Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Oh, jesteś... - szepnąłem, patrząc na nią z ulgą. - Dlaczego mnie nie obudziłaś, gdy wychodziłaś, jeszcze chwilę temu gdy zasypialiśmy, miałem się obudzić obok ciebie, a ciebie nie ma i... ugh, spanikowałem troszkę - warknąłem, odstawiając kubek na bok. - Dopiero co razem zasneliśmy, a ciebie nie ma... Pewnie mi minie za kilka dni, ale... obudź mnie następnym razem, dobrze?
Offline
- Skarbie... - mruknęłam miękko. Zdjęłam pospiesznie buty i przeszłam do kuchni. - Mówiłam przecież, że chciałam cię obudzić, ale spałeś jak kamień - powtórzyłam się, wzdychając. Oparłam dłoń na biodrze i PrZechylilam głowę. - Chciałam ci zrobić milą niespodziankę i wrócić do ciebie do łóżka. Ze śniadaniem... Obudzić cię miłym zapachem i pocałunkiem - wyjaśniłam się, trochę poddenerwowana.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wziąłem głębszy oddech, zaraz kiwając głową. Umiałem już się nie denerwować z głupich powodów, albo bez powodu. Nauczyłem się tego. Jednak brak Mandy naprawdę mnie wystraszył choć nie chciałem przyznać tego jak bardzo.
- W porządku, rozumiem... Mówię, lekko spanikowałem, nic się nie stało - mruknąłem, przeczesując włosy palcami.
Offline
- Przecież widzę, że jesteś cały napięty jak struna - bąknęłam, marszcząc brwi. - Nie musisz mnie okłamywać. Chciałam ci zrobić przyjemność. Wybacz, następnym razem szturchne cię butem, żebyś się porządnie rozbudził - mruknęłam oburzona, kręcąc głową. - Nakleilam na lodówce plan mojej pracy, żebyś wiedział kiedy będę a kiedy mnie nie będzie - dodałam, stukając dłonią w lodówkę, trochę nabuzowana. Choć może niepotrzenie? - W weekendy nie pracuje, a w tygodniu mam 4 dni robocze. Zmieniają się w zależności od zamówień - ciągnęłam dalej, skupiając się na układaniu owoców w półmisku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokiwałem głową przyjmując gładko wszystko co mi mówiła.
- Okej - mruknąłem. - Ja będę pracować w domu, mam ze sobą komputer, raczej większość spotkań odbędę telefonicznie przez najbliższy czas... - dodałem ciszej. - Nie denerwuj się na mnie - dodałem. - Po prostu... spanikowałem. Wiesz ile razy w moich snach zasypiałem z tobą u boku, a budziłem się sam? To było okropne, a teraz, przez pierwsze minuty czułem się znów jak w takim koszmarze - westchnąłem na swoją obronę, nie patrząc na Mandy.
Offline
Ułożyłam owoce do końca i popatrzyłam na Caia, który dla odmiany nie patrzył teraz na mnie.
- Już się nie denerwuje, skarbie. - Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam dłonią do jego ramienia, by pogładzić go. - Po prostu... Mówiłam że będę zawsze. I nigdzie dalej nie pójdę bez ciebie. To nie sen, Mordecai. Nie bajka, nie wyobraźnia i nie halucynacja. Na kły, przecież jestem. Nie denerwuj się, okej? Nie stresuj, nie spinaj. Na poduszce wciąż jest mój zapach. - Uśmiechnęłam się. - W sumie w całym łóżku, bo nie zmieniłam pościeli na świeżą - dodałam, uśmiechając się lekko. - Jesteś tutaj. I ja tu jestem... Ile razy będziemy musieli to sobie powtórzyć bysmy oboje w to uwierzyli? - spytałam, wzdychając. Byłam pewna że jeszcze wiele razy sama będę się z nim wykłócają że to niemożliwe że tu jest. Że jesteśmy tu oboje.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie wiem ile razy, Mandy, nie dam rady podać ci liczby - szepnąłem. - Ale oboje wiemy, że pewnie jeszcze chwilę nam to zajmie. Nawet w rezydencji nie byliśmy tak blisko siebie jak teraz możemy i chyba... Małymi kroczkami - uznałem, a potem uniosłem wzrok na Mandy. - Spanikowałem, ale już wróciłaś. Nie mam więc powodu by panikować - podsumowałem miękko, dopijając kawy. - Pomóc ci w śniadaniu...?
Offline
Westchnęłam cicho i Pokręciłam głową.
- Nie, poradzę sobie sama. Zrobię kanapki z warzywami, to nic wielkiego. Chyba że masz ochotę na jajka albo parówki... - Potarłam palcami po skroni. - Nie panikuj, bo ja zacznę panikować. Oboje wpadniemy w manie na punkcie dawania sobie znać gdzie jesteśmy i zaczniemy się meldować jak w wojsku. Uh, nie chce tego. Podoba mi się swoboda. Wcześniej nie miałam tego. Nie mogłam wybierać. Przez bity rok miałam to odebrane - przypomniałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Okej - skinąłem głową, przeczesując palcami włosy. - To po prostu... pierwsza noc - podsumowałem - miałem prawo do leciutkiej paniki - dodałem, obserwując cały czas jak Mandy dzielnie przygotowuje dla nas śniadanie. - Dziś trochę popracuję, a gdy wrócisz będę miał już czas dla ciebie... Co zazwyczaj rodziłaś po pracy? - zapytałem szukając neutralnego tematu.
Offline
- Pójdę do pracy na chwilę i wrócę zaraz. A jutro pojedziemy do rezydencji po twoje rzeczy, następnie spędzimy kilka dni w domku. Tak? - upewniłam sie, spoglądając na Caia. Wampir wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Pokiwałam powoli głową, przytakując sama sobie. - Taki mamy plan. A dziś zasnę obok ciebie i rano obudzisz się obok mnie - dodałam jeszcze. - Nie chce się kłócić.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- I nie będziemy się kłócić bo nie ma o co - przytaknąłem. - Zadzwonię, by przygotowali już nasz domek na przyjazd, zobaczysz go w pełni okazałości - dodałem miękko, cały czas spoglądając na nią. - Um... Przygotuję stół w takim razie - mruknąłem, unosząc się i idąc do szafki po naczynia. - Nie denerwuj się już na mnie, po prostu spanikowałem i więcej się to nie stanie - dorzuciłem jeszcze.
Offline
- Pewnie jeszcze będziesz panikować. Ja będę się denerwować i panikować, że ty panikujesz... - wymamrotałam, wpatrując się w ścianę zamyślona. Syknelam cicho gdy najechała nożem na swój palec zamiast na ogórek. - Uh - Westchnęłam jedynie zaskoczona i obejrzałam skaleczenie, na szczęście chyba było niewielkie, choć od zapachu własnej krwi zawsze robiło mi się niedobrze. - Nic mi nie jest - zapewnilam, widząc że Cai się rozbudził. Wsadziłam wodę pod zimną wodę. - Ale przejdziemy przez to, tak? - Popatrzyłam na niego pytająco.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Cóż, nie widzę innej opcji, jak przejść przez to - uznałem spokojnie, jednak nadal obserwując Mandy. Westchnąłem. - Nie martw się, przez to też przejdziemy. I tak jesteśmy teraz w tym razem, więc znacznie łatwiej nam będzie, prawda? - uśmiechnąłem się lekko, choć obserwowanie pogrążonej w myślach Mandy trochę mi nie pomagało.
Offline
Pokiwałam głową, wycierając dłonie w papier. Pospiesznie znalazłam plasterek, który Nakleilam na opuszek palca i wróciłam do robienia kanapek. Wystarczył mi moment na dokończenie swojego zadania.
- Proszę - mruknęłam, stawiając cały duży talerz na płacie, gdzie Cai już naszykowal dla nas cała zastawę. Uśmiechnęłam się mimowolnie. On był taki elegancki, pełen kultury. Przywykł do tego. - Też zjem z tobą, bo jestem glodna. Zaraz brzuch zacznie mi buczeć - skomentowała, klepiąc się w miejscu gdzie był żołądek.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jasne... Tęskniłem za czymś takim jak wspólne posiłki. Po twoim wyjeździe zazwyczaj jadałem sam - wyznałem. - Wiesz, to strasznie fajne uczucie. Być sobie z tobą, zupełnie bez obaw, że ktoś zaraz wejdzie... Odprężające. Nawet jeśli wiem, że oboje mamy jeszcze pracę... To i tak czuję wraz z tobą taki nieopisany spokój - powiedziałem jedząc z pełną gracją której mnie nauczono. Uśmiechnąłem się zaraz jakoś szerzej.
- Smaczne. Proste, a takie dobre.
Offline
- Poszłam do malutkiej piekarni. Piekarzem jest wilkołak, który razem z rodziną prowadzi cały biznes. I mają przepyszne pieczywo. Tylko trzeba przyjść wystarczająco wcześnie, żeby zdobyć te najlepsze kaski. Mamy też małe tarty z budyniem i owocami oraz dżemem w środku. Rozpływa się w ustach - zapewnilam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wierzę ci na słowo - parsknąłem, ale zaraz mimo woli pociągnąłem nosem przy bułce. - Mówisz, że piekarz wilkołak... Nie przeszkadza ci ich zapach? W sensie, mnie zawsze nieco mdloło, gdy poczułem zapach wilków, nawet z drugiego końca sali bankietowej. Nie jestem nietolerancjny, jednak... no sama rozumiesz...
Offline
Wzruszyłam ramionami.
- Nie, nie przeszkadza - odparłam bez namysłu. Bo nie miałam się nad czym zastanawiać. - Wychowałam się wśród wilków, ganialam się z nimi po podrowku wieczorami. Specjalnie zrywałam się wcześnie wieczorem z łóżka tylko po to. Bo oni szli spać. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - Pachną... Dziwnie. Nawet nie wiem jak to do końca opisać. Ale nie odczytuje tego jako smród, jak to mówi zdecydowana większość wampirów. Przywykłam do tego. To taki słodko kwaśny zapach. Ale jakby się bardziej w to zagłębić, pachną też lasem, świeżością. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - A co? Na ulicy drażni cię ten zapaszek w twój królewski nosem? - zapytałam złośliwie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Skrzywiłem się i bardzo nieelegancko pokazałem język Mandy, podkreślając swoje oburzenie jej słowami.
- Nieco drażni, jeśli mam być szczery - burknąłem. - Ja się wśród wilków nie wychowałem, ciężko mi niestety aż tak zagłębiać się w ich zapach. Po postu pachną... dziwnie. Dziko i obco, niepokojąco. Bródnie - wyjaśniłem. - Może potrzebuję czasu, a może ich zapach naprawdę mi tak zbrzydł. Sam nie wiem, ale może z czasem też się oswoję z tym zapachem jak ty, będąc dzieckiem. Ciekawe jak smakuje wilcza krew... Pewnie wampiry nie mają w zwyczaju jej próbować... - zamyśliłem się na głos.
Offline
Zmarszczyłam nos, tym razem to ja się skrzywilam.
- Nie mają, bo sam wilk dziwnie pachnie. Wiemy to doskonałe. Ale wiesz, że rozmaiwanie o krwi ze mną, jest jak rozmawianie z niewinnym czarodziejem o seksie. Dużego doświadczenia nie mam - zaznaczyłam, wzdychając. Sięgnęłam po kolejną kanapkę. Pieczywo samo się jadło. - Nie mam pojęcia czy przywykniesz. Moja mama nie przywykła - mruknęłam z nutą smutku. - Ale myślę że to wszystko zależy od ciebie. Nie mówię, że dla mnie wilki pachną fiołkami. Ta dzikość bywa... Trochę przerażająca. Ale myślę, że oni widzą w nas podobną dzikość, tylko że na swój własny różnym biorą to inaczej. Wszystko przez tak duże różnice kulturowe. Ciężko nam się zaakceptować. Ale można.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline