Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Kwestia perspektywy - westchnąłem. - Sam zazdroszczę im paru rzeczy, ale... Na pewno nie większość. Chyba jednak jestem dumny z bycia wampirem, do pewnego stopnia - pokiwałem głową z zamyśleniem. Potem jednak przypomniałem sobie by wymieszać makaron. - Ale masz rację, pewnie wielu z naszym przodkom nie spodobałby się taki stan rzeczy. No wiesz, równe życie, zamiast dominacji. Równość jest w porządku, choć i tak jest pozorna. Nie bez przyczyny władzę nad Atlantis spełniają ludzie, nawet jeśli istoty też zajmują stanowiska rządowe... bezpieczniej jest nas zamknąć w żywym rezerwacie niż wpuścić do ich świata...
Offline
- Tak, to fakt. Ciekawe jak życie wygląda poza tą wyspą - mruknęłam pod nosem. - Choć chyba nigdy bym się nie zdecydowała na sprawdzanie tego osobiście. Atlantis jest wystarczająco duża aby uciec daleko od tego co nam się nie podoba. - Wzruszyłam lekko ramionami. Spróbowałam trochę sosu i Zmarszczyłam nieco nos, sięgając po przyprawy. - Choć może masz rację że nie ma co tak bardzo zazdrościć ludziom. - Zmarszczyłam brwi po krótkim zastanowieniu. - W końcu to oni wtargnęli na nie swój teren i zgotowali tutaj piekło na dłuższy czas. Może wcale tak bardzo się od nas nie różnią?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Śmiem nawet wysunąć tezę, że wymordowanie niemal całego gatunku istot, z którymi wystarczyło się dogadać i nie wchodzić w drogę... - pokręciłem głową. - Nie, nie warto roztrząsać starych spraw. Warto tylko o nich pamiętać. I cieszyć się, że jest tak, jak teraz - podsumowałem, a potem uśmiechnąłem się pod nosem. - Choć... doskonale pamiętam opowieści pradziadka, o tytule Króla Wampirów... Nie uważasz, że z tytułem Króla i Królowej nam do twarzy - uśmiechnąłem się szczerze z wyższością, całując lekko moją Mandy.
Offline
- Nie wiem czy do nas... - Zmarszczyłam brwi, mimo wszystko uśmiechając się dosyć szeroko, a przede wszystkim szczerze. - Ten tytuł na pewno pasuje do ciebie, Cai - szepnęłam, powoli mieszając łyżką w głębokiej patelni. - Choć teraz w tym fartuszku i przy makaronie jesteś naprawdę królewski - podsumowałam złośliwie, parskają śmiechem. - Naprawdę za mną tęskniłeś? - zapytałam sarkastycznie. - Jedyna osobą która docinala ci non stop. No nic innego tylko zakochać się w takiej bez pamięci!
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, mimo wszystko tęskniłem - parsknąłem, trącajac ją biodrem o biodro. - Do ciebie też ten tytuł pasuje - ciągnąłem tamten temat. - Pamiętasz te suknie co ci kupiłem? Wyglądałaś w nich jak księżniczka... Masz je nadal, czy może... wyrzuciłaś? - zapytałem niepewnie.
Offline
- Wyrzucanie takiego cuda było by w moim systemie wartości przestępstwem - odparłam, nie wprost, tylko pokrętnie jak to miałam w zwyczaju robić bardzo czesto, a złego Cai kompletnie nie tolerował wcześniej. - Znaczy się nie wyrzuciłam - dodałam gdy uświadomiłam sobie to wszystko i rzuciłam mu krzywy uśmiechem. - Mam je wszystkie w pudle z wielkim napisem "zbyt piękne by wyrzucić, zbyt sentymentalne by nosić" - dorzucilam jeszcze na koniec, zagryzając mocno wargę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Parsknąłem, kiwając głową ze zrozumieniem.
- Teraz... Teraz chyba możesz wrócić do noszenia ich? - zaproponowałem. - Oczywiście nie w tej chwili, lepiej po jedzeniu - dodałem od razu, skupiając wzrok na makaronie który kończył się już gotować. Jednak zerknąłem jeszcze raz na Mandy.
- Snetyment teraz może już... już być dobry, prawda?
Offline
Rzuciłam mu rozbawiony uśmiech.
- Prawda. W tej chwili i na tym poziomie na którym teraz już jesteśmy... Sentyment to dobra sprawa. Tak sądzę... - szepnęłam, kręcąc głową i się śmiejąc. Miał rację, mogłam je teraz wyciągnąć i przynajmniej pooglądać. Pamiętałam że były piękne ale odkąd wrzuciłam je do tego pudła i zakleiłam czarna taśma więcej ich nie oglądałam. - Odcedzaj lepiej ten makaron, bo będziemy jeść papkę - rzuciłam, dodając jeszcze czosnku do sosu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Już już - mruknąłem, bo Mandy chyba nie wiedziała jaka to skomplikowana operacja. Na całe szczęście wszystko poszło po mojej myśli i gdy tylko odcedziłem makaron, pozostało tylko poczekać aż sos Mandy też będzie gotowy.
- Długo jeszcze...? Te zapachy jednak sprawiły, że zgłodniałem - zapytałem, podjadając już kolejną nitkę makaronu.
Offline
- Na tyle krótko, że nie zdarzysz wtrząchnąć całego makarony - bąknęłam, wytykając mu podjadanie. - Jak chcesz mieć dobry sos to musisz chwilę poczekać - dodałam rozbawiona. - Już kończę, głodomorze - zapewnilam go, zerkając na wampira z czułym uśmiechem.
Gdy "w końcu" skończyłam sos, wymieszalam go w dużej misce razem z makaronem, aby makaron przesiąkł sosem i nabrał więcej smaku. A gdy makaron odlezal już swoje 10 minut oświadczyłam że można już jeść.
- Rany, gdybyś miał ogon to byś zaczął nim merdac - zauważyłam złośliwie, gdy siedliśmy ze swoimi porcjami do stołu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jestem po prostu bardzo głodny - burknąłem, przymierzając się już do talerza. - I mówię otwarcie o swoim głodzie już od dawna - dodałem oskarżycielsko. Zaraz jednak złagoniałem i gdy Mandy także usiadła z westchnieniem spojrzałem na talerz. Wyciągnąłem z kieszeni spodni fiolkę swoich zapasów krwi i skropliłem kilka kropelek dla smaku.
- Podano do stołu... - mruknąłem pod nosem zaczynając jeść.
Offline
Zachichotalam.
- Oczywiście, podobno do stołu. Trochę nie w czasie - zauważyłam, powoli zaczynając jeść. - Wybacz, ja przywykłam do tego, że czekam na jedzenie - szepnęłam, wcinając. - A ty nie - podsumowałam, spoglądając rozbawiona. - Taki mały obóz przetrwania dla ciebie - zazartowalam. - Nauczę się gotować i jeszcze będziesz Łuczak kucharzy potem. Że robią nie w taki sposób jaki byś ty to zrobiłeś! - Roześmiałam się.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową.
- Myślisz... że kiedyś jeszcze będziemy mieć kucharzy? - zauważyłem. - Sądziłem, że nie będziesz chciała mieszkać ze mną w rezydencji. A jeśli ciebie nie będzie tam, to mnie też. Więc... już chyba nie będę miał kogo pouczać. Czas się samemu porządnie nauczyć gotować - podsumowałem.
Offline
Pokiwałam główką ze zrozumieniem.
- I nie będziesz na to w ogóle nalegal? - mruknęłam zaskoczona. - Kim jesteś i co zrobiłeś z wampirem, którego poznałam? - znów mruknęłam rozbawiona. - Choć nie mów, podoba mi się całkiem mocno ten wampir który teraz tu siedzi więc zostawmy ten temat jako tajemnice - podsumowałam, uśmiechając się do niego przyjaźnie. - Będziemy mieszkać w dom z pięknym ogrodem. Może zatrudnimy kogoś kto będzie nam przy nim trochę pomagał, bo jeśli jest tak duży jak z moich marzeń, to we dwoje możemy nie dać rady - zauważyłam, opierając policzek na dłoni i grzebiąc w talerzu. To były takie piękne marzenia, które zaczęły się urzeczywistniać.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jest dość spory... Choć wiele pokoi stoi pustych, nie bardzo wiem co z nimi możemy robić - przyznałem się rozbawiony, patrząc na moją ukochaną miękko. - Po za tym, zawsze mówiłem, że wielkie rezydencje to nie mój konik. Myślę, że tak będzie nam obojgu lepiej... Ty nigdy tego nie lubiłaś, a ja chcę byś była szczęśliwa u mojego boku... Samo przez sie się rozumie, że przez to odpadają wystawne wampirze dwory - wzruszyłem lekko ramionami jedząc powoli spaghetti, w końcu nigdzie się nie śpieszyliśmy, prawda?
Offline
- Wystawne wampirze dwory są mało oryginalne jak na wampiry - mruknęłam z uśmiechem. - A nasza dwójka nie jest żadnym stereotypem - zaznaczyłam, uśmiechając się znacząco. - Będziemy szczęśliwi. Ja będę i ty będziesz. A puste pokoje można zapelnic, kochanie - szepnęłam zadowolona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie wiem jak je zapełnić... Może z jednego większego zrobimy salę balową? Taką naszą, malutką... Jedna biblioteka już będzie... Może mały pokój kina domowego? Choć sam nie wiem, nie oglądam dużo filmów, czy seriali mam zawsze coś lepszego do roboty... - zastanawiałem się na głos, zajadając się obiadem, kóry wyszedł cudowny.
Offline
- Fakt... Nie oglądamy raczej filmów. Wolę w spokoju przysiąść i posłuchać muzykę lub posiedzieć na trawie w ogrodzie. To przyjemniejsze niż filmy - przytaknęłam wampirowi, przechylając lekko głowę na bok. - Można też zrobić pokoje dla małych domowników. Dziecięce sypialnie. Oh, no i mogłabym mieć swój gabinet z blatami abym mogła rozkładać materiały, półki na nie. Na zeszyty, duże i małe projekty, wieszaki i manekiny... - Uśmiechnęłam się niewinnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dziecięce sypialnie... - powtórzyłem z wolna, analizując te słowa, ale zaraz wyrzuciłem je z głowy. Nie, nie warto się nad tym głębiej zastanawiać. - Gabinet brzmi dobrze. Jest tam dużo światła, na pewno jakiś z pokoi ci się spodoba - kontynuowałem już spokojnym głosem jakbym się nigdy nie zawahał.
Offline
- Mhm, tak, na pewno sobie coś wybiorę. To w końcu dom marzeń - szepnęłam z delikatnym uśmiechem, wracając w pełni do jedzenia.
Wahanie w jego głowie na moje słowa na temat dziecięcych sypialni było... Naprawdę mocno wideoczne. Jednak nie chciałam teraz jakkolwiek denerowowac mojego Caia. I tak wiele nerwów kosztowało go przybycie tu i rozmowy ze mną. Mnie i jego. Na takie rzeczy jeszcze przyjdzie czas. Jednak nie miałam zamiaru ukrywać zbyt długo tego, że dziecko to moja wielka potrzeba. I to nie po to aby wilki rod Harlandow miał kolejnego przodka. Nie, ja chciałam mieć mojego brzdąca aby kochać go najlepiej jak umiem. Jednego... Lub dwa... Kto wie ile...?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline