Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Wiem - zgodziłem się bez cienia rozbawienia jej słowami. To było czyste stwierdzenie faktu. Bo wiedziałem, że Astra w pewnym sensie kiedyś wróci do swojej siły. Wiedziałem też, że prawdopodobnie do tego momentu wyleje się jeszcze wiele łez, potu i może krwi. Ale będę obok, a póki będę nad wszystkim panował... Mogłem być spokojny. - Wiem, że masz dużo do nadrobienia, ale postaraj sobie to rozłożyć na kilka tygodni. Nie chce byś dusiła w sobie krzyk za każdym krokiem - wytknąłem. - No dobra. Nie myślmy o tym teraz. Chcesz jeszcze posiedzieć chwilę ze mną? Możemy się też przejść gdzieś... do miasta na przykład? - zaproponowałem.
Offline
Poczerwienialy mi policzki. Nie zdawałam sobie sprawy, że wypowiedziałam te słowa na głos. Wzięłam głęboki oddech, odkładając sztućce na bok talerza i odsuwając go od siebie, bo skończyłam jeść.
- Tak, możemy się przejść - oznajmiłam ochoczo, podrywając się z krzesła. - Z wielką chęcią. Możemy kupić jakieś smaczne pieczywo, świeże. I może jakaś drożdżówkę dla twojego brata i taty. Zapewne wrócą po południu zmęczeni... Chyba że jeszcze dziś nie wracają? - Uniosłam brew, sięgając po nasze talerze, aby wstawić je do zlewu.
Byle jak najdalej od poprzedniego tematu.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Powinni wrócić. Choć pogoda dopisuje, mogli pobiec dalej na polowanie niż zwykle - wzruszyłem ramionami. - Mój brat umie o siebie zadbać, ojciec za to umie zadać o niego. Ale myślę, że dziś zechcą wrócić. Możemy im coś słodkiego kupić, jak już tam będziemy - uśmiechnąłem się szczerze. Gdy zjadłem, wstałem od stołu, wstawiając talerz do zlewu z myślą, że później to uprzątnę. - Muszę się jeszcze ubrać nieco konkretniej - rzuciłem z lekkim uśmiechem. - Za moment wracam.
Offline
Pokiwałam głową.
- Jasne, ubieraj się i wychodzimy - powedziałam w miarę cichym głosem, ale jednak nie szeptem. Odprowadzilam go wzrokiem do schodów, a gdy zniknął z mojego pola widzenia uprzątnęłam po naszym śniadaniu.
- Zrobimy sobie taki dłuższy spacer? - spytałam, gdy Grim znów pojawił się w polu mojego widzenia.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Jasne - odparłem z uśmiechem, obserwując Astrę. - Stąd i tak jest kawał do miasta, pójdziemy do tamtejszej cukierni i do czarodzieja u którego kupuję zaopatrzenie... A potem możemy jeszcze wrócić na około, przez pola - zaproponowałem. - Tak długi spacer jak tylko zapragniesz, piękna. Wiesz, że dla ciebie wszystko - podsumowałem czule.
Offline
- Ohhhh, okej... Wielkie dzięki, Wolfgrimmmm. Muszę podziękować twoim rodzicom, gdyby nie oni, nie miałabym ciebie - mruknęłam rozbawiona, wyciagajac do niego ramiona i obejmując go w pasie. - To świetny plan na spacer. - Cmoknęłam go w usta. - Możemy się już zbierać, posprzątałam, żeby twoja mama czy brat i tata nie zrobili tego za nas - wyjaśniłam, uśmiechając się lekko.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Jesteś cudowna - podsumowałem szczerze z miękkim uśmiechem. Zarzuciłem sobie przez ramię jeszcze pustą torbę ze skóry i otworzyłem przed Astorią drzwi, by radośnie opuściła dom. Powietrze było dość chłodne, mimo późnego poranka, ale odświeżająco działało na nasze jeszcze niedobudzone umysły. Poza tym wiedziałem doskonale, że poza lasem panuje już pewnie przyjemne ciepło. Drzewa w znacznej mierze odcinały nas od promieni słonecznych.
- Lepiej się już czujesz niż rano, piękna? - zapytałem troskliwie.
