Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Tak... To nawet bardzo dobrze. Takie miejsce wiele ułatwi, jestem tego pewna - stwierdziłam z dużą aprobatą w głosie. Wilk cały się napiął. Zmarszczyłam brwi. - Pamiętasz, by nie mówić o mnie nikomu...? - upewniłam się z nutą niepokoju, zerkając na niego pytająco. Złapałam go też za dłoń, ściskając mocno. To chyba... dobrze mu zrobi, taki gest.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Wiem, wiem Rissa - zapewniłem ją spokojnie i sam także ścisnąłem jej dłoń. - Nikomu o tobie ani słowa póki co. Zobaczymy dopiero co powie Atlanta na tą sytuację... - westchnąłem głęboko, głaszcząc ją palcem po dłoni. - Nie martw się, na pewno będzie dobrze... - dodałem trochę ciszej, zerkając na nią.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Nie wiem jak będzie. Obawiam się tego trochę - szepnęłam, chcąc być z nim szczera. Bo chyba mogłam, co nie? On był ze mną szczery ciągle. Non stop mówił o tym jak sie czuję, więc chyba ja też mogłam... być może nawet powinnam mu mówić! - Ale moje obawy zaraz miną, ochłodzi je woda - dodałam na koniec mrukliwie. Już prawie byliśmy na samej plaży. Czułam jak ocean mnie wzywa, jego głos był niemal hipnotyczny. Chciał mnie z powrotem...
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- No tak - uśmiechnąłem się i zatrzymałem się kawałek przed wodą. Nie powinienem bliżej podchodzić i jej rozpraszać, teraz i tak na pewno już nie była skupiona na mnie, a na tym, by zbliżyć się już do wody, by do niej uciec. Tam czuła się bezpiecznie.
- Nerissa... Do zobaczenia - powiedziałem. - Na pewno będzie dobrze, na pewno - uznałem, spokojnie, niepewnie puszczając jej dłoń, czując jak już przegrywam.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Puściłam jego dłoń bezwiednie, nie zerkając na niego. Po prostu powolutku szłam dalej, przyciągana Muzyką płynąca z wody. Nawet nie usłyszałam jego słów, jednak gdy już byłam w wodze po łydki, jakby coś mnie tchnęło i ocknęłam się z tego amoku. Obrocilam w stronę mężczyzny – było niemal oczywiste to, że będzie tam wciąż stal.
- Connery! - powiedziałam mocnym tonem, by na pewno mnie usłyszał. Melodyjny i słodki dźwięk mojego głosu rozszedł się po niewielkiej plaży, ale byłam pewna że dotarł do jego uszu. - Nie wiem za za ile dni wrócę. Mogą to być 3, czy 4 dni, alemoga być to też tygodnie. Nie wiem tego - ostrzegam go jeszcze, wciąż tym samym, slodkim syrenim głosem. Może to źle że chciałam go w ten sposób otumanić, ale czuba tego potrzebował, był napięty jak struna.
Następnie, nie czekając już na jego dalsze słowa, poczułam jak magia przepływa przez moją skórę, jak wypełnia mnie siłą i energią. Przemiana nastąpiła w dosłownie sekundę lub dwie i zanurkowalam w płytkiej wodzie. Szybko przedosatalam się głębiej. Chłód oceanu był dla mnie tak znajomy, jak mój własny ogon. Znów byłam silna. Znów byłam potężna. Znów nie mówiłam się bać. To inni powinni się bać mnie.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
I... popłynęła. Zostałem sam. Znów sam. Jednak teraz, było już trochę inaczej. Teraz czułem ją w sercu, gdzieś na dnie serca, gdzieś na wargach ciągle czułem jej smak, choć moja syrena już zniknęła.
Ale byłem dzielny. Przez chwilę, dłuższą chwilę nadal stałem na brzegu. Obserwowałem, czy może przypadkiem jeszcze się wynurzy. Ale już nie, choć nadal miałem nikłą nadzieję. Wróciłem do leża, spakowałem ubranie i zrobiłem to co powinienem już zrobić od dawna. Przemieniłem się i z nowymi siłami, pognałem tam gdzie mnie oczy niosły.
Dni mijały, działały na mnie kojąco. Powoli wracałem do swojej formy, sprzed depresji, sprzed tego załamania nerwowego. Znów polowałem, znów wróciłem do watahy, znów żyłem, pracowałem, biegałem i bawiłem się. Nie pamiętam kiedy ostatni raz piłem i bawiłem się z moimi przyjaciółmi w barze! Do tego stopnia, że pijany odprowadzali mnie do mojego leża, a ja kazałem się odprowadzić na plażę, bym mógł obserwować wodę. I tak zrobili.
Obserwowałem wodę cały czas, mimo pijańskiej wesołości, nie ruszyłem się stamtąd ani na sekundę.
Czekałem na twój powrót Rissa. Czekałem na ciebie bardzo, bardzo cierpliwie, ale tak jak obiecałem, już się nie zamartwiałem. Miałem moje serce, moje piękne, kochane, pełne wigoru serce. I będę dla ciebie najlepszy, chodźmy nie wiem co....!
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Minęły dwa dni. To były dwa bardzo zimne dni. Nie w sensie fizycznym. Czułam chłód w sobie. Jak to możliwe? Był bardzo niewielki, wręcz niezauważalny ale jednak był. Zdawałam sobie świetnie sprawę o jego istnieniu. Czyżby wilk coś mi odebrał, czyżby zabrał mi moją siłę i wytrwałość? Brakowało mi teraz czegoś... Takie miałam odczucie jakby czegoś mi brakowało.
Dwa dni dumania nad tym minęły mi niemal jak machnięcie ogonem. Potem usłyszałam pieśń. Pieśń która wzywała mnie do siebie. Ale nie była to pieśń zwyklej, pierwszej lepszej syreny. Atlanta wyzwala mnie do siebie po imieniu, kierując swoją muzykę tylko i wyłącznie w dźwiękach, które słyszałam ja. To była informacja do mnie.
Kolejny dzień płynelam do jej siedziby, znajdującej się bardzo, bardzo głęboko w kraterze na dnie. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, aczkolwiek nikt też mnie nie zatrzymywał. Jakby zostali uprzedzeni o moim przybyciu, ale nie o celu mojej obecności. Za to ja doskonale wiedziałam co zrobiłam. Złamałam jej rozkazy. Nie dość że zbliżyłam się do ładu, nie dość że pływałam przy samej tafli wody, to wyszłam na ląd i przemienilam się w człowieka.
P r z e m i e n i ł a m s i ę i w y s z ł a m.
W końcu poczułam czym jest prawdziwe przerażenie. Owszem, widziałam już Atlantę, widziałam ją wiele razy. Nigdy jednak nie z tak bliska. Nigdy nie byłam tak blisko królowej, która emanowała siłą, powagą i magią. Najkrócej mówiąc, emanowała wielką potęgą, przez co czułam się tak mała... Byłam wręcz nikim w porównaniu do mnie.
Moja królowa nosiła na sobie białe i błękitne kolory, przez co niemal można by było stwierdzić, że emanuje własnym światłem, pomimo że byliśmy tak głęboko, że żadne światło nie miało prawa tu dotrzeć. Ale ona miała je w sobie. Jedyne co dodatkowo zdołałam teraz dostrzec, to to, że na szyi miała dwa wisiorki, jeden z perłą, a drugi z kamieniem. Oba piękne.
Zaczęła do mnie przemawiać, a ja słuchałam uważnie, po wymianie drobnych, aczkolwiek koniecznych grzeczności, aby pokazać szacunek do niej. Złamałam tyle najważniejszych i najbardziej przestrzeganych zasad od stuleci, że kara za nieposłuszeństwo niemal mi się należała. I dokładnie tym tokiem poszła również królowa. Jej śpiew był wypełniony gniewem i niezadowoleniem. Jednakże w wodzie między nami wisiało jedno wielkie "ALE''. I to "ale" zmieniało niezwykle postać rzeczy.
Nie wiem skąd, ale ona wiedziała, że czuje w sobie brak, zapytała mnie o to, na co ja odparłam, że chyba coś mi skradziono. Wtedy zobaczyłam w niej coś, czego nigdy, przenigdy nie widziałam u żadnej syreny. Moja królowa nagle stała się ciepła. Jakby lodowata woda nie była wstanie powstrzymać płomienia płonącego w niej.
- Nikt cię nie okradł dziecko. Głupia - powiedziała z dezaprobatą. - Pozostawiłaś na lądzie coś, co należy do ciebie, a sama zabrałaś do morza coś, co należy do Niego - oznajmiła że spokojem i... Rozkoszą?
Nagle dezaprobata zmieniła się w aprobatę. Atlanta najwidoczniej wie wszystko. Nawet się nad tym nie zastanawiałam. Nie miałam zamiaru. Zapewniła mnie, że będzie starała się nade mną czuwać, gdy będę człowiekiem, ona i wyspa będą mnie wspierać. A w zamian miałam pomoc Atlancie rozpoznać co właściwie dzieje się na samej Atlantis...
Zostałam u królowej jeszcze jakiś czas. Jej obecność napełniała mnie taką siłą, że czułam się potężniejsza niż kiedykolwiek. Nawet po zabiciu innej syreny nie czuli się takiej mocy, jak wtedy, gdy jedynie przebywało się obok królowej. Już rozumiałam czemu mieszkała tak głęboko, w samotności. Potrafiła wzywać do siebie innych, więc nie potrzebowała nawet posłańca. Jej głos zapewniał jej wszystko.
Sama z siebie bym raczej nie odeszła. Bo czułam się jak pijana, jakbym upiła się magią tak bardzo, że teraz wszystko nabierało innych kształtów i kolorów. Byłam bardzo silna. Atlanta zapewniła mnie, że przez jakiś czas ludzka forma zachowa siłę, więc muszę być ostrożna w przypływie emocji. I kazała mi odejść. Rozkazała twardo i sucho.
Więc znów ruszyłam w górę, w stronę światła, w stronę powierzchni. Tam na tą małą plaże, na której wilk odżył i złapał swój pierwszy oddech w nowym życiu. W życiu w którym miał mnie.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
To był wieczór. Siedziałem jak zawsze na plaży, dziś wyjątkowo z gitarą. Dawno nie grałem, więc przypominałem sobie chwyty, przy promieniach zachodzącego słońca. Niemal zapomniałem jak jeszcze przed poznaniem Nerissy uwielbiałem tu przychodzić, kiedy piasek lśnił w słońcu, kiedy woda w delikatnym szumie nadawała mi rytmu do gry. Wilkołaki nigdy nie były zbyt muzykalne, naszą pieśnią są okrzyki wojenne i wycie. Ja jednak jakimś cudem polubiłem grać na gitarze, a z pomocą pewnego czarodzieja nauczyłem się na niej całkiem nieźle grać. Było to tak dawno...
Moje rozpamiętywania zostały przerwane, gdy usłyszałem prawdziwą, piękną pieśń. Rissa, poznałem od razu. Nie zdążyłem mrugnąć, a na horyzoncie dojrzałem poruszenie pod taflą wody.
Wracała do mnie.
Z uśmiechem odłożyłem gitarę na bok i wstałem z piasku. Zdjąłem ze stóp klapki i w spodenkach w krótkich spodenkach, trzymając ręcznik, wszedłem do wody na wysokość połowy łydek. Z uśmiechem oczekiwałem wynurzenia mojej syrenki.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Podpłynęłam najbliżej jak mogłam, a następnie zamieniłam się w człowieka. Złapałam głęboki oddech, wynurzając głowę z wody. Włosy przykleiły mi się do ramion. Wzrok znów miałam beznadziejnie słaby, a oczy piekły mnie od kropel, które w nie powpadały. Ludzkie oczy są takie beznadziejne. Mimo wszystko nie czułam się tak, jak za pierwszym razem. Faktycznie byłam silniejsza. Moje ciało wciąż słabe i delikatne, ale czułam magię przepływająca przez całe moje ciało.
Jeszcze jeden głęboki oddech, a potem zaczęłam oddychać już spokojniej, brnąc przez wodę, prosto w stronę wilka, który czekał na mnie z okryciem. Uparcie musiał mnie czymś owinąć, ale nie protestowałam.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Otuliłem Nerissę ręcznikiem i wytarłem jej oczy, gdy sama je przecierała rękoma. Z uśmiechem obserwowałem to jak przez kilka chwil przyzwyczajała się do światła, do świeżego powietrza, do tego że ma materiał na ramionach, oraz do mnie, tak blisko niej. Uśmiechnąłem się, gdy wyczułem jak wszystko w ciele syreny się uspokaja i wyrównuje.
- Wróciłaś do mnie... Tak się cieszę, że cię znów widzę, Rissa - przyznałem szczerze, z szerokim uśmiechem.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
W końcu w pełni skupiłam zwrok na Conny'm. Patrzyłam na niego przez chwilę, być może nawet parę chwil, podczas których niemal wstrzymywała oddech. Przypominałam sobie jego twarz. Teraz do mnie docierało że nie widziałam go ponad 10 dni... Normalnie wydałoby mi się to niczym, ale teraz doszukiwalam się zmian w nim. Jak bardzo kruche było jego życie? Jak szybko będzie się zmieniał na moich oczach...?
- Obiecałam - wyszeptałam, wydmuchując powietrze z płuc. - A ja staram się dotrzymywać obietnic... - Zmarszczyłam brwi, czując nasuwające się w moje usta pytanie. - Wsyztsko... W porządku?
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Pokiwałem pośpiesznie głową.
- Teraz jeszcze lepiej - zapewniłem miękko. - Ale tak... wszystko w porządku, nie wzywałem cię, ani nie nawoływałem... Nie chciałem ci przeszkadzać, gdy załatwiałaś swoje sprawy... - przyznałem, a potem spojrzałem na nią poważnie, delikatnie muskając palcami jej twarz. - Widziałaś się z nią? Z Atlantą...?
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Pokiwałam głową, łapiąc go za nadgarstek dłoni, którą gładził mnie po policzku. Prxycoagnelam jego dłoń do mojej piersi, układając jaytam, gdzie moje serce mocno biło. Znów inaczej gdy byłam tuż obok niego.
- Widziałam ją... Ją prawdziwą. Jest inna. Jest piękna. Ona jest... Taką potężna. - Pokręciłam głową, puszczając jego nadgarstek. - Opowiem ci, wyjdźmy z wody, muszę na chwilę usiąść - szepnęłam, sięgając jego wargi, by musnąć swoimi ustami jego usta.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Oddałem pocałunek, a następnie wziąłem ją w ramiona. Z niezwykłą łatwością uniosłem swoją syrenkę i z wolna, a następnie już spokojnym krokiem przeszedłem do swojego leża. Niemal prze teleportowaliśmy się tam i dopiero posadziłem moją Rissę na kanapie. Uśmiechałem się cały czas, bo jakże mogłem nie być podekscytowany samą jej obecnością!
- Potrzebujesz jeszcze czegoś...?
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Usiądź u mojego boku - poprosiłam, przesuwając się. Zacisnęłam palce na materiale przemoczonego ręcznika. Ale mokry materiał nie miał dla mnie większego znaczenia, choć nie był najprzyjemniejszy. - Miałam odpowiedzieć ci więcej, chcę zrobić to teraz - wyjaśniłam pospiesznie.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Skinąłem głową i to więc zrobiłem, przysiadłem się obok Rissy, sięgając dłonią do jej dłoni i zaciskając wyczekująco palce na niej - ale bardzo delikatnie, czasem miałem wrażenie, że jest z porcelany!
- Słucham w takim razie. Opowiadaj... Atlanta była wyrozumiała? - zapytałem niepewnie, szczerze ciekaw.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Była inna niż na przemówieniach i wspólnych spotkaniach. To było coś... - Pokręciłam głową, coraz mocniej ściskając palce wilka z ekscytacji. - Nie do opisania. Ona jest potęgą. Ale nie jest jak ją... - Pokręciłam głową. - Ona wydobyła z siebie ciepło. W głębinach... - ciągnęłam dalej, zachwycając się. Zobaczyłam lekko skrzywienie na twarzy wilka i puściłam jego dłoń. Za mocno zaczęłam ją ściskać. - Dał mi dużo siły... Bym nie była taka bezbronna na lądzie... Wybacz - mruknęłam, choć póki co odczuwanie skruchy leżało poza polem moich umiejętności. Wiedziałam jednak, że sprawianie mu bólu, nie jest moim celem. Ja miałam być z nim i dla niego.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- W porządku, zaraz minie - uspokoiłem ją miękko, choć potrzebowałem chwili bym zapomniał o bólu. - To cudownie z jej strony i... To niesamowite... Zgodziła się, byś tu ze mną przebywała? Tak? Jaki dała warunek, zasady...? - dopytywałem, upewniałem się, lekko zagryzając wargi.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Ponownie przysunelam się bliżej wilka. Tyk razem nie złapałam go, by znów nie ścisnąć za mocno. Jeszcze się nie oswoiłam. Znów czułam się inaczej przez magię która mnie napełniła... Ciekawe jak szybko ulotni się ona z mojego ciała.
- Zostanę z tobą. I nie mogę... Przez jakiś czas wracać do oceanu. Stąd tyle siły we mnie. Na zapas, od Atlanty. Bo... Będę słabnąć. Jeszcze nie wiem jak szybko. Ale nawet jeśli będę bardzo słaba, to muszę zostać na lądzie, Connrey. - Wzięłam głęboki oddech, czułam na sobie ciężar tych słów. - Nikt nie może póki co wiedzieć... Że tu jestem, nikt w oceanie. Atlanta chcę, aby syreny zostały w wodzie. Gdy przyjdzie czas wezwie mnie - szepnęłam, zaciskając mocno palce na mokrym materiale ręcznika.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Coś samolubnego i egoistycznego było bardziej szczęśliwe niż cokolwiek na świecie. Bo syrena mnie nie opuści. Syrena że mną zostanie tak długo jak mi się to marzy. Oh dobroduszna była ta Atlanta, szczególnie dla mnie, nawet jeśli mnie nie znała...
- Rozumiem - odparłem jednak spokojnie, ukrywając radość, która pewnie byłaby nie na miejscu. - Nikt w oceanie ani na lądzie nie dowie się, że tu jesteś. A nawet gdy opadniesz z sił, będę cię chronił - zapewniłem ją z powagą. - Jesteś silna, ale nie silniejsza niż wilkołaki. Nie przeszkadza mi ta siła, dobrze że masz ją w sobie...
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline