Atlantis

Wyspa pełna kłów pazurów i magii!

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2019-03-13 21:54:31

Mildream Rathmore
Hipiska ofiara
Dołączył: 2019-03-03
Liczba postów: 3
Wzrost: 1,63 m
Wiek: 21 lat
Rasa: Czarodziej
Kolor oczu: Jasnobłękitne
WindowsChrome 72.0.3626.121

Ucieczka na wieś - czarodzieje

Wieś, oddalona od miasteczka dobre 50 kilometrów szosą. Ziemia przesiąknięta magią, idealna pod uprawę wszelkich roślin, a także hodowle zwierząt. Dużo łąk, kilka mniejszych rzek, oraz niewielki lasek. Malowniczo, a jakże. Jest jedna sieć energetyczna, dosłownie jeden kabel - i to wystarcza wszystkim w zupełności.

Pestera-Village.jpg

konji-v-ogradi.jpg

Mown-path-meadow-1000x563.jpg

Dom Mildream i jej rodzinę:

2133913.jpeg

2133914.jpeg


2133915.jpeg

Offline

#2 2019-03-13 22:00:57

Mildream Rathmore
Hipiska ofiara
Dołączył: 2019-03-03
Liczba postów: 3
Wzrost: 1,63 m
Wiek: 21 lat
Rasa: Czarodziej
Kolor oczu: Jasnobłękitne
WindowsChrome 72.0.3626.121

Odp: Ucieczka na wieś - czarodzieje

Kogut zapiał rano, jednak ze mnie od zawsze był śpioch. Tak więc przekręciłam się z radością na drugi boczek, by słońce wpadające przez okna nie mąciło mojego snu, a następnie z cichym mlaśnięciem wtuliłam głowę w poduszkę, chowając ramiona szczelniej pod cienką, ale milutką kołderką. Wróciłam do krainy snów, gdzie wszystko było możliwe, gdzie jestem wolna, szczęśliwa, mogę spacerować po polanach, pod kolorowy niebem i zbierać niesamowite kwiaty…
- Mil? - zapytał głos, kończąc mój sen dość gwałtownie. Drgnęłam nieco, mrucząc pod nosem, jednak jeszcze łudząc się, że powrócę do snu. Niestety, tato potrząsnął moim ramieniem, na co już westchnęłam i odwróciłam się do niego.
- Nie śpię…
- Konie też - wytknął mi. - Wszystkie są głodne i zaraz pewnie ty też będziesz. Wstawaj - podsumował na koniec, odsuwając się od łóżka. Z jękiem uniosłam się, i przetarłam oczy, strącając resztki snu z powiek. Mama mówiła, że jeśli w kąciku oka czarodzieja pozostanie senny piasek przez cały dzień, to kolejnej nocy zmieni się w koszmar. Zawsze na poważnie brałam słowa moich rodziców. Przeszłam do łazienki i przemyłam twarz, rozczesałam roztrzepane włosy i umyłam zęby, kiedy tata zapukał we framugę drzwi ponownie.
- Już idę, już idę! - zapewniłam go i szybko ściągając z siebie lekką piżamę zsunęłam lniane spodnie do kolan, dłuższą koszulę w kolorowe wzory, a na ramiona wciągnęłam ulubioną halkę. Krótkie włosy spięłam z tyłu, jednak pojedyncze kosmyki i tak wysunęły mi się z upięcia.
- Śniadanie? - zapytała mama, przygotowując jedzenie dla taty. Ja pokiwałam głową. - Zajmę się końmi. Możesz mi zostawić kilka naleśników, to zjem potem - odparłam radośnie. Wyszłam z domu, zakładając jeszcze słomiany kapelusz.
Słońce świeciło już jasno mimo, że dopiero co wzeszło nad horyzont. Ciepło otulało moją twarz, do tego stopnia, że zatrzymałam się na moment, by napawać się nim w pełni. Następnie  ruszyłam do stajni. Czekało tam dużo pracy jak co rano. Najpierw nakarmić koniec, potem sprzątnąć boksy, wyprowadzić konie, wyczyścić je, na szczęście tylko przetrzeć szczotką i wyczesać, bo myjemy je raz w tygodniu. Potem wypuścić na pole i mogę wrócić do domu by samej zjeść.
Miałam już wprawę w takich codziennych zadaniach, więc nie zajmowało mi to tak dużo czasu, jak kiedyś. W dodatku przy sprzątaniu albo czyszczeniu koni pomagałam sobie często magią, choć mama mówiła bym nie nadużywała wygodnickiego życia. Akurat, przecież tak było dużo wygodniej.
Mniej więcej jak wracałam na śniadanie, tata wychodził od miasta. Najczęściej to on zajmował się zakupami do domu, ja pracowałam w domu przy koniach, a mama zajmowała się finansami naszej stadniny oraz całym tym dziwnym zamieszaniem wokół niej. Sama nigdy nie rozumiałam tego, ale mama była jedyną osobą w naszym domu, która dotykała się komputera oraz telefonu. Zazwyczaj unikaliśmy styczności z tymi narzędziami, zresztą było to dla mnie jasne - “życie bliższe naturze było znacznie łatwiejsze niż życie w społeczeństwie opętanym pędem i materializmem” jak mówiła mama. Używała komputera tylko po to by nakłonić czarodziejów, jak i każdą inną rasę by poznały wieś oraz jej uroki i odwiedzili nasz pensjonat i stadninę. Bardzo ją za to podziwiałam.
- Co masz zamiar dzisiaj robić, Mil? - zapytał się mnie tato, gdy odgrzewałam sobie na starej kuchence naleśniki. Nie była ani na elektryczność, ani na gaz, zasilało ją zwykłe, proste zaklęcie grzewcze.
- Jeszcze nie wiem - przyznałam zdejmując dwa naleśniki z patelni i kończąc zaklęcie pstryknięciem palców. - Ale myślę, że dosiądę jeszcze raz tego nowego konia. Nadal nie daje się osiodłać, więc muszę go nauczyć przynajmniej ujeżdżania z lejcami - wyjaśniłam, siadając do stołu. - Może odwiedzę panią Farland? Biedna siedzi zawsze sama. Podobno kilka razu próbowała się skontaktować z synem - westchnęłam ciężko. - Strasznie biedna kobieta. Pomaganie jej w zwykłych czynnościach to i tak nic wielkiego - wzruszyłam lekko ramionami. - Potem wrócę do domu i poćwiczę magię…
- Co dziś przerabiasz? - zapytał z ciekawością tato, choć wiedziałam, że zaraz powinien wychodzić. Był już ubrany w prostą białą koszulę i skórzaną kamizelkę. Kilka kamieni szlachetnych zwisało na rzemieniach. Świeciły się przyjemnym światłem, wprawiając mnie od razu w uśmiech. Zaklął w nich magię, mówił, że to zapasy magii na “czarną godzinę”.
- Myślę, że zajmę się nieco więcej eliksirami i wywarami - wyjaśniłam z dumą. - Toniki trzeźwiące zawsze się przydadzą, oraz jakieś środki przeciwbólowe z ziół. Mam już ich całkiem sporo ususzonych… Może spróbuję zrobić serum z wilczego ziela? - uśmiechnęłam się lekko.
- No, czeka cię pracowite popołudnie - podsumował z rozbawieniem i wstał od stołu. - Kiedy zaczniesz przerabiać zaklinanie przedmiotów możesz się zawsze zwrócić do mnie o pomoc…
- Wiem wiem tato - parsknęłam. - Nagroda najlepszego zaklinacza na roku w akademii Moonwild nie wisi na ścianie w przedpokoju tylko dla ozdoby - zacytowałam go. - Idź już bo wykupią wszystkie bułeczki u piekarza - pospieszyłam, a mężczyzna uśmiechnął się do mnie miękko. Nim wyszedł pocałował mnie jeszcze w czoło. Mama pewnie już siedziała u siebie w pokoju, więc nie zostało mi nic innego jak skończyć naleśniki, zmyć po sobie talerz, a potem wyjść na zewnątrz do koni.


Ujeżdżanie nowych koni było dla mnie zawsze najciekawszym zajęciem, więc gdy odkupiliśmy od pewnego handlarza młodego i niepokornego konia, od razu byłam podekscytowana. Młody koń nie nadawał się do pracy w roli, był za mało barczysty, a jego nogi były smukłe i piękne, a nie silne. Był dziki, nie do opanowania, jednak po kilku tygodniach udało mi się go nieco uspokoić i nauczyć posłusznego spaceru po wybiegu. Mógł być szybkim i wytrzymałym koniem, jednak na pewno nie dla początkujących jeźdźców. Długo zajęło mi samo wyprowadzenie go z boksu, jednak z dnia na dzień było coraz lepiej. Nie gryzł się już z innymi końmi, zachowywał się w miarę porządnie. Nadal nie chciał się dać osiodłać, ale wierzyłam, że na to też przyjdzie czas.
Około południa zdecydowałam, że nie będę już go dłużej męczyć i pozwoliłam mu dać wolność na pastwisku. Konie spacerowały leniwie, czasem zabawnie tarzając się w trawie. Tak jak sobie wcześniej postanowiłam ruszyłam więc do pani Farland. Kobieta była bardzo miła i przyjazna. Nie przejmowała się plotkami na mój temat, nie byłam nawet do końca pewna, czy była ich świadoma. Prawdopodobnie…? Ostatecznie jednak cieszyłam się po prostu jej miłym towarzystwem. Czasem grałyśmy w karty, lub szachy, ale najczęściej rozwiązywałyśmy wspólnie krzyżówki. To znaczy ona rozwiązywała, ale gdy ja sprzątałam w domu, pomagałam jej co jakiś czas znajdując odpowiedź na hasło.
Dziś było jednak zupełnie inaczej.
- Pani Farland? - zapytałam od progu, bo nie widziałam jej na ganku, gdzie zazwyczaj mnie witała rano. - Halo? Nadal pani śpi? - pytałam dalej, idąc na górę do jej sypialni. Nie słyszałam żadnej odpowiedzi, co zaczynało mnie coraz bardziej martwić. Bez odpowiedzi, bez żadnego oddechu…Wtedy zrozumiałam co się stało…


- Wszystko dobrze, Mildream? - zapytała cicho mama, otulając mnie kocem i podając gorącą czekoladę. - Wiem, że byłaś z panią Farland dość blisko… - dodała cicho, siadając obok mnie na łóżku. Pokiwałam głową, otulając ciepły kubek. Zerknęłam za okno i z westchnieniem uznałam, że zapadał już zmrok.
Po tym jak znalazłam panią Farland wysłałam czerwone światło SOS w niebo. Na szczęście nieopodal znalazła się jakaś dobra dusza, która pomogła mi zawiadomić szpital z miasta. Znalazłam ją pierwsza oraz zajmowałam się nią od dawna więc ratownicy mieli do mnie kilka pytań, o jej stan zdrowia przez ostatnie tygodnie, o jej dietę i inne rzeczy… a ja byłam po prostu wystraszona.
- Tak, już lepiej - przyznałam słabo. - Choć nadal nie czuję się dobrze. Ciężko było z nimi rozmawiać…
- Zareagowałaś bardzo dobrze - pochwaliła mnie mama, starając się jakoś poprawić mi humor. - Wysłałaś czerwone światło w niebo i czekałaś na pomoc. Więcej nie mogłaś przecież zrobić..
- Wiem mamo - westchnęłam. - Mogłabym zostać sama? Proszę - powiedziałam słabo. Kobieta pokiwałam niechętnie głową i pogłaskała mnie jeszcze po włosach.
- Pij, póki ciepłe - dodała. - I nie siedź za długo - pouczyła mnie. Uśmiechnęłam się słabo, kiwając głową i odprowadzając mamę wzrokiem aż zamknęła drzwi. Potem znów pozwoliłam sobie na ciężkie westchnienie i skuliłam się pod ciężarem tamtego widoku.
Kobieta po prostu zasnęła, a potem się nie obudziła, to się często zdarzało. Choć nie była aż tak w podeszłym wieku, no i nie miałam nigdy żadnych problemów z sercem… Nie wiem jak to się stało. Jedyne czego byłam pewna to to, co znalazłam na jej szafce nocnej. Zaczęła pisać list do syna, o którym kilka razy mi wspominała. Zdążyła go tylko zaadresować, oraz rozpocząć słowami “Kochany Timothy”...
Zagryzłam wargę i wyciągnęłam kopertę, którą zabrałam z ów szafki nocnej. Nie powinnam, ale… Czy ten Timothy dowie się o śmierci swojej matki? Czy pomyśli, że po prostu nie odpisała mu na list? Nie znałam szczegółów ich relacji, jednak skoro z jakiegoś powodu syn nie widywał się z matką… Przyjrzałam się zaadresowanej kopercie. Poznałam nazwę miasta niemal natychmiast, ponieważ było to naprawdę spore miasto w najbliższej odległości. To znaczy, było daleko, nigdy sama tam nie byłam, moim największym osiągnięciem było pojechanie kilka razy do miasteczka jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd. Więc Timothy był czarodziejem z miasta… Mama mówiła, że są to często magowie słabszej magii, małej wiary i nikłej tradycji połączenia duchowego z naturą. Zanikał w nich zachwyt prostymi rzeczami, a na tragedię i brutalność byli mniej wrażliwi niż my. Jednak nigdy nie widziałam, ani nie znałam czarodzieja  z dużego miasta. Z dużego miasta był… Harry, człowiek…
Otrząsnęłam się i wstałam z łóżka z czekoladą i kopertą zaadresowaną do Timothy’ego. Usiadłam do biurka i sięgnęłam po swoje pióro. Chwilę zastanawiając się głębiej nad tym co napisać, zamoczyłam pióro w atramencie i zaczęłam powoli, starannie pisać.

Timothy,
Przykro mi pisać do Ciebie w takiej sprawie. Nie znamy się, jednak znam Twoją mamę, była moją sąsiadką i opiekowałam się nią. Zawsze obawiałam się, że jest samotna, dlatego dotrzymywałam jej towarzystwa oraz pomagałam w domowych czynnościach.
Niestety, z przykrością muszę Cię powiadomić, że twoja mama dziś rano zmarła. Lekarz nie był w stanie określić co było przyczyną jej nagłej śmierci. Znalazłam ją w jej łóżku, spała.
Na jej szafce nocnej leżała koperta i ledwo zaczęty list do Ciebie. Uznałam, że powinieneś być jak najszybciej poinformowany o tej tragedii.
Składam ci najszczersze kondolencje. Ciało pani Farland zostanie spalona, wedle tradycji, za tydzień, dokładnie w godzinę śmierci. Mam nadzieję, że list dotrze do ciebie przed ceremonią.

Z całym szacunkiem,

Nie byłam pewna co powinnam napisać. Powinnam się normalnie podpisać? Użyć inicjałów? Moja osoba chyba nie była tak istotna w tej historii. Chciałam po prostu by przyjechał nim ostatecznie pożegnamy jego mamę, jej dusza i magia uleci w świat, do nowego życia.
W końcu zagryzając chwilę końcówkę drewnianego pióra podpisałam się pełnym imieniem i nazwiskiem. Potem poczekałam chwilę aż atrament wchłonie, a następnie wsunęłam list do koperty z jego adresem. Wstałam od biurka i podeszłam do okna, za którym zapadł już zmrok. Wiatr połaskotał mnie w policzki, na co uśmiechnęłam się lekko, gdy wznosiłam kopertę nad głowę. Wypowiedziałam dość długie zaklęcie i wstrzymałam oddech, gdy koperta wyrwała się z moich dłoni, ulatując jak strzała w odpowiednim kierunku. Dobrze, że wiało, może dzięki temu dotrze do Timothy szybciej? Miałam taką nadzieję…
Póki co zamknęłam okno i wróciłam do łóżka, siadając i popijając gorącą czekoladę. Chwilę jeszcze biłam się z myślami, jednak w końcu uznałam, że jestem zbyt zmęczona, by jeszcze głębiej zastanawiać się nad moim zachowaniem. Byłam przekonana, że dobrze zrobiłam i z tym przekonaniem, zasnęłam snem spokojnym.


2133915.jpeg

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
forumrp - mtayournewstories - grafikoweforum - weightlessbutterfly - charlottetown