Offline
Uśmiechnęłam się do Grima i pokiwałam lekko głową.
- Tak, tak... Już mi lepiej. - Wzruszyłam lekko rozmionami. - Choć nie było mi źle - dodałam zamyślona. Przygryzłam lekko Targeo, spoglądając kątem oka na wilka. - To coś nowego. Ale dobrego. Więc warto. Z tobą warto - szepnęłam, uśmiechając się lekko i zaciskając wargi By nieco to powściągnąć.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Uśmiechnąłem się lekko, zdecydowanie uznając to za komplement.
- Z każdym kolejnym razem będzie mniej boleśnie, a bardziej przyjemnie, obiecuję ci to - powiedziałem spokojnie, ruszając wydeptaną ścieżką, znaną mi doskonale. - Szczerze mówiąc... Sam ten akt zbliżenia jest niemal tak oczyszczający jak spędzenie dnia jako wilk. Też dajesz upust swoim instynktom, zbliżasz się do najbardziej prymitywnej granicy między naszymi dwoma naturami. Podświadomie lubimy to robić, ale nie tak jak dziwki-wampiry, które robią to z pustych pobudek - wyjaśniłem.
Offline
Skrzywiłam się znacząco. Nie byliśmy bardzo zacofani, ale nasze plemię nie tolerowało i nie miało zamiaru zacząć tolerować wampirów. Po prostu milczeliśmy, jakby nigdy nie istnieli. Bo dla nas ta rasa znaczyła tyle co nic.
- Ble, nie jak wampiry, oni uważają nas za barbarzyńców, bo pozwalamy prawie dorosłym dzieciakom chodzić na polowania i uczymy najmłodszych obrony, podczas gdy ich dzieci pieprzą się na prawo i lewo - wyplułam wręcz z siebie te słowa. Zmarszczyłam z niesmakiem nos. - Uh, wybacz - dodam.- Rzadko kiedy ktokolwiek wspomina i... Od razu coś we mnie narasta. Uh... - Westchnęłam.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Uśmiechnąłem się z nutką kpiny, gdzieś na kąciku ust.
- Piękna, nie musisz się mnie tłumaczyć. Poznałem kilku wampirów, niektórzy tacy nie są, ale nawet wampiry plują na swoją rasę, która dawnym zwyczajem nadal pozwala sobie na wiele - wyznałem. - To obrzydliwe i doskonale o tym wiem. Dlatego podkreślam tą różnicę - uśmiechnąłem się już łagodniej, ale nadal nieco zawadiacko. - My robimy to z miłości i dla przyjemności, która ma u nas głębsze znaczenie, niż z pustego podniecenia jak pijawki - podsumowałem.
Offline
Pokiwałam głową, patrząc na niego, nieco zbyt długo. Szybko zerknęłam pod nogi, w ostatniej chwili unikając potknięcia się o kamień.
- Kocham cię - szepnęłam, sięgając po jego dłoń i zaciskając na niej mocno palce. - Serio znasz pijawki, które są choć w połowie normalne? - dodałam żartobliwie, uśmiechając się lekko do niego.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Naturalnie - zaśmiałem się cicho. - Chodzi głównie o wychowanie. Czymś co jest dla nas niewyobrażalne, jest sam fakt, że wampiry nie umieją naturalnie kochać swojego potomstwa. Jeśli jednak jakiś wampir jednak pozna miłość i sam się jej nauczy, istnieje spora szansa, że ich młode będą dobrymi istotami, które znają miłość i inne uczucia - wyjaśniłem. - Z kilkoma wampirami chodziłem na kursy medyczne. Nauczyłem się tam zasady, że należy ratować każde życie, nieważne do kogo należy - powiedziałem miękko, z lekkim uśmiechem, bo większość wspomnień z tego kursu były pozytywne.
Offline
Przygryzłam lekko wargi, kiwając powoli głową.
- Oh... Rozumiem. Jesteś cudowny - powiedziałam nie mogąc się powstrzymać. - Ty na serio jesteś moim sercem? - Uśmiechnęłam się szeroko. - Ja wychowałam się w lesie, uczyłam się u nas i teraz pracuje u nas. Jeśli wychodzę poza nasze terytorium, to w przeciwną stronę niż miasto. Kocham nasze lasy. I te, które nie są nasze. Ale ty musisz jeździć częściej do miasta - mamrotałam sama do siebie. Wzięłam głęboki oddech. - Uczysz się tyle, a zazwyczaj smarujesz maścią potłuczone kolana i łokcie. - Uśmiechnęłam się pod nosem. - Nie chciałbyś robić czegoś więcej? No nie wiem... Pracować w takiej dużej lecznicy... Mhm, w sensie szpitalu? - Uniosłam brew pytająco, zaciekawiona jego reakcja.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Zacisnąłem cicho usta, ale zaraz przypomniałem sobie, że mogę jej powiedzieć wszystko.
- Pod koniec ostatniego kursu jaki robiłem, to był chirurgii polowej chyba, dostałem propozycje brzy przenieść się do większego miasta i dam dalej się uczyć, by pracować w szpitalu, ale... cóż, nie mogłem. Nie zostawiłbym lasu, lecznicy, rodziny, Tetry, ani serca, którego jeszcze nie znałem... Mógłbym, nie twierdze, że móc pomóc jak największej ilości żyć... och to moje marzenie, naturalnie, ale zostałem w lesie. I nie mogę żałować, prawda? - zacisnąłem jej dłoń.
Offline
Wstrzymałam oddech, na chwilę przerażona myślą, że mógłby być tak daleko ode mnie. Ze gdyby podjął inną decyzję, nasze życie wyglądało by zupełnie inaczej. Nie wiem co by było z moją nogą i ile czasu zajęłoby nam znalezienie się. Instynkt zaczął by nas do siebie pchać, ale kto by się pierwszy złamał? On wrócił by do lasu, czy ja pojechała do miasta...?
- Nie masz, a nawet jeśli, pokaże ci, że tutaj będzie ty 1000 razy lepiej niż gdziekolwiek indziej. W domu najlepiej w końcu - mruknęłam nadal jednak zamyślona.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Nie musisz mi niczego udowadniać - zapewniłem spokojnie wywracając oczami, jakbym podświadomie mówił "nie nadwyrężaj się dla mnie, dla takiej głupoty, kocham cię i tak". - Cieszę się, że tu zostałem. No wiesz, jestem z tobą, kocham cię całym sercem i nawet wiedząc jak cudownym uzdrowicielem jest moja matka, to nie wiem jakby wyglądała twoja noga gdyby nie moja stała opieka - uśmiechnąłem się słabo. - Tutaj jestem bardziej potrzebny. W mieście znajdą dziesięciu takich jak ja - podsumowałem miękko.
Offline
- Wątpię, że znajdą choćby jednego takiego jak ty - prychnelam, kręcąc głową. - Ale trzymaj się lepiej swojej wersji, chcę cię mieć przy sobie. Nigdzie za daleko - szepnęłam, wzdychając. - Dzięki tobie mogę robić to co kocham, więc mogłabym ci dziękować za to dzień i noc. Ciągle - zapewnilam.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Nie potrzebuję ani jednego dziękuję, to mój obowiązek i przyjemność ci pomagać. Nawet jeśli bywasz nieco... nerwowa - zaśmiałem się cicho, ale w głosie dość słusznie zaczaił się żal. - Piękna, cieszy mnie twój powrót do zdrowia jak nic innego w życiu, ale nie ma sensu byś za nią dziękowała. Po prostu... Będę blisko. Zawsze będę blisko - podsumowałem.
Offline
- Bądź blisko - poprosiłam mimo wszystko, kiwając głową. - A mnie cieszy twoja obecność. I czułam to szczęście już od pierwszego spotkania z tobą... Im, no dobra, może drugiego, bo za pierwszym razem chyba nie glam zbytnio przytomna - niby zażartowałam ale to nadal bolało. Wciąż gdy myślałam o rannej noce zastanawiałam się "Czemu akurat mnie to spotkało? I czemu akurat teraz?"- Ty przezywaleś dużą żałobę więc... Nie wiem kiedy to poczułeś. Ale ja wiedziałam odkąd obudziłam się w szpitalu, a ty byłeś obok. Gdy odchodzileś to robiło mi się... Smutno. - Wzruszyłam ramionami. - Instynkt totalnie ogłupiał.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline