Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Więc... wiesz też jak bardzo się staram by wszystko jednak wyglądało... lepiej. By być lepszy... - bardzo powoli, co prawda bez muzyki, ale zacząłem tańczyć. - Tęskniłem za beztroskimi chwilami, ale chwilami z tobą. A teraz... nie chcę ich stracić już na zawsze, czy możesz... choć spróbować obiecać mi, że wrócą te szczęśliwe chwile? Że stworzymy też nowe, ale razem ze starymi? - upewniłem się jeszcze. - Już bez złych chwil. Tylko... tylko te dobre...
Offline
- Będziemy już razem? Zawsze? - szepnęłam, marszcząc lekko brwi. - Nie chce zaraz się dowiedzieć, że gdzieś jest znów jest jakiś haczyk. Że znów jakieś "ale" nas że sobą skłóci. Chyba bym tego nie wytrzymała. I tak we mnie już wszystko pękło. Zresztą... Sam wiesz. W tobie również. - Westchnęłam zwieszając ramiona. Starałam się usłyszeć w głowie swoją ulubioną melodie i poruszać w jej rytmie, tak jak zwykle to robiłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mówiłem ci, że teraz... Teraz nie ma haczyków - uśmiechnąłem się bardzo leciutko. - Teraz jesteśmy tylko my. I tylko my decydujemy, jak bardzo się zbliżymy, albo oddalimy. I mówiłem ci też jeszcze coś - przymknąłem powieki, opierając swoje czoło na jej czole, tak jak to zrobiłem gdy po raz pierwszy byliśmy siebie tak blisko, kiedy ją pocałowałem.
- Oddałem ci siebie i oddam ci wszystko co mam, bylebyś mnie przyjęła z powrotem do swojego serca, w swoje ramiona... po prostu do siebie.
Offline
- Wszystko jak na ciebie to naprawdę dużo - szepnęłam, puszczając go i w obie dłonie delikatnie ujmując jego twarz, ale wciąż delikatnie kowalami się na boki w naszym niby "tańcu". - Przyjmuje cię przecież. Może nie tak szybko jakbyś chciał. Wcziraj nie chciałam ci otworzyć drzwi, a dziś tańczymy wśród kwiatów - zauważyłam uśmiechając się do niego serdecznie. - Oddałeś mi już wszystko co mogłabym chcieć. I zapewniles dużo atrakcji w naszym związku - zauważyłam żartobliwie ale z czułością. - Kocham cię - szepnęłam delikatnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ja ciebie też, Mandy - odparłem szczerze i miękko. - Bardzo - dodałem i ucałowałem moją wampirzyce. - Wpuszczaj mnie dalej, wczoraj przez drzwi, dziś do wygodnego łóżka do snu... codziennie coś nowego, co? - parsknąłem lekko śmiechem.
Offline
- Przecież wiesz, że ze mną nie da się nudzić. A pojutrze jak przywieziesz swoje rzeczy to oddam ci trochę półek - zapowiedziałam kolejna nowość z szerokim uśmiechem. Zsunelam dłonie niżej, przez jego szyję na ramiona i zacisnęłam na nich palce. - Podoba mi się twoja radość. Z tymi twoimi ciemnymi błyszczącymi oczami jesteś bardzo seksowny.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- O ile mi wiadomo, to ja zazwyczaj jestem seksowny - uznałem nie skromnie, ale zaraz się roześmiałem. - Jak mam nie być radosny skoro jesteś tu ze mną? - westchnąłem z miękkim uśmiechem, nadal kiwając się z Mandy do muzyki której nie było. - Wracamy powoli?
Offline
Przez chwilę zapomniałam jak się używa jezyka. Na szczęście zaraz sobie to przypomniałam i pochylilam się w jego stronę by sięgnąć jego ust i upewnić się czy na pewno wszystko pamiętam. Uśmiechalam się między pocałunkami. Jego ciepłe wargi, były takie znajome...
- Tak, chyba możemy pomału wracać - przytaknelam spokojnie. Zsunelam dłonie z jego ramion, opuszczając je w dół. Zawiesiłam luźno ramiona wzdłuż swojego ciała i PrZechylilam głowę. - To chodź - ponaglilam go i Zaśmiałam się krótko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Skinąłem głową i łapiąc pośpiesznie dłoń Mandy, ruszyliśmy w stronę wyjścia z ogrodu a następnie mieszkania Mandy, gdzie i ja będę mieszkał przez najbliższy czas.
Nim weszliśmy do środka udało mi się wykonać kilka telefonów odnośnie moich przenosin, oraz tego by służba spakowała kilka z moich najpotrzebniejszych rzeczy.
- Lubię kiedy wszystko jest załatwiane - westchnąłem zadowolony, odkładając telefon na bok, kiedy Mandy rozglądała się po domu, pewnie upewniając się czy jej matka tu jest czy jej nie ma.
Offline
Kiedy stwierdziłam że jest za cicho, doszłam do wniosku że mamy nie ma. Może gdybyśmy były kompletnie normalnymi wampirami, odetchnęła bym z ulgą, ale tak się nie stało. Śpiewam się troszeczkę, zastanawiając się gdzie jest. Dziś nie poszła do pracy. Byłam pewna.
- Może coś zjemy - mruknęłam, sięgając do siatek z zakupami, które zrobiliśmy po drodze, gdy Cai dzwonił. Oczywiście uparł się że zapłaci za wszysko, a ja już nie chciałam się klocic o to nad biedna mlodą kasjerką. - Zrobić spaghetti? - zaproponowałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Oczekujesz, że przytaknę, czy że zaoferuję swoją pomoc? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie jak często miałem w zwyczaju. - Oboje wiemy, że mógłbym śmiało powiedzieć "oh, w porządku, może być", stać mnie na to. Natomiast jeśli chodzi o pomoc, to cóż, nie wiem na ile moja pomoc byłaby faktycznie pomocna... Rzecz jasna mogę próbować, ale ostrzegam, że musisz mnie niańczyć w kuchni jeszcze bardziej uważnie niż jeśli chodzi o miłość - stwierdziłem w końcu.
Offline
- Nie jestem twoim głosem rozsądku, dziecko - bąknęłam, trochę zawiedziona, że nie od razu podjął decyzję w głowie, a zaczął się ze mną dzielić szczegółowymi rozmyślaniami. - Gdzie się podział zdecydowany wampir? Głową rodu Harlandow? - dodałam na koniec rozbawiona i Pokręciłam głową. - Ide się przebrać w coś bardziej domowego, zaraz wrócę - wyjaśniłam kierując się do swojej sypialni... Która za momencik będzie w sumie nasza wspólną.
Nie domnkelam jednak drzwi bo nie miałam po co trzaskać drzwiami. Zrzuciłam z siebie ubrania które miałam na siebie i założyłam lekka, czarną sukienkę, oczywiście musiała mieć w sobie to coś, aby mnie zachęcało do jej noszenia. Jej rękawy wyły zrobione z ślicznej koronki, krój miała prosty, jedynie była zwężona lekko w talii.
W międzyczasie pomyślałam sobie, że może jednak to wcale nie takie głupie, że Mordecai dzielił się że mam takimi rzeczami. Przecież to drobiazgi zbliżyły nas na początku. Teraz też powinno tak być. Tyle że przywykłam do relacji w której już jesteśmy blisko... Mandy weź się w garść. Może właśnie dlatego tak ciężko było zrobić kolejny krok w stronę nas.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- A zostawiłaś te uchylone drzwi specjalnie dla mnie...? - parsknąłem śmiechem, obserwując drzwi, choć nie wychylając się tam specjalnie, a raczej rozkładające wszystkie zakupy, jakie kupiła Mandy na blacie. - Choć już wampirzyco, moją poważną decyzją na poziomie rodu Harlandów zadecydowałem, że ci pomogę, a właściwie nauczę się jak być choć odrobinę pomocnym - dodałem chowając płócienna torbę do szafki z której wcześniej wyjęła ją Mandy.
Offline
- Mhm, chłopiec staje się mężczyzną - mruknęłam, uśmiechając się do niego złośliwie. Już boso, bo po domu chodziłam raczej bez butów, wróciłam do kuchni. Pogładziłam Caia po plecach delikatnie, gratulując mu tej poważnej decyzji. Następnie sięgnęłam po swój fartuszek i przewiazalam go sobie w talii. - Makaron to żadna filozofia, kochanie. Zapewniam cię. Dlatego ty dostaniesz takie zadanie, a ja zrobię dobry sos. Niebo w gębie, zapewniam. - Zaśmiałam się i podałam mu drugi, zapasowy fartuszek. - Dla bezpieczeństwa, chyba nie chcesz sobie ufajdolić spodni. Pewnie kosztowały więcej niż wyposażenie mojej kuchni - zauważyłam, unosząc lekko brew.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie mogę zaprzeczyć - przytaknąłem, zawiązując fartuch choć było to dla mnie z lekka dziwne. Ale no dobrze, czego nie robi się dla ukochanej. - No dobrze, makaron... Makaronie, zostaliśmy pozostawieni sami sobie - mruknąłem pod nosem, unosząc opakowanie, które jeszcze chwilę temu wyciągnąłem. Na całe szczęście na opakowaniu znajdowała się szczegółowa instrukcja przygotowania makaronu, za co byłem producentom dozgonnie wdzięczny. Tak więc, wspomagając się obrazkami, sięgnąłem po garnek i zacząłem podążać w skupieniu za poleceniami.
Offline
- Tylko gotuj go tak że dwie minuty krócej na opakowaniu i sprawdź, nie chcemy żeby były jakieś rozgotowane - mruknęłam do Caia, doprawiając pomidory. Standardowo dodałam trochę krwi zwierzęcej a potem sobie przypomniałam o Mordecaiu. - Uh, dodałam swojej krwi. Będzie ci przeszkadzał jej smak? Wiem że sam zapach nie jest najfajniejszy w porównaniu do tego co pijesz... - Skrzywiłam się, spoglądając przepraszająco na wampira.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie przejmuj się, najwyżej dodam swoją już do gotowego - uspokoiłem Mandy miękko. - Naprawdę nie mam uprzedzeń do krwi zwierzęcej, po prostu mnie nie syci w żaden sposób. Musiałbym chyba wypić całe zwierzę do suchej żyły, by poczuć jakikolwiek przypływ sił, rozumiesz - wzruszyłem lekko ramionami. - Chodzi o stężenie magii jaka niesie ze sobą krew, zwierzęta mają jej stosunkowo mało, ludzie żyjący na Atlanstis znacznie lepiej nią przesiąkają, a czarodzieje są żywymi generatorami energii - zhierarchizowałem wszystko.
Offline
Pokiwałam głową.
- Jeśli chodzi o krew, to jestem mało zorientowana, nawet jako wampirzyca. Ale wiem która syci nasza radę najbardziej .czarodzieje do dziś potrafią uciekać ma nasz widok - zauważyłam, wzdychając ciężko. - Ale nigdy nie piłam innej. Znam tylko smak zwierzęcej - mruknęłam, powoli mieszając doprawiony już sos na wolnym ogniu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Masz na to wyjaśnienie, bardzo sensowne - zaznaczyłem. - Co do czarodziejów... cóż, u nich też widać poważny rozłam jeśli chodzi o starsze pokolenie i to bardziej postępowe. Choć chyba w kulturach wszystkich istot idzie to zauważyć - przyznałem. - Niektórzy czarodzieje cenią wampiry i choć się ich obawiają, to nie wyskakują z czosnkiem, albo innymi srebrnymi sztućcami. A niektórzy nadal choć mają magię w garści boją się dwóch kłów ponad życie... nieważne, wampiry nie są wcale, a wcale lepsze - podsumowałem.
Offline
- Żadna rasa nie jest w całości dobra. Mimo że jedni mają dużo rozlanej krwi na kartach historii, a inni nie. - Pokręciłam głową. - Po prostu... Grunt że się w końcu wszyscy jakoś dogadaliśmy. I teraz jesteśmy w stanie żyć ze sobą. A istoty takie jak ja nie są wykluczane z jedynego społeczeństwa do którego mogą należeć. Nie wyobrażam sobie... Co by było bez takich miast jak to? Kiedyś granice były ostrzejsze i bardziej widoczne. Nasi dziadkowie i pradziadkowoe zapewne przewracają się w grobach widząc co się stało ze światem którym niegdyś władali - powedziałam z żalem w głosie. Zagryzalm mocniej wargę. - Szczerze mówiąc to staram się bardziej upodabniać do ludzi niż wampirów - wyznałam. - Wielu rzeczy im zazdroszczę. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline