Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Poszczypię cię później, jak już pobiegasz po całym domu i pozachwycasz się nim, bo póki co jestem więcej niż pewien, że bardziej podnieca cię właśnie on niż wizja nas w wannie po długiej i wyczerpującej podróży - parsknąłem śmiechem i puściłem ją przodem do przedpokoju, od razu połączonego z salonem. Otwór w ścianie na lewo prowadził do kuchni w klasycznym, ładnym stylu mieszanki starej wsi, oraz nowoczesnej elektroniki, a w jadalni stół z eleganckimi nogami, (do kompletu sześć krzeseł) który pasował idealnie do klimatu. Niemal w każdym rogu ustawiona była doniczka z jakąś roślinką, a to ziołem, a to przyprawą, a to krzaczek owocowy... Salon by bardzo przytulny, z kominkiem na mroźne noce, które w tym klimacie występowały częściej, a kanapy i sofy były tak wygodne, że można się było w nich z łatwością zapaś. Wszystko jednak pozbawione wampirzej pychy i przepychu, nie, wszystko tutaj było z gustem, w dobrym smaku, nieco nie dobrane, ale nadal pasujące...
- Podoba mi się tu z każdym razem bardziej - westchnąłem, zerkając na Mandy, która pewnie zaraz zwiedzi w kilka sekund cały dom.
Offline
Oczy napełniły mi się łzami. Miałam ochotę zacząć biegać po wszystkich kątach i zaglądać wcześniej ale... Nagle poczułam się taka malutka, taką słaba. Miałam ochotę uśmiechać się i płakać że szczęścia.
- Jak to się stało, kochanie? - wydusilam z siebie i odwróciłam się do Caia, wycierając pierwsze łezki. - Ten dom wygląda cudownie. Dużo kwiatów, ale da się przeżyć - mruknęłam nieco złośliwie i po prostu się do niego przytuliłam. W pełni rozluźniona i spokojna. - Nie musisz mnie szczypać - zapewnilam. - To jest prawdziwe...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dokładnie tak, kochanie - przytaknąłem dziewczynie tylko i głaszcząc ją po plecach po prostu uśmiechnąłem się szczerze, widząc jej szczęście. - Hej, nie płacz tylko, dobrze? Nie ma takiej potrzeby by ronić łzy... Chodź, przejdziemy się dalej? Na piętrze, w sypialniach i głównej łazience jest mniej kwiatów - dodałem rozbawiony tym, że nawet wzruszona chciała być złośliwie uszczypliwa.
Offline
Pocoagnelam nosem i zaśmiałam się.
- Cudnie - mruknęłam, wycierając ostatnia łezkę. - Cieszę się że tam nie ma ich już tak dużo - dodałam, uśmiechając się szeroko. - Koniecznie muszę wszystko obejrzeć. A potem pokażesz mi ogród, dobrze? I może wypijemy sobie coś mocniejszego? - Unioslam pytająco brew.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokiwałem spokojnie głową, bo jak miałem się na to wszystko nie zgadzać? Już dawno zrozumiałem, że mogę zapłacić wszystkie pieniądze, wszystkie tytuły i wszystkie smutki, złości i upokorzenia, byle zobaczyć uśmiech tej najpiękniejszej istoty.
- Czego tylko zapragniesz Mandy. Ten dom, ja, wszystko na czym tylko oko zawiesisz jest twoje - uśmiechnąłem się i ująłem jej dłoń. - Chodź, pokażę ci czytelnie. Nie jest duża, ale komoda jest w starym stylu, bardzo ładna, na pewno ci się spodoba. I główna sypialnia, nasza sypialnia, jest cudowna, okna wychodzą na nasz ogród i las, garderoba przy sypialni pomieści wszystkie twoje ubrania, a punktem głównym łazienki jest wielka, piękna wanna na takich zabawnych, złotych nóżkach, też zaraz zobaczysz... No i są jeszcze dwa pokoje, jeden na razie przerobiłem na pokój gościnny, a w drugim, nieco mniejszym zacząłem zbierać dla ciebie drobiazgi krawieckie... - mówiłem zauroczony coraz bardziej jej uśmiechem, oraz swoim szczęściem, dziką radością. Dopiero teraz docierało do mnie, że cały ten dom był stworzony nie tylko dla Mandy, ale dla nas, a to odkrycie mnie napawało tylko i wyłączenie coraz większą radością.
