Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Żołądek zaczął mi się skręcać na wszystkie strony. Gdy był tak blisko znów wszystko we mnie zaczęło się kierować. Wybuch gorącą na twarzy sprawił że czułam się zażenowana reakcja swojego ciała na niego. Przecież byłam spokojna, to skąd czerwone rumieńce? Moja pierś uniosła się i opadla powoli.
- Ja też nie chce - szepnęłam, zaciskając dłonie na brzegu blatu. - Nie chce udawać szczęścia, chcę być naprawdę szczęśliwa. Wciąż wspominam nasz wyjazd. Wtedy myślałam że tak może być już zawsze. Potem roztrzaskalismy to wyobrażenie. - Popatrzyłam mu prosto w oczym. - Cai, nie da się tego tak szybko posklejać - oznajmiłam. - Co zamierzasz? Co teraz...?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zagryzłem wargi, zdradzając też swoje emocje - moje kły już wysunęły się na skutek emocji jakie buzowały we mnie od wejścia do mieszkania.
- Zamierzam cię już nie opuścić - zacząłem ostrożnie. - Chcę... Chcę przenieść się do domku z ogrodem, tylko dla nas. Chcę byś znów mi zaufała, byś nie czuła się źle ze swoją miłością do mnie. Pragnę... pragnę ponad kły byś była ze mną znów szczęśliwa i uśmiechnęła się do mnie, a nie patrzyła jak na obcego... - to ostatnie wydusiłem z siebie, unoszą niepewnie rękę do policzka Mandy, jednak poddając się już w połowie drogi. - Nie chcę by było jak dawniej. Chcę by było lepiej.
Offline
Zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech. Słyszałam bicie jego serca. Tak jak doskonale słyszałam bicie własnego serca. Oba zbyt szybko, zbyt gwałtownie.
- Chcę być z tobą szczęśliwa. - Otworzyłam oczy i pewnym, płynnym ruchem sięgnęłam po jego dłoń, zaciskaajc na niej palce. Nie wiem które z nas drżało, ja? On? A może oboje? Nie mam pojęcia. - Ale nie jestem pewna z kim mam doczynienia. Wydawało mi się, że nie dopuscoszz do tego wszystkiego. A doszło do tego jak w najgorszym koszmarze - głos mi się lekko załamał, ale zaraz się poprawiłam, odchrzakujac. - Zaskoczyłeś mnie swoja obecnością. Nie mam pojęcia co myśleć o tym wszystkim, Mordecai.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To co się wydarzyło, było lawiną zdarzeń, której nie mogłem już powstrzymać. Było za późno, byłem zbyt przerażony, otumaniony miłością, tym nowym uczuciem... Nie zmienię przeszłości Harlanda - zacisnąłem zęby, czując że jestem już blisko, tak blisko... - Ale chcę ci ofiarować przyszłość Mordecaia. Moją. Naszą. Twoją... należę cały do ciebie, Mandy - wyznałem, przyciągając jej dłoń do swoich ust.
Offline
- Wiesz co chce usłyszeć - szepnęłam, przyglądając się temu co poczynił wampir. Kolejne drescze przeszły przez moje ciało, i było to coś naprawdę przyjemnego. Brakowało mi takich delikatnych czułości, brakowało mi w ogóle czułości, bliskości, uczucia... - Kocham cię, ale to nie znaczy, że z ufnością rzucę ci się na szyję, Cai, wiesz o tym...? - przypomniałam mu, gdy jeszcze nie postarałam do reszty zmysłów.
Dotyk jego dłoni, jego ust, towbsztstko sprawiało że zaczęłam się rozpływać, a dreszcze i gorąc zaczynały zamieniać się w płomień.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zrobię wszystko by zapracować na twoje zaufanie, różyczko - zapewniłem potulnym głosem, trącając jej dłoń nosem, wargami, pewnie delikatnie łaskocząc i drapiąc zarostem...
- Nie spodziewałem się, że wejdę tu i wszystko wróci do normy... Nie, nie byłabyś moją Mandy gdyby tak się stało - dodałem, unosząc na nią wzrok, nadal mając pochyloną głowę. - Mimo wszystko... znamy się już trochę.
Offline
- Mimo wszystko znamy się trochę... - powtórzyłam po nim mrukliwie. - Znamy się, masz rację. Nic nie wymiarze tego co już razem przeżyliśmy. Tym bardziej tych dobrych chwil. A nie było ich wcale tak mało. - Potarłam kciukiem po jego policzku.
Jak to możliwe, że dwa wampiry, zakochane w sobie na zabój, które niewidzialna siła wręcz pcha na siebie... Nadal zachowują dystans? Dlaczego wciąż byliśmy tak daleko?
A mimo tych wszystkich myśli, nie byłam w stanie się do niego przysunąć. Powoli kruszyniany lody między nami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Myślę nawet... Że bardzo dużo - dodałem od siebie. Uśmiechnąłem się lekko już bez żalu czy smutku, po prostu uśmiechnąłem się. - Wszystkie te drobne wyjazdy, spotkania... Ale teraz już możesz nosić co ci się żywnie podoba, pewnie podarłaś i spaliłaś swój stary uniform, coo? - zaśmiałem się cicho, odsuwając dłoń na bok, by pochylić się bliżej gorących ust wampirzycy.
Offline
- Nawet tego świństwa nie zabierałam ze sobą, nie było co marnować miejsca w walizce - szepnęłam.
Zamknęłam powieki i rozchykialm lekko wargi, przechylając się do niego, nie tylko głową, oparłam się o niego. Moje ciało doskonale pamiętało jego pocałunki, sylwetkę. Pasowaliśmy przecież do siebie idealnie. Westchnęłam cicho, nie czując na swoich wargach jego ust. Za to poczułam delikatny oddech na policzku, a zaraz po tym tracenie nosem. Smeranie po policzku, tracenie nosa o nos, a moje wargi wciąż rozchylone czekały na ciepłe usta które tak doskonale pamiętałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Słusznie... Już nigdy nie będzie ci potrzebne - szepnąłem w jej usta, całując je w końcu spragnionym pocałunkiem wędrowcy, który odnalazł wodę na pustyni. Mandy była taką moją wodą, oddechem wytchnienia po długiej tułaczce, kroplą najznakomitszej krwi w morzu obrzydliwości. Była moja. Tylko jej potrzebowałem do szczęścia i właśnie teraz, całując ją czule i obejmując ją, przyciągając do swojego ciała jak brakującego fragmentu.
- Tęskniłem Mandy - oświadczyłem, a moje słowa w tym momencie były szczersze niż cokolwiek co kiedykolwiek powiedziałem.
Offline
Wsunęłam palce w jego włosy, drugą dłonią obejmując jego kark. Nie mogłam uwierzyć, że znów tu był, że znów go obejmowałam. Miałam wrażenie że minęły wieki odkąd ostatnio nasza skóra się stykała. A za razem moje ciało reagowało tak automatycznie, jakbyśmy nigdy nie mieli żadnej przerwy.
- Też tęskniłam, Mordecai. Bardzo tęskniłam... - odparłam mu tym samym, delikatnie przeciągając palcami po leinni jego szczęki, czując drapanie na skórze od delikatnego zarostu. Sprawdzałam czy wszystko jest tak samo, tak jak to sobie zapamiętałam, tak jak w moich wspomnieniach, którymi karmiłam się przez ostatnie tygodnie nieustanie, udając że to normalne. - Potrzebuje cię - wyszeptałam, a mój głos znów się podłamał. - Nigdy więcej nie pozwól mi odejść, Cai. Nigdy więcej - powedziałam dosyć ostro, patrząc na niego z powagą.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Już nigdy - przytaknąłem posłusznie. - Nigdy więcej żadnych rozstań - zgodziłem się dodatkowo, przesuwając palce z policzka w jej włosy. Były związane, ale z przyjemnością ściągnąłem z nich frotkę. - Już zawsze razem - szepnąłem znów sięgając jej ust, nadal czule, ale z siłą, z miłością, z tą samą miłością którą darzyłem Mandy, którą mi pokazała, którą mi wpoiła i która dawała mi siłę przez ostatnie tygodnie.
Offline
Odwzajemniam pocałunek, ciesząc się z tego jak głupia. Naprawdę, od tak dawna nie czułam się naprawdę zadowolona z czegokolwiek, tak teraz , sama jego obecność poprawiała mi nastrój najbardziej jak to było mozliwe.
Odsunęłam się od niego, gdy skończyliśmy się całować, ujelam jego twarz w dłonie i pogładził kciukami po policzkach, wpadtujac się w jego twarz. Dosyć długo milczałam, nie robiąc nic poza tym. Wyciszyło mnie to bardzo, moje serca znów zaczęło bić spokojnie, a serce Caia poszło jakby w moje ślady, rowniez bijąc spokojniej.
- Dobrze, że zmądrzałeś - szepnęłam, trącając jego nos swoim. - Oby było lepiej. Tylko lepiej...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak będzie - zapewniłem z uśmiechem, który pojawił się na moich ustach, niemal znikąd. - Już cię nie zostawię, gdziekolwiek wyruszę to z tobą - dodałem, przymykając oczy, rozkoszując się słodkim zapachem mojej Mandy. Zapachem, którego żaden ze znanych mi kwiatów nie umiał mi przypomnieć.
- Zaopiekuję się tobą, twoją matką też... Już nigdy nie będziesz się musiała niczym martwić... tylko my - podsumowałem.
Offline
- Nie chodzi o to, żebym się o nic nie martwiła, Cai - szepnęłam niesamowicie zauroczona wampirem. Zapomniałam jaki potrafi być cudowny. Że za tą piękną, poważną skórą jest po prostu zwykły chlopiec, pełen wrażliwości i checi do nauki. - Chodzi o to, żebym nie była w tym wszystkim sama. Chodzi o to, żebyś ty nie był w tym wszystkim sam. I chce żebyśmy traktowali się na równi, cokolwiek robi jedno, to co robi drugie też jest ważne. - Wzięłam głęboki oddech, nie przestając gładzić go po twarzy kciukami. Najchętniej to zatopiłabym się w jego ramionach i nie odsuwała się od niego.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Popatrzyłem na nią jak zagubiony chłopiec, którego ktoś na szczęście chwycił za rękę. Uśmiechnąłem się i najprościej w świecie przytuliłem Mandy, bardzo bardzo mocno, chowając nos w jej rozpuszczone włosy.
- Musisz mnie jeszcze wiele, wiele nauczyć - przyznałem, ale jak nigdy, cieszyłem się na każdy rodzaj nauki przekazanej mi przez Mandy. - Jesteś na to gotowa? Uczyć wampira jak się kocha? Jak okazywać miłość?
Offline
- Sama się tego uczę głuptasie - szepnęłam, z policzkiem przyciśniętym do jego piersi. - Też bym chciała wiedzieć jak to wszystko do końca działa. Ale nie wiem. Tylko z tobą mogę się dowiedzieć - wyszeptałam, zamykając oczy i lekko się kołysząc na prawo i lewo. Jak mi było dobrze. Nie do opisania był ten moment. - Myślę że sami musimy do tego dojść. Od dawna poruszałam się po nieznanych wodach - przyznałam się, wzruszając lekko ramionami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Pamiętasz kiedy ci powiedziałem, że cię kocham? - zapytałem, poruszając się wraz z Mandy. Tak, było przyjemnie teraz, właśnie w tej chwili, w niewielkiej kuchni, z nią. - Wtedy, na wyjeździe... Nie wiedziałem co się teraz będzie dziać, nie wierzyłem jak cudowną przygodę z tobą przeżyję - dodałem, a gdy wypuściłem ją z ciasnego uścisku spojrzałem jeszcze raz. - Może wyciągnij to ciasto...? Choć ja się akurat nie znam...
Offline
Zaśmiałam się, zerkając na piekarbik.
- Nie znasz się - odparlam od razu, z pewnością w głosie i delikatnie poklepałam Caia po policzku - Musi posiedzieć przynajmniej 15 minut jeszcze - zapewnilam wampira, uśmiechając się do niego rozbawiona. - A jeśli jesteś głodny, to mogę ci dać makaronu ze wczoraj, mam jeszcze trochę w lodówce - zaproponowałam. - W sosie jest trochę krwi zwierzęcej... - mruknęłam dodatkowo, uprzedzając go. - Chyba że chcesz po prostu ciasto, bo ładnie już pachnie...?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Raczej chce porwać apetyczną wampirzycę - odparłem. - A przynajmniej położyć się z nią na łóżku i nie odsuwać ani na milimetr. Ale znając nasze szczęście, gdy tylko się położymy, ciasto spali się na wiór - zaśmiałem się cicho. - Nie jestem głodny, a nawet jeśli, to mam swoje zapasy. - Wiedziała doskonale, że jak zawsze mam ze sobą swoją fiolkę wysokiej jakości krwi.
Offline