Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Złożyłem nasze zamówienie, nadal trzymając Mandy za rękę. Dziewczyna chwilę nam się przyglądała, ale uznała chyba, że wszystko jest okej, więc odeszła do kolejnych klientów. Spojrzałem na moją wampirzyce czule, gładząc kciukiem jej dłoń.
- Nie wierzyłaś mi. Nie ufałaś. Wtedy, kiedy byliśmy najbliżej siebie... Więc jak ja mam wierzyć i ufać w twoją miłość, skoro teraz tak mnie od siebie odsuwasz... Rzuciłbym się za tobą w ogień, ale czy ty za mną? - zapytałem niepewnie. - Boję się. Boję o swoje serce w twoich rękach. Czy faktycznie o nie dbałaś, czy jednak... zapomniałaś, bo nie wierzyłaś.
Offline
Przełknęłam gule w gardle.
- Wiem... Dociera do mnie, że bardziej boje się i nie ufam samej sobie, a nie tobie. - Wzruszyłam ramionami, trochę podłamana. - Teraz widzę, że mogłam ci po prostu zaufać, a ja... Nie zrobiłam tyle. Byłam wściekła. - Zacisnęłam wargi. Znów chciałam się tłumaczyć. Znów bronić przed swoją częścią winy. - Gdyby ktoś oglądał to wszystko z boku... Mógłby uznać że to ty jesteś tym zły. Ale w tej historii to chyba ja wychodzę na czarny charakter - szepnęłam, ze słabym uśmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie wiem, czy jest sens przypisywania sobie ról, bo wina leżała po każdej ze stron. Ja nie ruszyłem za tobą od razu, a ty nie czekałaś. Ja naprawiłem swój błąd, a ty... musisz mi po prostu w końcu zaufać - westchnąłem cicho, a potem odebrałem kawę, którą przyniosła nam kelnerka. Zapewniła też nas, że śniadanie jest już przygotowywane, a potem znów zostawiła nas samych. Upiłem łyczek, a następnie skropliłem sobie ze swojej fiolki trochę krwi do kawy.
- Kocham cię, Mandy - powiedziałem czule. - I to co się wydarzyło tylko mnie utwierdziło, że nie przestanę kochać. Ufam ci, ale teraz... mentalnie cały czas śpię na kanapie, kiedy wszyscy inni mają swoje łóżka, rozumiesz? Cholera, sam nie rozumiem, ale przynajmniej spróbuj...
Offline
Przez dłuższą chwilę patrzyłam na Caia w milczeniu, wodząc palcem po brzegach swojej filiżanki.
- Chce ci o czymś powiedzieć odkąd cię zobaczyłam. A raczej odkąd cię wpuściłam do domu. Ale nie umiem i... Dlatego spałeś na kanapie. Nie chciałam, żebyś leżał obok mnie nie wiedząc tego. - Wzięłam głęboki oddech, spuszczając wzrok na jego wargi. Będzie zły? Rozczarowany? Rozżalony? Smutny...? - Ja... Spałam z innymi - wydusiłam to w końcu z siebie. - Nic mnie nie usprawiedliwia... I nie chce tego zatajać przed tobą. Nie ma to sensu. Nie miało by sensu jeśli pozwoliłabym ci wrócić i zataić to. - Serce na chwilę mi stanęło, gdy czekałam na jego reakcję.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Przełknąłem ślinę, przez chwilę przerywając głaskanie jej dłoni, ale tylko na chwilę. Milczałem, tak, zdecydowanie milczenie było na chwilę dobrym rozwiązaniem. Ale na chwilę. Upiłem łyk kawy, a potem pokiwałem głową, samemu sobie przytakując w myślach.
- Ja spałem z Pixie, kiedy byliśmy razem, oboje o tym wiedzieliśmy, więc nie powonieniem być zły. Po naszym rozstaniu co prawda zdarzyło się to już tylko raz... - przypomniałem. - Poza tym jesteśmy kim jesteśmy. A skoro mnie skreśliłaś, a skreśliłaś, czułem to już wchodząc przez próg, to cóż... byłaś wolna. Nie chciałaś czekać i nie czekałaś... Nie mogę mieć do ciebie wyrzutów, nikt nie jest krystaliczny - mruknąłem, wracając do głaskania jej dłoni kciukiem.
Offline
Uśmiechnęłam się ze smutkiem do Caia.
