Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokiwałam powoli głową, rozumiejąc powoli to, że moje odejście będzie dla niego niczym najgorsza tortura. I nie mogłam tego obejść. Będę musiała go zostawiać. Na początku na pewno dosyć często. Nie umiem funkcjonować w ludzkim ciele. Nawet to, że nie umiem się w ludzkim ciele wyspać, było okropnie frustrującą sprawą. A co dopiero spędzać tak coś więcej niż dnie. Więcej niż tygodnie czy miesiące. Dla wilka najlepiej by było, gdybym pozostała przy nim na lata. Jego życie i tak było krótkie ale... Musiałam przystosowywać się do tego wszystkiego powoli.
- Postaram się - szepnęłam, biorąc głęboki oddech. Chciałam coś pwoeozec ale w ostatniej chwili zrezygnowałam.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Nie będziesz w tym sama - zapewniłem ją miękko, ciesząc się z bliskości syreny. Była... taka przyjemna. Rozluźniająca. Sama jej obecność. Choć nasze problemy nadal będą nas nękać, pewnie jeszcze przez jakiś czas, ale jednak.
- Pewnie jesteś głodna... I chciałabyś już wrócić do wody - westchnąłem cicho. - Ubiorę się i odprowadzę cię na plażę, może tak być? - zapytałem miękko, udając że wcale nie boli mnie to, że... że musi odejść.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Nie tyle co głodna, wilku - szepnęłam, układając się tak, aby sięgnąć dłonią do jego policzą i pogładzić po nim kciukiem. - Muszę sprawdzić, co się dzieje w oceanie. Inaczej oboje możemy sprowadzić na siebie gniew Atlanty, a co za tym idzie całej wyspy, z którą jest połączona... Ja też jestem z nia połączona. - Pokręciłam głową. - Muszę iść. Nie może być inaczej. Wybacz, Connery - zakończyłam, patrząc uważnie na jego oczy, które z każdym moim słowem orzygasały coraz bardziej.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Dobrze. Rozumiem - zapewniłem ją miękko, choć nie chciałem rozumieć. Ale czy mogę postawić się całej wyspie w imię swojego serca...?
Oh, pewnie bym mógł, głupie pytanie.
- Ubiorę się tylko, dobrze? - powiedziałem całując ją krótko w czoło i wstając z łóżka, by założyć bokserki, dres, jakąś koszulkę, wszystko bardzo pośpiesznie.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Nie śpiesz się tak - poprosiłam go. - Nie spinaj... - dodałam, wciąż tym samym proszącym tonem. Odrzuciłam na bok kołdrę, pod którą jeszcze przed chwilą oboje leżeliśmy i na czworaka przeniosłam się na koniec łóżkami przysiadłem na własnych nogach, garbiac się troszkę i obejmując ramionami. - Możemy... Jeszcze chwilę być razem - zapewnilam go, przechylając głowę na bok. On wpatrywał się we mnie, wysłuchując tego, co mam do powiedzenia. Jakbym miała mu opowiedzieć i niewiadomo czym. - Możemy usiąść do stołu? Abyś mógł zjeść. Skoro ty towarzyszysz mi w drodze na plażę, ja mogę towarzyszyć ci, przy porannym posiłku - stwoerdziłam. - Założę sweter. - Wskazałam go dłonią, już pamiętając, że wilk wolał, kiedy nie byłam kompletnie naga.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko i pokiwałem głową z wdzięcznością. Bo byłem wdzięczny. Bardzo. Syrena się starała, a ja niepotrzebnie spinałem się każdym wspomnieniem, że odchodzi, że musi iść... Ona wróci Conny. Wróci do ciebie na pewno.
- Dziękuje, Risso - uśmiechnąłem się, odwracając się do niej i pochylając, pocałowałem przeciągle syrenę, z miłością i szczęściem.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Zabawnie do mnie mówisz - zauważyłam, gdy już i jedno i drugie miało coś na sobie. Skierowaliśmy się oboje na dół do kuchni. Przysiadłem na stole, a Connery zajrzał do lodówki, wyciągając z niej jakieś produkty na swój posiłek. - Brzmi śmiesznie. Ale podoba mi się - zapewniałam. Bo choć poznaliśmy się właściwie to przed chwilą, to już zdążyłam zauważyć, że wilk ma skłonności do paniki.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Pokiwałem głową, siadając przy stole z jajkami sadzonymi. Dziś będę musiał iść na zakupy jak sądzę, mam w końcu siłę, energię, a więc spalanie i potrzebę jedzenia.
- Twoje imię i tak brzmi pięknie. Ale Rissa nie jest złym zdrobnieniem - pokiwałem głową z wolna. - Tak jak zdrobnienie od Connery, to Conny. Też nie jest złe - uznałem, a potem z ciekawością przyglądałem się syrenie. - Opowiedz mi trochę o Atlancie. Jaka jest?
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Odległa - szepnęłam. - To królowa. Widujemy ją, ale nie rozmawiamy raczej. Wzywa nas do siebie co jakiś czas. Rozwiązuje większe konflikty, kontaktuje się z wyspą... - Wzruszyłam ramionami. - Nie wiem co się stanie, gdy wrócę do wody. A to sprawia mnie w niepokój. Jest dobrą i sprawiedliwą królową. Ale rządzi twardą ręką, nie pozwoli sobie podważyć swoich słów. Nie żyjemy razem, ale tworzymy jedność. Gdy ginie syrena, czy tryton to wszyscy to czują. A przede wszystkim czuję to wyspa, która daje o sobie znać, gdy tylko traci któraś z nas. Można powiedzieć że... Wyspa jest jak matka dla Atlanty, a Atlanta jest naszą matką - starałem się to nakreślić w odpowiedni sposób, nie wiedząc do końca jak tego dokonać. - Dlatego wyspa jest słaba. Ostatnio tylko umieramy - zakończyłam z nutą smutku.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
Spojrzałem na nią miękko, powoli kiwając głową. Chwilę wahałem się z powiedzeniem kolejnych słów, ale uznałem że jeśli ktoś ma mnie zrozumieć to tylko Rissa.
- Kiedyś rozmawiałem z pewnym czarodziejem. Znajdujemy się na terenie wilków, więc rzadko spotykamy tu magów, ale... pamiętam jak mówił, gdy się za dużo napił o tym jak ludzie niszczą wyspę, oraz to, że magowie oddalają się od natury i wyspy też ją zabija, że magia staje się z roku na rok słabsza - westchnąłem. - Też to czasem czuć u wilków. Młode mają coraz większą trudność z nauką przemiany. Czy ilość syren ma na to wpływ? Im więcej by było syren... tym lepiej by nam się żyło?
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Pokiwałam głową potakujaco.
- Tak, ma to duży wpływ. Podobno. My tego tak bardzo nie odczuwamy, wy to czujecie. Ale Atlanta mówi, że musimy się traszczyc o wyspę i o wszystko i wszystkich który na niej żyją. - Zagryzłam wargę, milcząc przez krótką chwilę. - Jesteśmy stworzone z magi. I nie przesadzam. Jesteśmy po prostu magia. Ona nie tylko płynie w naszych żyłach, ona buduje nasze kości. Wszystko w nas magią. - Zmarszczyłam brwi. - Wy nic kompletnie o nas już nie mówicie? - przerwałam sama sobie. - Stałyśmy się... Bajką?
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Legendą - przytaknąłem. - Najstarsze wampiry... Może one widzą. Ale przez wojnę prawie całkowicie wymarły, nie przekazywały nam więcej wiedzy, rasy stały się bardziej niezależne od siebie, ludzie wprowadzili tu swoje zasady... Wielki Wilk stał się naszym bożkiem, czarodzieje zaczęły oddalać się od natury i mieszkać w miastach, a wampiry... mają tak wiele zakazów po wojnie, że można by z tego napisać książkę. Są tak zależne od innych, od ludzi, że to niemal tortura.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Zacisnęłam żeby na wargach. Bardzo mocno i szybko poczułam krew w ustach.
- Jak to możliwe, że słabe istoty, rządzą się nie swoim majątkiem. Nic na wyspie nie należy do nich. Wszystko jest twoje, moje, wampirów i czarodziejów, syren i wilków. - Pokręciłam głową. Czułam rosnącą we mnie wściekłość. Moje serce przyspieszyło i póki co to była chyba jedyny objaw. Ale z tym nie było żartów. Jeśli się zdenerwuje, mogę stać się niebezpieczna, a najbardziej dla wilka, który był w stu procentach pewny, że to niemożliwe. Eh... - Syreny to żadne legendy - mruknęłam, wracając do poczatku. Nie chciałam się uspokajać. I wiedziałam że nie osiągnę już takiego spokoju, jaki miałam przez chwilą. - A Wielki Wilk istniał, i kochał moja królową - szepnęłam, ocierając krew z ust. - Czym się staliśmy...? - Westchnęłam ciężko.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Cichutko - poprosiłem, samemu też ocierając krew z warg syrenki. - Podczas wojny... popełniliśmy wiele błędów. Wilki się odizolowały, czarodzieje poddali, a tylko wampiry... tylko one podjęły walkę, ale były skazane na porażkę. To one najbardziej ucierpiały, teraz są na skraju wyginięcia, mają tyle zakazów... - westchnąłem. - Wiele się zmieniło od waszego zniknięcia. Wszyscy jesteśmy podzieleni i osłabieni... - przyznałem, cofając w końcu swoją dłoń i kończąc jeść swoje śniadanie.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
Pokiwałam głową, czując jak złość i gniew rozkwitający pod moją skórą, tworząc coraz to nowsze pnącza, wijące się wszędzie. Ale twarz zachowałam kamienną. Prxechylilem głowę na bok, patrząc dosyć miękko na mojego wilka który powoli kończył swój posiłek. Nie spieszył się, wiedziałam czemu. Bo nie chciał bym już szła. Ale to było nieuniknione.
- Bardzo wiele się zmieniło... W dodatku na gorsze. Zastanawiam się, czy Atnata będzie wściekła z tego powodu, czy zrozpaczona. Wciąż nam mówi o jedności istot. Gdyby nie ona, nie umielabym z tobą zamienić nawet słowa. Ona kazała nam się uczyć waszego języka. Choć osobiście nigdy go nie lubiłam - wyznałam, wzdychając. - Powiedziałeś mi zapewne tak niewiele, a jak dla mnie to już za dużo - dodałam jeszcze na koniec, krzywiąc się.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Opowiedziałem ci tak naprawdę tylko o negatywach... a przecież nie tylko one rządzą tym światem - uspokoiłem ją miękko. - Jest też wiele dobrych rzeczy, które wydarzyły się po wojnie. Więcej spotyka się małżeństw mieszanych, coraz więcej watah wilków oswaja się z rzeczywistością i zamiast wielu małych, coraz częściej spotykamy się z wielkimi watahami, które często handluj też z obcymi... to wiele dobrych zmian - zapewniłem ją spokojnie, choć czułem, że teraz już nic nie uspokoi Nerissy. - Nie jest dobrze, ale... nie jest też tragicznie. Nauczyliśmy się... sobie radzić - podsumowałem i odłożyłem z wolna widelec na pusty już talerz.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Kto wie, czy sami w końcu nie doszlibyście do takiej harmonii? Tylko bez negatywów. Ludzka rasa wydaje się być wstrętna i niesmaczna - wycedziłam, wzdychając następnie ciężko. Uśmiechnęłam się delikatnie do wilka. - Mniejsza o to. Już czas na mój powrót, Conny - szepnęłam, wyciągając dłoń w jego stronę i zaciskając delikatnie palce przed jego nadgarstkiem. - Ale pamiętaj co ci obiecałam. Nie wiem, czy wyspa wezwie mnie jeszcze raz, gdy spróbujesz coś sobie zrobić. Wolałabym się o tym nie przekonywać - powiedziałam twardo i dosyć sucho. Brakowało tym słowom emocji, które wilk używał wciąż. Ale przecież nie nauczę się ich z dnia na dzień. Jestem zimna, na zewnątrz jak i w środku. Powinien sobie to szybko uświadomi, bo będę go wciąż rozczarowywać. I będzie go to boleć. Rozczarowania się nie bałam, za to obawiałam się jego bólu, tego wolałabym uniknąć.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Nie będę się już krzywdzić - zapewniłem spokojnie. - Będę starał się czekać... czekać na ciebie na plaży. Mogę zostawić tam te ubrania, żebyś po wyjściu z wody przyszła do leża, jeśli mnie tam akurat nie będzie.. - zacząłem mówić, ale zaraz skończyłem. Nie wiem czy była potrzeba mówienia teraz tego wszystkiego. - Będę czekać na twój powrót do mnie - podsumowałem. - Postaram się też kupić więcej surowego mięsa, byś mogła jeść też tutaj - dodałem z miękkim uśmiechem. - Byś czuła się tu... dobrze. Spokojnie. Bezpiecznie...
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline
- Nie wiem jeszcze do końca jak funkcjonuje to ciało... - mruknęłam, zaciskając wargi. Zacisnęłam je, bo znów delikatnie się uśmiechałam i dezorientowało mnie to strasznie. - Ale nauczymy się jakoś. Jestem ci potrzebna... Więc będę - powiedziałam, starając się zabrzmieć dumnie i z powagą. - Tak obiecałam - powtórzyłam jeszcze i podniosłam się z miejsca. - Chodźmy już - poprosiłam.
Delikatna jak porcelana, ostra jak tłuczone szkło.
Offline
- Zgoda - przytaknąłem i ruszyłem za Nerissą, która pewnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Podążyłem za nią jak stałem, w końcu na zewnątrz nie było zupełnie chłodno, a ja i tak bardziej w tej chwili przejmowałem się tym, by zapamiętać dokładnie jej twarz, jej kroki, jej gesty i zapach, a nie to, czy wziąć bluzę czy nie.
- Dobrze, że mieszkam blisko tej małej plaży... Nikt tu za bardzo nie przychodzi prócz mnie - przyznałem, gdy schodziliśmy z pagórka na swoiste wydmy, między skałami klifów.
"Czasem brak jednej osoby sprawia, że świat zdaje się wyludniony"
Offline