Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zacisnąłem usta, jak to zazwyczaj robiłem w szpitalu, gdy wilki z lubością, najczęściej nieświadomie, minimalizowały moją pracę do założenia szwów i trucia ogona. Bo cały dzień poświęciłem jednemu pacjentowi, bo akurat miałem czas.
- Oczywiście, że przyjdę - odparłem, mięknąć i całując czule Astorię w czoło. - Chyba też jestem przemęczony, nie przejmuj się moimi spięciami - dodałem od razu, starając się uśmiechnąć choć lekko. - Muszę już lecieć...
Offline
Pokiwałam głową, nie wspominając już nawet o tym, że miał się jeszcze ze mną porozciągać. Mogłam to zorbic sama. Biegał dziś ze mną, nawet całowaliśmy się, bez większych oporów. Był dziś dla mnie taki dobry, a ja mu podziękowałam w niemiłych słowach.
- Jasne, biegnij - mruknęłam jeszcze, zaciskając wargi.
Co mogłam poradzic na bycie sobą? Wykłócałam się zawsze. Tylko ja sama mogłam sobie stawiać granice. Nikt inny. Ale teraz... Nagle pojawiła się osobą, która jednak może je stawiać. Nie chciałam ich łamać, ale nie chciałam do końca ich przestrzegać, a naginanie było tak samo głupie jak nieprzestrzeganie. Więc frustracja była nieunikniona. Grim stał na linki ognia, a ja wypuszczałem przyciski i jednocześnie rzucałam się przed nim aby go obronić. Sama już nie wiedziałam co robię.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Popatrzyłem na nią miękko, ale ostatecznie wyszedłem z pokoju. A potem z domu. To było dziwne uczucie. Kocham Astorię jak nic innego na świecie, kawał czasu zajęło mi zrozumienie tego, ale teraz? Teraz jest jakoś tak... tak dziwnie. Ona jest cały czas w nerwach przez ograniczenia, a ja jestem cały czas w nerwach, bo jej co to nowe pomysły za skutkują kiedyś tragedią... ale z drugiej strony mogę przesadzać, tak?
Następnego dnia jak zawsze pracowałem cały ranek i południe w lecznicy, w końcu może minęło dużo czasu od walk, ale wielu z naszej watahy jeszcze musiało być doglądanych i ciągle leczonych pod okiem specjalistów. Oparzenia, przebicia, czy nieszczęsne ofiary pułapek... Trzy sale były zajęte przez stałych już naszych pacjentów. Oparzenie drugiego stopnia twarzy, urwana nogach od wnyków i na wylot przebity bok. I choć wszystkie przypadki kiedyś wyjdą z tego... rana pozostanie.
A poza nimi, mnóstwo irytujących wilków, nie zdających sobie sprawy z powagi wielu sytuacji.
- Będę wychodzić, Evelynn - westchnąłem, odkładając kartę ostatniego pacjenta na dziś. Zgarniam rzeczy i idę na rehabilitacje...
- Rehabilitacja chyba dziś przyszła do ciebie - odparła melodyjnie wilczyca, wskazując głową na drzwi. Przed lecznicą stała Astoria, jakoś niepewnie. Hm, no tak, szpital nie kojarzył jej się najlepiej.
Podszedłem do niej jak najprędzej.
- Piękna... dziękuję, że przyszłaś - uśmiechnąłem się szczerze, choć w zmęczony sposób.
Offline
- Pomyślałam, że i tobie przyda się od czasu do czasu eskorta. Padniesz w którymś momencie. I kto cię będzie łapał, jak nie twoje serce? - Uśmiechnęłam się do niego ciepło, obejmując na powitanie. - Zabrałeś już wszystko...? MoEmy iść dalej? - spytałam, upewniając się i odsuwając na niego. Spojrzałam na lecznice jeszcze raz z niepewnością. Byle tam już nie wracać. No chyba że na chwilę.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Muszę się przebrać i wziąć swoje rzeczy... za pół minuty wracam i tak miałem do ciebie wychodzić - zauważyłem z miękkim uśmiechem i pocałowałem Astre w czoło. - Daj mi chwilkę i już możemy iść - dodałem, cofając się do lecznicy. Minąłem recepcję i łóżka poustawiane pod ścianami by przejść do węższego korytarza i tam skręcić do pokoju lekarskiego. Na metalowych szafkach z nazwiskami wilków pracujących tu znalazłem swoje nazwisko (jako iż pracowała tu też moja mama dopisano mi "Junior" markerem) i czym prędzej przebrałem się z ubrania lekarskiego w zwykłe bawełniane, luźne spodnie i koszulkę. Zabrałem zaraz potem moją torbę i zarzucając ją sobie na ramie, wróciłem do recepcji, gdzie pomachałem Evelynn na do widzenia i zaraz dołączyłem do Astorii.
Offline
Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam się do jego ramienia gdy wyszedł.
- Faktycznie zajęło ci to pół minutki. - Cmoknęłam wilka w policzek i oboje ruszyliśmy do przodu, a dzięki temu, że nie różniliśmy się bardzo wzrostem nasz krok był równy i nie męczył żadnego z nas. - Zastanawiam się tak teraz, kiedy ty ostatnio porządnie spałeś? - mruknęłam, unosząc brew. - Troszczysz się o wszytko i wszystkich, tylko nie sam o sobie, więc chyba powinnam zacząć jakoś reagować - dodałam, patrząc przed siebie, a jedynie kątem oka zerkając na Grima.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- To moja praca, piękna. Nie jestem przemęczony, tylko zmęczony, to normalne - zaznaczyłem. - Od ciebie wychodzę wieczorem, wracam do domu, pomagam w domu, idę spać, a gdy się budzę to lecę na dyżur. Pracuję do teraz, a potem do ciebie... I tak w kółko - wzruszyłem ramionami. - Bywało gorzej, naprawdę. Wilki są czasem nieznośne, ale ogółem jest dobrze - dodałem od razu. - A jak u ciebie z rozciąganiem? Wolałbym się na tobie skupić, trwa twoja rehabilitacja jakby nie patrzeć - zauważyłem.
Offline
- Em, no niby tak. Ale ja się już rozciągałam - oznajmiłam, co było prawdą. Zrobiłam trochę więcej powtórzeń niż robię z Grimem, ale nie musiał o tym wiedzieć. - Poszłam się przebiec. Ale spokojniej niż wczoraj i dziś już się nie wywracałam - bąknęłam zażenowana. - I uznałam, że mogę przyjść do lecznicy, odprowadzić cię do domu i dać ci odpocząć. Może ugotujemy coś razem? Takie najzwyklejsze popołudnie. - Uśmiechnęłam się lekko, co miało go zachęcić do potakiwania.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Oh... najzwyklejsze popołudnie? - powtórzyłem zaskoczony, bo kiedy ja miałem wolne popołudnie ostatnio? - Chodzi o to... tak bardzo chcę ci pomóc wrócić do formy i cały czas skupiałem się na tej rehabilitacji... Skupiłem się na tobie, bo myślałem, że tego właśnie potrzebujesz, by jak najszybciej wrócić do formy - podrapałem się po karku. - Inaczej pomóc ci nie umiem...
Offline
- Bo mi zależy żeby wrócić do formy, Grim. Bardzo mi zależy - przyznałam, wzdychając. - I tu chyba jest problem. Zaczęłam wymagać od ciebie cudu. - Skrzywiłam się zażenowana. - Nie chce wyrzucać na ciebie całej mojej frustracji. Bo ona jest moja. A ty masz własne zmartwienia i problemy. - Pokręciłam głową. Przesunęłam dłonie po jego ramieniu i złapałam go za rękę. Zacisnęłam na niej palce. - Jesteś moim sercem, a nie workiem treningowym. To duża różnica. Gdybyś to nie był ty, to bym dodała jeszcze, że worek mi nie odda, a ty już tak, ale wczoraj zorientowałam się, że tak nie będzie. Nakrzyczę na ciebie... Uderzę cię. Powiem masę niemiłych rzeczy, a ty i tak mnie pogłaszczesz po głowie i przytulisz. - Łzy zebrały mi się w oczach. - To piękne. Ale z drugiej strony trochę straszne. Nie boisz się mnie czasem? - Popatrzyłam na niego pytająco. - Jesteśmy totalnymi przeciwieństwami...
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Kocham cię - powiedziałem spokojnie. - I czuję się winny twojego stanu, że nie umiem nic na to zaradzić. I choć mówię setki razy, to i tak cały czas chcesz wierzyć w swoje i... Mam wrażenie, że to moja wina, że to ja za słabo cię wspieram i... i wolę ofiarować cały swój czas i uwagę, by cię wspierać, niż cokolwiek innego - zapewniłem. Przystanęliśmy, bo chciałem spojrzeć w oczy mojej wilczycy. - Kocham cię, piękna. I rozumiem całą twoją frustrację. Nie oddam ci nigdy, będę cały czas starał się jakoś na nią zaradzić... - powiedziałem miękko. - Nie boję się ciebie, błagam, czasem też czuję, że jesteśmy zupełnie niedopasowani, że jestem dla ciebie za słaby, ale i tak będę w tobie zakochany jak szczeniak... Cokolwiek by się nie działo.
Offline
Powoli wyciągnęłam ramiona w górę i objęłam jego szyję, chowając nos w jego ramieniu.
- Nie jesteś słaby - zapewniłam go. - Twoja siła jest po prostu zupełnie inna. - Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, napełniając płuca jego zapachem. - Nie wiem jak bym sobie poradziła z tym, co ty przeżyłeś. Pewnie mało kto sobie to wyobraża. - Pogładziłam go po ramieniu. Czułam w sobie jakąś dziwną falę smutku, nie miałam pojęcia czemu. - I choć wiele nas dzieli, to jeszcze więcej musi nas łączyć. Jestem tego pewna. Jesteś moim sercem, a ja twoim i to nie jest przypadek - powiedziałam stanowczo, odchylając głowę i wsuwając jedną dłoń na jego policzek. - Nie przypadek, Grim - powtórzyłam, patrząc w jego piwne oczy.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- To nigdy nie jest przypadek - szepnąłem miękko. - Być może Wielki Wilk uznał, że potrzebujesz opieki lekarskiej cało dobowej? - zażartowałem cicho, by przegonić z jej pięknej twarzy smutek. Nałożyłem na je dłoń, swoją dłoń, przyciskając do mojego policzka. - Przyda nam się chyba odpoczynek od tych rehabilitacji. Oboje się nakręcamy tylko i nie łapiemy oddechu - podsumowałem nieco tym zawiedziony. - Okej... Zwykłe, wspólne popołudnie? U mnie niema nikogo teraz, jest najbliżej - zadecydowałem z westchnieniem.
Offline
Uśmiechnęłam się promienie, ciesząc się, że Wolfgrim zgodził się na takie rozwiązanie.
- No to idziemy do ciebie. Ale odbijemy nieco w bok, żeby wpaść jeszcze do sklepu po coś do tego jedzenia - dodałam, muskając jego usta swoimi. - Zwykłe popołudnie z jedzeniem i odpoczynkiem dobrze zrobi nam obojgu - podsumowałam, zerkając jeszcze raz na jego wargi, a potem powoli się odsuwając.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Dokładnie - uśmiechnąłem się i znów ruszyliśmy do przodu. Tak jak Astra powiedziała, odbiliśmy raz na bok, by zajrzeć do sklepu w naszej osadzie, kupić co jeszcze zostało (trochę mięsa i warzyw, akurat było dość późno na zakupy), a następnie przeszliśmy już prosto do domu.
- Moja mama robi dziś nockę - wyjaśniłem. - Ojciec i brat poszli na łowy za nasze terytorium, więc wrócą pewnie jutro. Szykowali się na kilka dni, jak Wielki Wilk da, wrócą z zającami, a może nawet jeleniem, z Północnych lasów - powiedziałem, odkładając swoje rzeczy na bok, na stolik w salonie.
Offline
- Uuuu, świetnie - podekscytowałam się. - Często wychodzą tak razem? To świetna sprawa. Aż im zazdroszczę - mruknęłam z usmiechem, patrząc na Grima. - Mhm, no i może zostanę na noc? Żebyś nie był sam? - dodałam, unosząc brew i nie ukrywając zadowolenia z takiego obrotu sprawy.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- W porządku, to nie taki zły pomysł - uśmiechnąłem miękko do Astry. - Mój brat często tak robi, ale tata boi się samego go puszczać i woli chodzić z nim. Uważa, że polowanie w samotności to proszenie się o krzywdę i coś w tym jest. Więc czasem udają się na takie wypady. Jak wrócą ze zdobyczą, to możesz wpaść na wilki obiad - zaśmiałem się, odbierając od Astorii zakupy i zanosząc je na blat do kuchni, w głębi domu. Jadalna i kuchnia były w pomieszczeniu obok salonu, a z salonu ciągnęły się schody na pientro, nie było tam wielu pokoi, tylko łazienka, mój pokój, a obok mojego brata. Sypialnia rodziców była na dole, za drzwiami przy kominku.
- Jakbyś się chciała odświeżyć, to na górze jest łazienka... Ja mógłbym zacząć przygotowywać mięso.
Offline
Pokiwałam głową.
- Zaraz do ciebie przyjdę i ci pomogę - oznajmiłam, pocierając dłonią po jego ramieniu i ruszyłam na górę po schodach, przy okazji zaglądając do jednako z pokoi które były otwarte. Ale to chyba był pokój jego brata. Kto wie.
Weszłam do łazienki i splątałam przed lustrem włosy w kolorze, starając się aby był ciasny, ale bez szczotki, trudno było ogarnąć taką ilość włosów. Umysłami twarz i przyjąłam się sobie w lustrze.
- Jesteś w jego domu. Mhm, jesteście sami. Astra, to twoja szansa. - Zmarszczyłam lekko brwi i Skrzywiłam się, chowając twarz w dłonie. - Na Wielkiego Wilka, co ja gadam. - westchnęłam i znów popatrzyłam w lustro. - Nie rozpedzaj się tak, wojowniczko. Wejdź powoli w ten zakręt. - westchnęłam ciężko i wyszłam z łazienki.
Zeszłam znów do wilkolaka, który zdarzył narobić już typowego dla przygotowywania posiłku bałaganu.
- Widzę że pełną parą idzie przygotowanie - mruknęłam, kładąc jedną dłoń na jego plecach i zaglądając mu przez ramię. - Skoro y się zajmujesz mięsem to ja może ogarnę warzywa.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Dobry pomysł... Um, dawno nie robiłem większego obiadu, kiedy nie ma brata, który je najwięcej, a ja z mamą pracujemy na różnych zmianach ciężko nam się złapać, by razem coś zjeść. Więc zazwyczaj każdy sobie coś zrobi małego i po problemie - wyjaśniłem, rozglądając się dookoła. - Wyszedłem z wprawy i teraz wszystko jest... wszędzie - parsknąłem.
Offline
- Nic nie szkodzi. Też zawsze bałaganie. Lubię dobre jedzenie. - Wzruszyłam ramionami. - Ale jeśli nie ma bałaganu, to nie było pracy i tyle. Więc to dobry znak. Chyba. - Zaśmiałam się, stając obok Grima i sięgając po warzywa aby je umyć w zlewie. - Duszone warzywa z mięsem? Czy smażymy meso i robimy salatke? - zastanawiałam się na głos, chcąc usłyszeć opinie Grima.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline