Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Uśmiechnąłem się szczerze i obróciłem do Mandy.
- Tak, tak masz rację - westchnąłem zadowolony. - Mogę polubić to, że masz rację, jeśli ta racja będzie brzmieć tak miło, jak miód na serce - dodałem rozbawiony i pocałowałem ją lekko. - Chcesz jeszcze usiąść, czy może potańczyć...? To nasze miejsce. Tutaj, powoli uświadamiałem sobie jak bardzo zależy mi na tobie..
Offline
- Pięknie powiedziane, Mordecai - szepnęłam, trącając jego nos swoim nosem. Położyłam ręce na tego ramionach i powoli zaczęłam się kiwać na boki. Wampir szybko poszedł w moje ślady, obejmując mnie i przyciągając do siebie mocno, aby nasze ciała przyjemnie się o siebie ocierały. - Możemy się kiwać bez muzyki - mruknęłam rozbawiona, całując go. - Kocham cię. Nigdy więcej w ciebie nie zwątpie, kochanie - szepnęłam uparcie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się na to wyznanie, kiwając się wraz z nią gdy moje ręce powędrowały zaraz na talię wampirzycy.
- A ja nie dam ci już nigdy powodu, by w to zwątpić - uznałem, bo obietnice nie powinny być jednostronne. Kiwaliśmy się tak długo, pewnie dlatego, że bardzo potrzebowaliśmy wzajemnej bliskości i swojej miłości. Zresztą co się dziwić, mi to absolutnie nie przeszkadzało. - Będziemy się już oboje kochać i nigdy w to nie wątpić - podsumowałem z cichym westchnieniem.
Offline
Uśmiechnęłam się szeroko i zaśmiałam się krótko.
- Nigdy, Cai. Nie będziemy wątpić w to co nas łączy. Nigdy - przytaknęłam, opierając brodę na jego ramieniu i przymykając powieki. Lepkie powietrze w szklarni całkowicie nas oblepiło ale jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało. Zawsze kojarzyłam to miejsce z Caiem i kompletnym spokojem. Dlatego wręcz ciepło na sercu mi się robiło, gdy znów czułam tą duchotę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Panie? Możemy ruszać - oświadczył szofer, przerywając nam idealny spokój, po upływie więcej niż kilku chwil, w których w milczeniu kiwaliśmy się po szklarni. Drgnąłem lekko i uniosłem na niego powieki.
- Znakomicie. Już idziemy do auta - zapewniłem go, a sługa odszedł. Spojrzałem miękko na Mandy, odsuwając się od niej kawałek. - Jesteś gotowa?
Offline
- Więcej niż gotowa - odparłam, parskajac radosnym śmiechem. - Panie Harland, proszę do limuzyny, jedziemy w stronę mojego marzenia, którym zaraziłam cię tak mocno, ze stali się też twoim - podsumowałam i zaciskając mocno palce na jego nadgarstku, pociągnęła. W stronę wyjścia ze skralni.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zaśmiałem się widząc jej entuzjazm, ale dałem się pociągnąć w stronę naszego auta, które już czekało na niewątpliwie podróż naszego życia. Mandy miała rację, jej marzenie, które ja także przyjąłem i które trzymało mnie przy życiu przez ostatnie miesiące.
- Spokojnie, kochanie. Postaraj się nie eksplodować po drodze - zaleciłem jeszcze, gdy weszliśmy na podjazd, a szofer otworzył przed nami drzwi auta.
Offline
- Postaram się - bąknęłam,biorąc głęboki oddech i starając się spowarzniec. - Nie ekscytuje się - powtórzyłam. - Bardzo dziękuję - powedziałam grzecznie do szofera, uśmiechając się i wsiadając do auta. Cai wsiadł zaraz za mną i drzwi się zamknęły. - Ja jestem bardziej spokojna - ciągnęłam dalej, choć nawetgluchy by usłyszał głośne bicie mojego serca.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jak kwiat lilii na tafli jeziora - Wywróciłem oczami, obserwując Mandy. - Zaraz zaczniesz dygotać z ekscytacji - wytknąłem wampirzycy z rozbawieniem, dźgając ją lekko w żebra. - Teraz czeka nas tylko przejażdżka do domku, naprawdę zalecałbym rozluźnienie i spokojne oddechy - zaproponowałem, sięgając do jej ramion i z wolna je masując.
Offline
- Jestem mało odporna na duże emocje - bąknęłam rozżalona. - Tobie spokój przychodzi wręcz naturalnie... - wyszeptałam, poruszając ramionami, gdy Cai masował mnie po nich i po karku. - To nie jest takie łatwe jak ci się wydaje! - oznajmiłam uparcie. - Cieszę się, że zobaczę to miejsce. Nie miałam o nim pojęcia, więc też jestem zaskoczona... Heh, za dużo tego ma raz. - Zaśmiałam się.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Przecież ci obiecałem, że znajdę takie - przypomniałem. - Nasz idealny domek z ogródkiem, w którym będziemy wieść idealne życie. Może nie "bajkowe" bo w bajkach raczej nie wspominają o gorącym seksie, ale wiesz o mi chodzi - pocałowałem wampirzycę w kark, uśmiechając się miękko. - Weź głęboki oddech, różyczko, bo mi tu zaraz odlecisz.
Offline
- Odlecialam totalnie gdy zobaczyłam cię w progu mojego mieszkania - przypomniałam mu, grzecznie biorąc głęboki oddech. Rozluznilam ramiona na tyle na ile byłam w stanie. - W tamtym momencie przestałam chodzić po ziemi i wróciłam do swojego bujania w obłokach - mruknęłam rozbawiona. - Skacze z chmurki na chmurkę - szepnęłam, wzdychając.
Dłonie Caia czyniły cuda. Skąd on wiedział gdzie dotknąć aby poczuć ten przyjemny dreszcz.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Gdy stanąłem w progu mieszkania to nie wyglądałaś jakbyś odleciała, a raczej jakbyś zapadła się pod ziemię - mruknąłem nieco niezadowolony, ale zaraz westchnąłem, kontynuując masaż rozluźniający. - Ale teraz cieszę się z każdego dnia z tobą, więc chyba nie tak źle że mnie wpuściłaś... - uznałem miękko, zwiększając nieco siłę masażu, choć moje ruchy nadal były wolne, zmysłowe i delikatne.
Offline
Jęknęłam cicho, gdy zwiększył siłę nacisku. Spiekłam się na krótką chwilę ale zaraz wróciłam do rozluźnienia.
- Uh, byłam w szoku... Bałam się, Cai - wybełkotałam lekko naburmuszona, jak mała dziewczynka. - Nie wiedziałam co się dzieje. Grunt mi się usunął spod nóg po raz drugi w przeciągu bardzo krótkiego czasu...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku, nie musisz się tłumaczyć - zapewniłem miękko, całując ją w kark, a potem dalej masując. - Wiem że wyszło tak a nie inaczej... Ale gdybym cofnął czas to niczego bym nie zmieniał. Zrobiłem tak jak i ty wszystko dobrze... I teraz jest nam też dobrze.
Offline
Wzięłam głęboki oddech.
- Tak, teraz jest nam dobrze - przytaknęłam na jego słowa, uśmiechając się pod nosem.
Podróż dłużyła mi się w nieskończoność ale starałam się tego zbytnio nie okazywać. W końcu stwoerdziłam że spróbuję przyznać, bo wtedy czas mija jak z bicza strzelił i się nie myliłam.
- Mhmmmm? - mruknęłam pół przytomna, gdy Cai wymawiał miękko moje imię.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Twoje marzenia się zaraz spełnią - powiedziałem nieco głośniej, kiedy zobaczyłem już, że się wybudza. Uśmiechnąłem się szczerze dość szeroko jak na siebie, ale właśnie na to czekałem nieustannie od kilku miesięcy. Na Mandy, którą tu przywiozę i powiem że chciałbym z nią mieszkać tu do końca naszych dni.
- Jesteśmy już na miejscu, służący wypakował nasze walizki.
Offline
- O ramy, było mnie budzić wcześniej - mruknęłam rozżalona ale zaraz się uśmiechnęłam i cmoknęłam go w policzek. - No to idziemy - oznajmiłam, przeciskając się przez niego do drzwi że śmiechem i wychodząc pierwsza.
Poczułam zapach mokrego lasu. Musiało niedawno padać. Trochę wilgoci unosilo się w powietrzu. Ale był to bardzo miły i przyjemny zapach. Świeży. Zupełnie inny niż w miastach. Nawet tych malutkich. Cisza i spokój. Rośliny. Dużo, dużo roślin. I ten dom. Taki piękny. Pokryty pnączami.
- Idealny... - szepnęłam, wciąż rozglądajac się dookoła. - Na moje kły, Cai! Uszczypnij mnid bo chyba jednak nadal śnie! - zawołałamy, chłonąć wszystkie obrazy jak sucha gąbka wodę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie będę cię szczypać - zaśmiałem się szczerze i podążyłem za moją radosną wampirzycą, której oczy zaraz miały wypaść z orbit. Otworzyłem przed nami furtkę, drewnianą, nie za wysoką z krzakami niewielkich kwiatów. Dalej, kiedy Mandy już biegła przez podwórko kamienną ścieżką czekały na nas drzwi, dość spore, choć nie jak duże jak takie do rezydencji.
- Poczekaj, różyczko - powiedziałem, gdy wampirzyca rozglądała się już po ganku. - Twój klucz, chcesz go użyć? - zapytałem, podając jej jeden z dwóch kluczy do drzwi naszego domu. Uśmiechnąłem się.
Offline
Odwzajemniła uśmiech i odetchnęłam.
- Mogę? - upewniłam się, odbierając od Caia klucz. Popatrzyłam na ten malutki przedmiot, oglądając go dokładnie z każdej strony. - Łał - szepnęłam, unosząc klucz. - Otworze - zapewnilam i zaśmiałam się. - Na pewno mnie nie uszczypniesz? - spytałam jeszcze rozbawiona, obracając się do drzwi i kiwając biodrami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline