Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się z zadowoleniem. Cieszyłam się, że Ridd i mój dziadek się lubią i że Riddowi nie sprawia dyskomfortu przebywanie z nim. W sumie dziadek była naprawdę cudowną i zabawną osoba. Swego czasu największą w okolicy duszą towarzyską. Ale wiadomo... Dla mnie był kimś niesamowitym głównie dlatego, że był moim dziadkiem i w dużej mierze to on mnie wychowywał, gdy rodzice ciężko pracowali. Jest częścią mnie, która bardzo, bardzo kochałam. I o która bardzo się martwiłam...
- Okej... to dobry plan - mruknelam, śmiejąc się pod nosem. - Cieszę się, że i tobie pasuje - dodałam z uśmiechem, muskając ustami wargi Ridda.
Offline
- Oj kochanie, jak miałby mi nie pasować - parsknąłem cichym śmiechem i oddałem jej pocałunek z czułością, dużą czułością... Hah musiałem przyznać że przed kominkiem wśród ciepłych kocy, naprawdę przyjemnie się kochało.
Następnego dnia, tak jak ustaliśmy, zaraz po tym jak się odświeżyłem po pracy w porcie i przebrałem, ruszyłem do domu rodziców mojej ukochanej, właściwie jej byłego miejsca zamieszkania, bo to nadal był też jej dom. Z uśmiechem zapukałem do drzwi, a otworzyli mi Prim i starszy czarodziej, oboje gotowi do wyjścia. Włoska knajpka była jedną z lepszych rzeczy jacy ludzie przywieźli na Atlantis, trzeba było im to oddać. Knajpka była prowadzona w bardzo miłym klimacie, a jedzenie mieli znakomite, dlatego często były tu tłumy, ale na szczęście nie dziś.
Zamówiliśmy po pizzy (dziadek i Prim zamówili jedną na dwoje, a ja wziąłem jedną na siebie) i usiedliśmy wygodnie przy stole. Opowiedziałem jakie są teraz nastroje w porcie, zawsze jakiś wypadek na wodzie budzi poruszenie. Potem powiedziałem dziadkowi że moje rodzeństwo, żywiołowe bliźniaki, już wkrótce wkraczają w dorosłość, nie mogłem wyjść z dumy nad moimi maluchami. Dziadek słuchał uważnie, co było naprawę miłe, lubiłem być dobrze wysłuchany.
Offline
Rozmowa jak zwykle szła gładko, dziadkowi nie przeszkadzała ani nasza gadanina, ani nie było mu zle z tym, że to on miał powiedzieć coś więcej. Krótkie mówiąc jedliśmy pizzę i dosyć głośno gadaliśmy, przeżywając mało ważne tematy i śmiejąc się z różnych wcześniejszych sytuacji.
W pewnym momencie, chyba odkąd zjeslijy pizzę, na pewno do momentu przyniesienia deseru dla nas wszystkich, dziadek spoglądał namnie znacząco "no maleńka, teraz teraz". Niemal słyszałam jego głos w swojej głowie. Ridd chyba tez to zauważył, bo on zaczął spoglądacna mnie pytająco. W tej sytuacji nie mogłam zrobić nic innego, jak powiedzieć wszystko.
Wzięłam głęboki oddech.
- Ridd... Bo jest taka sprawa w sumie. I fajnie że jesteśmy tutaj i... Hm. - Zagryzlam wargę, zerkając na dziadka a ten poganiał mnie ruchem dłoni. Zazwyczaj jest to zabawne ale teraz troszkę się stresowałam. Nie chciałam zdenerwować Ridda swoją nieobecnością. - Dziadek ma siostrę, to jest w sumie taka jego siostra przyszywana. Po prostu wychowywali się razem i byli przyjaciółmi. Ona mieszka w takim małym miasteczku, kawałek za <jakimś większym miastem NAZWA?>. Ma jednego syna, który niezbyt może jej... Ciągle pomagać. A ona teraz bedzie potrzebować pomocny w zaklimatyzowabiu sie w nowym mieszkaniu. I dziadek jakiś czas temu zaproponował jej, że ja mogłabym do niej pojechać. I pomoc. To były by jakoś... Ze dwa tygodnie? - zerknelam na dziadka, a on kiwnął głową. - Dwa tygodnie - powtórzyłam, spoglądając na Ridda badawczym wzrokiem.
