Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zaśmiałem się szczerze zauroczony jej zachowaniem. Była taka radosna, że nie umiałem jej niczego odmówić. Tak, doskonale już poznałem moc Primrose, jako mojego serca - wiedziałem kiedy jej na czymś zależy, a kiedy już jej na czymś zależało to nie umiałem jej odmówić, jakkolwiek bym się starał. Po prostu - miłość stary wilku, miłość.
- Dobrze, wierzę ci w takim razie moja pogodynko - oświadczyłem ze śmiechem i pociągnąłem Prim za sobą, do zejścia z głównej odnogi portu do mniejszej ścieżki, gdzie stały dwa kutry. Oba należały do mnie i do mojego wspólnika, jeden był do połowów ławic lub owoców morza, a drugi zaś do tych większych rybek. Ja jednak otworzyłem schodki przed Prim do tego bardziej zadbanego kutra, do połowu większych ryb. Był stosunkowo nowy, z Bobem zdecydowaliśmy się na powiększenie asortymentu kiedy byliśmy już obaj pewni, że poradzimy sobie z takim połowem i muszę przyznać z perspektywy czasu, że to nam się bardzo opłaciło, szczególnie odkąd wampirze dwory zaczęły sprowadzać właśnie takie wielkie i piękne ryby na swoje bale i bankiety. Koszta za kuter odraz odnowienie naszej starszej łodzi zwróciły się niezwykle szybko, a teraz, kiedy już zrobi się cieplej, znów rozpoczniemy poznawanie nowych terenów do połowu coraz to bardziej apetycznych gatunków.
- Numer belki cumowniczej 37 - wskazałem Prim, kiedy weszliśmy już na pokład. - To nasz i tylko nasze miejsce parkingowe w porcie, że tak powiem. Więc jeśli kiedykolwiek będziesz chciała mnie złapać po powrotu z łowów, to najpewniej szukaj tutaj - wyjaśniłem miękko. Potem skierowałem się pewnym krokiem po kiwającym się pokładzie dość niewielkiego kutra (w porównaniu do tamtych wielgachnych które mijaliśmy wcześniej, to byliśmy płotkami w tym biznesie, ale ostatecznie nie rozmiar ma znacznie co?). - Tutaj są sieci. Zazwyczaj nie używamy tego kutra kiedy jest tak chłodno, duże okazy trzymają sią niższych partii wody, ale ostatnio zaryzykowałem i jedyne co złowiłem to moją irytacje - parsknąłem, siadając na jednej z beczek, które służyły mi i wspólnikowi do odpoczynku na pokładzie. - Za nisko zapuściłem drogie, dobre sieci i całe się poplątały... Muszę je teraz rozplątać, ale trochę boję się je po prostu strzepać, czy oddać to komuś do zrobienia. Jeśli stracę takie dobre sieci to tylko z własnej winy, a nie osób trzecich - wyjaśniłem, wyciągając ów plątaninę z westchnieniem. - To żmudna praca i wymaga delikatności, pomyślałem więc, że właśnie ty, pomożesz mi jak nikt inny - zakończyłem z uśmiechem spoglądając na Prim, która niepewnie usiadła na beczce i przyglądała się wszystkiemu dookoła z zainteresowaniem.
Offline
Ocknęłam się dopiero po kilku sekundach. Oczywiście słuchałam go ale jakoś za późno zarejestrowałam że przestał mówić. Pokiwałam głową, uśmiechając się i skupiłam wzrok na sieciach.
- Postaram się być najdelikatniejsza jak potrafię. Użyje sto procent mojej zaradności - zapewnilam ze śmiechem. Riddick podsunął sieci bliżej mnie, a ja sięgnęłam po nie. - A teraz... Nigdzie nie będziemy wypływać? Czy będziemy? - zapytałam, układając sobie sieć póki co na kolanach i podnosząc wzrok na mojego wilczka. Promieniał dumą gdy na mnie patrzył a mi się to tak bardzo podobało!
Offline
Pokręciłem głową, rozglądając się po wodzie.
- Wypływamy tylko z samego rana, ponieważ wtedy fale są najspokojniejsze, a ryb nikt jeszcze nie spłoszył - wyjaśniłem. - A w okresie wiosennym i letnim będę wypływał sam w ciągu dnia na dalsze wypady, by łapać specjalnie okazy - dodałem, by objaśnić już za w czasu. - Dziś już byłem w pracy, z samego rano mieliśmy połów, sprzedaliśmy na targu go, a teraz muszę się zająć sieciami, by gdy zrobi się cieplej móc już bez problemu skupić się tylko na łowieniu, a nie na stanie sieci - podsumowałem z uśmiechem, zaczynając zręcznie radzić sobie z każdym supłem. Widziałem jak Prim mnie obserwuje i stara się naśladować, ale chwilę później znalazła własną technikę i radziła sobie naprawdę dobrze.
Offline
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu, skupieni na rozplątywanie malutkich słupełków. Była naprawdę nieprzyjemnie poplątana a dodatkowo jak zaznaczał Riddick — delikatna. Sama bałam się na początku że pocoagne za mocno i ja zniszcze, a mój wilczek powedział, że ścięci były drogie, więc byłam bardzo ostrożna. Ale gdy już złapałam mniej więcej wyczucie nieco się rozluznilam.
- To dziwne, że jeszcze nigdy tu nie byłam... Wybacz, że bardziej się tym nie zainteresowałam. Ty jesteś u mnie w pracy co chwila... Od zawsze! A ja i ciebie dopiero pierwszy raz - wyszeptałam cichutko, tak, że szum fal prawie zagłuszył mój głos.
Offline
- Nie zapraszałem cię nigdy tu specjalnie, a nie miałabyś czego tu szukać prócz smrodku ryb i sporej ilości wielkich rybaków, nieco podstarzałych i często śmierdzących bardziej niż ich ryby - westchnąłem, wzruszając ramionami. - Poza tym jest tu zimno - dodałem jeszcze, kontynuując rozplatanie sieci. - Nie są to twoje wymarzone warunki, a to tylko moja praca... Nikt nie mówił, że powinnaś mnie w niej odwiedzać - zaznaczyłem.
Offline
Wzruszyłam ramionami.
- Ale czasami bym mogła. Może inni rybacy by się umyli, gdyby zobaczyli że porządny prysznic równa się kobietą przynoszącą ci coś pysznego do jedzenia? - zażartowała, spoglądając z miłością na wilczka. - Ale chyba nie wszyscy rybacy wyglądają tak dobrze jak ty? - mruknęłam z rozbawieniem, wracając wzrokiem do sieci i upominając się że mam uważać aby nic nie uszkodzić.
Offline
- Pracuję w porcie już jakiś czas i szybko zauważyłem, że chyba jestem najlepiej wyglądającym i zadbanym z rybaków - przyznałem z dumą. - Oczywiście to dla tego, iż jestem dumnym wilkołakiem, a nie jakiś zapchlonym kundelkiem, w dodatku muszę trzymać poziom i nie zawieść mojego serduszka - podsumowałem miękko z uśmiechem.
Offline
- Cieszę się, że się dla mnie tak starasz. I bardzo to doceniam - zapewnilam go z łagodnym uśmiechem. - Mogłabym ci pomagać częściej. Musiałbyś tylko dawać mi znać kiedy i jak. Wiesz że jestem w stanie się wiele nauczyć - przypomniałam mu, choć zapewne doskolane o tym pamiętał. Bo jakby mógł zapomnieć skoro co rusz o tym przypomniałam. Zasmialam się sama z siebie. - Mam jakąś manię bycia potrzebną i użyteczną... Mam nadzieję że cię tym nie zmęczę - wymamrotałam niewyraźnie, trochę tym faktem zawstydzona.
Offline
- Pogodziłem się z tą twoją potrzebą - zapewniłem ją spokojnie. - I jakbyś nie zauważyła, ta ja cię potrzebuję zawsze i wszędzie i ciągle bez wytchnienia moja droga, jesteś mi potrzebna jak woda do przeżycia - zaznaczyłem jeszcze z łagodnym uśmiechem. - Nie musisz robić niczego specjalnego, po prostu bądź, a już niesiesz mi pomoc jakiej bardzo potrzebuję - podsumowałem spokojnie, dumny z siebie, rozplatając kolejne fragmenty sieci.
Offline
Przygryzam delikatnie wargę i pokiwałam głową.
- Rozumiem... No tak, powinnam się domyślić, że taka będzie twoja odpowiedź - stwierdziłam zaraz, śmiejąc się króciutko. - Hmm... Chcę tu wpadać w takim razie. I ci towarzyszyć. Chcę poznać twojego współpracownika! Jesteście też przyjaciółmi, prawda? - dopytywalam jak zwykle zaciekawiona każdym szczegółem.
Offline
- Tak, oczywiście - zaśmiałem się kiwając głową. - Bob i jego żona mieszkają w centralnej części miasteczka. Są starszym małżeństwem, ich dzieci wyjechały w głąb wyspy w pogoni za ambicjami, kiedy ja się tu sprowadziłem. Zawarliśmy z Bobem umowę i jesteśmy wspólnikami, podczas gdy żona Boba zajmuje się sprzedażą części ryb - wyjaśniłem. - Kiedyś widziałem się z nim, kiedy przychodziłaś do mnie do domu i chyba się przywitaliście nawet ze sobą... - wysiliłem swoją pamięć, jednocześnie walcząc z pewnym supłem.
Offline
- Tak, tak! Faktycznie, już pamiętam - przytaknęłam, kiwając delikatnie głową. Zerknelam na Riddicka, który skupienie miał wymalowane na twarzy. - Hmm, miło jest pracować w przyjaznych warunkach. No i lubić swoją pracę... Któraś z klientem skarży się, czasami żartem, ale pewnie częściej nie, na swojego szefa albo na koleżanki z pracy to aż mnie ciarki przechodzą, że mogłabym być niezadowolona z tego co robię w życiu. Praca w barze mi chyba pasuje... Wiem że to bez większych ambicji... - Zmarszczyłam brwi. - Dziadek mówi, że mogłabym wyjechać na studia, ale ja nawet nie wiem na jakie... A tu? Wiem gdzie jest moje miejsce. - Uśmiechnelam się lekko.
Offline
Uśmiechnąłem się miękko, zerkając na Prim. Wiedziałem co powinienem zrobić, ale... ale tak bardzo już mnie bolały te słowa.
- Jesteś bystrą młodą dziewczyną - zacząłem. - Twój dziadek ma rację, mogłabyś wyjechać na studia, na pewno dostałabyś jakieś stypendium naukowe - przyznałem spokojnym i łagodnym tonem. - Jest tyle kierunków społecznych, które pomogłoby ci... w pomaganiu innym - zauważyłem z niepewnym uśmiechem.
Offline
- Nieee, no coś ty. Za naszym miastem jest sto dziesieć takich jak ja - stwierdziłam pospiesznie, dostrzegając zmieszanie w Riddicku. - Nie musisz się niczego obawiać. Naprawdę mi tu niczego nie brakuje. Mam tu rodziców, ciebie, stałą pracę i lubię tayokolice, ludzi. Może jest trochę za zimno - przerwałam sama sobie śmiechem - ale nie będę narzekać na ten jeden mały minusik. Nikt nie musi mnie zachęcać do studiów na które nie mam pomysłu.
Offline
- Szkoda, by taka mądra i zaradna główka marnowała się - westchnąłem, wzruszając ramionami. - Wiesz, ja najbystrzejszy nie jestem, jako wilk otrzymałem ledwo średnie wykształcenie - zauważyłem. - Za to ty? Mogłabyś uczyć się na uczelni wyższej, a gdybyś wróciła pełna nowej wiedzy i dyplomów, mogłabyś zacząć pracę gdzieś na naprawdę poważnym poziomie... - mruknąłem. - Masz tak wielkie możliwości, moje kochanie, nie chcę byś się ograniczała po prostu.
Offline
Zamarłam, podnosząc wzrok na niego. Trochę nie rozumiałam dlaczego mnie tak na to namawia.
- Riddick - szepnęłam. Odchrząknęłam. - Ridd, dlaczego sądzisz, że chce tego? - Unioslam brew. - Myślisz że bez studiów będzie nie źle? Czy czuejsz się źle z myślą, że mogłabym nie wyjechać tylko i wyłącznie ze względu na ciebie? - zapytałam, patrząc na niego ze skupieniem.
Offline
Skrzywiłem się nieco, skupiając się bardzo na rozplataniu supełków, bo w głowie sam miałem niezły supeł.
- Po prostu... Mam nadzieję, że nie przekładasz własnej edukacji i przyszłości niżej niż mnie - wyjaśniłem niepewnie. - Dam radę, jeśli wyjedziesz na jakiś czas, jeśli będziesz się spełniać, jeśli będziesz szczęśliwa, to ja będę bardzo szczęśliwy i... Chcę tylko byś nie porzucała pomysłów, jakiekolwiek by one nie były - zapewniłem ją uparcie.
Offline
- Moim pomysłem jest Fortis - powtórzyłam się. - Sama wcale nie jestem bardzo chętna do wyjazdów. Zostałam w tym roku, z myślą że może w przyszłym wyjadę ale... To wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania. Póki co nie planowałam skladac papierów na żadne uczenie, a teraz jest w sumie na to czas - dodałam. - Nie ograniczasz mnie, a ja wcale nie jestem taka bardzo inteligentna - stwoerdziłam z rozbawieniem w głosie. Powoli wróciłam wzrokiem do sieci i do rozplątywanie słupełków. - Nie przejmuj się tym. Może kiedy indziej o tym porozmawiamy?
Offline
Zmarszczyłem brwi niepewnie, jak strapiony psiak. Oczywiście, że jej decyzja jest pod wszystko, oczywiście, że nie będę jej do niczego przymuszał, w końcu nie chciałem by w ogóle wyjeżdżała.
- No dobrze - przytaknąłem niepewnie, kontynuując rozplatanie sieci.
Zajęliśmy się tym jeszcze kilka chwil, początkowo w ciszy, jednak gdy ktoś nagle z brzegu puścił muzykę z radia, cisza przestałą wisieć w powietrzu, a nawet co jakiś czas zaśmialiśmy się, albo skomentowaliśmy audycję w radiu. Kiedy jednak zobaczyłem, że palce Prim i moje są już dość skostniałe, przerwałem pracę.
- Zostało chyba z kilka supłów, jednak nam już wystarczy - uznałem pogodnie. - Pomóż mi ją złożyć bezpiecznie, zaraz ci pokażę jak - zaproponowałem, wstając z beczki na której siedziałem i rozprostowując plecy które też zastały się od pochylania.
Offline
Podniosłam wzrok, patrząc pytająco na Riddicka.
- A-ale... - mruknęłam patrząc zaraz znacząco na niedokończoną pracę. - Przecież zostało niedużo... Skończmy pracę. Nie ejst tak strasznie zimno. Nie zmarzłam - zapewnilam go, co zdecydowanie bliżej było prawdy. Czułam chłodek j trochę palce mnie już bolały, ale nie na tyle by przerywać.
Offline