Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Naszych marzeń... - uśmiechnąłem się szczerze pod nosem. - Nawet nie wiesz jak się cieszyłem gdy znalazłem takie miejsce na wyspie, które odpowiada naszym marzeniom, tak bardzo, że jest to wręcz nierealne... Co prawda długie spacery po lesie będziemy musieli odbywać ostrożnie, bo o ile wiem, niedaleko mamy jakąś większą watahę - skrzywiłem się nieznacznie, ale pokiwałem głową. - Obrzeża są poza ich granicami, ale w głąb zapuszczanie się i polowanie... będziesz musiała być bardzo, bardzo ostrożna.
Offline
Pokiwałam ze spokojem głową.
- Rozumiem. To w sumie nawet całkiem ciekawie. Mhm, nigdy nie miałam doczynienia z dużą wataha - mruknęłam pod nosem, marszcząc lekko brwi. - Chyba musi być całkiem stara, teraz wilki żyją w mniejszych, bo dużo z nich przebywa w miastach - zastanawiałam się na głos, przygryzając lekko wargę w zamyśleniu. Pokręciłam głową. - Wybacz - szepnęłam i Zaśmiałam się. - Będę uważać, choć zapewne będziesz mi o tym przypominał częściej - zauważyłam, uśmiechając się do niego miękko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zdecydowanie, a już w szczególności kiedy będzie zbliżać się pełnia - skrzywiłem się nieco. - Wybacz, niepokoi mnie nieco takie bliskie sąsiedztwo, tak dzikie jak wilki w dużej watasze - dodałem. - I wiem, ty nie masz absolutnie żadnego z tym problemu, ale mimo poznania już kilku wilków w swojej karierze, nie ufam im na tyle, by podejść od razu do tego spokojnie - westchnąłem cicho, kończąc już powoli obiad.
Offline
Pokiwałam głową.
- Z tego co wiem, to biorą serum, które łagodzi objawy pełni. Tak samo jak te wilki, które żyją w mieście. Myślę że wzajemnie też nie mają ochoty sobie skakać do ptaków - mruknęłam, spoglądając na Caia. - Chcę obejrzeć to piękne miejsce. I chce się przejść dookoła niego, rozejrzeć po tamtejszych terenach - oznajmiłam, uśmiechając się szeroko i już spokojnie wracając do jedzenia.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dobrze dobrze, obejrzysz wszystko w swoim czasie - uspokoiłem jej zapędy, kończąc jedzenie. - Ale cieszę się na twoją radość. Po prostu... Wszystko w swoim czasie, kochana. Pojedziemy tam w przyszłym tygodniu i tylko na dwie noce - uznałem.
Offline
- Tylko na dwie noce - powtórzyłam, przedrzeźniając go. Westchnęłam i odłożyłam widelec. Nie dojadalm swojej porcji ale byłam wystarczająco najedzona. Nie chciałam się dopychac, a widząc że Cai skończył, podniosłam się z miejsca i sięgnęłam po jego talerz aby od razu odstawić go na blat w kuchni. - Dobrze ci zrobi poprzebywanie w tym mieście. Na ulicy spotkasz wiele istot - zauważyłam. - A większość z nich czuję się bezpiecznie w towarzystwie innych. Bez względu na rasę, czy pochodzenie. Od razu widać kto jest tutaj nowy ale nie zjedzą cię żywcem. Chyba - mruknęłam, spoglądając na wampira ciekawsko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Oboje wiemy, że mam dość siły by na to nie pozwolić nikomu - prychnąłem. - Tak się składa, że umiem o siebie zadbać nawet w nowym otoczeniu. Nie zmienia to faktu, że będę musiał się do tego przyzwyczaić. Nim poznałem ciebie otaczała mnie sama śmietanka towarzyska, najwyżej postawieni, najbogatsi, a każdy z nich miał mi coś zawsze do zaoferowania w darze - obserwowałem cały czas bardzo uważnie moją Mandy. - A potem poznałem kogoś, kto wywrócił mój świat i potrzebowałem dłużej chwili by na nowo zbudować sobie hierarchię wartości...
Offline
- Chyba wpadłam w złym momencie - mruknęłam, w końcu w pełni wchodząc do miaszkania i zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęłam się do corki krzywo, a potem w pełni skupiłam się na wampirze. Na tym seksownym, bardzo smacznym kąski. Tak blisko, a tak daleko, uh!
W dodatku to o czym mówił wampir... Brzmiało dziwnie znajomo. Poczułam aż dziwne wiercenie w brzuchu przez to. Chciałam się jednak szybko go pozbyć więc się odezwalam. I wtedy obie pary obu skierowały się na mnie. Ah, cudnie.
- Rozmawiajcie sobie. Ja już idę do siebie - mruknęłam, patrząc wciaz na Mordecaia, nie odrywacaj wzroku od niego. Co za mężczyzna. I moja Mandy go miała? Niemożliwe wręcz!
Offline
- W porządku, proszę pani... - mruknąłem tylko odchrząkając i odwracając wzrok i od Mandy i od jej matki, by nie zobaczyły tak łatwo mojego zmieszania, gdy czułem wręcz na swojej skórze wzrok dojrzałej wampirzycy. Wolałem go unikać, bo cóż innego mogłem zrobić mieszkając w tym samym, dość niewielkim mieszkaniu. Czeka mnie ciężka próba cierpliwości.
Offline
Zacisnęłam mocno wargi, odprowadzając ją wzrokiem do jej pokoju.
- Wybacz - bąknęłam, krzywiąc się. Straciłam nagle humor. - Wstyd lub poczucie subtelności nie wykrztalcilo się u niej nigdy - podsumowałam, odwracając się do blatu aby wyrzucić resztki inposmywac naczynia. Odchrząknęłam. - Nie chciałam nigdy wywracać twojego systemu wartości. Nawet nie wiedziałam że ktoś taki jak ty może się mną zainteresować. Z początku przecież tak było, nie interesowałam cię, ani to że twoja narzeczoną mnie napastowała - wypominam mu, burczac.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wywróciłem oczami, ale postanowiłem dalej brnąć w to wypominanie sobie.
- No cóż, można powiedzieć, że to nawet szlachetne. Dopiero gdy cię poznałem bliżej, poczułem że jesteś mi niezbędna od tego momentu. Nie zacząłem szaleć za twoim wyglądałem, zafascynował mnie twój tok myślenia, twoje słowa, twoje zachowanie, czasem zupełnie nie racjonalne... Po prostu ty - uśmiechnąłem się lekko, wstając od stołu i podchodząc do wampirzycy do kuchni.
Offline
Zatrzymałam sie. Utknęłam na chwilę w bezruchu, zaciskając palce na talerzu i gąbce w pianie. Myślałam nad jego słowami. I chyba miały sens, co burzyło moje chęci podenerwowania się na niego. Czemu musiał być taki idealny? Taki w sam raz dla mnie. Taki... Uh. Mordecaiu Harland, natychmiast wyjdź mi z głowy, mieszasz w niej za bardzo!
Popatrzyłam na Caia który podszedł do mnie, by nasze oczy znów się spotkały.
- Nie zacząłeś zaszaleć za mną od razu - przytaknęłam. - I mój wygląd nie był głównym bodźcem twojej fascynacji mną - dodałam. Pokiwałam głową. - Mhm, dla mnie twoje decyzje też są czasem nieracjonalne - zaznaczyłam, wracając powoli do mycia naczyń.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie zaprzeczę. Co nie zmienia faktu, że odrobiny szaleństwa nie zaszkodzi - podsumowałem, kiwając głową i nadal zerkając na Mandy. - Jestem szalonym wampirem ogrodnikiem, który kocha swoje róże, a szczególnie tą jedną, niepokorną z dużą ilością igieł. Nie wykluczone, że właśnie przez tą ilość igieł jest jeszcze bardziej piękna, bardziej czerwona niż inne - dodałem jeszcze z uśmiechem, wyglądając zaraz przez okno kuchenne na ulice miasta.
Offline
Westchnęłam cicho, mięknac pod jego słowami.
- Im bardziej niedostępne tym bardziej chcę się to mieć - zauważyłam. - Taka już nasza natura. I nie tylko nasza. Wielu tak ma - mruknęłam, uśmiechając się pod nosem. - Nie musisz mi tak opowiadać o tej twojej najpiękniejszej róży - dodałam, uśmiechając się jeszcze szerzej do samej siebie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie muszę, fakt, ale chcę, bo widzę jak reagujesz na te opowieści. Miękniesz, patrzysz łagodniej i ufniej. Z większą ilością miłości. A uwierz, nie porzuciłem mojego tuzinu kucharzy i służek, by teraz nie cieszyć się twoją miłością do mnie, tak jak ja cieszę się każdego dnia, że padło na ciebie - uznałem szczerze. - Nie żałuję, porzuconego życia, gdy tylko się uśmiechasz...
Offline
- Nie masz czego żałować. Zapewniam cię że takie życie jest zdecydowanie prostrze i mniej męczące od tego, którym żyłeś. Może ci się tylko wydawać że gotowanie i sprzątanie samemu to mordega. Ale robisz to dla samego siebie. Dom jest przytulny, a luzie którzy cię otaczają są wybierani przez samego ciebie. Żadnych układów.
Wytatlam dłonie w ścierkę kuchenną i oparłam je na biodrach, patrząc na wampira.
- Miekne bo słyszę w jaki sposób o tym mówisz. Nie jestem w stanie inaczej reagować - szepnęłam, ponownie się do niego uśmiechając.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W taki, to znaczy jaki? - spojrzałem na nią zaciekawiony. - W szczery, pełnym miłości i tęsknoty? Widzisz to we mnie i słyszył bardzo jasno, prawda? - uśmiechnąłem się lekko. - Zawsze narzekałaś, że nie możesz ze mnie czytać, tak jak ja z ciebie, a jednak znasz mnie na tyle długo by widzieć to we mnie. Emocje...
Offline
Zrobiłam mały krok w jego stronę i wyciągnęłam dłoń po jego. Złapałam ja i zacisnęłam palce.
- Wyrażasz je inaczej niż wszyscy. Inaczej niż ja sama. Ciężko mi było na początku cię pojąć - szepnęłam. - Ale teraz lubię to w tobie. To denerwujące ale... Wyjątkowe. - Pokiwałam powoli głową. - Nawet gdy się uśmiechach to zazwyczaj robić to dosyć powściągliwie. Ale widzę w tym szczerość, bo widziałam też całą masę sztuczności, jaką masz w sobie. - Przymknelam powieki. - Ah, zaczynam się kręcić w kółko i mówić trochę bez ładu i składu - skarcilam sama siebie. Sęk w tym, że przy mnie taki nie jesteś. Jesteś Caiem. Sobą. Chyba w najlepszej możliwej wersji. Choć z tygodnia na tydzień ją ulepszasz... Prawda?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Staram się jak mogę - przyznałem szczerze. - Tym bardziej to podkreślam, bo chcę byś wiedziała że się staram. Jak bardzo się staram. Że tym razem nie zawiodę i nie opuszczę... Ale nadal może być lepiej. Może już niedługo... Wiesz, rozszyfrujesz mnie zupełnie i nawet gdy będę się starał ukrywać emocje, ty i tylko ty będziesz wiedzieć, co naprawdę chodzi mi po głowie - parsknąłem cicho.
Offline
Zaśmiałam się krótko razem z Mordecaiem i unioslam obie dłonie, by ująć w nie jego twarz.
- Chcę znać każdy twój szyfr - wyszeptałam lekko zestresowana. Może trochę za bardzo drżałam, ale to wszystko przez natłok emocji budujących w moim ciele. - Nie chce główkować nad nimi i je łamać. Chcę je znać. - Patrzyłam mu prosto w oczy, który teraz otworzył szeroko, wpatrując się we mnie. - Kocham cię głupku. Chciałabym ci dać dużą nauczkę i dać mocno do zrozumienia że z Mandy Cantrell się nie zadziera - oznajmiłam, unosząc podbródek w górę i przyjmując jedną ze swoich dumnych pozycji. - Ale dochodzę do wniosku że nie potrzebujesz tego.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline