Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zaśmiałem się i odłożyłem jakiś nudny druczek na rzecz mojej ukochanej wampirzycy.
- Zachowujesz się jak małe dziecko, które przyszło właśnie prosić o bajkę na dobranoc - wytknąłem jej. Jednak nie miałem zamiaru długo się niej wyśmiewać czy jej tego wypominać, bo w końcu była to część Mandy, którą tak kochałem.
- Tak, jest taki jak na obrazku - zapewniłem Mandy, która widocznie oczekiwała swojej bajki. - A nawet piękniejszy. Trochę większy niż planowaliśmy, ma chyba dwa, albo trzy pokoje więcej. Byłem tam tylko kilka razy głównie w ogrodzie i nadzorowałem wnoszenie mebli. Główna sypialnia jest wprost przepiękna - powiedziałem, uśmiechając się od razu szczerze. - I ani trochę nie przypomina wampirzych rezydencji. Wygląda bardziej jak... wiejski dworek. Wszędzie jest dość jasno, ale zleciłem wymianę okien na przyciemniane w słońcu, nadal nie najlepiej znoszę światło, choć wiem, że tobie nie przeszkadza tak bardzo jak mi - mówiłem dalej, zastanawiając się jeszcze co mogę opowiedzieć Mandy. - Mała szklarnia nie umywa się od tej w rezydencji Harlandów, ale ma swój urok, jest nawet ławeczka do siedzenia w leniwe wieczory...
Offline
- Lubię tą duchotę panującą w szklarni - przyznałam się, wiercąc się jeszcze przez chwilę aby znaleźć odpowiednią pozycję. - Gdy powietrze przykleja się wręcz do skóry - dodałam rozbawiona. - Przypominają mi się naprawdę dobre chwile - zakończyłam to wszystko błogim uśmiechem. Westchnęłam głęboko. - Lubię takie bajki. Które nie są wcale kłamstwem. To przyjemne opowiadania... Powiedziałbym bardzie że to snucie marzeń o przyszłości a nie bajki - broniłam się rozbawiona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Przyszłości to i tak dużo powiedziane, jutro już podjeżdża po nas auto i jedziemy do tego centrum snów - przypomniałem rozbawiony. - Ale jak wrażenia? Podobało ci się to opowiadanie? Będziemy mogli już zawsze po posiłku siadać w szklarni i odpoczywać, a potem iść razem pod prysznic, by zmyć z siebie tą duchotę i nim słońce zacznie mocno świecić, ukryjemy się w naszym dużym i miękkim łóżku...
Offline
Zamruczałam zadowolona.
- Mhm, nie wątpię. Zapewne łóżko jest trzy razy większe niż to na którym teraz leżymy a sam materac idealnie przystosowany do naszych potrzeb - mruknęłam, całując Caia po szyi i nie tylko. Delikatnie skubalam wargami jego skórę. - Nie bolą cię już plecki? - spytałam kasliwoe, uśmiechając się delikatbie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wczoraj się nieźle rozciągnąłem i już nie bolą - odparłem równie kąśliwie, nie ustępując wampirzycy w wymianach zdań. - Ale tak, łóżko jest idealne. Nie ma szans by podczas użytkowania ktokolwiek spadł z jego krańca, ani by niewygodna sprężynka przeszkadzała we śnie - zapewniłem z dumą. - Wszystko jest tam dla nas, więc wszystko jest tam idealne.
Offline
- Coz za perfekcjonizm, Panie Harland, jestem pełna podziwu - mruknęłam tonem pełnym dumy. Chwilę potem jednak zachichotalam. - Jestem ciekawa jak sobie poradziłeś z meblowaniem. Pewnie będzie pięknie. Masz dobry gust, w to nie wątpię - zaznaczyłam. - po prostu zjada mnie ciekawość. Wręcz zżera - wyznałam. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, widząc palcem po jego obojczyku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wytrzymaj jednak tylko do jutra, tylko do jutra - powiedziałem miękko. - Wieczorem gdy wyjedziemy będziesz musiała jeszcze przecierpieć kilka godzin jazdy luksusową limuzyną, za to gdy już wysiądziemy to twoim oczom ukaże się napraw cudowny domek. Który spokojnie będziesz mogła nazwać swoim. Naszym - uśmiechnąłem się miękko, powoli już przysypiając.
Offline
- Naszym pięknym domkiem - wyszeptałam, zamykając oczy. - Dobranoc, wampirku - mruknęłam jeszcze po chwili, słysząc że Cai już oddychał równo, a jego serce biło spokojnie. - Już jutro w naszym domku... - powedziałam sama do siebie zadowolona z tego faktu. Oboje zasnęliśmy chyba dosyć szybko.
Gdy w końcu zapakowaliśmy się do samochodu (który był naprawdę ekskluzywna i wypasioną limuzyną) odetchnęłam. Teraz już na pewno dojedziemy do naszego domu. No i na pewno nie śnie nie wymyślił abym sobie tego. Nie spodziewałam się że Cai tyle myślał o tym co paplałam na temat wspólnego domu, który nie byłby taki jak rezydencja w której on sam się wychował.
- Jedziemy od razu do domu? - Upewniłam się. - Nie będziemy zajeżdżać do rezydencji?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie, raczej nie - odparłem, rozsiadając się w wygodnych fotelach. Byłem w końcu Harlandem i za pewnymi standardami tęskniłem. - To znaczy zatrzymamy się, bo to po drodze i wstąpię tylko na chwilkę do środka by zabrać ważniejsze dokumenty, ale nie musisz wysiadać ze mną jeśli nie chcesz. Nie wiem czy masz ochotę na powrót na stare śmieci, teraz nie jako służąca, a gość honorowy głowy rodu... Ja jestem mściwy, więc pewnie bym chciał, ale wiem, że... no cóż - uśmiechnąłem się niewinnie. - Zajmie mi to chwilę i nie musisz wysiadać jeśli nie chcesz...
Offline
Zmarszczyłam brwi.
- Nie che - przyznałam szczerze. Bo te korytarze pełne były wspomnień i niekoniecznie dobrych. Te najpiękniejsze zamknęłam w pokoju z obrazami oraz szklarni, a już pod koniec nawet sypialni Mordecaia. Ale korytarze i wiele innych pomieszczeń kojarzyło mi się z krzywymi spojrzeniami, ciężką pracą i upokorzeniami. - Ale pójdę z tobą . Nie jestem tchórzem i nie zostanę w aucie - szepnęłam i mimo że w limuzynie nie brakowało miejsca ja skuliłam się na fotelu i oparłam o Caia.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jeśli zostaniesz w aucie to nikt nie posądzi cię o bycie tchórzem - zapewniłem spokojnie Mandy, bo czułem, że potrzebuje nieco tej rozmowy. - Ale jeśli pójdziesz ze mną, to też nikt już nie spojrzy na ciebie krzywo, a nawet jeśli, to jesteś ponad tymi spojrzeniami. Dumnie wypniesz pierś i razem ze mną przejdziesz do gabinetu, a potem wrócimy... Możemy też zajrzeć do szklarni albo sali z obrazami, by poprawił ci się humor.
Offline
- Pójdę z tobą - powtórzyłam się. - możemy wejść do sali z obrazkami, a wychodząc jeszcze tylko się przekazać przez szklarnie - zasugerowałam choć w sumie mogłabym równie dobrze powiedzieć twierdząco, Cai i tak by się ze mną pewnie nie spierał. - To tylko budynek pełen wampirów, które mnie nie obchodzą - podsumowałam, przymykając powieki.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku - uznałem, otulając ją ramieniem. - Nie będę cię namawiał, ani zmieniał twojego zdania - dodałem miękko, cały czas jednak zerkając na moją wampirzyce. - Wszytko będzie dobrze. A zaraz potem pojedziemy już prosto do naszego domku - dodałem, by jakoś oslodzić jej wizje nadchodzących chwil.
Offline
- Wiem, wiem... I spędzimy w naszym domku dłuższą chwilę bo więcej niż dzień - szepnęłam. - Przejdziemy się po ogrodzie, zajrzę do każdego pokoju. Zatańczymy - powedziałam z dużym zadowoleniem w głosie. Bardzo znaczącym zadowoleniem. - Już żyje tą chwilą - podsumowałam, choć nie była to do końca prawda. Ale może jak jeszcze kilka razy sobie to powtórzę to się przekonam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nawet nie wiesz jak bardzo chce by ci się spodobał tak bardzo jak mi... - wyzałem. - Widzę w nim cały czas nasz ideał, ale przede wszystkim chce by dla ciebie był idealny, bo gdy tobie się spodoba to mi spodoba się jeszcze bardziej - przyznałem szczerze.
Offline
Zaśmiałam się krótko i zamruczałam cicho. Ah ten mój wampir. Taki wielki pan Harland, a jednak oddaje się w ręce takiego małego wampira jak ja. Moje szczęście to jego szczęście.
- Ty naprawdę mnie kochasz - szepnęłam zadowolona. - Naprawdę naprawdę - powtórzyłam głosem pełnym zachwytu, na co Cai powtórzył moje słowa "naprawdę naprawdę".
Uśmiechnęłam się delikatnie. Wtulona w Caia mogłabym spędzić w tym aucie całą wieczność. Milczałam przez chwilę, dumając nad jego słowami dokładniej.
- A wiesz co ja chcę zobaczyć w tym domu? - szepnęłam pytająco, trochę tajemniczo, unosząc się w górę aby popatrzeć w jego ciemne oczy. Wampir zmarszczył lekko brwi w zastanowieniu. - Nas Mordecai - uświadomiłam go. - Chcę widzieć nas. Mieszkających tam, pracujących, bawiących się, wychowujących dzieci. Ciebie pielęgnującego ogród i mnie siedzącej gdziekolwiek niedaleko i haftujacej coś. - Zaśmiałam się mimowolnie. - Może to trochę oklepane, albo i głupie. Żeby wampirzyca miała takie wizję w głowie. Ale tak właśnie chcę żeby było. Wtedy będę wiedziała, że to dom moich marzeń. Rozumiesz, Cai? - szepnęłam, delikatnie gładząc wampira po policzku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze na jej błogi uśmiech, kiwając głową spokojnie. Choć mimo wszystko, gdzieś z tyłu głowy słyszałem panikę, teraz gdy widziałem twarz Mandy... Nie bałem się ani trochę, żadnej z nowości której wizje miałem przed oczami.
- Rozumiem. I choć nie kryje że trochę mnie to przeraża... Póki jesteś ze mną to nie boję się i z chęcią stanę się częścią tej wizji...
Offline
- Cudownie. Ale ja też panikuje - mruknęłam rozbawiona i znów się o niego oparłam, tym razem obejmując go jedną ręką w torsie. - Ale zdecydowanie bardziej się cieszę, więc... Nie widać tego po mnie - szepnęłam, chichocząc ponownie. - Wybacz, nie chciałam cię tym bombardować w tej chwili, ale... Jakoś samo się powiedziało. Zacząłeś temat - próbowałam się usprawiedliwić. - Mhm... Poczekamy, zobaczymy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, też tak myślę... - mruknąłem. - Teraz już zawsze będziemy razem, więc spokojnie, na pewno ułożymy sobie życie, przyszłość... - uśmiechnąłem się. - Zaplanujemy ją sami, nikt nam nie będzie mówił jak i co robić... To dla mnie nowość, ale z chęcią się przyzwyczaje.
Offline
- Oj, oj, nie musisz się przyzwyczajać. Ja mogę coś zaplanować za ciebie, Panie Harland - mruknęłam rozbawiona, wtulając się bardziej w wampira. - Jestem do usług jeśli o to chodzi - dodałam z cichym śmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline