Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim wnętrzu.
- Przeciwności? - szepnęłam, gładząc go dłonią po torsie. - Musiało być ich bardzo niewiele, bo już sobie o żadnych nie przypominam - szepnęłam uśmiechnięta, obejmując go w torsie i wtulając policzek w jego pierś. - Nie pamiętam - powtórzyłam spokojnie.
Offline
Zaśmiałem się cichutko, tak jak cały ranek, odkąd Primrose zrobiła się lekko zamuloną, słodką kuleczką w sam raz do tulenia, oraz wyznawania sobie miłości.
- Dobrze, dobrze skoro nie pamiętasz, to nie ma sensu ci przypominać - podsumowałem z uśmiechem, otulając dziewczynę ramionami. - Pamiętasz, że będziesz musiała niedługo wracać do domku, prawda Prim?
Offline
Pokiwałam głową na tyle na ile mogłam w jego uścisku.
- Tak, wiem, Riddick... - szepnęłam. - Na zewnątrz jest zimno, brrr. Jeszcze nie chcę myśleć o wychodzeniu na dwór - szepnęłam, przygryzając lekko wargę. No i nie chciałam zbytnio nigdzie iść. Pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę nie miałam ochoty robić nic. Tylko leżeć tak u jego boku, otulona kocem i jego ciepłym uściskiem. Bo tak było najlepiej na świecie. - Ale wiem że niedługo powinnam się zacząć zbierać. Na pewno jest do zrobienia mnóstwo rzeczy... - wymamrotałam.
Offline
- Tak, tak, na pewno, ale to za chwilę - zgodziłem się z jej wcześniejszymi słowami. - Póki co jesteś jeszcze tutaj, nigdzie się nam nie śpieszy, leżymy razem, spokojnie, odpoczywamy... Zasłużyłaś na to Prim, więc się nie wypieraj, ani sobie tego nie odbieraj... Bardzo się cieszę, że się relaksujesz teraz ze mną... - mruknąłem jeszcze i przymknąłem oczy. - I bardzo, bardzo cię kocham.
Offline
Uśmiechnęłam się błogo, wtulając w niego nieprzerwanie.
- Wiem, wilczku. Ja ciebie też bardzo kocham - mruknęłam szczęśliwa. - Smaczne śniadanko nam zrobiłeś, więc chyba powinniśmy je zjeść, zanim całkowicie ostygnie - stwierdziłam, powoli się odsuwając i znów sięgając po talerz z omletem. - A ty, co będziesz dziś robił, dzień będzie zapewne cały taki szary, ponury i zimny - szepnęłam zatroskana.
Offline
- Mam całą paletę najciekawszych zajęć, moja malutka, ale spokojnie, coś wymyślę - zaśmiałem się cicho. - Szczerze mówiąc może dziś odwiedzę rodzinę - uznałem spokojnie, przyglądając się jak dziewczyna je w końcu śniadanie. - Dagger i Claretta kłócą się o wszystko od tygodnia i chciałem wesprzeć rodziców, ojciec ma wiele na głowie przez zbliżające się święto Wielkiego Wilka, a matka pewnie ma już po dziurki w nosie bliźniaków i ich krzyków, kto tym razem lepiej polował, albo czyja zdobycz była lepsza... - westchnąłem.
Offline
- O ramy... Dają w kość - szepnęłam naprawdę przeta, powoli przeżuwając duży kęs. Zastanawiałam się nad tym, co mogłabym doradzić, albo jak pomóc Riddickowi oraz jego rodzicom, w sprawie bliźniaków. - Mhm, a może chcieli by wpaść do miasta? - zaproponowałam. Mogłabym spędzić z nimi trochę czasu - dodałam, uśmiechając się. Potem poszlibyśmy do mnie do domu, mój dziadek na pewno coś by wymyślił. Ty byś w spokoju popracował, a twoi rodzice by odpoczęli...? To nie był by problem! Bardzo ich lubię. Mogłabym się trochę odwdzięczyć, po tym, jak uczyli mnie obrony. - Uśmiechnęłam się szeroko.
Offline
Podrapałem się z zastanowieniem po karku, próbując wyliczyć na szybko wszystkie możliwe straty jakie może pociągnąć za sobą zaprowadzenie tej dwójki do miasta. No cóż, straty mogły być niewyobrażalne, ale z drugiej strony cały czas mówiliśmy o zaprowadzeniu ich do czarodziejów, a wiedziałem że to zadziała na nich jak zastrzyk uspokajający. No i szczeniaki wiedziały, że w mieście trzeba się zachowywać i jest surowy zakaz przemiany w miejscach zabudowanych.
- To nie jest wcale taki zły pomysł... Ale jesteś świadoma tego jakimi rozrabiakami są? Dagger robi na złość Clarett, a ona zaczyna od razu atakować, Dagg się broni, ale zaraz jak się tylko uspokoją to wszczyna się kolejna bójka o to kto wygrał poprzednią i tak w kółko i kółko... - westchnąłem ciężko.
Offline
Zachichotałam, kiwając głową.
- Tak, tak... Pamiętam, że sprzeczki między nimi zdarzają się dosyć często. Ale nie przeszkadza mi to w ogóle. To super dzieciaki, każdy ma w sobie coś cudownego. Ale jak to dzieci muszą trochę sobie podgryzać. Z chęcią odciąże ciebie i twoich rodziców na tą chwilę. Myślę że mogli by nawet zostać na noc u nas. To chyba zawsze jakaś frajda. Mój dziadek na pewno pomógłby mi ich jakkkos zająć. Bliźniaki lubią magię,, więc będą zadowolone. Hm? Pozwól mi, Riddick - szepnęłam proszaco.
Offline
- Dagger lubi magię. Claretta jest bardzo nieufna jeśli mam być szczery - mruknąłem, ale widząc jej nadzieje w oczach, skinąłem głową. - Dobrze, dobrze, oczywiście, że ci zaufam w tej sprawie, chętnie pozostawię ich w rękach twoich i dziadka - uśmiechnąłem się lekko. - Może dobrze na nich wpłyniecie? Swoim spokojem czarodziejów - parsknąłem lekko.
Offline
Zachichotalam.
- Nie jesteśmy tacy spokojni - zauważyłam. - Raczej nerwowe z nas istoty - stwoerdziłam. - Wieloma rezczami wciąż się przejmujemy, wielu chcę rozwiązać zagadki już. Bardziej pasuje do nas określenie pracowici i ciekawscy niż spokojni - poprawiłam mojego wilczka, mimo wszystko uśmiechając się szeroko. - Nie stawiaj ich przed faktem dokonanym, dobrze, wilczku? - szepnęłam dla upewnienia się. - Spytaj się ich, czy chcą spędzić ze mam dzień. Mogłabym ich zaprowadzić do baru żebyśmy pomogli wieczorem moim rodzicom zamknąć jakby byli chętni... No ale jeśli nie będą chcieli, to nie zmuszę ich do niczego. Tak jak ty... Jeśli powiedzą że nie chcą tak spędzać czasu, to nie będę się upierać - szepnęłam, choć po części wiedziałam, że byłoby mi przykro gdybym usłyszała od Ridda że jego rodzeństwo nie chce tego. - To pewnie ważne... Aby mieli poczucie że nie sprzedajesz ich komuś obcemu, bo ty nie możesz się zbytnio zająć nimi. Wymarźnieaz na mrozie to potem powinieneś się rozgrzać i odpocząć - powedziałam z troską w głosie.
Offline
Uśmiechnąłem się, kręcąc głową i zabierając ze stolika puste kubki po herbacie i nim wstałem z kanapy, pocałowałem jeszcze długo, ale z miłością i słodyczą, usteczka mojej Prim. Potem ruszyłem do kuchni by dolać nam ciepłego naparu.
- Spokojnie, moja dobra istotko, zapytam się ich wcześniej, a dopiero potem wyślę ich pod twoją opiekę, ale myślę, że nie będą mieli z tym problemu. Uwielbiają cię, zresztą trudno się dziwić, ciebie nie da się nie pokochać - zauważyłem zauroczony i wróciłem na kanapę, siadając obok i stawiając świeżą, gorącą herbatę. - Zjadłaś jak widzę, bardzo dobrze. Lepiej się czujesz? Pewnie nadal trochę boli...
Offline
Przumruzylam zabawnie jedno oko, sięgając po kubeczek z herbatą.
- Troszke, nie myśl o tym - poprosiłam. Wzięłam głęboki oddech, napełniając płuca zapachem napoju. - Czuję się dobrze - zapewnilam Ridda, zerkając na niego kontrolnie. - Zjadłam pyszne śniadanie i wygrałam się pod kocykiem. Zostałam wyściskana, a teraz pije sobie spokojnie z tobą herbatę. Jak mogłabym się źle czuć? - szepnęłam, uśmiechając się szeroko.
Offline
Zaśmiałem się cicho i pokiwałem głową, bo faktycznie nie ma takiej opcji przecież. Byliśmy razem, samo to napawało mnie szczęściem i nieopisanym spełnieniem.
Jak cudownie byłoby mieszkać razem z Prim, na stałe. Budzić się codziennie u jej boku, robić śniadanie, szykować się do pracy, a potem wracać, spędzać wspólnie popołudnia na spacerach, albo wygrzewaniu się przed kominkiem... Tak, muszę dobudować w naszym leżu kominek, koniecznie... Już wiem skąd wziąć materiały, zajmę się tym wtedy kiedy maluchy będą u niej...
- Powygrzewajmy się jeszcze chwilę, ale zaraz będziesz musiała wracać, jeszcze nigdy nie wracałaś ode mnie tak późno, o ile pamiętam - zauważyłem. - Nie chcę by twoi rodzice się martwili za nadto, niby wiem, że jesteś pełnoletnia, ale... cóż, sama rozumiesz - pocałowałem ją w czoło. - Jestem nadopiekuńczy. Jedna z wielu moich zalet, zaraz po byciu zakochanym w tobie do szaleństwa...
Offline
- Cieszę się, że dbasz też o wizerunek w oczach moich rodziców. Wiem że naprawdę ci zalezy. - Pokiwałam głową z szerokim uśmiechem, a następnie ostrożnie wzięłam małego łyka z kubka. Gorąca. - Hm, niedługo się zbiore. Po prostu tu mi tak dobrze, że będę myśleć o tym dopiero na ostatnią chwilę - wyjaśniłam. - Zakochany bez pamięci wilczek. Mój wilczek - powedziałam pełna dumy.
Offline
- Dokładnie tak, wszystko się zgadza - szepnąłem i wsunąłem nos we włosy Prim, napawając się jej obecnością. - Nie przeszkadzaj sobie, ja tylko będę cię wielbić w ciszy - zapewniłem spokojnie, uśmiechając się pod nosem, kiedy dziewczyna zachichotała. - Moja malutka... Przekroczyliśmy razem naprawdę sporą granicę...
Offline
Zagryzłam mocniej wargę, milcząc przez dłuższą chwilę. Myśli obijały się o moją czaszkę mocno dając o sobie znać, ale nie umiałam od razu zacząć mówić . Chyba mimo wszystko wciąż troszkę się wstydziłam? Ale ciekawość i chęć poznawania tego wszystkiego bardziej była zdecydowanie silniejsza.
- Mhm... Ale będziemy przekraczać jeszcze więcej? - upewniłam się, nie poruszając się jednak aby spojrzeć w twarz Ridda. Czułam jego gorący oddech we włosach, więc wolałam się nie wiercić. - Kolejne granicę...? - dopytywałam dalej.
Offline
Zawahałem się, ale tylko przez chwilę bo zaraz zmiękło mi spojrzenie i skinąłem lekko głową.
- Przed nami jeszcze wiele granic i myślę, że teraz łatwiej będzie nam przekroczyć każdą z kolejnych - uznałem. - Będę lepiej przygotowany niż za pierwszym razem, a ty będziesz się coraz mniej wstydzić i bać - uznałem z coraz wyraźniejszym uśmiechem. - Będzie nam dobrze Prim, obiecuje.
Offline
Uśmiechnięta wtuliłam się w swojego wilka.
- Już nam jest dobrze - mruknęłam zadowolona. - Chcę zacząć czytać książki o twojej rasie, chcę cię lepiej zrozumieć. Ciebie, twoje rodzeństwo i rodziców - oznajmiłam.
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, rozbawiony jej przejęciem tą sprawą. Naprawdę mnie kochała...
- Jestem pewien, że wiele znajdziesz na ten temat w najbliższej bibliotece w mieście - uznałem miękko. - Będę zaszczycony, jeśli aż tak bliska stała ci się moja kultura... Zawsze też możesz mnie o wszystko zapytać. O wszystko, pomogę ci najlepiej jak będę umiał - zapewniłem.
Offline