Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Takie niewielkie wystarczy, jak zwykle. Żeby po prostu było czuć święta... Wyciągnę lampeczki z pudła. Mam takie białe lampki,zawsze wieszałam je u siebie w pokoju ale teraz powiesimy je może nad blatem dzielącym salon z kuchnią? - zasugerowałam z uśmiechem. - Myślę że będzie fajnie wyglądać...
Offline
Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.
- W porządku, mała choinka... - pokiwałem głową z lekkim uśmiechem. - Mi to pasuje. W takim razie zajmiemy się przystrajaniem może jutro? Dziś zróbmy sobie wolne, chcę posłuchać opowieści o mieście. O tym jak tam jest, jak tam się żyje, czy zobaczyłaś coś trochę tego całego miasta... To już na granicy z ziemiami magów, więc chyba było podobne do tych ich całych "szklanych miast", prawda? Musisz mi wszystko opowiedzieć! - zarządziłem, gdy ostrożnie wjeżdżałem na śliski podjazd.
Offline
Odpielam pas,jeszcze zanim Ridd zatrzymał samochód, zapewniając go że wszystko mu opowiem z najmniejszymi szczegółami.
Weszliśmy do domu (faktycznie w kominku palił się ogień i w domu było przyjemnie ciepło) i usiedliśmy na kanapie, bym mogła zacząć opowiadać. W międzyczasie zjedliśmy kolację, popiliśmy trochę winka, aż w końcu wzięliśmy wspólny, nieco dłuższy prysznic i zawędrowaliśmy do łóżka — ja na dwóch nogach, Ridd na czterech łapach. Zwinął się w kłębek na łóżku, a ja przytuliłam się do niego. Tej nocy nie było możliwości bym zmarzła choć odrobinkę!
Offline
Jak to zwykle bywało, kiedy spałem jako wilk, spaliśmy sobie długo i spokojnie, nic nie mogło zmącić naszego snu, gdy byliśmy razem, wilk i jego serduszko. Primrose tak słodko wtuliła się we mnie, uczepiła się stęskniona mojej sierści i tak spaliśmy oboje zadowoleni. Rano, Prim obudziła się pierwsza, budząc mnie. Zacząłem od przemiany w człowieka, by zaraz powitać ją z czułym i pełnym miłości uśmiechem.
- Moja słodka... - zamruczałem. - Jak to dobrze budzić się znów u twojego boku - dodałem z czułością i niemal z czcią, całując delikatnie jej policzki i wargi, a nawet lekko zaspane powieki, na dzień dobry.
Offline
Uśmiechnęłam się blogo.
- Jak dobrze się spi u twojego boku... Ah, aż nie chce mi się nigdzie wstawać wilczku - wybelkotalam, przekręcając się na brzuch i wtulajac się w tors wilka. - Wiem, że i tak w końcu się podniosę bo nie zniosę lenistwa po tak aktywnych tygodniach ale uhhh... Jeszcze chwilka z tobą w łóżku a potem wstanę pełna energii - podsumowałam, muskając ustami jego skórę.
Riddick zaśmiał się pod nosem ale mnie nie przegonił. Pogładził mnie łagodnym gestem po plecach, łapiąc głęboki oddech. Chwilę leżeliśmy w ciszy.
- Hm, Ridd? ... Widziałeś się z moim dziadkiem? - zapytałam po chwili. - Byłeś u niego...?
Offline
Zacisnąłem wargi mocniej, trochę niechętnie myśląc nad odpowiedzią. Wiedziałem, że temat dziadka Primrose to niestety... ciężki temat.
- Tak, byłem u niego parę razy... Ucieszył się na odwiedziny, ale... Prim... - zawahałem się, pilnując się by ręka mi nie zadrżała. - Czuję w nim coraz mniej magii... Dodatkowo... zadaje dziwne pytania, czasem śmieszne... Czy wiem, jaki jest twój ulubiony kolor, albo owoc - parsknąłem cicho, starając się by nie zabrzmieć z przykrością. - Potem nagle pytał mnie, ile chcieliśmy mieć dzieci, czy faktycznie na pewno będą wilkami... Um... - zacisnąłem wargi. - Dużo przesiaduje przy biurku i pisze w dziennikach... Ale powiedział, że to tajemnica i nie może nikomu pokazać... - zamyśliłem się jeszcze chwilkę, ale ostatecznie westchnąłem cicho. - Twoi rodzice już się powoli martwią jego zachowaniem i myślą czy nie przyprowadzić lekarza do domu, ale dziadek jest oburzony na samą myśl - dodałem.
Offline
Moje oczy automatycznie napełniły się łzami. Zamrugalam gwałtownie, biorąc głęboki, nieco drżący oddech, gdy słuchałam Ridda. Chyba niepotrzebnie spytałam o to tak teraz, od razu po przebudzeniu...
- Niedobrze - mamrotalam zasmucona. - Porozmawiam z nim o tym lekarzu, a w razie czego... Nadal nie mam stałej pracy do wakacji. Może po prostu będę się nim zajmować i to wystarczy? - wymamrotałam z nieco zaciśniętym gardłem. - Uparciuch z niego okropny...
Offline
Westchnąłem cicho, kiwając głową i pocałowałem ją we włosy.
- Masz to chyba po nim i po swojej mamie - uznałem, próbując jakoś ją rozchmurzyć. - Jesteście uparciuchami... Ale nie martw się, twój dziadek... zawsze wie co robi. I tym razem nie może być inaczej - uśmiechnąłem się lekko. - Hej, możemy lekko zmienić plany i.... pójść do niego zaraz po śniadaniu. A potem dopiero zając się przyozdabianiem domu, okej? Zjemy coś, ubierzemy się ciepło i pójdziemy do niego - zaproponowałem z czułością.
Offline
- Naprawdę chce co się? - upewniłam się, unosząc do pozycji siedzącej. Zaczęłam bawić się kosmykami swoich włosów,były już naprawdę długie i powinnam je już podciąć. - Wybacz - wymamrotałam. - Denerwuję się strasznie jego zdrowiem... Wiem że ma już swoje lata i że to nic nadzwyczajnego że... że... Że jest już zmęczony. Ale gdy mówisz że zaczyna się tak dziwnie zachowywać... Po prostu coś we mnie pęka. - Pokrecilam głową. - Wpadniemy do niego tylko na chwilkę... A potem wrócimy ozdabia dom. Obiecuję być spokojna.
Offline
- Prim, to twój dziadek, wiem ile dla ciebie znaczy. Możemy posiedzieć u niego nawet dłużej, opowiesz mu jak było w mieście... - uśmiechnąłem się czule. - Nie musisz się przede mną tłumaczyć. Gdy mój nauczyciel w watasze starzał się, wszyscy go cały czas odwiedzali, pomagali, a gdy odszedł... Wszyscy przeżyliśmy to tak samo mocno, bo był naszym nauczycielem, opiekunem od lat najmłodszych - uśmiechnąłem się czule. - A to twój dziadek, rodzina... Bliski, wychował cię i pokazał piękno które cię otacza... Wiem że się przejmujesz, nie musisz udawać, że nie... Spędzimy z nim tyle czasu ile będziesz chciała - podsumowałem.
Offline
Pociągnęłam nosem i znów się położyłam, powoli opadając policzkiem na jego tors. Wzięłam głęboki oddech jeszcze przez chwilę milcząc. Nie chciałam myśleć o tym, że dziadek słabnie, choć były to fakty ale... I tak. Je chciałam o tym myśleć.
- Trzeba ozdobić dom... Wypijemy z dziadkiem herbatę, upewnimy się że zjadł drugie śniadanie i wrócimy - szepnęłam, muskając wargami jego nagą skórę. - On się i tak zdenerwuje że chce go sprawdzać - dodałam żartobliwie. Dziadek chyba nigdy się na mnie poważnie nie gniewał. - Ah, no i mam paczkę dla niego od Marielly... Zastanawiałam się nawet czy nie sprawdzić tej paczki ale stwierdziłam zero już by była za duża nadopiekuńczość. Choć obawiam się że jego przyjaciółka mogła zaszaleć z podarunkami dla swojego starego przyjaciela...
Offline
- Czarodzieje wiedzą co dla nich dobre - zapewniłem ją miękko i znów pocałowałem czule w głowę moją ukochaną dziewczynkę. - Nie martw się, zapewniam cię, że nawet jeśli dziadek słabnie, to jeszcze nie jest słaby i bezsilny. Traktuj go nadal tak jak zawsze, a się nie zdenerwuje - zapewniłem ją, głaszcząc ją powoli, z czułością. Mruczałem cicho, za każdym razem gdy musnęła ustami, mój nagi tors. Lubiłem gdy to robiła... Tęskniłem za tym.
Offline
- Zawsze staram się go traktować tak samo... Choć teraz jest coraz ciężej. Szczególnie od jego ostatniej cięższej choroby - mruknelam, wzdychając cicho. - Postaram się nie panikować - obiecałam, podciągając się wyżej, by musnąć ustami jego szyję. - Zresztą, już teraz mnie uspokoiłeś wystarczająco, będę spokojna już przez cały dzień - podsumowałam,śmiejąc się krótko.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze i pogłaskałem ją tym razem po włosach z cichym westchnieniem.
- To dobrze. O to chodziło, byś była spokojna i zrelaksowana - przyznałem miękko i obróciłem głowę, tylko lekko, by musnąć jej usta swoimi z uśmiechem. - Moja kochana dziewczynka. A teraz powiedz, dobrze spałaś? Wyspałaś się? Byłaś bardzo zmęczona wieczorem, gdy się kładliśmy, od razu odpłynęłaś - zauważyłem, przeczesując palcami jej włosy.
Offline
- Tak, tak, byłam pasnieta... - Zamruczałam potakujaco. - Ale spałam bardzo dobrze, było mi cieplutko i wygodnie - zaznaczyłam, chichocząc radośnie.
***
Czas leciał jak szalony. Zaraz już były święta, uroczysty wieczorny obiad. Wszystkim podobały się drobne prezenty ode mnie. Byłam zaskoczona, że i Ridd kupił coś dla moich rodziców i dziadka. Naprawdę miło z jego strony. A dziadek... Był słaby. Ale nadal pełen życia na tyle na ile tylko był w stanie być. To był chyba dobry znak? Że zaraz mu się poprawi...?
Nie poprawiało mu się. Po nowym roku zaczęło być już naprawdę fatalnie. A gdy w połowie stycznia zaczęło być my ciężko wstawać z łóżka to naprawdę poczułam, że powinnam przygotować się na to,co nadchodziło.
Lekarz wpadł do nas po południu, przebadał dziadka. Nie chcieliśmy go już wozić do szpitala. Powiedział że już można jedynie łagodzić jego bóle i przygotować się na jego odejscie, które możne nastąpić w przeciągu najblizszych dni albo tygodni...
Spędzałam teraz dużo czasu u siebie w domu. Rodzice pracowali, a ja zajmowałam się dziadkiem. Pomagałam mu w prostych codziennych rzeczach. Ale on przede wszystkim spał przez większość dnia.
Riddick przyjechał po nie wieczorem. Juz nie wchodził do środka, było późno, więc wyszłam z domu i wsiadłam do auta wzdychając cicho.
- Jestem trochę zmęczona - baknęłam, zapinając pas i zerkając w bok. - Jak tam u bliźniaków? - zapytałam, patrząc na swój dom. Ridd był dziś u siebie w rodzinnym domu.
Offline
- Dobrze, choć Dagger zrobił się strasznie osowiały i powarkuje cały czas... Ale nie chce o tym z nikim rozmawiać, ani ze mną ani z Clarr... - pokręciłem głową. - Mniejsza, to na pewno nic ważnego. A jak... jak u dziadka? - zapytałem miękko, łagodząc wyraz twarzy. Bliźniaki dały mi dziś wycisk, a tata znów wyskoczył z gadką, że jak na Omegę to często odwiedzam watahę, w końcu od zawsze był przeciwny mojemu odejściu... Nie miałem siły obciążać tymi zwierzeniami moją Primrose, wiedziałem... że zimno, jej dziadek i jego osłabienie... wszystko to bardzo źle wypływało i na nią.
Ruszyłem powoli w stronę domu, ośnieżonymi i oblodzonymi drogami.
Offline
- Mówi że czuje się dobrze. Dziś dużo żartował i miał dobry humor. Przeszliśmy się po domu w tą i z powrotem bo chciał wypić herbatę na kanapie. - Wzruszyłam lekko ramionami.- Ale i tak większość dnia spał. Musi dużo wypoczywać - podsumowałam, biorąc jeszcze jeden głęboki oddech. - Jest w porządku - dodałam, starając się rozchmurzyć. - Powiedz mi, co z Daggerem? Wiesz coś więcej...? Może chciałby do nas wpaść, hm? - zaproponowałam radośnie. - Z chęcią z nim coś porobie. Dziadek za kilka dni odwiedziny znajomego i mama powiedziała że będzie z nim w tym czasie. No wiesz... Kazała mi odetchnąć. Więc może zrobię coś z twoim bratem?
Offline
- Nie wiem czy dasz radę "zrobić coś" z nim - westchnąłem ciężko. - Z Clar nigdy nie było problemów, cały czas umiem ją przejrzeć na wylot i nawet nie musi mówić co jej leży na sercu, dziewczyna jest dobra, trochę zbyt agresywnie się czasem zachowuje, pochopnie i bez planu - przyznałem szczerze. - Ale Dagg? Od dziecka zawsze był wrażliwszy, cichszy i... Sam nie wiem, on nie chce mówić co mu w głowie siedzi, sama wiesz - zerkałem na Prim z krzywym uśmiechem. - Ale mogę go zaprosić, zawsze lubił z tobą gadać - przyznałem, ostrożnie wjeżdżając w naszą uliczkę.
Offline
- Ty jesteś jego starszym bratem, jestem niemal pewna, że na jego miejscu też nie chciałabym jakoś bardzo wylewnie się zwierzać z problemów - mruknelam rozbawiona, sięgając dłonią do jego ramienia i gładząc po nim delikatnie,gdy już zaparkowaliśmy pod naszym domem. - Poza tym, nie mów mu, że ma przyjść pogadać z nami. Ja po prostu spędzę z kim dzień i się razem rozluźnimy. Nastolatki mają masę rzeczy na głowie, już sam nie pamiętasz, co? - szepnęłam, odpunajac pas i zerkając na niego z uśmiechem. Muszę przestać się wciąż zamartwiać o dziadka.
Offline
Parsknąłem, również rozpinając pasy i wychodząc z auta. Huh, ślisko, bardzo ślisko.
- Wiesz, to było tak dawno, że już zupełnie nie pamiętam - zaśmiałem się szczerze i pokręciłem głową rozbawiony. - No, ale dobrze, pewnie masz rację. Nie rozumiem dlaczego miałby ze mną nie gadać, w końcu jestem właśnie... Jego bratem! Fajnym starszym bratem który zabiera ich do miasta i na łódkę od małego. No i zawsze jestem gotów im ze wszystkim pomóc - skrzywiłem się i wyciągnąłem zakupy które zrobiłem po drodze i ruszyłem do drzwi, które Prim już otworzyła. Weszliśmy razem do domu i zaczęliśmy rozkładać zakupy. Mnie męczyło myślenie o rodzinie, że nie powinienem tam tak często wpadać, że nie umiem rozmawiać z młodszym bratem... A Prim męczyła zapewne myśl o dziadku.
Po rozłożeniu zakupów, przemieniłem się i wyszedłem na zewnątrz by zawyć, dać sygnał Daggerowi, że go zapraszamy do nas do domu. Potem wróciłem i ubrałem się z powrotem, gdy Prim siedziała na kanapie przed kominkiem. Miała strapioną minę.
- Primrose... - westchnąłem cicho, siadając obok. - Wiem, że się boisz, ale... Naprawę nie musisz aż tak... - zająknąłem się słabo, wiedząc, że każde moje nieostrożne słowo może jeszcze pogorszyć sprawę.
Offline