Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Posprzątam trochę w kuchni, po tych robotach i... - Przygryzłam wargę, cały czas obserwując Caia, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Dobra, mogłam oderwać, ale wcale nie chciałam tego robić, bo po co? Mogłam się na niego bezkarnie gapić do woli. Jemu się to podobało. - Potem wyjmę ciasto i zobaczy się co dalej - stwierdziłam. - Okej?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku - skinąłem głową. - Rób co masz robić, a ja... cóż, nie oderwę od ciebie wzroku ani na sekundę, a gdy skończysz, nie oderwę także i rąk - uznałem, i cofnąłem się by obrócić się i oprzeć o blat ramię w ramie z Mandy. - Zawszę mogę też zaoferować swoją nieocenioną pomoc, ale nie wiem czy to dobry pomysł - uprzedziłem od razu. - Mam rękę do kwiatów, ale nie jestem pewien czy do naczyń też.
Offline
- Nie potrzebuje teraz żadnego pomocnika - mruknęłam rozbawiona, sięgając dłonią do jego przedramienia. Pogładziłam go po ręce z lekkim uśmiechem. - Po prostu usiądź, Cai - szepnęłam, spoglądając na niego miękko.
- Mhm, Mandy, nie mówiłaś że będziemy mieć gościa - usłyszałam słodki głos mojej mamy.
Odwróciliśmy się oboje w jej stronę. Rudowlosa, zgrabna wampirzyca stała w progu swojego pokoju że skrzyżowanymi ramionami, a biodrem i ramieniem oparła się o framugę drzwi. Na jej ustach widniał lekki, znaczący uśmiech. Jej ciemne oczy nie zwróciły na mnie ani trochę uwagi. Cai pochłoną ją calkowici, a raczej ona pochłaniała całkowicie jego. Ubrana była w lekka piżamkę, cienką i skąpą, a na to zarzuciła szlaflokr ze śliskiego materiału. Wyglądała olśniewająco. Nie jak dziwka, po prostu jak seksowna wampirzyca. Aż włosy mi się zjeżyły na karku.
- To niespodziewany gość - oznajmiłam. - Cai, to moja mama - mruknęłam od niechcenia. - Już nie śpisz? W dzień była mocno zajęta z tego co pamiętam - wytknelam jej.
- Troszkę - przytaknęła, uśmiechając się do Mordecaia. - Jestem Ethel - przedstawiła się.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mordecai Harlnad - wstałem z miejsca, kiwając lekko głową. - To jestem odpowiedzialny za to najście, proszę mi wybaczyć. Po prostu... chciałem zrobić Mandy miłą niespodziankę - wyjaśniłem nieco naciągając wiele faktów. Usiadłem z powrotem na krześle, a wzrok z wampirzycy, wrócił do mojej Mandy, która widocznie się spięła.
- Obiecuję nie sprawiać problemów.
Offline
- Nie wyglądasz na takiego, co sprawia problemy - odparła Ethel, w końcu spoglądając na mnie. Nie miałam zamiaru jej przypominać kim są wampiry z rodu Harland i że to właśnie u niego pracowałam. - No nic, powinnam się ubrać - szepnęła, pochylając się lekko w przód.
- Sprawia dużo problemów - bąknęłam, bo już mi się krew popsuła. - Mamy umowę, pamiętasz? - przypomniałam jej. - Trzymajmy się tego - dodałam, obracając się do płatu i powoli chowając naczynia do zlewu.
Usłyszałam głośne westchnienie a następnie ciche zamknięcie drzwi. - Cudnie - podsumowałam, zaczynając zmywać naczynia.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Twoja mama nie wydaje się... tak zła jak mówi to twoja reakcja na nią - zauważyłem ostrożnie, czując niemal fizycznie grząski grunt na jaki wchodzę, zaczynając temat rodziny Mandy. Rodzina zawsze jest delikatnym tematem, ale tym razem to z wielu, wieeelu powodów był zły pomysł na to.
Offline
- Mówiłam ci, moja mama zmieniła się po śmierci taty. Nie mam ani jego, ani jej. - Pokręciłam głową. - Nie poznałam jej nigdy na nowo. Ona martwi się nie tym, że jej córka zniknie, czy straci dach nad głową. Ją obchodzi krew, seks i zabawa. - Zacisnęłam wargi. Starałam się mówić bardzo cicho. - Nie mowmyno tym, Cai, nie teraz - uciekam temat dosyć ostro, milknac.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Skinąłem głową nie mając celu jej bardziej denerwować. Cud, że mnie wpuściła do domu, wolałem nie nadwyrężać jej zaufania i dobroci z samego faktu, że mnie tu wpuściła, do siebie. Dziś najważniejsza była ona, tylko ona. Kiedy indziej wrócimy do tej rozmowy.
- Ładnie pachnie - odezwałem się dopiero, gdy wyciągnęła ciasto z piekarnika i ustawiła je na blacie, zamykając piekarnik. - Jest pewnie za gorące by skosztować, prawda?
Offline
- Troszkę za gorące - przyznałam mu, biorąc głęboki oddech.
Odstawiłam ciasto na bok i dokończyłam sprzątanie w milczeniu. W międzyczasie ubrana i umalowanastaraza wampirzyca wyszła z domu na miasto. Miała swoje plany, które nigdy nie uwzględniały mnie. Przywykłam do tego, choć wcale się z tym nie pogodziłam. Tak jak nie pogodziłam się ze zniknięciem taty. Z tym nie da się pogodzić, można żyć dalej, ale nie pogodzić się.
- Chyba teraz już możesz spróbować - odezwałam się w końcu, przerywając ciszę między nami. Zdawałam sobie sprawę, że Cai nie chce się narażać na mój gniew dlatego siedział cicho. A ja mu tego nie przerwywalam. - Ale jest nadal ciepłe - dodałam, sięgając po osty nóż. - Z kremem wiśniowym, choć pewnie takiego nigdy nie jadłeś. To taki bardziej placek ze wszystkiego co pod ręką - mruknęłam, uśmiechając się pod nosem i podając wampirowi talerz oraz widelczyk.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zjem wszystko co twoje ręce stworzyły - uznałem spokojnie i poczekałem aż Mandy poda mi talerzyk z kawałkiem ciasta i widelczyk. Powoli odkroiłem kawałeczek bokiem widelca i podmuchałem jednak, już czując ciepło ciasta. Zaraz jednak skosztowałem kawałka i po powoli smakowałem. W końcu przełknąłem i zacząłem już sobie odkrajać kolejny kawałek.
- Jest dobre. Proste, ale pyszne - uznałem, uśmiechając się do Mandy. - Na ciepło chyba nawet lepsze.
Offline
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Nie jestem smakoszem - mruknęłam w odpowiedzi i też ulroilam sobie kawałek, ale mniejszy, bardziej na spróbowanie. - To tylko zwykłe ciasto, nic poza tym. Nie będę zła jeśli powiesz że nie jest najlepsze - zapewnilam go, przysiadając po drugiej stronie stołu.
Moje ciało wręcz krzyczało aby być blisko niego, płonęło, a on był wodą, która mogła ugasić ten pożar. Jednak umysł szeptał mi abym zachowała dystans. A szepty były bardziej mroczne i tajemnicze niż narwane krzyki. Dlatego posłuchałam swojej podświadomości.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jest smaczne - upierałem się przy swoim. Sięgnąłem wolną ręką po jej dłoń, by choć lekko trącić ją opuszkami palców. Uśmiechnąłem się lekko, zjadając kolejny kawałek ciasta, a potem kolejny, jednak po trzecim gryzie odłożyłem widelczyk.
- Wszystko w porządku? - zapytałem obserwując Mandy nadal, jak zawsze uważnie i jak zawsze z przyjemnością czytając z niej jak z kwiatów, które rozłożyły przede mną swoje płatki.
Offline
Popatrzyłam na niego przez dłuższą chwilę w bezruchu. Następnie pokręciłam przecząco głową.
- Yhm... Chyba nie wszystko jest w porządku - mruknęłam w odpowiedzi, choć mało ona wyjaśniała. Westchnęłam ciężko, bawiąc się kawałkiem ciasta, rozdłubując je i rozkruszajac widelcem po talerzu. Jak miałam to wyjaśnić. - Nie wiedziałam kiedy się pojawisz. - Zaśmiałam się że smutkiem. - Nawet nie wiedziałam, że w ogóle to zrobisz. Jestem zmieszana. - Wzruszyłam ramionami, nie wiedział jak to bardziej wyjaśnić.
Mówienie "pragnę cię zapym ciałem, a nienawidzę umysłem" też by nic nie dało. Choć może nienawidzę było złym słowem. Zbyt mocnym. Ja mu po prostu nie ufałam. Mimo wszystko. Mimo że go tak bardzo kocham... Może jednak pomyliłam uczucia? Może to nie miłość, tylko chora obsesja, jaką objawia nasza rasa. Pomyliłam się? Oboje się pomyliliśmy?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mimo że ci obiecywałem... Cóż, nasze rozstanie nie należało do najmilszych - szepnąłem pod nosem, raczej niechętnie. - Nie chciałem by to tak się skończyło, a jednak... Oboje byliśmy już zmęczeni - westchnąłem. - Ale nie mogłem do ciebie nie wrócić, Mandy. Nie mókłbym. Nauczyłaś mnie kochać, nie mogę już bez tego żyć. Bez ciebie... I zrobię wszystko by odzyskać twoje zaufanie - zapewniłem ją.
Offline
Pokiwałam głową, z przyjemnością przyjmując każdy jego dotyk.
- Ty nie czujesz ten niepewności do mnie? - zapytałam zaniepokojona samą sobą. Noszę to właśnie on lepiej pojął miłość ode mnie. - Odeszłam. Wściekła. Może nie było wygodnie, ale odeszłam, połowa winy naszego rozstania jest po mojej stronie - zauważyłam, mruzac oczy z namysłem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokręciłem głową, zaciskając mocniej usta.
- Kazałem ci za długo czekać. Dobrze zrobiłaś odchodząc, gdybyś tego nie zrobiła, oszalałabyś, a ja byłbym temu w stu procentach winny - powiedziałem. - To była moja wina. Ty chciałaś tylko mnie, a ja... Ja miałem swój plan i nie mogłem się od niego uwolnić. Pozwoliłem ci odejść, choć miałem wiele opcji by to powstrzymać jednak... Zachowałem się jak na Harlanda przystało, tak jak powinienem - skrzywiłem się. - Ale mogłem inaczej... Nie kryje żadnej złości, czy niepewności co do ciebie. Ufam ci ponad kły i... i chcę zrealizować wszystko o czym kiedyś mówiliśmy... Chcę z tobą żyć, już nigdy nie przestawać, nie wycofywać się...
Offline
Poczułam się winna temu, że mu nie ufam, ale jak miałam to zmienić. Nie mogłam sobie wmówić że jest inaczej, przecież to niemożliwe.
- Też miałam plan w głowie, ale mi nie udało się go zrealizować. Przynajmniej jednemu z nas poszło po jego myśli - szepnęłam, nie koniecznie ostro rzucając te słowa pod jego adresem. Nie wiem co chciałam ostagnac tymi słowami ale na pewno nie chciałam wzbudzać między nami niechęci, czy spięć.
Do cholery, przecież oboje siebie pragnęliśmy! Czemu by nie posłuchać tego co chce ciało i po prostu nie rozebrać się jakby nigdy nic i po prostu położyć się z nim w łóżku. Dlaczego?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nigdy nie jest za późno na realizację wszystkich twoich planów - zauważyłem z nutką propozycji w głosie. Bo właśnie to chciałem osiągnąć, jej szczęście, jej spełnienie i jej radość. Wyciągnąłem do niej dłoń, by ją ująć czule, pocałować w palce i popatrzeć miękkim spojrzeniem.
- Możesz na mnie we wszystkim liczyć... - dodałem ciszej.
Offline
- Chciałabym cię mieć spowrotem całego - przyznałam się. - Tak było bezpieczniej. Samemu jest... Strasznie cięzko - szepnęłam, wzdychając przeciągle. Ścisnęłam jego palce. - Naprawdę już więcej mnie nie zostawisz, Cai? - upewniłam się ponownie. Czy strach był poprawnym odruchem w tej chwili? Może powinnam być poważna, ostra, albo... Uh. Nie miałam pojęcia! Jakie to było frustrujące! - Twój jedyny plan to ja?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, skarbie - uśmiechnąłem się czule. - Ty i nasza wspólna przyszłość. Pamiętasz, domek z ogrodem, tylko nasz? Zamiast wielgachnej i pretensjonalnej rezydencji? Wszędzie kwiaty, szklarnia, mógłbym pracować i jednocześnie zajmować się ogrodem, oraz moim najpiękniejszym kwiatem - ucałowałem jej dłoń nie spuszczając też ciepłego spojrzenia z Mandy. - Nie zostawię cię, piękna, najdalsza odległość jaka będzie nas dzielić to wyjście do toalety, ale nawet pod prysznicem możemy być razem...
Offline