Offline
Na chwilę zamarłem słuchając, a następnie myśląc nad tym co właśnie powiedziała Prim. Przełknąłem ostrożnie kawałek swojego ciastka i pokiwałem głową z wahaniem.
- Czyli... Wyjedziesz na dwa tygodnie? - upewniłem się jeszcze raz, a gdy Prim pokiwała głową, wziąłem łyk herbaty, którą zamówiliśmy i jeszcze chwilkę myślałem. Właściwie nie myślałem nad niczym konkretnym, po prostu próbowałem dobrać najlepszą i najzdrowszą reakcje... Wszyscy wiedzieli że to ja jestem nienormalny ze swoimi instynktami.
- No cóż... Nie zabronię Ci przecież jechać, to miłe że pomożesz przyjacielowi rodziny - przyznałem spokojnie i szczerze. - Dam radę wytrzymać, postaram sobie już nic więcej nie zrobić w pracy... - uśmiechnąłem się słabo. - Kiedy? Po ceremonii bliźniaków?
Offline
- Ridd, nic sobie nie rób w pracy - baknęłam marszcząc mocno brwi, nawet nie chciałam słuchać o takich rzeczach. Wzięłam głęboki oddech. - Wyjechałabym jakoś tak kilka dni po... Pojechałabym pociągiem, albo mógłbyś mnie zawieść samochodem, jeśli chciałbyś się przejechać ze mną i zobaczyć gdzie będę - zauważyłam, uważając że to nie głupi pomysł. - Choć teraz jest bardzo ślisko na drogach... Wróciłabym idealnie na świąteczne przygotowania, nawet trochę wcześniej. - Uśmiechnęłam się łagodnie.
Offline
Skrzywiłem się lekko myśląc nad jej słowami.
- Lepiej żebyś jechała pociągiem, za rzadko jeżdżę autem by porywać się na śliskie drogi których nie znam, w dodatku może być dużo wypadków - zauważyłem poważnym tonem, kiwając nadal głową. Ostatecznie westchnąłem cicho i uśmiechnąłem się lekko krzywo.
- Hej, nic sobie nie zrobię. Odprowadzę cię na dworzec, pojedziesz spokojnie do tego miasta i będziesz robiła to co umiesz najlepiej, czyli niesienie pomocy - podsumowałem miękko. - A gdy wrócisz, odbiorę cię z peronu...
Offline
Kiwnelam głową. Dziadek się ucieszył i wtrącił w naszą rozmowę, opowiadając o swojej przyjaciółce i o tym czego to oni nie robili razem jako głupie dzieciaki albo o innych wybrykach.
Odprowadziliśmy dziadka do domu i pożegnaliśmy się z nim. Ruszyliśmy spokojnym krokiem w stronę domu.
- Jest okej? - zapytałam po chwili ciszy, puszczając jego dłoń i łapiąc go za przedramię. Pogladzilam po nim mocniej,zerljaac na twarz Ridda. - Hm? Nie złościsz się że... Chce wyjechać?
Offline
- Złoszczę? - powtórzyłem po niej, marszcząc brwi nieco zmartwiony. - Prim, czy uważasz mnie za takiego... Um, że się ze złoszczę jak tylko będziesz chciała wyjechać na chwilę? - zapytałem niepewnie, zerkając na nią. - Nie, nie jestem zły. Nigdy bym nie był. Przepraszam, że zachowuje się w sposób, przez który myślisz, że byłbym na ciebie zły - skrzywiłem się. - Poradzę sobie przez ten czas, nie będzie to najprzyjemniejsze, ale nie mogę Ci zabraniać wyjeżdżać... Będę szczęśliwy, kiedy ty będziesz będziesz szczęśliwa pomagając przyjaciółce rodziny - uśmiechnąłem się słabo.
Offline
Wzięłam głęboki oddech i pokiwalam głową. Czułam duży ciężar bycia sercem. Naprawdę duży. Ciężko było mi to ukryć i chyba... Dosyć często dawałam o tym znać Riddowi. Po prostu nie chciałam go zawodzić, nie chciałam by czuł się przeze mnie źle, przez to że nie jestem wilkiem. I za każdym razem gdy nastawała jakąś nową sytuacją to musiałam sobie przypominać, że on mnie kocha, huh, on mi musiał o tym przypominać.
- Wybacz... Nie chodziło mi o to, przepraszam - wybelkotalam niewyraźnie. - Po prostu się martwiłam... Chce pojechać i pomoc, ale jeśli miałoby to źle wpłynąć na ciebie to nie wyjadę. I wiem,że mi nie zabroniłsz... Po prostu nie chce bys chorował... Wybacz.
Offline
Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Nie będę chorował. Będę przygnębiony, ale od dwóch tygodni, z pełną świadomością, że masz się dobrze, oraz że lada moment wrócisz... Nie pochoruję się tak od razu - zapewniłem ją miękko i czule. - Dziękuję, że się o mnie tak troszczysz, ale pamiętaj, stawiam cię na pierwszym miejscu, instynkt jest na drugim - podkreśliłem. - Poza tym, nie wyjeżdżasz lada dzień, a za kilka dni, mam czas by się przygotować - uspokajałem ją dalej. - To po prostu kilka kroków przemyśleń, które muszę wykonać i wszystko będzie dobrze - podsumowałem.
Offline
- To dobrze - mruknelam cichutko,zaciskając palce na jego przedramieniu. Wiedziałam przecież że stawia mnie ponad wszystko! I właśnie to było w tej miłości najniebezpieczniejsze. Nie liczyło się nic poza moim szczęściem i bezpiecznym życiem. A ja chciałam by i Ridd takie wiódł — szczęśliwe i bezpieczne. - Naprawdę przepraszam, że... Tak pomyślałam, powiedziałam... - wybełkotalam. - Troszcze się i martwię. Też się nieco stresuje dłuższą rozłąka - przyznałam się jeszcze. - Chyba takiej nie było już od dawna....
Offline
- Odkąd zamieszkaliśmy razem... To nie - przyznałem szczerze i pokiwałem głową. - Faktycznie... A wcześniej, nawet gdy musiałaś więcej pracować to widywaliśmy się przynajmniej raz w tygodniu - dodałem rozbawiony, kręcąc głową. - Uzależniłem się od ciebie, a ty ode mnie. To piękne jak i odrobinę straszne - przyznałem szczerze. - Po ostatnich wydarzeniach widać jak bardzo boimy się utraty siebie, ale.. To tylko dwa tygodnie. Wiem gdzie będziesz, możesz dzwonić do mnie wieczorami... Możesz porobić zdjęcia do albumu - uznałem miękko. - Jeśli ja to przeżyje, to nie ma obaw...
Offline
- Przeżyjesz - odparłam, uśmiechając się. - Jak zobaczę coś ładnego to zrobię zdjęcie i jakieś wybierzemy do albumu. Coś ciekawego na pewno tam będzie, to całkiem spore miasto... - powiedziałam. Rozmowa potoczyła się dalej samoistnie. Nie nakręcaliśny się dodatkowo i poszło Roman obojgu na zdrowie. A w domu... Rozluznilismt się miłym seksem i poszliśmy spokojnie spać.
Offline
Ceremonia bliźniaków była przepiękna. Oboje ubrani w futra swoich zwierzyn łownych, stali przed ogniem, by przysięgać służyć Wielkiemu Wilkowi, watasze, swojemu Alfie i wyspie, aż po kres swoich dni. Po oficjalnej ceremonii odbyły się lżejsze zabawy przy ognisku, w końcu były to ich urodziny. Dawanie prezentów było zabronione w naszej kulturze, ale i tak Jeremy (który przyjechał specjalnie z miasta gdzie teraz się uczył na ceremonię swoich przyjaciół) i Primrose, po kryjomu wręczyli małe upominki mojemu rodzeństwu. Od dawna nie widziałem Clarr i Daggera tak szczęśliwych i dumnych z siebie - pili po raz pierwszy piwo miodowe, tańczyli z całą watahą, a koniec końców wszyscy musieliśmy ich zanosić na rękach do ich łóżek. Moje dzieciaki...
Jakiś nie cały tydzień później, moja Prim mijała wyjechać. Oczywiście odsuwałem od siebie takie myśli jak najdalej, ale ostatecznie musiałem bardziej lub mniej, pogodzić się z jej brakiem u mojego boku.
Wieczorem, przed jej wyjazdem leżeliśmy w łóżku, to znaczy... Um Prim chyba chciała czytać, ale ja położyłem się na jej piersiach, głaszcząc delikatnie brzuch Prim, rozkoszując się jej ciałem, jej osobą u mojego boku.
- Jesteś już spakowana? - upewniłem się cicho, delikatnie poruszając głową pod pełnym biustem mojej kobietki.
Offline
Uśmiechnęłam się rozbawiona i zamiast sięgnąć po książkę, która miałam w planach, to sięgnęłam do włosów wilczka, grapiac go po głowie. Jego zaczepki nie sprawiły, że byłam obojętna, jego pałce wodziły po moim brzuchu, docierając leniwie do podbrzusza i zawracając. Przez to poczułam delikatne podniecenie.
- Spakowana, zwarta i gotowa. Mam nawet przygotowaną torebkę z dokumentami i biletem na pociąg. Nie martw się tym - szepnęłam, nie przestając go drapać.
Offline
- Hm i o której jutro musimy wyjść na peron? - zapytałem się jeszcze, mrucząc cicho bo jej drapanie po włosach było bardzo przyjemne. Tak, byłem wilkołakiem i lubiłem drapanie za uszkiem i po główce, niektórych rzeczy się po prostu ciężko wyprzeć, a gdybym miał teraz ogon, to machał by bardzo zadowolony. - No wiesz... tak się tylko upewniam... Chcę by wszystko przebiegło spokojnie - dodałem, wiedząc że już odłożyła książkę, by skupić się wyłącznie na mnie. Tak jak lubię.
Offline
- Przed południem,mówiłam ci to już - przypomniałam mu, śmiejąc się krótko. - Na wszystko zdążymy i nigdzie się nie spóźnimy, a nawet jeśli, to nic się nie stanie. Pojadę po prostu tym wieczornym - mruknelam, nie czując żadnego stresu z tym związanego. - Wszędzie zdążymy... - powtórzyłam z uśmiechem. - A dopytujesz tak o ten pociąg booo...? - dodałam, znów się śmiejąc.
Offline
Zaśmiałem się gardłowo, nie zmieniając pozycji, ani nie przestając ruszać ręką... Nie chciałem przestawać, było mi tak dobrze właśnie teraz, leżąc z moją narzeczoną w łóżku, w tej naszej własnej intymnej atmosferze.
- Po prostu upewniam się we wszystkim jeszcze raz - wyjaśniłem rozbawiony. - Czy na pewno mamy czas teraz tak leżeć, czy poleżymy sobie jeszcze chwilkę rano, czy zdążysz zjeść śniadanie i dojechać bez przeszkód na dworzec... - wymieniałem spokojnie. - Dobrze, że już wszystko jest przygotowane...
Offline
Zamruczałam potakujaco.
- Hm, tak, dobrze że wszystko jest już gotowe na jutro bo dziś możemy jeszcze coś zrobić,skoro i tak wprowadziles taką miłą atmosferę, to zawsze możemy zmienić ja w bardziej kleistą - zauważyłam, zagryzajac rozbawioną wargę.
Offline
Ruszyłem w końcu głową, unosząc wzrok na moją Primrose i uśmiechając się szeroko, bez grama skruchy za swoje zachowanie.
- Cóż, przejrzałaś mnie - zaśmiałem się cicho. - Wiem, że książka jest ciekawa, oraz że bardzo ci się podoba, ale hm... Jutro wyjeżdżasz, a ja już tęsknię - mruknąłem, całując ją lekko w pierś przez jej koszulkę w której zazwyczaj spała. - Chcę mieć dobre wspomnienia, no wiesz, żeby za każdym razem leżąc w łóżku i tak patrzeć na twoją poduszkę i się uśmiechać - podsumowałem, ale nadal rozbawiony. Bo naprawdę chciałem podejść do tego wyjazdu pozytywnie, by Prim już się nigdy więcej nie bała pytać, czy może wyjechać gdzieś na chwile, by zobaczyła, że ją wspieram i chcę jej dobra.
Offline