Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokiwałam spokojnie głową. Wiedziałam że wampir nie jest głupi. Wie czego chce i tym nie byłam ja. Jeszcze. Ale skoro zostaje tu kilka dni to nie miałam zamiaru go od razu atakować. Sam się przekona co dobre.
- Twardy jak skała. Pewnie nie tylko w rozmowach - powiedziałam lekkim tonem, znacząco spoglądając na jego krocze. Kąciki ust same uniosły się ku górze. Westchnęłam. - Ja się nie obawiam. Jestem ciekawa wszystkiego co możesz zaoferować - dodałam, otwierając swoje drzwi, ale cały czas jeszcze nasłuchując czy wampir ma mi coś do powiedzenia. Z przyjemnością go posłucham.
Offline
- Jestem w stanie zaoferować spokój, obiecuję nie przeszkadzać pani - zapewniłem patrząc na nią z szalenie miłym uśmiechem, tak sztucznym jak się tylko da. W końcu skończyłem układać kołdrę i usiadłem znów na kanapie, czekając na przyjście Mandy.
Offline
Zobaczyłam w jego oczach jakiś znajomy błysk. Nie pamiętałam już skąd mi się kojarzy ale na pewno go znałam. Zerknęłam na drzwi łazienki, w której zapewne siedziała Mandy. Westchnęłam cicho.
- Ethel - poprawiłam go. - Wątpię byś był uciążliwy - mruknęłam jedynie i weszłam do swojego pokoju.
Offline
Wyszłam z łazienki ubrana w skórzaną spódnicę oraz luźną koszulkę na ramiączkach, która u góry wykończona była koronkami. Popatrzyłam na Caia i zerknęłam na drzwi do sypialni mamy.
- Zawsze wraca wieczorem, albo przesypia całe dnie i noce - szepnęłam jedynie. - Zjemy coś? Jajka mogą być? Chyba nie mam za dużo w lodówce... - mruknęłam bardziej do siebie, ruszając do kuchni.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku, możemy też zjeść na mieście, widziałem kilka fajnych barów wczoraj - zauważyłem, skupiając się już na Mandy w pełni, a puszczając w niepamięć jej matkę. Ostatnie czego chciałem to właśnie problematyczna rodzicielka, wystarczy że od swojej się uwolniłem.
- Ja stawiam - zachęciłem, gdy wampirzyca spoglądała w pustą lodówkę. - A jak będziemy wracać to zrobimy zakupy...
Offline
Wydęłam wargi jeszcze przez chwilę patrząc w pustą lodówkę.
- Mhm, to w sumie nie najgorszy pomysł - stwierdziłam w końcu. Popatrzyłam w jego stronę. - O, posprzątałeś. Miło, dziękuję - zauważyłam, uśmiechając się mimowolnie. - No dobrze... To możemy zjeść na mieście coś. Szczerze mówiąc rzadko mi się zdarza nie jeść w domu więc... Możesz ty wybrać gdzie chcesz. - Zaśmiałam się. - Zawsze trafiałeś na lepsze miejsca niż gdy ja wybierałam - przypomniałam sobie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Umiem dobrze ocenić lokal, jestem z nimi całkiem dobrze zaznajomiony - zauważyłem, zabierając ze sobą tylko portfel i telefon. - A więc panie przodem i zapraszam na śniadanie. Niedaleko stąd było coś ładnego o ile mnie pamięć nie myli - zauważyłem idąc w stronę drzwi.
Offline
- O ile cię pamięć nie myli - mruknęłam, rzucając mu rozbawione spojrzenie. Wsunęłam na stopy wygodne buty na niewielkim obcasie i zawiesiłam torebkę na ramieniu, wychodząc pierwsza z domu. Przeszłam przez ogródek i chwilkę poczekałam aż Cal stanie obok mnie, po czym ruszyliśmy razem we wskazanym przez niego wcześniej kierunku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się idąc drogą uroczego miasteczka.
- To miłe, że ufasz mi w doborze restauracji - uznałem z uśmieszkiem dumy. - Mały krok, ale ile znaczy w całej podróży, potrzebuję teraz bardzo dużo małych kroków - uznałem cicho rozbawiony, zerkając na Mandy.
Offline
Patrzyłam się cały czas w drogę przed sobą, zatapiając się w swoich myślach.
Zagryzłam wargę, zmieszana tym, że on mówił totalnie poważnie. Wcześniej irytował się na mnie, gdy coś przeciągałam, wrzeszczał gdy nie odpowiadałam na jego pytania. Nie tylko wrzeszczał. Wciąż pamiętałam jego silny uścisk na mojej szyi. Teraz był tak potulny. Dlaczego mnie to tak uderza? Bo żeby nie myśleć o tym co straciłam myślałam o wszystkim co na początku między nami było złe. Myślałam, że pomoże mi to wyrzucić go z głowy. Ale ani Mordecai Harland, dziedzic i tyran ani mój wrażliwy Cai wśród słodkiego zapachu kwiatów nie wypadał mi z głowy. Był tam cały czas. Cokolwiek robiłam, czy myślałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wszystko okej? Powiedziałem coś nie tak? - zapytałem niepewnie, cicho pragnąc złapać ją za rękę, ale zaraz poddając się, schowałem obie swoje ręce do kieszeni. - Nieważne - mruknąłem tylko na zakończenie, spoglądając przed siebie na kwiaty które rozkwitały na drzewach. Ładnie podświetlone, było widać że to miasto, w którym mieszkają nocne istoty jak i te dzienne. Mandy lubiła takie miejsca, pamiętam jak mówiła... Dlatego podobało jej się w tym miasteczku wakacyjnym na północy - dostępne dla wszystkich.
Offline
- Nieważne - powtórzyłam po nim zamyślona, niezbyt nawet się orientując co powtarzam. Potrząsnęłam głową, wyrywając się w końcu ze swoiej głowy i wracając do rzeczywistości, gdzie ja i Cai szliśmy razem ulicą. Razem ale jednak osobno. Dzieliła nas taka wielka przepaść. Jak nigdy. I znów zaczęłam dumać nad tym, co było gorsze. To że naprawdę był ode mnie tak daleko, czy to, że gdy już był blisko odległość wcale się nie zmniejszyła i wydawała się być nie do pokonania. - Uh - westchnęłam zdenerwowana na samą siebie. - Co "nieważne"? Wybacz, jestem strasznie rozkojarzona... ja... Co "nieważne"? - powtórzyłam się.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zapytałem, czy wszystko okej, ale mnie nie słyszałaś. Robisz wokół siebie barierę dźwiękoszczelną, czy o prostu tylko mnie ignorujesz? - zapytałem, krzywiąc się. - Po prostu... Tęsknie na krzepnącą krew, a to że tu jestem wcale tego nie ułatwia - mruknąłem. - I będę przy tobie, oboje wiemy że i tak będę, ale jeśli mam być tylko obok... Nie przyjemne - skwitowałem.
Offline
- Wybacz, Cai - szepnęłam miękko. - Chcę porozmawiać na spokojnie. Usiądziemy i pogadamy, dobrze? - upewniłam się, zerkając na niego kontrolnie. - Ta bariera nie jest celowa, nie robię tego specjalnie. Pojawiasz się nagle i oczekujesz ode mnie z dnia na dzień że to zniknie? - prychnelam oburzona, choć w środku poczułam duży ucisk. - Przecież sam powiedziałeś że na to potrzeba czasu. Jest nam potrzebny czas. Chcę pogadać. Usiąść i pogadać. Nie oskarżaj mnie o ignorowanie cię. - Westchnęłam i popatrzyłam na niego z bólem. - Pragnę cię. Nawet nie wiesz jak bardzo. Nigdy nie przestałam - wycedzilam przez zaciśnięte zęby.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Okej... - mruknąłem. - Nie wiem, czy nie przestałaś, nic nie wiem w tej chwili i mnie to trochę... martwi - dodałem, wzruszając ramionami, a potem otworzyłem przeszklone drzwi do restauracji otoczonej kwiatami. Tak jak się spodziewałem, za ladą stały pół wampiry, zdradzał ich zapach, jednak nie miałem zamiaru tego komentować, dla Mandy było to pewnie normalne i bardziej naturalne niż życie wśród wampirów.
Usiedliśmy przy oknie, przy stoliku dwuosobowym na wygodnych fotelach z poduchami. Było przyjemnie i przytulnie, choć wnętrze było jasno-ciemne, jakby nawet wystrój był pół wampirem.
- Państwa karty - uśmiechnęła się młoda dziewczyna, podając mi i Mandy menu. - Rachunek będzie osoby?
- Nie, wspólny. Poproszę dwie kawy z mlekiem na wstępie, zaraz złożymy resztę zamówienia - odparłem miękko, tym samym tonem jakim zwracałem się w pracy do wszystkich. Zdystansowanym. Dziewczyna odeszła, a ja zerknąłem na Mandy znad karty czekając na jakiś jej ruch.
Offline
- Możesz być dla niej miły. Uśmiech to fajna sprawa podczas pracy - zauważyłam, spoglądając na Caia znad karty. Wróciłam potem wzrokiem do memu. - Mhmm, no dobrze. Wezmę naleśniki ze słodką polewą - stwierdziłam, przyglądając się propozycja śniadania i cenom. Zamknęłam kartę i popatrzyłam na Caia. - Kocham cię, wiesz to? Powiedz, że to wiesz... - szepnęłam proszaco.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Też cię kocham - odparłem szeptem. - Ale jeszcze nie wiem co masz w głowie... - dodałem unosząc wzrok. - Czuję, że jesteś szczęśliwa, że tu jestem, ale jednak wolisz trzymać mnie daleko, jakbyś się mnie bała. Albo nie znała... - uznałem, a następnie odchrząknąłem. - Ja chyba jajka na bekonie z grzankami. Chcesz jakiś deserek? Kawałek bezy, albo sernika? - zapytałem, przeglądając leniwie kartę.
Offline
Zagryzłam mocno wargę z namysłem. Wyglądało to trochę tak jakbym myślała nad propozycją deseru, a nie jakbym dumała nad jego wcześniejszymi słowami.
- Sernik - powiedziałam trochę zachrypniętym głosem. Popukałam palcami w blat. - Beza chyba za słodka... - dodałam, rozglądając się po lokalu i unosząc lekko dłoń, aby kelnerka podeszła do nas. Dziewczyna kiwnęłam mi głową z promiennym uśmiechem. Wróciłam do Caia. - A może to ty nie znasz mnie...? - szepnęłam zaniepokojona, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Odłożyłem kartę i popatrzyłem na nią, a wzrok zmiękł mi niemal natychmiast. Tak na mnie działała, pod jej aurą byłem miękki i plastyczny jak rozgrzana plastelina. Mandy mogła robić ze mną wszystko co chciała i właśnie to robiła.
- Znam cię - zapewniłem, bo akurat tego, tak jak swojej tęsknoty do niej byłem pewien. - Nie zapomniałem ani słowa z naszych rozmów, ani żadnego wydarzenia. Pamiętam jakie sukienki nosiłaś na każde nasze spotkanie w sali z obrazami, oraz pamiętam jak skaleczyłaś się w dłoń - mruknąłem, głaszcząc ją po właśnie tej dłoni. - Widziałem blizny, nie wygląda tak źle - dodałem miękko, ale przeniosłem wzrok z jej ręki na Mandy ponownie. - Każdego dnia, przed snem, przypominałem sobie wszystko, utrwalałem w pamięci i dopiero to mnie uspokajało na tyle bym mógł spać... Mówiłem, że wrócę, a ty chciałaś się mnie pozbyć z pamięci, podczas gdy ja walczyłem, by nigdy nie zapomnieć...
Offline
- No właśnie... - Zerknęłam na swoją dłoń, marszcząc brwi. - Nawet nie pamiętam jak się skaleczyłam. Tyle razy obiłam się o coś, albo za wolno zareagowałam, podczas gdy reszta służby była ode mnie dwa razy szybsza i silniejsza. - Westchnęłam, zaciskając dłoń z blizną w pięść. - Powiedziałeś, że wrócisz, a ja ci nie uwierzyłam. Ja zapominałam, a ty przypominałeś sobie o wszystkim... - Oczy mi się zaszkliły, a w tym momencie podeszła do nas kelnerka, by spytać o nasze zamówienie.
Obróciłam głowę w bok, patrząc za okno na nocne niebo i ulice rozświetlone lampami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline