Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
PrZechylilam głowę z pobłażliwym uśmiechem.
- w tym domu masz cztery pary drzwi, i cztery pomieszczenia. To w korum się znajdujemy to pierwsze z nich. Łączy ze sobą wszystkie pomieszczenia takie jak jadalnia, salon i kuchnia. Drzwi wejściowe już widziałeś - wskazałam dłonią na nie. - Kolejne dwie pary drzwi - również na nie wskazałam. - Prowadzą do sypialni, mojej i mojej mamy - pokazałam kolejno. - A jak się domyślasz już zapewne, ostatnie drzwi, owiane największą tajemnica, to łazienka - podsumowałam,dopuszczając dłoń. - Rozgościć się. Ręczniki leżą na wierzchu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Huh już nie wywyższaj się tak, nawet w małej rezydencji można się zgubić - zwróciłem uwagę. - Poza tym w twojej sypialni jeszcze nie byłem, więc nie wiedziałem, które to drzwi - zaznaczyłem, a potem zabrałem ze sobą rzeczy na przebranie oraz jakiś żel pod prysznic. Rzucając ostatnie spojrzenie Mandy wszedłem do łazienki i wskoczyłem pod dość niewielki prysznic na dość niewielkim metrażu.
Śmianie śmianie, ale pasowało mi to, że jest tu tak... przytulnie. Podświadomie czułem się tu znacznie, znacznie lepiej niż w swojej rodzinnej rezydencji.
Po nie długiej chwili wyszedłem z łazienki w bokserkach do snu i rozejrzałem się w poszukiwaniu Mandy. Była u siebie. Zająłem więc swoje miejsce na pościelonej kanapie. Uśmiechnąłem się do siebie lekko, nadal rozbawiony swoją żałosną sytuacją.
Offline
Wziąłem swoje rzeczy i ruszyłam do łazienki, gdy usłyszałam, że Mordecai już wyszedł.
- Co cię tak bawi, Cai? - zapytałam rozbawiona jego głupia miną, gdy mijałam kanapę w drodze do łazienki. - I jak w końcu stoimy? Ja mogę spać na kanapie. Dla mnie to żaden problem - zapewnilam, bo szczerze powiedziawszy średnio go widziałam na kanapie, poza tym, nie chciałam żeby w jakiś sposób się męczył. - Serio, możesz iść do mnie - zapewnilam go, zatrzymując się z dłonią na klamce.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie wypada - odparłem dumnie. - Poza tym bawi mnie... um... że posłałaś mi, jak dawniej. Lubiłem gdy prostowałaś jeszcze kołdrę, żadna inna służąca tak nie robiła, a sam jakoś nie umiałem oddać tego efektu... Nie ważne - machnąłem ręka i podsunąłem wyżej poduszkę, by położyć się i móc oprzeć na razie głowę wyżej.
Offline
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie ma za co Cai, tym razem to z mojej strony czysta uprzejmość. Jesteś moim gościem, więc... Chcę o ciebie zadbać. Ogólnie chcę - szepnęłam ostatnie słowa niewyraźnie, chowając się w łazience.
Wzięłam ciepły prysznic, dokładnie myjąc włosy, więc pobyt w łazience zajął mi dłuższą chwilę ale nie jakoś bardzo. Spokojnie wytatlam ciało i włosy, myjąc żeby, a następnie dokładnie wycierając rude kosmyki, które gdy były mokre wpadały w brązowy kolor.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Siedziałem jeszcze przytomny na kanapie, kiedy wampirzyca wyszła z łazienki. Uśmiechnąłem się na jej widok, nie tylko z powodu lekkiej piżamy, ale raczej po prostu z faktu, że tu jest.
- Dobrego snu, Mandy - życzyłem jej tylko, próbując się już ułożyć na kanapie. - Jakby co, to ja się stąd nie ruszam - dodałem, przymykając już oczy.
Offline
- Wiem, Cai - szepnęłam, podchodząc cichutko do kanapy aby popatrzeć na niego z góry. Był zmęczony, było to widać, ale chyba nie aż tak, aby zasnąć natychmiast na kanapie, w obcym miejscu. Choć kto go tam wie. I tak mnie już wystarczająco zaskoczył. - Śpij spokojnie - dodałam cichutko, przeczesując przelotnie palcami jego wilgotne włosy i z wolna ruszyłam do siebie do pokoju.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Rano, gdy się obudziłem miałem cichą nadzieję zobaczyć Mandy przy mnie. Oczywiście ta nadzieja nie miała żadnego potwierdzenia, ale... nie ważne. Nadzieję są dla głupich jak to mówił mój ojciec. Choć miłość mnie już i tak ogłupiła i otumaniła swoimi aksamitnymi mackami.
Usiadłem na kanapie, prostując ramiona. Zobaczyłem ekspres w kuchni i uznałem, że akurat to obsługiwać umiem, więc czemu by nie zrobić czegoś dobrego dla nas na owocną noc?
Słońce już chowało się za horyzont, kiedy wstałem i po zrobieniu dwóch kaw jedną, bardzo cicho zaniosłem jej jeden kubek i postawiłem obok jej łóżka. Popatrzyłem jeszcze chwilę jak słodko śpi, a następnie wróciłem do swojej kanapy, by tam w spokoju wypić kawę.
Offline
Pociągnęła nosem, gdy zaczęłam się rozbudzać i poczułam coś czego narmalnie nie czułam zaraz po obudzeniu.
- Kaaawa? - jęknęłam cicho sama do siebie. - Nie prosiłam o nią... - dodałam, rozklejają powieki i spoglądając w bok na poduszkę obiektu, czy ktoś leżał obok. Ale tak nie było. Potem przypomniałam sobie, że Cai jest w salonie. Zrobiło mi się trochę niedobrze. Wzięłam głęboki oddech i podciagnelam się na łóżku do góry. Przzeczesalam palcami włosy, sięgając po kawę, która zapewne przygotował dla mnie wampir. Zdążyła już przestygnac i była idealna do wypicia na teraz. Upiłam parę łuków i razem z kubkiem podniosłam się z łóżka.
Mama zapewne spała jeszcze, ciekawe kiedy wróciła. I czy zaczepiała Mordecaia. Brr. Poobijany jej kły, jeśli cokolwiek próbowała pod jego adresem.
- Cześć, dziedzicu. Jak spałeś? - szepnęłam miękko, przysiadając na brzegu "łóżka" Caia. - I dziękuję za kawę - dodałam, unosząc lekko kubek ku górze.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, gdy wampirzyca się do mnie przysiadła.
- Cóż, nie było źle - uznałem. - Choć jak tak dalej będę sypać to będę musiał znaleźć jakiegoś masażyste w okolicy - dodałem rozbawiony. - I nie ma za co. Sam chciałem wypić, to pomyślałem... - wzruszyłem ramionami.
Offline
Pokiwałam głową.
- Jasne, ale i tak, mimo wszystko dziękuję - powtórzyłam się i podnosiłam z kanapy. Odstawiłam do połowy wypitą kawę na blat i obrocilam się do Caia. - Dziś możemy się przejść i... Po prostu pogadać. Możemy też podjechać do ogrodów botanicznych. Choć szczerze ci powiem, że nie różni się on wiele od ogrodu przy twojej rezydencji - dodałam, uśmiechając się krzywo.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku, brzmi jak dobry pomysł... A ty dziś nie pracujesz? O trzeciej znów znikniesz? - upewniłem się jeszcze, patrząc na Mandy, która stała nade mną. - Muszę poznać lepiej twój plan dnia jeśli mam tu zostać na jakiś czas...
Offline
- Powiedziałam, że dziś nie przyjdę, przyniosłam pracę do domu. Muszę zaprojektować kilka sukni, więc usiądę do tego pod koniec nocy albo gdy będzie na to chwila. - Popukałam się w skroń. - Już myślę nad tym, więc się nie martw. A mój grafik mogę przypiąć na lodówkę - zasugerowałam, uznając że to w sumie całkiem dobra myśl, aby wisiał na widoku, ułatwi to dużo Caiowi i nie będę musiała ciągle odpowiadać na jego pytania. - Naprawdę chcesz tu zostać...?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Naprawdę chce być z tobą - zauważyłem z uporem. - A póki ty jesteś tutaj, ja jestem z tobą. Jeśli jednak powiesz choć słowo... możemy znaleźć się gdziekolwiek indziej - zapewniłem, zerkając na nią. -Najwyżej będę pracował kiedy ty też wyjdziesz do pracy i trochę bardziej się zadomowię uznałem.
Offline
- W pokoju mam biurko, możesz usiąść tam i się rozłożyć. Ja mogę pracować przy stole tutaj - powiedziałam automatycznie.
Zmarszczyłam jednak zaraz brwi zamyślona. Wciąż nie wiedziałam czy chce dać się zabrać stąd i zostać sam na sam tylko z Caiem, czy jednak wolę zostać tu, pilnować mamę i spokojnie pracować, żyjąc jak większość społeczeństwa. Obie perspektywy życia mi odpowiadały. Czyżbym próbowała je teraz połączyć?
- Mhm... chyba... pójdę się ubrać. Tobie radzę to samo. Zaraz wychodzimy - zarządziłam z zadowoleniem, rzucając mu lekki uśmiech przez ramię. To mnie akurat satysfakcjonowało bardzo. Tutaj ja rządziłam swoim czasem i nic mnie nie ograniczało.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku - odparłem, a potem westchnąłem cicho, sięgając po torbę ze swoimi rzeczami, którą kazalem tu przywieźć.
Skoro Mandy zajęła łazienkę ja zdecydowałem się ubrać w salonie. Naciągnąłem jeansy, a gdy naciągnąłem też koszulkę, usłyszałem że ktoś stoi w progu drzwi.
- Um... witam panią... - przywitalem matkę Mandy która wyraźnie pożerała mnie wzrokiem. - Długo tam pani stoi...?
Offline
Oblizałam wargi. Jak niesamowicie seksowny był ten wampir. Wracałam właśnie od kogoś kogo uznawałam za przystojnego, ale w porównaniu to niego... Tamten był niczym. Ohhh... Jak bardzo przyjemnie mi się robiło na jego widok. Przyjemne ciepło między nogami rozchodziło się po jednym zerknięciu.
- Ethel - poprawiłam. - Nawet córka mówi mi po imieniu od czasu do czasu. - Wzruszyłam lekko ramionami. - A stoję od dłuższej chwili - mruknęłam, puszczając mu oczko i powoli ruszając w jego stronę.
Offline
- Um w takim razie proszę o wybaczenie... No i warto by pani wiedziała, że zostanę na kilka dni dłużej u Mandy, przepraszam za takie niespodziewane najście - powiedziałem od razu, mówiąc swoim chłodnym, beznamiętnym tonem Harlanda. Nie było potrzeby by się denerwować, to tylko jej matka. Zacząłem sprzątać po swoim spaniu na łóżku, by zająć czymś ręce i myśli.
Offline
Minęłam wampira, przyglądając mu się z zadowoleniem i chorą fascynacją, gdy ten zaczął zajmować się czymkolwiek byle już nie musieć patrzeć bezpośrednio na mnie. Przesłodki, schrupałabym całego. Zagryzłam mocno wargę, znów przystając przy drzwiach, tym razem jednak tych prowadzących do mojej sypialni.
- Wiesz, że jesteś niesamowicie seksowny - mruknęłam, ustawiając się tak by subtelnie podkreślić wszytko co miałam dobre i miłe dla oka w sobie. - Mandy nigdy nie przyprowadza takich - dodałam, cały czas wpatrując się w seksiaka. - Przynajmniej tak myślałam, ale spałeś tu, a nie tam - pokazałam kolejno najpierw na kanapę a potem na sypialnię córki. - Ciekawe... - Znów zagryzłam wargę.
Offline
- Mamy ciche dni, ale przyjechałem do niej by się pogodzić - wyjaśniłem spokojnie. - Nie ma się pani czego obawiać - dodałem jeszcze, ale już znałem ten ton. Chciała mnie dla siebie, jak co druga wampirzyca. Nie mówiąc już o bankietach gdzie tam każda jest gotowa w każdej chwili.
Offline