Offline
Z zachwytem i pełną uwaga słuchałam wszystkich opowieści Caia. Chłonęłam informacje w pośpiechu, dając mu się oprowadzić po domu, który był po prostu piękny. I wyjątkowy na swój sposób. Był nasz. Dla nas. Naprawdę Mordecai zatroszczył się o to, aby wszystko miało w nim swoje miejsce.
Nasza sypialnia była duża, garderoba też była spora, z czego byłam naprawdę szczęśliwa. Wszystko o czym wspomniał miało swój urok, a gdy już przekonałam się że naprawdę tak jest za każdym razem wzdychalam z zachwytem.
- Tą wanna to był dobry wybór, kochanie - zapewnilam, gdy zaglądaliśmy do przestronnej łazienki. - W ogóle wszystko wygląda pięknie - szepnęłam, wycofując się na korytarz. Salon jest też cudny. I kuchnia, a musisz mi uwierzyć, że będziemy w niej spędzać trochę czasu! - zaznaczyłam, ujmując jego twarz w dłonie. - Jest przepiękny. Nie wiedziałam, że zwykle miejsce może być tak idealne. - Musnelam wargami jego usta. - Dziękuję.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To miejsce nie było zwykłe, nawet przez chwilę - trąciłem jej nos swoim nosem. - Jest nasze, a to czyni je naprawdę bardzo wyjątkowym - dodałem miękko, wtulając się w dłonie obejmujące moją twarz. - Możesz wprowadzać w nim zmiany jakich tylko zapragniesz, powiedz a się stanie... Choć wiem, że nie zamieszkamy tu od razu, rozumiem to... Po prostu chcę byś wiedziała, że nasz dom, ten wymarzony, już czeka...
Offline
Pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko. Łzy znów napłynęły mi do oczu ale nic poza tym. Pozostały już w nich, powodując że słabo widziałam cokolwiek. Zamruczałam, odganiając je i wzięłam głęboki oddech.
- Widzę, że czeka. Póki co nie czuję potrzeby zmieniania niczego. Wygląda fenomenalnie - zapewnilam Caia, jeszcze raz go całując. - Pokaż mi ogród, zanim wstanie słońce - poprosiłam, gładząc go jeszcze przez chwilę kciukami po policzkach.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokiwałem głową posłusznie i z wielka ochotą poprowadziłem Mandy do drzwi tarasowych w salonie, gdzie wychodziliśmy do ślicznego ogródka.
- Tutaj są warzywa i owoce, bo one potrzebują światła i świeżego powietrza. Dalej jest niewielka szklarnia... - mówiłem prowadząc ją ścieżką z kamieni do szklarni, wielkości 1/4 tego co miałem w rezydencji. - Tutaj dopiero sadzę kwiaty - wyjaśniłem dość małą ilość zieleni, a większą ilość ziemi oraz paczkowanego nawozu. - Szklarnia jest nowiutka, ale była mi niezbędna, rozumiesz.
Offline
- Taaaaak, rozumiem. Nie wszystkie piękne kwiaty będą chciały tu rosnąć. A ty potrzebujesz mieć dużo piękna wokół siebie - szepnęłam nieco uszczypliwie ale nie jakoś bardzo. - Wielkość nie ma takiego ogromnego znaczenia. Poza tym, będziesz pewny że na wszystko wystarczy ci czasu - dodałam, starając się pokazać mu zalety.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Taak racja. W rezydencji odkąd poznałem najpiękniejszy kwiat w swoim życiu mocno zaniedbałem moją olbrzymią szklarnię. Chyba jestem tragicznym ogrodnikiem, bo zakochałem się w jednym do zapomnienia - westchnąłem z miękkim uśmiechem, który dość jasno sugerował, że miałem na myśli swoją różyczkę. Mandy...
Offline
- Byłabym mocno zazdrosna gdybyś zakochiwał się w każdym kwiatki tak barzo - mruknęłam kąśliwe. - Musisz dać mi chwilę i tu zamieszkamy. Muszę pomyśleć co z mamą. Muszę pomyśleć co z moją pracą. Muszę... - Wzięłam głęboki oddech. - To tak wiele zmian. Ten dom, to nie tylko "my razem" to po prostu jedna wielka "zmiana". Zapewne wszystko na zdecydowanie lepsze. Pomijając standardy życia w tych pięknych murach. Chodzi o to że będziesz ty. Będziemy rodziną... - Uśmiechnęłam się czułe.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku, nie porywam cię z tamtego życia na stałe. Te kilka dni, które tu spędzimy... To tylko zapewnienie, że faktycznie nasze wspólne życie jest możliwe i jak najbardziej w zasięgu ręki - dodałem z uśmiechem i pocałowałem Mandy długo i z miłością. Uśmiechnąłem się jeszcze czule, głaszcząc ją po policzku, ale zaraz mój wzrok sięgnął do nieba.
- Robi się jasno. Chodźmy do domu, weźmiemy kąpiel i pójdziemy spać... Jak grzeczne wampirki.
Offline
- O ramy, chcesz zgrywać grzeczne wampirki? Panie Harland, to wręcz wampirom nie wypada - wyszeptałam elam mu zbereznym tonem prosto do ucha a potem oderwalam się od niego i radośnie pobiegłam do przodu. Cóż mogłam poradzić na to, że rozpierała mnie radosna energia? Miałam jej w sobie pełno.
Cholerka! Na moje kły, to wszystko było nasze. Dla Caia, dla mnie, dla naszej przyszłości, która będzie tutaj pisała swoje historie... Nie, nie, to my będziemy je pisać, we dwoje.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Nie byliśmy grzecznymi wampirkami, oj zdecydowanie nie. Ale Mandy miała w sumie rację, mówiąc, że kim byłby wampir bez właśnie tej niegrzecznej strony? Kochaliśmy to robić, a gdy znaleźliśmy w końcu kogoś z kim kochamy robić to co kochamy, to czemu sobie tej przyjemności ujmować? Po całym domu rozrzucone więc były ubrania, a gdyby ktoś próbwoał iść naszym śladem, trafiłby do łazienki, gdzie w wannie całowaliśmy się namiętnie, ciesząc z naszej bliskości, a po pośpiesznym wytarciu ciał ręczniki skończylimy w łóżku, dopełnając dzieła.
Jak zawsze było nam niesamowicie dobrze, a właśnie te wyszeptane, wyjęczane i powiedziane wprost, patząc sobie prosto w oczy "Kocham cię" popchnęło mnie to pewnie najbardziej romantycznej i mało wampirzej decyzji, jaką przyjdzie mi podjąć w życiu.
Wstałem z łóżka po seksie tylko na chwilę by zasłonić do końca kotary, by jasne słońce nam nie przeszkadzało, a następnie sięgnąłem po coś do kieszeni spodni, widzących na drzwiach do łazienki. Zaraz potem wróciłem do łóżka.
- Mandy? Śpisz? - zapytałem, a mruknięcie wampirzycy i lekko uchylone powieki symbolizowały, że jeszcze nie opuściła mnie do końca na rzecz krainy snów. - Muszę ci coś powiedzeć - wyjaśniłem, a jej piękne oczy, choć niechętnie, ale otworzyły się szerzej oczekując moich słów. Pocałowałem ją leciutko w podzięce, leżąc bardzo blisko, twarzą w twarz.
- To... Będzie pierwszy raz gdy xoś takiego robię, wcześniej zrobiono to za mnie... Ale myślę... Że chyba chciałbym... Nawet nie chyba - odetchnąłem głęboko, by zebrać wszystkie myśli i słowa, latając mi po myślach. - Bardzo, pragnę z całego serca, byś została moją żoną i matką naszych dziec, Mandy. Panią Harland. Żoną Mordecaia... - powiedziałem z powagą, wyciągając rękę z pierścionkiem na wysokość naszych oczu. Był piękny, z czerwonym kamieniem, rodowy pierścień Harlandów nazywany przez kolekcjonerów "Krwawy pierścieniem" przez niezwykły odcień kamienia. Na srebrnym pierścieniu wyryte było rodowe nazwisko, oraz niewielki nietoperz, symbol rodu Harland. Najważniejsza i najdroższa dla mnie pamiątka rodowa, będąca spuścizną po wielkich czasach rodu królewskiego. Dziś ofiarowałem go jedynej wampirzycy, która na to zasługiwała, mojej Mandy.
Offline
Gdybym mogła podciagnelabym się na łokciu do góry, aby słuchać tego co mówi, ale byłam naprawdę wykończona po naszym cudownym seksie, i już zdążyłam się rozluźnić i prawie zasnąć... Więc leżałam.
Bum... Bum... Bum... Bum...
Jednak z każdym jego słowem moje serce biło coraz szybciej, a ja traciłam grunt pod nogami.
Bum, bum... bum, bum... bum, bum...
Co się właściwie dzialo? To moja wyobraźnia płata mi figle? Śnie? Nadal? Czy to sen w śnie? A może postradalam kompletnie zmysły. Mój wampir z rodu Harland zrobił już tyle "niewampirzych" rzeczy, że kolejna przekracza już wszelkie możliwe granice przyzwoitości. Oh, tak by przynajmniej pomyślał o nas rodowity wampir. Mi ta myśl tylko przemknęła przez myśl, przez to, że... No nie wiem, za dużo tego na raz.
Bum, bum, bum, bum... Bum, bum, bum, bum... Bum, bum, bum, bum...
- Cai... - wydusilam z siebie w końcu. - Tak. Po stokroć tak, jak mogłabym powiedzieć cokolwiek innego? Kochany...! - szybciej niż przypuszczałam po prostu się Unioslam i "rzuciłam" na niego, zamykając go w silnym uścisku. Silnym jak na mnie.
Bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum. Moje serce biło już jak szalone, a ja czułam przyplyw nowej energii i dużej ilości siły.
- Tak, tak, chcę być twoja żona. Nawet Panią Harland, skoro to się wiąże z tobą - mruknęłam rozbawiona ale i zapłakana. Wiedziałam, że Cai nie lubi gdy płacze ale... Nie mogłam, nie umiałam się powstrzumac. - Mordecai... Tak... - wyszeptałam na koniec spokojnie, wciąż się go do niego tuląc i nie pozwalając jeszcze się odsunąć aby pokazał mi znów ten piękny uśmiech, oraz pierścionek. Pierścionek miał w tej chwili dla mnie małe znaczenie. A przynajmniej przez najbliższe paręnaście sekund. Musiałam się uspokoić aby serce nie waliło mi tak bardzo, bo aż obijało się o żebra.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się, a nadmiar emocji pokazał nasze kły, zupełnie bez naszej wiedzy. Nie wiedziałem co myśleć szczerze mówiąc, wszystko w tej chwili kręciło się wokół mojej Mandy, mojej ukochanej, która zgodziła się zostać moją żoną, zgodziła się zostać ze mną, naprawdę zgodziła się i naprawdę tego chciała...
- Kocham cię, wiesz? - upewniłem się jeszcze ujmując jej twarz w dłonie i uśmiechając się szeroko, co robiłem dość rzadko. - Bardzo mocno Mandy... I musiałem znaleźć sposób, by ci to jak najlepiej pokazać i... - wsunąłem na jej palec pierścionek. - Uznałem, że taka obietnica będzie najlepsza... Obietnica wierności...
Offline
Kły Caia błyszczały w półmroku pokoju, moje zapewne też. Oboje chyba byliśmy mocno nabuzowani emocjami. Zerknelam na dłoń, na którą kompletnie nie zwracałam uwagi jeszcze kilka sekund po założeniu pierścionka. Teraz jednak chciałam się mu przyjrzeć.
- Mordecai... To... Idealny sposób. Niespodziewany - szepnęłam, przysuwając się i opierając czoło o jego czoło. Później będzie czas na podziwianie pierścionka. Będzie na to dużo czasu. - Kochanie... Też cię kocham, bardzo, bardzo mocno. Nie wierzyłam że mogę jeszcze mocniej ale chyba dziś się udało. Kocham cię. I czuję że ty kochasz mnie równie mocno... Może mocniej niż sama jestem tego świadoma? Kto wie.... Wampirku... - szeptała mi trochę bez ładu i składu, ale starałam się jednak poukładać wszttsko logicznie. Na tyle na ile byłam w tej chwili w stanie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Już cichutko - szepnąłem, otulając Mandy, jeszcze szczęśliwszy niż po doskonałym seksie z wampirzycą. - Już nic nie mów, nie musisz nic więcej mówić... Ja wiem, ja po prostu wiem - szepnąłem i nadal w ciszy przepełnionej miłością leżałem łóżku z Mandy, tuląc ją do siebie. - Teraz możemy w spokoju spać... - zaśmiałem się cicho.
Offline
- Chyba żartujesz. Ja na pewno nie będę w spokoju spala, pozbyles mnie senności, kochany - mruknęłam rozbawiona, oskarżycielskim tonem. - Chyba tylko ty zaśniesz dziś spokojnie - mruknęłam, odsuwając się kawałeczek by znów ucałować jego twarz. - No ale postaram się...- dodałam, znów chowając się w jego ramionach. - Postaram...
Bum, bum, bum, bum, bum, bum, bum. Serce wciąż waliło i wcale nie chciało się uspokoić.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline