Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Odrzuciłem pasek na bok, tam gdzie koszulkę i chciałem zdejmować spodnie, kiedy zobaczyłem minę Prim. Jej minę, jej czerwoną twarz, to jak zaciska nogi i jak spogląda na mnie w taki sposób, jakby właśnie... właśnie wyobrażała sobie... Zamarłem, samemu czerwieniejąc i chyba się nieco podniecając.
- Na Wielkiego Wilka, Primrose, nie! - zapewniłem szybko moją dziewczynkę. - Rany nie chodziło mi o seks w plenerze, chciałem się zmienić i pobiegać po polanie z tobą - zapewniłem pośpiesznie, starając się uspokoić wariujące myśli i instynkty, kiedy Prim nadal tak słodko zaciskała nóżki i ramiona przez co jej piersi... Cholera, zły wilk!
Offline
Jęknęłam zażenowana samą sobie, przekręcając się na plecy. Schowałam czerwoną jak burak twarz w dłoniach, zaciskając mocno powieki.
- Przepraszam - wybełkotałam zawstydzona sama sobą. - Rany, nie wiem dlaczego tak pomyślałam, wybacz - mamrotalam dalej, a moje serce galopowała już jak szalone ze stresu.
Cała sytuacja dla osoby trzeciej mogłaby się wydawać nawet komiczna ale w tej chwili zculam tylko wszechogarniający wstyd, a moje podniecenie momentalnie zgasło. Czy ja byłam jakimś niewyżytym potworem? Leżeliśmy sobie na polanie spokojnie, mój wilczek proponuje zabawę, a mi same brudne myśli w głowie.
- Zapomnij o tym - poprosiłam, podciągając się do pozycji siedzącej. Nie popatrzyłam nawet na niego, tylko w drugą stronę gapilam się na las, zasysając dolną wargę i uspokajając oddech.
Offline
Westchnąłem ciężko i popatrzyłem czule na Prim, siadając obok niej.
- Nie, nie zapomnę - oświadczyłem pewnie. - Skoro już i tak jestem okropnym wilczkiem, to będę drążył - oświadczyłem i sam zawstydzony przeczesałem włosy, zastanawiając się jak zacząć. - Miałaś mi mówić... jeśli będziesz miała ochotę, albo potrzeby. To normalne, że się czegoś chce nie powinnaś się wstydzić tych pragnień tylko dlatego, że chodzi o seks - wzruszyłem lekko ramionami. - Seks to fajna sprawa, a szczególnie, gdy uprawiasz go z kimś kogo znasz i kochasz tak bardzo jak my siebie wzajemnie - uśmiechnąłem się lekko, a potem pokręciłem głową. - Ale aż mnie zaskoczyłaś... Może faktycznie mój dobór słów był nieco dwuznaczny, wybacz...
Offline
Wbiłam wzrok w trawę, zachowując się po prostu jak dziecko nakryte na nielegalnym podjadanki ciastek w nocy. Nie dało się z tego wybrnąć, można było się jedynie grzecznie przyznać do złego uczynku i obiecać poprawę. Westchnęłam ciężko.
- Nie, nie był. Było w porządku. Nie wiem co się stało. Coś we mnie nagle wybuchło - wybełkotałam, wciąż czując zażenowanie, mimo wszytsko. - Mówię ci o wszystkim... Naprawdę ci mówię. Jest w porządku. Yhmm, możesz... Możesz się przemienić, a ja... Pospaceruje sobie, gdy będziesz biegał - dodalam starając się już rozluźnić, bo napięłam się jak struna.
Offline
Popatrzyłem na nią smutno, bo choć ja wiedziałem, że nic złego się nie stało, to Prim wyglądała jakby sama się w myślach biczowała.
- Kochanie? Wszystko w porządku - uspokoiłem ją miękko. - To nic złego, że o tym pomyślałaś - zapewniłem rozbawiony, a potem uniosłem jej głowę. - Ale nie jestem przygotowany na seks w plenerze, gdybym był zainteresowany taką opcją, na pewno wziąłbym koc - zaznaczyłem, a potem wstałem znów, zdejmując spodnie i odkładając je tam gdzie resztę rzeczy. - I nie zadręczaj się, tylko chodź ze mną się bawić - dodałem na koniec odchodząc kawałek i zdejmując bokserki, by zmienić się w swoją bardziej naturalną postać.
Offline
Wielka głęboki oddech i pozbierałam rzeczy Ridda, układając je w kostkę i układając na trawie. Podniosłam wzrok. Ogromny wilk biegał już radośnie po polanie. Uśmiechnęłam się i pomacahalm do niego, podnosząc się z klęczka i ruszyłam w jego stronę.
W głowie jednak wciąż się karmiłam. Byłam zła na siebie. Chciałam być dobra, dzielić się tym dobrem z innymi. Ale nie umiałam tego robić nie raniąc wszystkich moich bliskich dookoła. Gdy pracowałam ciężko cała rodzina, kilku moich znajomych i Riddick... Wszyscy oni się zamartwiali o mnie. Wpadałam w jakieś manie, a gdy nic nie robiłam czułam się z tym okropnie, jakbym komuś coś zabrała bezpowrotnie.
Pracoholiczka, seks maniaczka... Co jeszcze że mnie wyjdzie w najbliższym czasie...? Okropieństwo... To nie Riddick był tutaj okropny, tylko ja!
- Kocham cię wilczku, jesteś idealny - szepnęłam mu na uszko, wtulajac się w jego futerko z radosnym uśmiechem, gdy podbiegł do mnie. - Idź biegaj, a ja będę iść prosto póki co. Na pewno mnie znajdziesz - mruknęłam, gładząc go po szyi
Offline
Zamruczałem zasmucony, że nie będzie się ze mną bawić, jednak koniec końców pokiwałem łbem, trąciłem ją z miłością nosem i wróciłem do biegania po polanie.
Dużo myślałem, lubiłem myśleć nad cięższymi rzeczami w tej postaci, lepiej mi się wszystko układało w głowie, kiedy miałem jasny przejrzysty umysł. Między innymi uspokoiłem się, że Prim po postu jest w wieku w którym seks jest po prost ważny, ciekawy i naprawdę przyjemny, nasze ciało reaguje szybciej niż my i to normalne. Martwiłem się, że Prim się tak sobą zawodzi podczas gdy ja cały czas chciałem ją tylko kochać i podziwiać... Oh gdyby tylko istniał jakiś czas by spojrzała na siebie moimi oczami!
Offline
Dłuższą chwilę zajęło mi odgonienie myśli... A tak właściwie to ich nie odgonilam do końca. Po prostu w którymś momencie przyspieszyłam bardzo kroku, aż zaczęłam biec. Biegłam w kierunku, w którym jeszcze przed chwilą mignął mi piękny wilk. I wszystko uleciało mi z głowy, zastąpione myślą o tym, by oddychać równo i by patrzeć uważnie pod nogi żeby się nie potknąć. Chyba zmęczenie się byłoby teraz najlepsza opcja. Choć ja zawsze uśmiałam je bagatelizować, odganianie od siebie zmęczenia miałam opanowane do perfekcji, choć rodzice tłumaczyli mi już chyba milion razy, że żaden człowiek a nawet istota na świecie nie są w stanie "odgonić zmeczenia".
Offline
Kiedy Prim zaczęła biegać, dołączyłem do niej i także ruszyłem u jej boku, nieco zwalniając tempa, by dostosować się do jej biegu. Patrzyłem uważnie jak skupiona chce się zmęczyć, biegnąć jak najszybciej, jednocześnie uważając, by się nie przewrócić podczas pędu. Oczywiście byłem w każdej chwili gotów rzucić się przed Prim, w razie gdyby się potknęła, by spadła na mnie a nie na ziemię, jednak na szczęście moja kruszynka miała świetną równowagę. Kiedy zwolniła, ja też zwolniłem, a następnie zawróciłem by poiec po sowje ubranie i dołączyć do mojego serca już na dwóch nogach.
Offline
Ledwo oddychalam. Potrafiłam być 24 godizny na nogach, nie spać i mało jeść ale jeśli chodzi o bieganie, to nagle robiłam się beznadziejna. Łapałam łapczywie powietrze, osuwając się na ziemię. Chyba... Było mi trochę lepiej. Choć nie byłam do końca pewna. Riddick zaraz znalazł się obok mnie, dopytując czy wszystko w porządku. A ja czułam pulsująca krew w moich ustach i to, jak moje mięśnie krzyczą niezadowolone z tej nagłej aktywności.
- Wiesto jest... W porządku... - zapewnilam, łapiąc kolejny głęboki oddech. Już się uspokajałam.
Offline
Pokiwałem głową, ale i tak bez słowa podniosłem Prim do góry w ramionach. Prim oczywiście miała coś przeciwko, ale specjalnie się tym nie przejąłem.
- W domu mamy lemoniadę, jak się napijesz, to będzie ci lepiej - uspokoiłem ją czule. - Poćwiczymy bieganie na krótsze dystanse innym razem kochanie, oszczędzaj siły na święto wielkiego wilka - przypomniałem także, kiedy doszliśmy do głównej ścieżki prowadzącej już do mnie do domu.
Offline
Złapałam kilka szybszych oddechów, zaraz znów się uspokajając i oddychając już miarowo. Nie wygrywałam się, oplotłam ramionami szyję mojego wilczka i zamilklam. Czułam zmęczenie w mięśniach i było to całkiem przyjemne uczucie. Może właśnie dlatego zawsze się przepracowywałam? Praca zajmowała moje wybujałe myśli, skupiałam się na bólach mięśni i jakoś czas mi mijał...
Za dużo wypoczynki i teraz mi już odbija.
Offline
Westchnąłem ciężko kiedy weszliśmy do domku i od razu zaniosłem ją do siebie do sypialni na pięterko. Położyłem moją Prim na łóżku, a potem wróciłem się do kuchni tylko na moment po wcześniej wspomnianą lemoniadę. Moje serce nadal milczało.
- Primrose - zacząłem spokojnie. - To nic złego odczuwać zmęczenie - zauważyłem, patrząc na jej milczenie niepewnie.
Offline
- Nie jestem zmęczona. Byłam zdyszana - broniłam się. - Nie spytałeś mnie, co czuje, tylko zaniosłeś do domu... - wyszeptałam cicho, popijając lemoniadę, która mi przyniósł. Wpatrywałam się przez chwilę w szklankę z napojem. - Dlaczego wszyscy mnie ciągle upominają...? - jęknęłam. - Nie rozumiem. Naprawdę się staram. Od zawsze cieszę się tym, że mogę komuś pomóc, a ludzie mnie za to negują. Wszyscy - zaznaczyłam.
Offline
- Prim, to nie prawda - westchnąłem. - Wszyscy cię podziwiają za pomoc, którą niesiesz innym, jesteś wzorem do naśladowania i najcudowniejszą osobą w Fortis - oświadczyłem z powagą. - Jednak pomagasz zawsze wszystkim dookoła od rana do nocy, a sama ni chcesz niczego w zamian i... wiem, że sama nie odczuwasz tego jako zmęczenie, jako przeładowanie się. Ignorujesz każdy siniaczek jaki nabijesz podczas pracy, albo pomocy u tej starszej pani, albo na targu gdy znów komuś pomagasz - dodałem, krzywiąc się lekko. - A mnie boli to zamiast ciebie. To jak bardzo skupiasz się na innych, że wolisz martwić się o mnie, zamiast o samą siebie... Więc ja martwię się o ciebie za ciebie, ale strasznie słabo mi to idzie bo jedyną osobą, która wie czego najbardziej potrzebujesz - potrzebujesz, a nie chcesz! - jesteś ty moja kochana... I po prostu.., chcemy byś zaczęła robić też przysługę dla siebie i dała się spokojnie zregenerować - wyjaśniłem spokojnie i z miłością.
Offline
Oczy nieco napełniły mi się łzami. Zamruczałam szybko powiekami i odkładając szklankę na bok pospiesznie przeczołgałam się przez łóżko aby wpaść w ramiona mojemu wilczkowi. Złapałam drazcy oddech.
- Jestem zła na siebie, nie na ciebie. Przepraszam... - szepnęłam ze skruchą w głosie. - Nie przestawaj o mnie dbać, dopóki sama się tego nie nauczę - poprosiłam, wciąż tym samym tonem. - Nie przestawaj...
Offline
- Głuptasku, nigdy nie przestanę o ciebie dbać - szepnąłem z powagą zamykając ją w czułym uścisku. - Nigdy, naprawdę... Nawet jak już będziemy mieć własne dzieci, będę dbał o ciebie cały czas tak samo. Nawet kiedy nasze dzieci będa mieć już dzieci, nadal będę cię tulił do siebie, siedząc na łące... Zawsze i na zawsze - wyszeptałem, i pocałowałem Prim czule w skroń. - Twoja pomoc dla każdej osoby z Fortis jest nieoceniona i nikt nigdy w pełni ci się nie odwdzięczy, ale z troski o te wszystkie osoby, o które dbasz, zadbam też o ciebie... - podsumowałem.
Offline
Pokiwałam gloway, chowając się w jego ramionach. Czułam się jak małe dziecko, którym w sumie byłam. Dziewczynka, która żyła jak dorosła wcale nie była dorosła. To tylko pozory. Bo wciąż miałam masę kompleksów, masę wątpiwości do samej siebie. Będę dorosła, kiedy w końcu zaakceptuje sama siebie i to jaka jestem, a póki co to mogę tylko się bawić w dorosłego człowieka.
Zadrzalam w jego ramionach, wciskając policję w jego tors. W jego ramionach mogłam się ukryć i wtedy naprawdę czułam się tak, jakby Riddick mógł mnie schować przed całym światem, jakby mógł zatrzymać czas tylko po to, bym złapała spokojny oddech i nie straciła ani sekundy z naszego życia. Które było fantastyczne, nie da się ukryć że żyło nam się dobrze, że było nam dobrze. Nie wszyscy ludzie mają tyle szczęścia co my, nie każda istota ma szansę czuć to, co my czuliśmy.
Pocoagnelam nosem, nawet się nie zorientwkalam, kiedy zaczęłam płakać i dygotać.
- Prze-przepraszam... - wyszeptałam trochę spanikowanym głosem. - Nic mi nie jest, naprawdę.... To... To tylko trochę emocji... Muszą z-ze mnie uciec, Ridd... - wyjaśniłam się, by wilk nie przejął się za bardzo moim dygoczacym ciałem.
Offline
- Wiem Prim, nie przejmuj się - szepnąłem czule, będąc bardzo spokojnym, czułem w końcu jej narastające ciśnienie, oraz to jak jej ciało drżało, jednak działo się to w moich ramionach, a kiedy byliśmy blisko, czułem, że mam nad wszystkim kontrolę. Pocałowałem Prim czule w głowę i pozwoliłem jej po prostu wypłakać się z całego zła.
- Jestem tu właśnie po to by cię wspierać - zaznaczyłem po kilku chwilach, kiedy dziewczyna przestała szlochać i powoli się uspokajała. - Dobre 30 lat czekałem na swoje serce i nie mogłaś być bardziej idealna, niż właśnie taka - szepnąłem, całując ją jeszcze raz leciutko w głowę
Offline
Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale to było wystarczające, bym nie dość że się uspokoiła, to dodatkowo poczuła ogarniające mnie z każdej możliwej strony zmęczenie. Mój oddech był już miarowy, oczy mi się skleiły, a Riddick delikatnie kiwał się ze mną na boki, nic nie mówiąc, jedynie kołysał mną uspokajająco. I chyba w końcu zasnęłam.
Offline