tym samej - zaznaczyłem, a potem uśmiechnąłem się słabo. - Dziadek by nie chciał, byś była teraz, w takiej chwili sama. Pójdę z tobą gdziekolwiek zechcesz...
Offline
Pogladzilam go po dłoni, przymykając oczy. Bardzo ciężko było by teraz wmowiac Roddickowi że się trzymam i że nic mi nie jest. Po tym jak wczoraj ledwo mówiłam między napadami płaczu? Dziś byłam po prostu zmęczona... Przynajmniej teraz, obudziłam się i nie czułam się wypoczęta, czułam się źle.
- Dobrze kochanie... Pójdziemy razem... Ubiorę się na eskimosa - szepnęłam, uśmiechając się słabo.
Offline
- Dobrze - szepnąłem łagodnie. - Dobrze, ubierzesz się porządnie, a ja z tobą pójdę... Nie musimy rozmawiać. Mogę z tobą iść nawet jako wilk... - zapewniłem ją miękko. - Po prostu nie zostawię cię teraz samej z tym bólem - dodałem słabym głosem, tuląc ją do siebie z miłością. W końcu rozluźniłem ten uścisk i pocałowałem ją w kark, delikatnie, po prostu na znak obecności, że jestem, że będę cichutko, ale jestem...
Offline
- Park jest jeszcze w mieście więc... - mruknelam,mając na myśli zakazy na temat przemiany na terenach miasta. Westchnęłam cichutko. - Jeszcze nie wiem,czy będę chciała milczeć czy rozmawiać. Na pewno... - Przemknęłam gule w gardle.- Z całą pewnością nie chce płakać na mrozie - mruknęłam żartem, choć się nie uśmiechnęłam nawet... - Wiem,że chce iść do tego parku,Ridd... - zaznaczyłam.
Offline
- Dobrze - szepnąłem, nie mówiąc nic więcej. Czułem, że Prim mnie tam nie chciała, nie chciała teraz nikogo... Woli odepchnąć wszystkich, by jej ból nie sprawiał innym problemu, tak bardzo nie chciała sprawiać tego problemu, że aż mnie to przerażało... Nie wolno mi było zostawić jej samej z żalem, żal i smutek to najgorsze towarzystwo! A gdy dojdzie do tego osamotnienie... Nie, nie mogłem do tego dopuścić. Wystarczy, że Dagger się do mnie nie odzywał, wystarczy że ojciec zabronił mi tak często pokazywać się w watasze... Nie zostawię Prim.
- Pójdziemy gdy tylko będziesz gotowa... - zamruczałem miękko.
Offline
Zamruczałam cichutko, odrzucając z głowy wszystkie natrętne myśli, a przynajmniej bardzo się starając to zrobić. Odetchnęłam, rozluźniając ciało.
- Będę za chwilkę gotowa... Choć jeśli byś mi pomógł zdecydować o tym kiedy wstaniemy, to byłoby... Pewnie najlepiej - odparłam spokojnie, znów pociągając nosem. - Pomożesz mi...?
Offline
Uśmiechnąłem się słabo.
- Oczywiście - powiedziałem miękko i zerknąłem na zegar. - Zostało kilka minut do pełnej... O pełnej wstaniemy i weźmiesz prysznic, a ja nam przygotuję... Jakieś lekkie jedzenie... Chyba nie mam siły dużo zjeść - przyznałem, a potem znów westchnąłem cicho. - Te kilka minut jeszcze poleżymy, jeszcze chwilkę... Jedną chwilkę - podsumowałem, unzając to za najlepsze rozwiązane ciężkiej decyzji - wstawać czy nie wstawać.
Offline
- Jesteś dużym wilkiem, musisz zjeść coś porządnego skarbie - szepnęłam mimo wszystko, obracając się na plecy. Ridd popatrzył na mnie miękko. Naprawdę? Czym sobie zasłużyłam na takiego mężczyznę... Jego miłość przerastała moja w każdym calu. Zacisnęłam wargi. - Wybacz, odruch - dodałam, tłumacząc swoje słowa, jakby to tłumaczenie było potrzebne.
Offline
- Nie przepraszaj za troskę - powiedziałem miękko, z krzywym uśmiechem. - Wiem, powinienem jeść dużo, bo jestem duży, a ty powinnaś jeść dużo, bo jest zimno i musisz jakoś generować energię by się ogrzać, ale ty chyba też nie masz szalonej ochoty na jedzenie, hm? - zauważyłem z westchnieniem. - To niewyspanie. I smutek. Nim cię poznałem, czasem doświadczałem tego... - przyznałem cicho. - Dlatego nie zostawię cię z tym sam.
Offline
Zacisnęłam znów wargi, by ukryć ich drżenie i kiwnelam delikatnie głową.
- Dobrze kochanie... Przepraszam... Nie będę się wymigiwaćy od twojego towarzystwa... - mruknelam. Miałam ochotę go ciągle przepraszać. Było mi źle na tak wiele różnych sposobów i bałam się że będę tym paskudnym samopoczuciem i histerią zarażać wszytskich dookoła. A przecież wszyscy byliśmy w żałobie! Nie tylko ja...
Wstaliśmy o równej godzinie, tak jak zaplanował Ridd. I oboje ledwo zjedliśmy malutkie śniadanie. Ridd stwierdził że na obiad na pewno zjemy coś więcej, przytaknęłam, ale nie miałam aż takiej pewności. Ten spacer był mi potrzeby, bo leżenie w łóżku nie było niczym dobrym.
Podjechaliśmy samochodem, bo to jednak było po drugiej stronie miasta, a temperatura nie była aż tak sprzyjająca do długich wędrówek. Cieszyłam się że jest że mną ale miałam wrażenie, że Ridd mi do końca nie wierzył w tej kwestii. Owszem... Chciałabym być sama by nie zadręczał się mną... Ale naprawdę się cieszyłam że jest obok.
Offline
Dużo milczeliśmy, ale nauczyłem się, że milczenie jest dobre, że czasami łatwiej być po prostu obok, niż mówić wiele niepotrzebnych słów. Szliśmy przez park, ulubiony park dziadka Prim, a dziewczyna rozglądała się dookoła, jakby sprawdzając czy jej wspomnienia usadziły wszystko na dobrym miejscu. Park był zadbany, a gdyby pogoda była nieco ładniejsza pewnie byłoby ty dużo spacerowiczów. Uśmiechnąłem się lekko, już pewny że zabiorę tu Prim gdy wrócą ciepłe dni.
Mocno ściskałem jej dłoń, a kiedy tylko zawiał mocniejszy wiatr, otulałem ją ramieniem, by skryła się za swoim dużym wilkołakiem.
Offline
Przez cały spacer milczeliśmy. Chyba jednak nie miałam siły na rozmowę. Czasami uroniłam łzę,czy dwie... Ridd je wycierał inie pytał o noc, nie próbował na siłę mnie pocieszać. I dobrze, nie było to potrzebne. Jeszcze będziemy o tym rozmawiać, to pewne.
Wróciliśmy do domu również w ciszy. Dopiero przy robieniu obiadu zaczęliśmy znów rozmawiać,ale nie odziadku, tak po prostu. O książce, o pogodzie, o pracy. Odpoczywaliśmy od ciężkich tematów, dopiero na wieczór przy kominku...
- Ridd? A jak ty się z tym czujesz? Nie spytałam cię... - szepnęłam, oparta o jego ramię,wpatrując się w skaczący ogień.
Offline
Skrzywiłem się lekko, patrząc się w kakao. Dziś obojgu nam był niezbędny cukier i gorący napój, nie jako poprawiacz nastroju, a pomoc w przetrwaniu tych smutnych chwil. Wiedziałem, że miną, ale póki rana była... tak świeża, mogliśmy się najwyżej wspierać wspólnie, by totalnie nie przepaść w żałobie.
- Sam nie wiem... Um... Chyba po prostu... słabo - przyznałem powoli. - Dziadek był pierwszym, który zaakceptował mnie w twojej rodzinie, w twoim życiu. Nawet kiedy twoi rodzice krzywo na mnie patrzyli, on wiedział już, że nawet jeśli starszy no i wilk, to będziesz przy mnie bezpieczna - mruknąłem, a następnie westchnąłem cicho. Chwilkę, zerkałem na Prim, która zapatrywała się w ogień. - Trochę to wszystko dziwne... Trudne. W mojej kulturze, śmierć łączy nas z naszą miłością, oraz Wielkim Wilkiem, byśmy już zawsze byli jednością z naturą. Wiem, że wśród magów wierzy się, że po śmierci stają się magią, że na zawsze są już wolną i dziką magią... - uśmiechnąłem się lekko.
Offline
- Tak... Czarodzieje w to wierzą. Chyba kiedyś śmierć nie była dla nich takim bolesnym wydarzeniem. Ale my jesteśmy teraz bardziej... No wiesz, ludzcy. - Wzruszyłam ramionami. - Mam nadzieję, że dziadek już nie cierpi i jest mu teraz dobrze. - Pociągnęłam nosem i spójrzalam na Ridda, gładząc go po dłoni. - On cię naprawdę kochał, skarbie... Byłeś dla niego rodziną. A on... Chyba dla ciebie? - Uśmiechnęłam się słabo, gdy Wilk mi przytaknął. - Wiesz, że nigdy nie rozmawiałam z nim o śmierci? Naprawdę nigdy. Teraz to do mnie dotarło. Nie spytałam się go, czy się boi, czy jest spokojny... I czy chciałby, żebym coś zrobiła już... po... I nie wiem czy to ja podświadomie unikałam tego tematu, czy to on to robił. Martwi mnie myśl,że mógł się bać...
Offline
- Nie bał się - odpowiedziałem z przekonaniem, zaciskając dłoń Prim. - Odszedł spokojny, wiedząc, że zostawia świat w dobrych rękach... Myślę że nie rozmawiał z tobą o tym, bo nie chciał cię smucić, byłaś jego promyczkiem i szczęściem, jego delikatnym kwiatuszkiem - przypomniałem miękko. - Też go kochałem... Byl dla mnie jak rodzina, dzięki niemu poczułem się częścią rodziny... - uśmiechnąłem się krzywo. - Chyba to mnie boli najbardziej... Ojciec nie pozwala mi tak często wracać do watahy, a teraz śmierć maga, który mnie tak scalał z twoją rodziną... To trudne...
Offline
Pokiwalam spokojnie głową.
- W moim domu rodzinnym zawsze będzie dla ciebie miejsce - szepnęłam. - I zawsze,na zawsze będziesz miał dużo miejsca w moim sercu - dodałam. Przez to, że dziadek tak chorował zdecydowanie mniej rozmawiałem z Riddem... Zdecydowanie za mało. Moim wilkiem targami wiele emocji inie mógł zostawiać z nimi komplet od sam a niestety... Ostatnio był sam, bo ja nie byłam obecna, nie duchem. Gdy tylko... Poradzę sobie żałobą to na pewno z nim porozmawiam...ale na razie nie miałam jeszcze na to siły. Nie chciałam być nieuważna.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową, jakby w odrobinę lepszym humorze.
- Wiem. I dziękuję... - szepnąłem cicho. - Za każde miejsce w sercu i rodzinie Ci dziękuję - zapewniłem ją miękko z cichym westchnieniem pijąc spokojnie swoje kakao. Nastał ciężki czas, wiedziałem o tym. Teraz już zima już zawsze będzie ciężka, a ostatni dzień lata smutniejszy. Prim będzie jeszcze długo łapać się w pół słowa na odruchu mówienia "muszę zapytać dziadka", albo "dziadek musi to usłyszeć". Będzie za każdym razem smutnieć, ale znajdę sposób by jej z tym pomóc. Na wszystko znajdziemy sposób, najważniejsze byśmy byli w tym po prostu razem...
Offline
***
PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ — wiosna
<Ślub>
TRZY LATA OD SMIERCI DZIADKA
Na tyle długo byliśmy narzeczonymi, że długo nawet nie chcieliśmy czekać zbytnio ze staraniem się o dziecko. Gdy tylko skończyliśmy napawać się stanem małżeńskim (a trwało to dłuższą chwilkę) to wzięliśmy się porządnie do roboty i długo nie czekaliśmy na efekty.
Nie powiedziałam mu od razu, gdy się zorientowałam, że mogę być w ciazy. W pierwszej kolejności poszłam do lekarza by upewnić się całkowicie, bo nie chciałam by się na kręcił i czuł zawód. Jednak mimo wszystko czułam że ono tam jest i się nie pomyliłam. I słowo daję, nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy Ridda, gdy mu powiedziałam, że jestem w ciąży, jego radości i szczęścia. To był naprawdę piękny dzień w naszym życiu.
Ridd totalnie zwariował. Nie mówię,że ja nie... Ale on naprawdę szalał. Jego instynkt był nie do opanowania. Kupil nam dobrą kamerę i postanowił kręcić filmy ze mną i naszym małym dzidziusiem, który rósł z tygodnia na tydzień większy i większy... Drugi i trzeci miesiąc był trochę męczący, a przy czwartym brzuch zaczynał być ciupek uciążliwy ale wydaje mi się że nie było bardziej szczęśliwych istot na Atlantis niż nasza dwójka.
lipiec
Zbliżał się termin porodu,właściwie to zostało już czternaście dni. Brzuch był ogromny, dziecko zdrowe, a dni strasznie upalne. Pierwszy raz od naprawdę dawna miałam ochotę, by lato już minęło. Ridd zrobił nam podwójny drewniany leżak na ogrodzie i rozstawił mi parasol i to właśnie tam spędzałam zdecydowaną większość dni w ostatnim czasie.
Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam kroki.
- O nieee... Ridd, odłóż proszę kamerę - jęknęłam rozbawiona, podciągając się się nieco do gory i poprawiając sukienkę. - Ale lemoniadę z chęcią przyjmę - dodałam, wyciągając rękę po szklankę, którą trzymał w drugiej dłoni i uśmiechając się do kamery. - A może teraz to ja ponagrywam trochę ciebie, co? - zaśmiałam się.
Offline
Brzuszek był już taki duży, a Prim wydawała się zmęczona i szczęśliwa zarazem. Chciałem już by dzidziuś już jednak stamtąd wyszedł, czekał już na niego piękny pokoik, ubranka gotowe na to że będzie ruchliwym wilczkiem, zapas pieluszek i piękne zabawki. Wybudowałem mu najcieplejszy pokoik, taki jakiego nigdy małe wilczki nie miały, a zasługiwały.
- Ja nie jestem taki ciekaw - zaśmiałem się, podając jej szklankę z lemoniadą, a potem delikatnie dotykając jej brzucha. - Malec jest znów ruchliwy? Chyba chce już dołączyć do nas - zaśmiałem się cicho.
Offline