- To nie było dobre - szepnęłam. - Było okropnie. Wszędzie cię szukałam, choć to wypierałam. - Zaczęłam kręcić głową i dopiero po chwili poczułam że coś kapie mi na rękę którą opierałam na stole. Uniosłam dłoń do brody i wytarłam łzy które z niej skapywały, a potem szybko sięgnęłam do policzków, bo na nich też było trochę łez. Nie zorientowałam się nawet kiedy zaczęłam. Może to napięcie ze mnie uciekało.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Głuptas... - westchnąłem i podałem jej serwetkę, by otarła policzki. - Nie sądzę byś znalazła mnie w innych ramionach niż moje własne... Ale jak mówiłem, nie mogę się na ciebie gniewać. Jedyne czego mi żal, że nigdy mi nie uwierzyłaś. Że wrócę, że cię kocham tak mocno, że wrócę - wyjaśniłem, krzywiąc się szczerze i spuszczając wzrok na kawę z krwią.
Offline
Wytatlam pospiesznie policzki i PrZechylilam się do przodu. Tym razem to ja sięgnęłam po jego dłonie, chwytając za nadgarstki. W ten sposób byłam bliżej niego. I mocniej czułam intensywny zapach krwi której dodał sobie do kawy.
- To okropne że ci nie uwierzyłam - szepnęłam, przyglądając mu się z dokładnością. - Też jesteśmy głupim wampirem. Może tobie wydaje się, że mi jest dużo łatwiej, bo w moich żyłach płynie trochę ludzkiej krwi. Ale tak nie jest. Jestem wrażliwsza na niektóre rzeczy. Na przykład teraz czuję wielki wstyd z powodu tego co zrobiłam. - Pochylilam lekko głowę, patrząc na moje palce zaciśnięte na jego ręce. - Pokazalam ci jak kochać, ale sama za zekam z siebie to uczucie wypierać i teraz jestem zagubiona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To nie wypieraj. Nauczyłaś mnie czegoś, a potem chciałaś zapomnieć, zupełnie jakby to się nie wydarzyło. To.... nie w porządku. Obudziłaś to we mnie, właśnie ty, więc chciałem byś się poczuła... no wiesz, choć trochę odpowiedzialna za to co mi dałaś i zabrałaś - wyjaśniłem. - Nie ma co płakać Mandy, tutaj chodzi o coś innego niż wybaczanie tutaj chodzi o to, czy kiedykolwiek będziesz w stanie mi zaufać... - wyjaśniłem niechętnie, bo sama myśl, że odpowiedź będzie przecząc bolała mnie niemal fizycznie.
Offline
Wzięłam głęboki oddech. W sumie to nabrałam powietrza w usta. Kelnerka przyniosła nam jedzenie, a ja pokiwałam jej głową z uśmiechem wdzięczności. Dziewczyna odeszła, a ja w końcu wypuscilam powietrze z ust.
- Będę umiała ci zaufać. Chcę ci zaufać. Dlatego nie powinniśmy się stąd ruszać i wyrywać niewiadomo gdzie. Ja mam swoją rutynę, ty możesz swoją przenieść tu i kontynuować pracę... Gdy uciekniemy, wyrwie nas z rzeczywistości, a gdy wrócimy... Nadal nie będę wiedziała czy ci ufam. Czy ufam sobie. Chcę znów cię kochać tak jak kochałam przed naszym rozstaniem... Nie chcę tego nigdy więcej wyciszać. To okropne - szepnęłam, biorąc głęboki oddech.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zacisnąłem usta, z tyłu głowy widząc minę matki Mandy jak oświadczam, że zostaję na stałe.
- Tutaj, z tobą... - zamruczałem, zerkając niepewnie. - Ale może w innym mieszkaniu? Czy może nie chcesz zostawiać swojej matki samej? - zapytałem jeszcze nim wspomniałem o tym jak wparowała do salonu. Raczej się to nie powtórzy, skoro z Mandy możemy być bliżej niż jeszcze dzień, ale... sam nie wiem.
- Naturalnie mógłby to zrobić... Potrzebowałbym chwili na zabranie z rezydencji swoich najpotrzebniejszych rzeczy i zaczęcia tutaj życia na nowo... - podrapałem się po karku zamyślony.
Offline
- Słuchaj... Z moją mamą jest tak że... - Jęknęłam, przeczesując palcami swoje włosy. Oparłam się na oparciu krzesła i popatrzyłam na Caia przechylając głowę na bok. - Źle przeżyła odejście taty. I teraz... Teraz po części ją rozumie. Zachowałam się wręcz identycznie jak ona. Codziennie zastanawiałam się, czy to co robi to tylko zagłuszanie tego co zdążyła poczuć. Ona była jak ty - szepnęłam. - Jej rodzina miała wielką posiadłość, duży majątek. Czysta krew. A ona wpadła na mojego tatę - szepnęłam, uśmiechając się krzywo. - A potem on przepadł - zakończyłam, nie chcąc się rozwodzić nad tą historią bardziej. Bolała wciąż tak samo. - Bywa okropna. I nie potrafi być czuła. Ale to nadal moja mama... I myślę że ojciec nie pozwoliły mi jej zostawić samej. - Zacisnęłam mocno wargi, spoglądając za okno. - Możemy spróbować wymyślić coś innego. Większe mieszkanie? Albo dwa mniejsze obok siebie? - rzuciłam sugestie. - Ale mimo wszystko chce nad nią czuwać. Przez rok mnie nie było i znów nie umiemy na siebie patrzeć - wymamrotałam sama do siebie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mogę znaleźć większe mieszkanie w tej samej okolicy - zapewniłem upijając kawę i ukrywając swoją szczerą chęć nieco większej przestrzeni. - Daj mi tylko tydzień. Będzie nam wygodnie w trójkę, z moimi sprawami, miałabyś nawet własną pracownię, większą łazienkę... - uśmiechnąłem się niepewnie, zaczynając jeść. Potem odchrząknąłem niepewnie. - Po prostu twoja matka... Um, jest dość typową wampirzycą, oczywiści z całym szacunkiem...
Offline
- Wiem, że jest - przytaknęłam mu, wzruszając ramionami. - Ale mimo wszystko nie zniknęła gdy ja byłam już kompletnie samodzielna. Ma swoje oszczędności. Płaci razem ze mną rachunki. Może się do tego jienprzyzna, ale ona też nie chce znikać. Tak przypuszczam... - Zagryzłam mocno wargę. - Nie mogło z niej wyparować wszystko po śmierci taty. Cos musiało zostać - upierałam się ale sama nie wiedziałam po co. Odchrząknęłam. - Jak będziesz chciał. Możemy spróbować poszukać większego albo dwóch małych w niedużej odległości - powtórzyłam. - Jakoś wrócimy do siebie. Sam powiedziałeś, że może być nawet lepiej niż było wcześniej... Chcę tego.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Cieszę się - szepnąłem uśmiechając się lekko, nadal przyglądając się mojej Mandy i jej idealnie wyprofilowanym ustom. - Jeśli szukamy większego mieszkania, to koniecznie musi mieć balkon. Albo ogródek. Mam swoje potrzeby - przypomniałem. - Nie zabiorę ze sobą całej szklarni niestety, bardzo nad tym ubolewam, ale najbliższe mi rośliny na pewno są ze mną w zestawie - uprzedziłem.
Offline
Wzięłam głęboki oddech, a następnie się roześmiałam. Miło było przejść do takiego lekkiego tematu. Zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Biorę cały pakiet - zapewnilam. - Byle w łazience ich nie było, a w sypialnie nie za dużo. Resztę zniosę - szepnęłam, w końcu zaczynając powoli jeść swoje śniadanie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zapamiętam. Ale jeszcze pożałujesz tej decyzji - uprzedziłem rozbawiony, zajadając spokojnie. - Będę musiał się zająć moją mają przeprowadzą w takim razie... Ale to jak się znajdzie to większe mieszkanie - skinąłem głową z namysłem. - Ale to możemy poszukać już jak wrócisz z pracy nad ranem - uśmiechnąłem się lekko. Teraz będzie lepiej, coraz lepiej...
Offline
- Mówiłam ci, dziś popracuję w domu - mruknęłam. A w weekend... Możemy razem pojechać po twoje rzeczy...? - zaproponowałam dosyć niepewnie. Sama nie wiedziałam, czy chce wracać do tego miejsca czy nie. Kilka dni tylko we dwoje na pewno by nam dobrze zrobiło. - Jeśli będziesz chciał mnie zabrać ze sobą. - Uśmiechnęłam się lekko rozbawiona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Oczywiście, że możesz ze mną jechać. Niewiele tam się zmieniło od twojego odejścia, najwyżej moja rodzina bardziej mnie uwzględnia we wszystkim. A raczej czeka na moje uwzględnienie w czymkolwiek - parsknąłem. - Wyjechałaś jako służąca, a wrócisz jako mój gość honorowy - uśmiechnąłem się lekko złośliwie na myśl o tych służkach, które śmiały dokuczać Mandy. - Oczywiście, jeśli chcesz. Nie widzę powodu by cię ciągnąć tam na siłę... To zajmie mi kilka godzin...
Offline
- W sumie nie zdążyłam przejść się ostatni raz po ogrodzie... Nie zerknęłam do pokoju z obrazami... - mruknęłam, przekonując się sama coraz bardziej. - Moglibyśmy zostać na noc i na spokojnie być wszystko załatwił co trzeba. Domyślam się, że twoja praca to nie tylko papierki. Możesz sobie pozwolić na takie zwinięcie się? - Uniosłam brew. - Dziwnie tak... Wcześniej nie mogłeś prawie nic. - Westchnęłam. - A teraz mówisz o tym jakby wszystko było czarno na białym.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline