Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnęłam się, czując przyjemne ciepło w żołądku spowodowane jego słowami. Mówił takie piękne rzeczy, właśnie to chciałam usłyszeć od niego te kilak tygodni temu. Wtedy całą tą sytuacja nie miałaby miejsca, nie wydarzyło by się to wszystko.
- Tego chaialm - szepnęłam, wciąż uśmiechnięta. - Nadal chce, Cai - zapewnilam. - Spróbujemy znowu. Chce próbować.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dziękuję, za szansę - odpowiedziałem miękko, także się uśmiechając. - Kiedy tylko zechcesz możemy jechać do domku, go obejrzeć. Pewnie potrzebujesz chwili czasu by dokończyć sprawy tutaj... ale jeśli to nie problem, zostanę tu z tobą, aż skończysz - mówiłem spokojnie. - Nie chce wbić się w twoje życie niespodziewanie ponownie do tego... Daj mi znać, jak będziesz gotowa - znów pocałowałem jej dłoń, z dużo większą czułością. - Naturalnie, będę z tobą cały czas...
Offline
Pokiwałam powoli głową.
- Na pewno chcesz tu zostawać? - upewniłam się, trochę zmieszana. To w sumie było oczywiste ale dopiero teraz do mnie docierało, że on naprawdę tu jest. Ze mną, obok mnie. - Możesz tu być...? Nie musisz wracać tam? - pytałam dociekliwie, marszcząc brwi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Rozłożyłem ręce z uśmiechem wyższości.
- Jestem tu z własnej woli i tylko z własnej woli będę mógł wrócić. Jak będę chciał, to wrócę do pracy, nieważne gdzie. Słowem... Ja już nic nie muszę. Ja co najwyżej mogę, albo chcę - mrugnąłem do Mandy, z tym dumnym uśmieszkiem i postawą. - Jestem głową rodu Harland, nikt mnie nie ma w garści jak poprzednio gdy się znaliśmy.
Offline
Zmarszczyłam brwi bo było to dla mnie trudne do pojęcia. JeszcZe kilka tygodni temu nie mógł zrobić nic, jakiekolwiek wyjazdy były kontrolowane przez jego rodziny, a Cai nie mógł nawet odłożyć pracy na później. A teraz nagle... Nic nie musi? To brzmiało podejrzanie.
- I nigdzie nie ma haczyka? - dopytywałam wciąż niedowierzając. - Twoi rodzice? Nie rozpłynęli się pod ziemię i doskonale mnie pamiętają - zauważyłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie ma haczyka. Miałem zostać głową rodziny, gdy poślubię wampirzycę wybraną dla mnie już przed moim narodzeniem. Sprawy się jednak skomplikowały z Pixie i ostatecznie po ustaleniach z rodziną zdecydowali się przekazać mi niezależność oraz cały majątek, zgodnie z obietnicą. Jestem jedynym zarządcą, rzesza moich doradców pracuje za mnie, a teraz moim jedynym zadaniem jest spłodzenie dziedzica - wzruszyłem ramionami. - Jestem wolny od wszelkich umów, czy ustaleń, obietnic... oczywiście poza obietnicami złożonymi tobie...
Offline
Zagryzłam mocno wargę, uśmiechając się dosyć mocno. Miałam ochotę się roześmiać że szczęścia. Za dużo nagromadziło się go w moim ciele.
- Jesteś tutaj - szepnęłam trochę od czap. - Mówisz tyle rzeczy... Tyle ładnych rzeczy. O spełnianiu wcześniej złożonych mi obietnic, o moim szczęściu, o swojej wolności. - Pokręciłam głową. - Nadal nie wierzę. Mam wrażenie że zaraz się obudzę, rozejrzeć i ciebie znów nie będzie - szepnęłam. "Znów" bo już kilka razy śniłam o tym, że wraca do mnie. Nawet podczas snu nie dawał mi spokoju, przypominał o sobie. Nie dał się zapomnieć. Teraz też nie da.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To co ty na to... Pójdziemy do łóżka, położymy się obok siebie i będę leżał u twojego boku cały czas. Calutki czas i nie zniknę ani na moment bez twojej wiedzy. Aż uwierzysz, że jestem tu, tylko dla ciebie, tylko przez ciebie i tylko na twoje skinienie... - uśmiechnąłem się niepewnie. - Mandy, chcę odzyskać nasz ogień. Bez ciebie nie jestem już tym samym wampirem, a tylko z tobą chcę już być, rozumiesz? Zrobię wszystko byś to zobaczyła...
Offline
- Chyba rozumiem - szepnelam, przymykając lekko powieki ale wciąż nie spuszczając z oczu Caia. Spoglądałam to w jego oczy, to na usta, które wciąż były tak blisko mojej dłoni. - Choć nie jestem pewna. Twoje pojawienie się tu jest dla mnie szokiem, Mordecai. Czy ty to widzisz? Jestem zszokowana. Wciąż do mnie to nie dociera. Co się dzieje? - szepnęłam, uśmiechając się lekko.
Wyciągnęłam dłoń z jego uścisku, podnosząc się z miejsca i zabierając nasze talerzyki do zlewu. Postawiłam je tam i oparłam się dłońmi o blat, stojąc tyłem do wampira.
- Szok... Zwykły szok... - wyszeptałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Minie - stwierdziłem, przez chwilę nie ruszając się z miejsca. W końcu po chwili ciszy wstałem z siedzenia i zdjąłem z siebie marynarkę, zostając w koszuli. Zdjąłem też pasek i wyciągnąłem koszulę ze spodni. Odwiesiłem marynarkę i pasek na oparcie krzesła, a potem podszedłem obok Mandy, rozpinając jeszcze jeden guzik koszuli pod szyją.
- Lepiej? Przywykłaś chyba do takiej wersji mnie... Choć brakuje mi jeszcze fartucha i rękawic do pracy w szklarni...
Offline
Odwróciłam się do wampira, by popatrzeć na niego. Kąciki warg mi drgnęły na ten widok. Znów stał blisko mnie. Ja oparta o blat, a on krok ode mnie.
- Tak, masz rację... Do takiego Caia przywykłam. Tego pracującego w szklarni, dogladajacego roślin z niesamowitą dbałością i delikatnością, tego który tańczył ze mną w dużej sali z obrazami, która tak bardzo przypadła mi do gustu w tej ogromnej rezydencji - szepnęłam, robiąc krok do przodu i zmniejszając bardzo szybko odległość między nami.
Cóż, ile można trzymać dystans, przy kimś za kim się tak tęskniło? Już powedział na tyle dużo, że byłam wstanie mu wierzyć, choć jeszcze nie do końca ufać. Ale przecież zaufanie to delikatna sprawa, nie odbudujemy tego raz dwa. To będzie musiało potrwać chwilę.
Oparłam płaskie dłonie o jego tors, wpatrując się w jego ciemne oczy, które momentalnie rozbłysły. Zapewne wyczekując moich dalszych poczynań.
- Mordecai... Mój Mordecai - szepnęłam, delikatnie dladzac go po koszuli.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tylko twój - zgodziłem się potulnie, obserwując jej ruchy z należytym szacunkiem i uwagą. Wahała się, to jasne, jednak w tym wahaniu dostrzegłem coś znajomego. Nasze wahania sprzed kilku miesięcy, nim jeszcze to co było między nami można było nazwać miłością. Wahanie, ciągła niepewność, czyste zbliżenie, zupełnie pozbawione wyrazu. Ale jak kwiat, który powoli dojrzewa, tak uczucie nabierało kolorów, niesamowitych barw, a gdy rozkwitło, byliśmy już gotowi.
- Chcesz zatańczyć? - zapytałem z cieniem uśmiechu. - Nie tańczyłem z nikim od dawna, ale chyba cię nie podepczę - dodałem od razu.
Offline
Zaśmiałam się.
- Myślisz, że dasz radę zatańczyć ze mną po tak długiej przerwie? - spytalam, unosząc pytająco brew. - Zdejmij buty - zarządziłam. - Na wypadek - wyjaśniłam, przechylając lekko głowę na bok. - Bo nie chcę żebyś mnie deptał po palcach - mruknęłam, uśmiechając się delikatnie i zerkając na swoje bose stopy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Parsknąłem, ale cóż mogłem zrobić. Przeszliśmy do salonu, gdzie Mandy odsunęła kawałek kanapę ze środka, a ja ściągnąłem buty i skarpetki, tak jak ona, zostając na boso. Gdy zdjęła fartuszek, przysunąłem się bliżej. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybierając odpowiednią playlistę (przez samotne tygodnie poznałem wiele nowych melodii, jednak brak mojej partnerki do tańca mocno mnie dołował, dlatego wszystkie odkrycia zapisywałem od razu na playliście pod tytułem "niedługo").
- Mogę...? - zapytałem uprzejmie, odkładając gdzieś urządzenie, a w tej chwili, zupełnie skupiając się na Mandy.
Offline
Przyjemna melodia popłynęła z urządzenia. Uśmiechnęłam się delikatnie zerkając na dłoń którą do mnie wyciągnął, prosząc o taniec, na który w sumie i tak się już zgodziłam. Poprawiłam włosy, odrzucając je na plecy.
- Możesz - powiedziałam cicho, podając mu dłoń i przysuwając się bliżej. Ułożyłam dłoń na jego ramieniu, a jego palce ścisnęłam. - Też od dawna nie tańczyłam z nikim - dodałam, jeszcze zanim ruszyliśmy, a jedynie zaczęliśmy się kiwać delikatnie na boki.
Miło było być znów tak blisko siebie. Przymknelam powieki i wyobraziłam sobie że znów stoimy w sali z obrazami, jakby nigdy nic. Albo w szklarni, rozbawieni, a Cai jest jeszcze ubabrany w ziemi, ale mi to nie przeszkadza, w końcu i tak nie lubię swojego uniformu. Otworzyłam oczy, które zapewne błyszczały, czułam to.
- Prowadź - szepnęłam, przygryzając uśmiechniętą wargę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dobrze - przytaknąłem z uśmiechem i lekko przymykając oczy, bardzo powoli ruszyłem. Powoli, bo choć pamiętałem kroki, to musiałem się na nowo zgrać z wampirzycą jako partnerką. Jednak poszło to znacznie szybciej niż się spodziewałem, już za moment nie dość że prowadziłem, to prowadziłem dobrze, a Mandy intuicyjnie podążała za mną.
Bardzo powoli, ale swobodnie, krok za krokiem, czułem się coraz bardziej spokojny i rozluźniony na myśl o naszej relacji. Dziś oboje byliśmy jeszcze w szoku, jednak z każdym kolejnym dniem będzie coraz i coraz lepiej... czuję to.
- Nie idzie tak źle - zauważyłem.
Offline
- Nie idzie źle - przyznałam, cały czas spoglądając na nasze stopy, a nie w twarz Mordecaiowi. Szybko si zgraliśmy, naprawdę szybko. Pierwsza piosenka minęła w oka mgnieniu, a przy drugiej było już bardzo płynnie. Za to trzecia... - Czy to nie przy niej uczyliśmy się na początku? - szepnęłam, podnosząc w końcu wzrok, urzeczona brzmieniem bardzo znajomej melodii. Lubiłam ją, dlatego tańczyliśmy przy niej wiele razy, aż do znudzenia, Cai czasem śmiał się, że to monotonne i wtedy ją zmienialiśmy. A teraz? - Miło słyszeć coś tak znajomego - szepnęłam, uśmiechając się szeroko i patrząc w ciemne oczy wampira.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, to chyba ta - przytaknąłem. - Wybacz, ja... miałem dużo czasu bym rozmyślać do czego będę z tobą tańczyć, kiedy już do ciebie dołączę - przyznałem się od razu, nie spuszczając wzroku z piwnych oczu Mandy, oraz z jej krwisto czerwonych ust. Tak bardzo tęskniłem za jej szminką na swoim ciele.
Nie chciałem odwracać wzroku. Zawsze na balach nie patrzyłem w twarze wampirów z którymi tańczę. A w twarz Mandy? Mógłbym się wpatrywać zawsze. Naprawdę zawsze, zupełnie bez znudzenia. Kochałem jej oczy, jej nos, jej usta, to jak jest idealna i niedoskonała zarazem. Chyba to świadczyło o tym, że... kochałem po prostu ją.
Offline
- Sporo czasu - ponownie mu przytaknęłam, tym razem jednak z lekkim niesmakiem. - Te dwie pierwsze był nowe - stwierdziłam. - Albo zapomniane. Tyle godzin przetańczyliśmy, że może wszytko mi się już miesza - stwierdziłam, wzdychając cicho. Przesunęłam dłoń wyżej, z jego ramienia na kark i szyję, gładząc palcami po wrażliwej skórze. Poczułam jak przez jego ciało przechodzi dreszcz.
Wszystko o czym mi mówił, było w pełni szczere i prawdziwe. Teraz widziałam to w pełni. To jak na mnie patrzył, jak na mnie reagował. Nawet to, że jego serce nie przyspieszyło bardziej na widok seksownej wampirzycy, która przemknęła przez dom. A moja mama wabiła wielu.
- Ale nie rozmawiajmy teraz - poprosiłam. - Chcę z tobą po prostu tańczyć, Cai. Nic poza tym, nie musimy nic więcej teraz - wyszeptałam, przysuwając się bliżej i opierając o niego. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, chowając nos w jego szyi. Jak dobrze było móc zrobić to znów. Aż serce zatrzepotało mi radośnie w piersi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dobrze, różyczko... - szepnąłem, całując ją czule w głowę i kontynuując kręcenie się wokół własnej osi, oraz kiwanie się na boki. Tak, zdecydowanie dobrze się czułem mogąc to robić, właśnie teraz, właśnie z Mandy, właśnie tak. To napawało mnie dziwnym... spokojem? Pewnością, że mimo iż między nami nadal nie było doskonale, to teraz będzie już tylko lepiej? Że odnowimy to co było między nami, bo było to zdecydowanie... Prawdziwe?
Cieszyłem się z każdej na nowo odkrytej emocji.
Offline