Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- W porządku - pokiwałem głową, ruszając za Mandy, która jak zawsze prowadziła. Nie przeszkadzało mi to absolutnie, miałem nawet wrażenie, że to już zostanie na zawsze, Mandy moja przewodniczka i ja, posłusznie podążając za nią, z rzadka tylko przejmując inicjatywę.
- Jak minął ci dzień pracy, kochanie? - zacząłem łagodnie.
Offline
Zwolniłam tempa, równając krok z Caiem. Zetknęłam na niego z pogodnym wyrazem twarzy i pokiwałam wolno głową.
- W porządku. Tak jak się spodziewałam, bardzo spokojnie i przyjemnie. Ta dziewczyna którą widziałeś... Dziś trochę sobie plotkowałyśmy przy pracy - zdradziłam i zaśmiałam się. Sięgnęłam wolna dłonią po dłoń Mordecaia, która tylko na to czekała. Bo gdy moje palce musnely jego palce, to od razu Cai mocniej mnie złapał. Jednak nie zacisnął dłoni mocno. Był delikatny względem mnie. - Szczerze mówiąc to nie mogę się doczekać zobaczenia domu. Jestem tym bardzo podekscytowana - szepnęłam. - A tobie? Jak minęła noc?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Też w porządku. Obawiałem się, że kierowaniem firmą będzie bardziej skomplikowane spoza rezydencji, ale widzę coraz wyraźniej, że nie ma znaczenia skąd rządzisz, a jak - uśmiechnąłem się lekko. - Podoba mi się zmiana otoczenia. A zaraz zmienimy je jeszcze raz, teraz tylko we dwoje... - parsknąłem nieco zduszonym śmiechem. - To zabawne, ale jeszcze nigdy tak często się nie przemieszczałem... Całe 30 lat spędziłem w rezydencji i czasem na jakichś wakacjach, ale tak... Biję swoje rekordy podróżnicze.
Offline
Zachichotałam urzeczona.
- To w sumie całkiem pozytywne bicie rekordów. Dążysz do miejsca w którym będzie ci naprawdę dobrze - dodałam, uśmiechając się wciąż. - To... Piękne. I poruszające. - Pokiwałam powoli głową, przytakując sama sobie. Zacisnęłam mocno wargi. - Wybacz, że na początku tak źle cię potraktowałam. Nie powinnam była - odezwałam się po chwili.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Westchnąłem lekko wzruszając ramionami.
- Nie wiem, czy jest sens winienia się za to. Ciężko teraz powiedzieć co powinnaś, a czego nie powinnaś biorąc pod uwagę jak bardzo wściekła byłaś na mnie i na to co zrobiłem. Ja już dawno puściłem w niepamięć to wszystko, pytanie tylko jak ty się do tego odniesiesz... - zerknąłem na nią. - Wybaczasz mi? Te wszystkie krzywdy, które wyrządziłem ci, nawet nieświadomie?
Offline
Wzięłam głęboki oddech, jakbym się zastanawiała, choć wcale nie mówiłam, bo znałam odpowiedz na jego pytanie.
- Dwa dni temu, wampir, który był całym moim światem zapukał do moich drzwi. Dwa dni temu byłam na niego wściekła. Okropnie wściekła i rozżalona. Wczoraj spędziłam cały dzień z tym wampirem, poważnie rozmawiając. Wyznając wszystkie szczegóły. Spędziłam z nim cudowne chwile w łóżku - ostatnie zdanie szepnęłam, uśmiechając się pod nosem. - A dziś wieczorem wstałam szczęśliwa. Ale chodziło tu o to, że seks był po prostu dobry. Choć tak między nami był nieziemski - zaznaczyłam. Potem jednak znów spowaznialam. Aby dokończyć to o czym mówiłam zatrzymałam się i pociągnęła Caia na bok, aby przystanąć razem z nim. Chciałam mu patrzeć w oczy, obserwować mimikę twarzy. Zapamiętać reakcje. - Dziś rano wstałam szczęśliwa, a szczęście rozpierała mnie od środka. To nie był zwykły uśmiech. W piekarni sprzedawca, pan Jacob, stwierdził że promienieje jak nigdy wcześniej. A wpadam do niego prawie codziennie - wyjaśniłam. - Dziś nadal trwa, a to radosne uczucie wciąż we mnie tkwi. A ty się pytasz, czy ja ci wybaczę? Cai, skarbie... Tak, wybaczam ci. Wybaczyłam ci już dziś rano. To na pewno. W pełni. Chcę odsunąć w zapomnienie niedobre rzeczy. Wybaczam ci - powtórzyłam aby to na pewno do niego dotarło.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się i pocałowałem czule Mandy.
- Dziękuję - szepnąłem, z dużą dozą miłości. - Postaram się by ten radosny uśmiech nie znikał już z twojej buzi - dodałem z uśmiechem, przyciągając ją do siebie i zamykając w uścisku. Widziałem, że inne istoty przyglądały się nam podejrzliwie, ale specjalnie mną to nie wzruszyło, gdy zaczęliśmy iść już dalej.
- Pojmujesz to? Teraz będzie już tak zawsze. Budzisz, obok twojej twarzy, moja twarz... Chyba całkiem fajnie, co nie?
Offline
Pokiwałam głową potakujaco.
- Tak, myślę że to całkiem fajnie - mruknęłam, ściskając jego dłoń. - I nie wiem czy musisz się jakoś wielce starać Cai. Po prostu nie rób niczego co mogło by zranić nas - szepnęłam, spoglądając na niego. - Nie musisz się stratach. Bądź sobą. Bądź moim Caiem - dodałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dobrze Mandy, będę po prostu sobą - uśmiechnąłem się, całując ją w policzek. - Lubię to, bycie sobą i w ogóle. A jeszcze bardziej lubię to, że takiego właśnie mnie pokochałaś - Westchnąłem szczerze zadowolony, idąc dumnie z moją wampirzycą. - Nawiasem mówiąc nigdy się specjalnie chyba nie starałem - zauważyłem rozbawiony. - Zazwyczaj błądzę jak wampirek we mgle, szczególnie z tobą u boku - dodałem.
Offline
- Zazwyczaj ze mną? - mruknęłam rozbawiona. - Wybacz, że wprowadzam cię w tak gęstą mgłę, że musisz w niej błądzić, wampirku - powedziałam, kręcąc nosem. - Ale dobrze że ci się to podoba. To trochę masochistyczne - stwierdziłam i roześmiałam się radośnie. - Oj, Cai... Jesteś słodki.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Pamiętaj że mówisz też do głowy rodziny Harland - zastrzegłem, ale też się zaraz roześmiałem. - Słodki Morsecai Harland, no cóż i tak oto kończy wielki i potężny wampir u boku ukochanej, jako słodki wampirek - podsumowałem rozbawiony.
Offline
- Ten słodki wampirek ma nade mną zdecydowanie większą władzę niż wielka głową rodziny Harland - szepnęłam mu na ucho, a następnie stanęłam prosto, podrygując na nogach rozbawiona w "tanecznym" kroku. Spojrzałam na Caia niewinnie jak gdyby nigdy nic. - Kocham cię wampirku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zaśmiałem się cicho i wyciągnąłem rękę by pogłaskać Mandy po głowie.
- Bardzo się cieszę z tego powodu różyczko - uznałem spokojnym głosem. - Bo ja ciebie też bardzo bardzo kocham. I obiecuję, że gdy się spakujesz na wyjazd, to ci to udowodnię na każdej z możliwych płaszczyzn, co ty na to...? Moja delikatna, acz kująca różyczka jest zainteresowana?
Offline
- Na KAŻDYCH możliwych płaszczyznach? - zaciekawiłam się. - Oh, jasne że jestem zainteresowana, Cai, bardzo zainteresowana. Jesteś dobrym ogrodnikiem i pielegnujesz wszystkie swoje kwiaty z taką samą miłością, tyle że ja jestem zdecydowanie twoja ulubienica - mruknęłam, uśmiechając się szeroko. - Chcę się przekonać na własnej skórze jak bardzo mnie kochasz, skoro chcesz mi pokazać - dodałam żartobliwie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uśmiechnąłem się rozbawiony tymi niewinnymi słownymi docinkami. Tak niewinne słowa, które zakrywały przepełnione erotyzmem i rozkoszą intencje.
- Zdecydowanie jesteś moją ulubienicą w całym ogrodzie pięknych kwiatów - zgodziłem się. - Mam wrażenie, że inne kwiaty już dawno się poddały z odwracaniem mojej uwagi od ciebie, zrozumiały, że to niewykonalne - zachichotałem, obejmując wampirzycę, a potem wsuwając dłoń w tylną kieszeń jej jeansowej spódniczki. - Cieszy mnie twoja gotowość... Tą pewność, lubię w tobie chyba troszkę bardziej niż zadziorność, choć jeszcze nie wiem... Zobaczymy już w domu.
Offline
- Dom - szepnęłam. Słowo wypłynęło z moich ust szybciej niż zdążyłam nawet o nim pomyśleć. Jednak tylko gdy jego brzmienie dotarło do moich uszu przeszła mnie gęsią skórka. Podniecenie, wymieszane z ekscytacja i radością. Emocjonalna mieszanka wybuchowa, a już w szczególności w moim wykonaniu.
Jak to możliwe że w moim ciele zaszło tyle reakcji pod wpływem brzmią tylko jednego słowa? Wręcz niemożliwe, a jednak tak się właśnie stało.
- Wybacz... - mruknęłam lekko zawstydzona. Cai z pewnością wyczuł moje podniecenie i aż głupio mi się zrobiło. - To niekontrolowany wybuch emocji - wyjaśniłam pospiesznie, uśmiechając się niewinnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Obsewowałem bardzo uważne Mandy, pewnie uważiej niż ona sama podejrzewała, bo każdą zmianę ciśnienia, szybszy oddech czy bijąe serce potrafiłem wykryć bez przeszkód.
- Myślę, że taki niekontrolowany wybuch jest znacznie bardziej szczery niż jakiekolwiek słowa - uznałem z uśmiechem, cały czas przyglądając się wampirzycy i jej przemianie na moich oczach. Gdy powiedziała na głos o wybaczeniu mi, o tym jak bardzo mnie kocha, wszystkie troski odeszły w niepamięć, a ona sama stała taka lekka, jakby nie miała w swoim ciele ani kropli krwi i po prostu hasała lekko nad ziemią.
- Kiedy będziesz gotowa przeprowadzimy się tam na stałe, do domku marzeń, a póki co, twoje mieszkanie będzie naszym domem - dodałem.
Offline
- Nie wiedziałam, że będziesz chciał je nazwać "naszym domem" - powedziałam nie ukrywając zaskoczenia. Spojrzałam kontrolnie na Caia. On patrzył na mnie chyba cały czas, miał bardzo łagodne spojrzenie, które rozpalało mnie od środka. Na moje kły, ten wampir rozgrzewał mnie tylko i wyłącznie spojrzeniem. - Myślałam, że będzie dla ciebie bardziej jak... Coś przez co trzeba przejść aby dotrzeć do Celu. Schronisko w połowie drogi w górach. A szczyt już tak niedaleko, ale jednak jeszcze nie pod stopami - mruknęłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Bo z początku tak uważałem - przytaknąłem. - Jednak widzę jak szczęśliwa tu jesteś, a skoro chcesz tu nadal mieszkać i jesteś szczęśliwa, to ja też jestem szczęśliwy i nie widzę problemu w tym by tu jeszcze troszkę pomieszkać - wyjaśniłem, lekko wzruszając ramionami. - Nieważne gdzie, ważne z kim. Poza tym wymarzony dom na nas czeka i wiem o tym, nic nam już nie ucieknie.
Offline
Przeszedł mnie kolejny dreszcz ekscytacji.
- Tak, nic nam już nie ucieknie - szepnęłam potakujaco, uśmiechnąć się promienie. Ot tak, bo czemu by nie. Byłam szczęśliwa wampirzyca, która odkryła prawdziwy smak życia, a dokładniej smak miłości. Chciałam czerpać z tego pełnymi garściami.
Nad ranem przed snem, porozmawiałam z mamą o tym że wyjadę z Mordecaiem. Ona się tym wiele nie przejęła. Za to przejęło mnie jej "tylko uważaj" zanim zamknęła się w swojej sypialni. Nie rozumialam na co niby miałabym uważać. Poza tym, od kiedy ona się troszczyła o mnie na tyle by mnie przestrzegać przed niebezpieczeństwem? Czułam jednak w żołądku nieprzyjemne napięcie.
Wróciłam do siebie do sypialni, gdy w łóżku leżał już odświeżony Cai. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam obok, wtulając się w jego bok.
- Jutro już będziemy spać tam - szepnęłam, uśmiechając się lekko. - Naprawdę jest podobny do tego z obrazka? - upewniłam się jeszcze.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline