Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Parsknąłem śmiechem i zaprzeczyłem rozbawiony głową.
- Nie nie nie, też chce sobie zaplanować nasze wspólne życie! Jeszcze nie wiem jak, ale jak się dowiem to na pewno tak zrobię - dodałem z lekkim uśmiechem, który rósł z każdą chwilą. - Masz jeszcze jakieś myśli? W sensie wizje? Podobają mi się twoje wizje naszego życia...
Offline
Wywróciłam oczami jakby odpowiedz na jego pytanie była tak oczywista jak to że wampiry mają kły.
- Oczywiście że mam - odparłam. - Mam ich całe mnóstwo - dodałam. - Ale wolę poczekać z dokładnym opowiadaniem. Poza tym, nie chcesz przecież żebym to ja wszystko planowała. Sam się wysil na coś - powedziałam znów się śmiejąc. - Po prostu widzę nasza codzienność. Bardzo bym chciała aby tak było nie tylko w mojej głowie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zacisnąłem usta z uśmiechem, wyobrazajac sobie już co będziemy sobie mówić nad ranem, już w łóżku.
Jazda trwała krótko, kiedy byliśmy wtuleni w siebie nawzajem. Nim się zorientowałem już mój szofer pukał do szyby by poinformować nas o dotarciu do celu.
- Chodźmy Mandy - westchnąłem i wysiadłem z auta, starając się przywołać obojętność kiedy dostrzegłem matkę na schodach dworu.
Offline
Wysiadłam z limuzyny, skupiając się na Caiu bo jakoś nie paliłam się do rozglądania na boki, jednak jego chłodne spojrzenie skierowane było gdzie indziej. Spojrzałam w tamtą stronę i przy wejściu do rezydenci zauważyłam panią Harland, która wlepiała swoje oczy w syna.
- Nie będzie rzucała we mnie kieliszkami? - mruknęłam spięta i zaśmiałam się krótko, aby się rozluźnić. - Cholerka, zapomniałam że twoi rodzice przecież nadal tu mieszkają. Jak wy się w ogóle teraz znosicie nawzajem? - dopytalam, łapiąc Caia za dłoń.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Teraz w hierarchii są poniżej mnie, poza tym nadal nie umieją przełknąć ,że podpisali tak żałosną umowę z rodziną Pixie, podczas gdy główna jej część była niewykonalna... - skrzywiłem sie nieco, ale bardzo wolno ruszyliśmy do wejścia. - Nikt w ciebie nie rzuci kieliszkiem. A jak spróbuję, to ja rzucę nim - skwitowałem sucho, ale zaraz spojrzałem miękko na Mandy. - Nikt ci tu nie zagrozi, a jak już ktoś sprobuje to ma do czynienia ze mną...
Offline
Zacisnęłam mocno zęby, spoglądając w stronę dumnej wampirzycy. Silnej i świecie przekonanie o swojej wielkości.
- Ja jestem tak silna jak mały kiełek - bąknęłam, przypominając Caiowi z kim ma doczynienia. - Gdyby twoja matka chciała mnie zgnieść, to by sobie pewnie poradziła zanim byś zareagował - mruknęłam, jednak nie dałam po sobie poznać strachu.
Wyprostowalam się i Unioslam głowę w górę. Od zawsze byłam dumna z tego kim jestem i jaka jestem. Choć niepokój wciąż we mnie był. Ta wampirzyca miała do mnie dużo "ale".
- Ma zamiar ucałować cię na powitanie i uściskać? - mruknęłam lekko spięta, probojac zażartować.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie robiła tego od mojego narodzenia, więc raczej nie - odparłem będąc kiepskim wsparciem dla Mandy w tej chwili. Jedyne jak mogłem wesprzeć to po prostu mocniej zacisnąć place na jej dłoni.
- Matko - skłoniłem z szacunkiem głowę w stronę starszej wampirzycy, na co ona odpowiedziała tym samym.
- Panie Harland - odparła, przyglądając się mi, przez dłuższą chwilę chyba szukając czegoś na mojej twarzy, jednak gdy tego nie znalazła, spojrzała na Mandy. Jej nienaganna mimika została zachwiana przez lekko drżącą brew.
- I ty... Niesamowite, że znów cię tu widzę. Jesteś bardzo odważna skoro śmiesz się tu pojawiać. Albo jesteś wyjątkowo głupia - wysyczała, na co ja zrobiłem pół kroku do przodu.
- Radzę oszczędzać słów - powiedziałem twardo. - Mandy jest jedyną wampirzycą, którą masz szanować bardziej niż mnie. I nie zmienię tego już nigdy, więc czas przywyknąć - dodałem. Potem cofnąłem się znów obok mojej miłości.
- Zabawimy tu dość krótko więc jeśli nie masz nic wartościowego do powiedzenia, to postaraj się na nas nie wpadać, szczególnie "przypadkiem" - zarządziłem i ruszyłem przed siebie, do środka.
Offline
Zagotowalam się gdy nazwała mnie głupią. A po jej twarzy widziałam, że tak właśnie uważała. Również ścisnęłam mocniej dłoń Caia i ledwo co udało mi się ukryć się w język. Miałam ochotę jej przygasać. Ale wtedy na pewno pokazała bym jaka jestem głupia. Ale to słowo po prostu działało na mnie jak czerwona płachta na byka. "Głupia". Nawet pieszczotliwe określenie Mordecaia "głuptasie" wprawiało mnie w irytację. A co dopiero jak padło ono szyderczym tonem z jej ust.
- Uh, przecież nic nie mówię - wybełkotalam rozgoryczona i rozloszczona.- Chociaż twoja matka otwarcie mnie obraża i krytykuje - dodałam podirytowana jeszcze,e bardziej. Na tyle buzowały we mnie emocje że serce zaczęło mi szybciej bić. Sama jej osoba podniosła mi ciśnienie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Hej hej, Mandy - mruknąłem łagodnie, starając się już nawet pozbyć obojętności czy suchości w głosie. - Nie przejmuj się nią kochanie, proszę. Jest nikim, to tylko istota, która wydała mnie na świat i dała wszystko czego teraz w sobie nienawidzę. Nie taka jest definicja matki, rodzica... - pocałowałem ją w skroń. - Ty byłabyś sto razy lepszą matką, kochającą i naprawdę chcącą dziecka... - dodałem jeszcze raz. - A teraz uspokój się proszę, już nie musi nas obchodzić...
Offline
- Mimo wszttsko chyba nie powinieneś o niej tak mówić - bąknęłam, sama nie wierząc swoim słowom. Westchnęłam. - Jestem oaza spokoju - mruknęłam. - Tylko woda w moim wodopoju trochę się zagotowała. Ale da się to opanować i ostudzić - zapewnilam, zerkając za siebie na wampirzycę. - Trochę mi jej żal... Co nie zmienia faktu, że się jej boje i jej nie lubię - zaznaczyłam, wracając wzrokiem przed siebie, bo skręciliśmy więc jego matka zniknęła z pola widzenia.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Cóż... Wiesz jakie są wampirzyce, które nigdy nie chciały być matkami - mruknąłem. - Była związana kiedyś tą samą umową co ja, z rodem mojego ojca. Zawarła małżeństwo, którego nie chciała, urodziła dziecko, którego nie chciała... Może ona też miała kiedyś kogoś takiego jak ty dla mnie? - mruknąłem ciszej, pozwalając sobie na powiedzenie na głos moich podejrzeń. - Długo nad tym myślałem, ale nigdzie nie mogę znaleźć potwierdzenia swojej teorii...
Offline
Zacisnęłam wargi.
- Ja staram się gadać z moją. Choć też nie mamy za dobrych relacji. I ona też potrafiła czymś we mnie rzucić - bąknęłam, krzywiąc się
- Uh, wybacz. Po prostu trochę mnie zmieszało gdy wszystko ująłeś w tak suchy sposób - powedziałam zmarkotniała. - Chociaż zadziałało to wciszajaco. Chyba tentno mi już zwolniło. - Uśmiechnęłam się jedynie kącikiem ust.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wybacz. Tutaj stare nawyki się nasilają - wzruszyłem lekko ramionami. - Obojętność była łatwiejsza niż uczucia. Ale uczucia są warte wszystkiego co doświadczam. Więcej czuję, między innymi bólu, zmęczenia, smutku, ale także miłości, radości, nadziei... Więc sądzę, że są ego warte - pokiwałem z wolna głową. - Nieważne. Chodź, pójdziemy do mojego gabinetu, a w drodze do szklarni, zajrzymy jeszcze do sali z obrazami... Chciałabyś zabrać ze sobą do nowego domu jakiś obraz w szczególności? - zaproponowałem.
Offline
- U, a mogłabym coś stąd zabrać? - zapytałam zaciekawiona tym tematem.
Poprzedni temat i tak Cai chciał chyba w pełni uciąć. A ja jakoś nie czułam teraz wielkiej potrzeby robić mu na złość. Może dlatego że byłam w jego domu, pełnym wampirów które niezbyt mnie lubiły czy nawet tolerowały i uprzykrzanie życia jedynej osobie która może mi pomóc to nie byłoby mądre posunięcie z mojej strony.
Zagryzłam mocniej wargę w zastanowieniu.
- Znalazłby się na pewno o jeden... - przytaknęłam, wyrównując kroku z wampirem. - Może pójdę do dali z o razami a ty sobie pozalatwoasz wszystko w gabinecie? - zasugerowałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku - uśmiechnąłem się i cmoknąłem wampirzycę w policzek. - Wiesz, gdzie iść. Ja zaraz do ciebie dołączę. Ale pamiętaj, góra dwa obrazy i też nie jakieś wielkie - dodałem. - Po prostu w ramach pamiątki, miłego wspomnienia... - uznałem miękko, zwalniając przed rozwidleniem.
Offline
- Wypiore jeden. Jeden mi wystarczy - zapewnilam, zatrzymując Caia.
Wampir zmarszczył brwi ale zanim zdążył się odezwać ja ujelam w dłonie jego twarz i pocałowałam go a usta, gładząc kciukami po policzkach. Odsunęłam się kawałeczek aby popatrzeć z uśmiechem.
- Dużo mi do szczęścia nie potrzebne. W sumie ty jesteś najbardziej istotnym elementem - zaznaczyłam. - Ide, idziemy się w sali z obrazami...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku, kochanie - odparłem, mięknąc trzy razy bardziej niż od początku naszego pobytu tutaj. - Widzimy się już za momencik...
I faktycznie, przynajmniej dla mnie był to moment. Niewiele czasu rozmawiałem z doradcami, raczej skupiłem się na wyjęciu z sejfu ważnych dokumentów i oddaniu ich w odpowiednie ręce, oraz poinstruowanie moich służących jak mają się obchodzić z moim prywatnym księgozbiorem. Potem tak jak powiedziałem, ruszyłem do sali z obrazami, a gdy wsunąłem się do środka, uśmiechnąłem się widząc krążącą po sali Mandy.
- I jak?
Offline
Tak jak zwykle zrzuciłam ze stop buty i boso krążyłam po pomieszczeniu, ale mimo wszystko od początku wiedziałam, który obraz chcę zabrać ze sobą.
- Dumam sobie - mruknęłam rozbawiona, spoglądając na Caia. - A ty chciałbyś któryś z nich zabrać. Może się jakoś dogadamy? - szepnęłam, uśmiechając się delikatnie. - Możemy pójść na kompromis. Oh, i gdzie zawiśnie ten obraz...? - szepnęłam, idąc wzdłuż ściany i przeciągając leniwie wzrokiem po przepięknych obrazach, które znałam bardzo dobrze. Spędziłam tu naprawdę sporo czasu...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Możemy go powiesić wszędzie, w salonie, w sypialni... - wymieniałem z wolna. - Mamy dużo miejsca, ale chciałem zabrać stąd tylko jeden. By zawisł na ścianie i przypominał nam jak się zaczęło - wyznałem, podążając wiernie za krokami Mandy, która sunęła przez całą salę, już w zapamiętanym układzie. Ona idzie przodem, a ja ją gonię, gdy ją złapię, pocałuję z miłością...
- Sam nie wiem, co możemy zabrać ze sobą... - mruknąłem. - Pamiętasz ten obraz małej dziewczynki, która plotła wianuszek w ogródku? Miała taki śmieszny mundurek... Nie wiem gdzie wisi - mruknąłem rozglądając się pośpiesznie po sali z obrazami.
Offline
- Na ścianie po lewo od drzwi - mruknęłam automatycznie, dokładnie pamiętając gdzie wisi ten obraz. Skierowałam wzrok w tamtą stronę, a Cai zrobił to samo. - Tak, on jest piękny - szepnęłam, szybko podchodząc do malowidła i przyglądając się dziewczynce. - Nie pomyślanym o nim - wyznałam, uśmiechając się do samej siebie,a potem zerkając na Caia. - Osobiście myślałam o różanym ogrodzie - wyjaśniłam, odwracając się i wskazując w róg pomieszczenia. - Ale teraz już nie wiem - podsumowałam, wzruszając lekko ramionami. - Dziewczynka też mi się podoba.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline