Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zmarszczyłam brwi, zaciskając usta.
- Nie wiem, czy muszę, czy nie muszę się aż tak denerwować. W tej chwili nie myślałam o niczym konkretnym, po prostu się patrzyłam przed siebie - mruknęłam, wzdychając i odwracając wzrok. - Wiem, że nie mogę się tym zadręczać, bo nie jestem w stanie tego zmienić, to jest poza moimi możliwościami. Żałuję tego, ale naprawdę to wiem. I staram się nie zadręczać ale mi ciężko. Wybacz, nie umiem inaczej, nie umiem...
Offline
Pokiwałem głową, wiedząc, że żadne moje słowa nie pomogą, że nic nie jest w stanie pomóc jej z żalem i bezsilnością. Wstałem z kanapy i przeszedłem do kuchni, gdzie zrobiłem dla Prim duże kakao. Tak ją wspierałem kiedy jej dziadek zachorował, była wtedy w podobnym stanie zawieszenia, jednak wtedy... Wtedy było wisfomo, że z tego wyjdzie. Dziś, wiadomo już, że to nie jest coś z czego można wyjść...
- Proszę - powiedziałem miękko, podając jej kakao. - Pójdę się umyć... Jutro rano może zrobię naleśniki, co ty na to? - zapytałem z czułością, próbujący się uśmiechać pokrzepiająco.
Offline
Przyjęłam kubek i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Przyglądałam się mojemu wilczkowi nieco dłużej niż powinnam.
- Hm, tak, naleśniki. Z syropem? - zapytałam, a Ridd przytaknął, że kupił go dziś w sklepie. - To bardzo dobry pomysł skarbie - przytaknęłam i zagryzlam lekko wargę. - Wiesz co? - odstawiłam kubek na bok i podniosłam się z miejsca. - Pójdziemy pod prysznic razem...?
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i skinąłem głową, ujmując jej dłoń.
- Jasne, to rozgrzeje cię jeszcze lepiej - zaśmiałem się cicho, uśmiechając się do niej czule. Wchodząc po schodach przyciągnąłem ją jednak bliżej siebie i uniosłem w ramiona, by wnieść z rozbawieniem na piętro, aż do łazienki. Tam pomogłem się jej rozebrać, aż w końcu weszliśmy razem do naszej pięknej wanny. Było dużo przytulania i długich, mokrych pocałunków, a nawet kilka głębszych westchnień... A najważniejsze, że po prostu się nieco rozluźniliśmy się. Skupiliśmy się na sobie i wyszło nam to na zdrowie.
Gdy leżeliśmy już spokojnie w łóżku, Prim długo nie zasypiała. Chyba każdy dzień gdy jej dziadek słabł, coraz gorzej na nią działał. Przeczesując jej jasne włosy, myślałem nad tym jak jej pomóc, by... By choć trochę ukoić jej żal.
- Opowiedzieć ci bajkę na dobranoc? - zapytałem miękkim tonem.
Offline
Uśmiechnęłam się lekko, spoglądając na Ridda. Jego dotyk był kojący, głos też. Cały on był dla mnie dużym ukojeniem, na każde smutki czy bóle.
- Taaaak... Tak, tak, poproszę wilczku, opowedz mi jakąś bajkę... Może wtedy łatwiej mi się zaśnie i... - mruknelam, wzdychając cicho, gdy podniosłam się nieco, tylko po to by wtulić się się mocno w niego.
Offline
Zaśmiałem się cicho i otuliłem ją z czułością ramionami. Wróciłem do głaskania mojej miłej po włosach, kiedy sam, lekko odchrząknąłem przed pierwszymi słowami.
- Wielki Wilk żył bardzo, bardzo długo, dożył prawie dwustu lat, wiesz? Przez te lata Wielki Wilk żył w swojej watasze, wielkiej, rosnącej, kochającej się rodzinie. Była też u jego boku ona, piękna Bogini Magii, Bogini Matka Atlanta - uśmiechnąłem się lekko, widząc jak Prim zastrzyga uszy na imię legendarnej syreny. - Była u jego boku każdego dnia, gdy Wielki Wilk słabł i słabł... Zawsze była z nim, u jego boku, czule głaszcząc jego twarz. Wielki był szczęśliwy, miał wszystko co mógł kiedykolwiek osiągnąć, jako zrodzony z magii, zakochany i kochany... Jego miłość była tak wielka jak on sam, nawet gdy kiedy czuł że dzień jego odejścia nadchodzi, to on był spokojny - uśmiechnąłem się miękko pod nosem. - Kiedy nadszedł ten dzień, wszystkie wilki watahy, jego boskie stworzenia, były gotowe, żegnały swoje bóstwo, a Atlanta leżała u jego boku, była cały czas z nim... I tak oto Wielki Wilk powiedział swoje ostatnie słowa - uśmiechnąłem się, przymykając oczy. - Odchodzę spokojny, moje dzieci, ma miłości... Wiem, że jesteście silni, że poradzicie sobie beze mnie, że dałem wam już wszystko, co sam miałem... Kocham was wszystkich... Chciałbym, byście już zawsze czuli tą miłość - powiedziałem głębokim tonem, powoli i uroczyście. Westchnąłem cicho, robiąc krótką pauzę.
- Po jego odejściu, bogini Atlanta spełniła życzenie swojej miłości, i obdarowała wilkołaki najpiękniejszą z magii. Teraz już zawsze miał być ktoś kto pokochałby nas tak bezgranicznie jak Wielki Wilk. Nasze serca - zakończyłem, tonem bajarza, jak zawsze, gdy opowiadałem Prim, legendy mojej kultury.
Offline
Uśmiechnęłam się, wtulona w wilka.
- I wszystkie wilki już zawsze czuły tą miłość i żaden nigdy nie był samotny, bo miał swoje ukochane serduszko - wymamrotałam zaspana, uśmiechając się sama do siebie. - Lubię twoje bajki,wilczku... Hmm... Dziękuję ci,Ridd...
Offline
- Twój bajarz, jak zawsze od usług - uśmiechnąłem się lekko, sięgając ustami do jej głowy i całując z czułością we włosy, a następnie zsuwając się niżej na poduszki. - Wielki Wilk umarł szczęśliwy, życzył sobie byśmy i my, jego dzieci, nigdy nie zapomniały być szczęśliwe - dodałem delikatnym, cichym tonem, otulając Prim ramionami i zamykając oczy. Czułem już jak jej oddech powoli się w końcu wyrównuje. Z uśmiechem uznałem, że moja misja zakończyła się powodzeniem.
- Śpij dobrze moja maleńka...
Offline
- Będę spała... Dobranoc kochanie - wymamrotałam. Nie zasnęłam od razu po tych słowach ale z całą pewnością mocno się rozluźniłam i zasypiając byłam już bardzo spokojna. Nie myślałam już i niczym konkretnym, po prostu cieszyłam się z ciepła ciała Ridda, z jego oddechu...
Offline
---
Minął tydzień, tydzień, który staraliśmy się wytrzymać w miarę... spokojnie. Dagger nie pojawił się na spotkaniu, przyszła za to Clar, tłumacząc, że Dagg pracuje dużo wśród Łowców i pomaga tacie, mało go w domu. Martwiłem się, jasna sprawa, ale... nie zmuszę Dagga do gadania. A Prim... Prim miała poważniejsze sprawy na głowie niż humorki mojego brata. Miała... miała dziadka. Dziadka, który już prawie w ogóle nie wstawał z łóżka, a jedynie wołał do siebie rodzinę.
Aż w końcu, pewnego dnia gdy sprzątałem leże, zadzwonił telefon z domu Prim. Gdy odebrałem, usłyszałem tylko ciężki głos mojej maleńkiej i... i już wiedziałem co się stało.
Offline
Siedziałam zapłakana na kanapie, przyciskając kolana do piersi, gdy ktoś zapukał do drzwi. Tata siedział i gładził po plecach na zmianę mnie i mamę. Obie byłyśmy rozbite. Wiedziałam że to Ridd, więc zanim ktokolwiek inny zareagował, podniosłam się z miejsca i podeszłam do drzwi.
- Odszedł... - wymamrotałam, gdy tylko zobaczyłam mojego wilczka na progu,a głos mi się załamał i kolejne łzy popłynęły po moim policzku.
Offline
Objąłem Prim i mocno do siebie przycisnąłem jej ciało, które drżało i dygotało. Moja koszula niemal natychmiast zaczęła nasiąkać łzami mojej małej ukochanej. Zamknąłem za sobą drzwi i nadal ją mocno trzymając przeszedłem na kanapę, gdzie usadziłem Prim spokojnie na fotelu, by tam uciszać ją i uspokajać. Chwilę mruczałem jej same pokrzepiające słowa, aż w końcu pocałowałem ją kilka razy w głowę.
- Odszedł wśród najbliższych szczęśliwy - wyszeptałem cicho na jej uszko. - Był dobrym czarodziejem... dobrą istotą... dobrym dziadkiem... - uśmiechnąłem się słabo, samemu czując palący gardło smutek.
Offline
Przez chwilę nic nie mówiłam. Zanisnelam mocno wargi i starałam się uspokoić, nie wypchnąć płaczem, choć byłam trochę spanikowana. Pewnie nieco bardziej niż "trochę" co łatwo było określić, gdy w końcu się odezwałam.
- Nie wiedziałam... Nie wiedziałam, ż-że to już... Czytałam mu książkę... Poprosił o wodę... A...a...a... A kiedy wróciłam... to on już... - wybełkotałam w jego szyję, wtulajac się w Ridda. Zima już nigdy niczym mnie nie przekona, bym polubiła tą porę roku... nigdy.
Offline
- Ciii... wiem... wiem, to ciężkie - szepnąłem z ustami przy jej włosach, nadal ją głaskałem po plecach i próbowałem zabrać od niej cały... cały ból. Wiedziałem jak musiało ją to boleć, w jednej chwili był, a w drugiej już... w drugiej już go nie było. To była jedna chwila, ale czułem, jak bardzo źle czuła się z tym Prim, jak bardzo musiała to przeżyć, jak bardzo odbije się to na niej, na... na wszystkim.
- Primrose, weź głęboki oddech - poprosiłem łagodnie, kiedy zaczęła się już dusić od płaczu.
Offline
Pokiwalam gwałtowanie głową ale nie umiałam. Wpadłam w panikę i nie potrafiłam złapać ani jednego głębszego oddechu, było mi tak źle...
Riddick złapał mnie mocno za ramiona i odsunął od swojego ramienia, kazał mi popatrzeć na siebie, poprosił bym patrzyła mu w oczy i spróbowała złapać oddech. Jego głos cichł i przybierał na siłę co chwila. Ale w końcu udało mi się złapać porządny oddech. Riddik nie oszczędzał w pochwałach.
W końcu dotarliśmy do takiego momentu że siedziałam już w miarę spokojnie, oddychając miarowo, choć nadal całą dygotałam z emocji. A łzy... nie umiałam ich powstrzymać, ciekły mi po policzkach i skapywały z brody na moją bluzkę. Cały czas jednak wytrwale wpatrywałam się w Ridda.
- Odszedł... - wymamrotałam znów, nie mogąc w to do końca uwierzyć. - Chciałabym mu jeszcze tyle powiedzieć, Ridd... jest jeszcze tyle rzeczy które... Które on chciałby zobaczyć. - Znów złapałam kilka gwałtownych oddechów jednak nie odrywalam zrozkunod jego błękitnych oczu. Były moja kotwicą spokoju na morzu pełnym smutnych fal.
Offline
- Czarodzieje nigdy nie odchodzą zupełnie... - szepnąłem. - Jako czysta magia zawsze będę wśród nas - zapewniłem ją, ale zaraz potem sam z trudem łapałem oddech. Widok jej w takim stanie, w dodatku wszystko co się właśnie wydarzyło... Miał być w pierwszej ławie na naszym ślubie, a Prim chciała by pokazywał naszym dzieciom magię, by pokazywał rozświetlone kwiaty na łące...
Głaskałem ją po twarzy, wciąż się w nią wpatrywałem, w jej zapłakaną twarz. Nawet gdy mijały minuty, gdy tata i mama Prim odeszli do innego pomieszczenia... Mama prim także była w rozsypce... wszyscy byli...
- Magia nie umiera Prim... On zawsze będzie z tobą... - wyszeptałem jeszcze, choć nie wiedziałem, czy to jakkolwiek teraz pomoże.
Offline
- Ale już nie będzie go tak jak zawsze... - Pokrecilam głową,npocoagajac nosem. Całą byłam zasmarkana i pewnie czerwona i napuchnięta. Juz nie wiem od jakiego czasu płakałam. Nie miałam pojęcia ile minęło. Minuty,czy godziny... Kto by to teraz liczył. Znów złapałam kilka oddechów, nieco zbyt płytkich ale nie było źle. Zerknelam za siebie w stronę kuchni... Wróciłam znów wzrokiem do mojego wilka. - Moja mama straciła właśnie tatę a ja użalam się nad sobą... Chciałabym ją pocieszyć jakoś ale nie umiem się uspokoić - wybełkotalam i znów wtuliłam się mocno w Ridda. - Dziękuję że przyszedłeś... - szepnęłam, chowając nos w jego Sztum - Dziękuję...
Offline
- Nie musiałaś nic mówić, przyjechałem tak szybko jak mogłem - powiedziałem spokojnie, krzywiąc się z żalem. - Też był mi bliski, ale... Tak. Gdy się uspokoisz to spróbuję pocieszyć też twoją mamę... Może choć trochę pomogę... - mruknąłem z wahaniem, ale zaraz po prostu objąłem moją ukochaną z czułością. - Teraz... daj sobie jeszcze trochę czasu... jeszcze chwilkę... - szepnąłem. - Uspokój oddech, zamknij oczy... oddychaj głęboko kochanie...
Offline
- On był bliski nam wszystkim, był dobrym czarodziejem, był wspaniałą osobą, tak pełną i ciekawą życia... - wyszeptałam, uśmiechając się przez łzy. - Jeszcze... Jeszcze nie jestem w stanie w to uwierzyć Ridd... Naprawdę chciałabym z nim jeszcze porozmawiać - mruknelam, znów zaczynając cicho popłakiwać. Łatwo było by mi wpaść znów w histerię, więc starałam się tego nie robić ale... uh, każda pojedyncza myśl mnie nakręcała.
Dłuższą chwilę zajęło nim w końcu się uspokoiłam. Poszliśmy do mojej mamy. W końcu wszyscy wypłacaliśmy się i wygadalisny na tyle na ile było to możliwe. A kiedy wsiedliśmy do samochodu z Riddem,żeby wrócić do domu, momentalnie zamknęłam oczy i zasnęłam tak twardo, że nie obudziło mnie,gdy Ridd mnie przenosił do łóżka. Ocknęłam się dopiero rano, a przywitały mnie łagodne, błękitne oczy...
Byłam tak wykończona, że i teraz ledwo na oczy patrzyłam. Cały ten stres mocno się na mnie odbił. Uśmiechnęłam się do Ridda, a potem jednak przekrecilam się na drugi bok, obracając się do niego plecami.
- Przytul mnie... - wyszeptałam prosząco chrypliwym głosem.
Offline
Westchnąłem cicho i zsunąłem się niżej, by objąć Primrose i przysunąć ją do mojego torsu. Miała szare cienie pod oczami, była zmęczona smutkiem i płaczem, nie chciałem jej mówić, że płakała przez sen... Sam ledwo spałem, cały czas patrząc i pilnując snu mojej małej, kochanej Prim... Już nie dygotała, ale nadal jej oddech był bardzo słaby.
- Chcesz dziś spędzić dzień w łóżku? - zapytałem miękko, gotów rzucić wszystko, byle jej nie opuścić dalej niż było trzeba.
Offline