Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zaśmiałam się zauroczona nim. Przez chwilę tańczyliśmy bez słowa. Dobrze się zgrywalisny, od pierwszego razu gdy tańczyliśmy tu, zdążyliśmy się nieźle zgrać i szło nam świetnie. Nauczyłam się sporo przy nim, a przy okazji robiłam coś co naprawdę lubiłam.
- Tylko, że o tego kwiatka nie możesz się tak otwarcie troszczyć - odezwałam się po chwili z nutą powagi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie muszę? - zdziwiłem się, lekko unosząc brwi. - Myślę, że nawet muszę więcej się troszczyć - szepnąłem. - Tobie nie wystarczy podlewanie, nawożenie i odrobina delikatności. potrzebujesz dużo miłości, uwagi, w twoim przypadku cierpliwości... - zaśmiałem się cicho, całując ją lekko w ucho. - A nie?
Offline
- Nie mówię, że nie musisz się mną zajmować. Mówię, że nie możesz tego robić otwarcie - mruknęłam trochę nadąsana. Zagryzłam wargę. - Jesteś moim panem, a ja twoja słodząca. Czy tego chcemy czy nie. Za tymi drzwiami jest zupełnie inny świat. Oszukujemy samych siebie. - Wstechnelam. - Nie możesz się mną zajmować otwarcie tak samo jak swoimi kwiatami w szklarni.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- No tak, nie mogę - przytaknąłem niechętnie, choć dalej tańczyliśmy. - Bardzo cię to boli, prawda? Mnie coraz bardziej... Męczy mnie czekać aż dotrę do twojego boku, aż usiądziemy gdzieś razem, jak potańczymy, zamienimy ze sobą choć kilka słów... - westchnąłem ciężko. - Dlatego tak marzę o tym daleki domku, gdzie moglibyśmy być tylko my...
Offline
- Ale nie tylko domek jest odległy w tym marzeniu - mruknęłam, wydymając wargi. - Samo marzenie jest odległe. Nie chcę o tym rozmawiać Motdecai. Po prostu daj mi znać, co postanowisz. Było by miło woedziec. Szkoda tylko, że ja nie mam zbyt dużo do powiedzenia w tym temacie. Ty tu masz ostanie słowo - wytknelam. - Wierzę, że wybierzesz dobrze - zakończyłam nie chcąc dalej ciągnąć tego. Przymknęłam powieki dając się mu w pełni prowadzić.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Skrzywiłem się nieco ale nie odezwałem się już słowem na ten temat tak jak chciała. Wybrać dobrze? Żaden z wyborów nie był do końca dobry, przecież Mandy doskonale o tym wiedziała. Byłem jedynakiem, porzucenie dziedzictwa byłoby zbyt poważne i choć w naszej społeczności nie było już znaczącej hierarchii szlacheckiej czy królewskiej... Byłem spadkobiercą całego dumnego dziedzictwa, którego nie mogłem porzucić. Nie byłem taki...
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać, prawda? - zauważyłem, gdy kolejna melodia sie skończyła i rozpoczęła następna. - Mam sie martwić? - zapytałem miekko.
Offline
Puściłam jego dłonie i objęłam jego szyję ramionami, kołysząc spokojnie biodrami.
- Nie... Nie masz czym się przejmować, Motdecai. Ten temat jest trudny dla mnie. - Wzruszyłam lekko ramionami. - Ale po prostu chciałam go poruszyć - mruknęłam póki co tajemniczo. Wzielam głęboki oddech. - Pytałeś mnie kiedyś o moją rodzinę... I uniknęłam tematu. Pomyślałam, że moglibyśmy teraz już porozmawiać o tym. Już wiem, że mogę ci zaufac, tak naprawdę zaufać - szepnęłam. - Nikomu nie opowiadałam nigdy...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Myślisz, że twoja rodzina może być gorsza niż moja? - pokręciłem głową, ale zaraz się uspokoiłem, zsuwając obie dłonie na jej talię, dając jednak przestrzeń między nami. Chciałem widzieć twarz Mandy, była dla mnie ważna...
- Postaram się tego nie utrudniać - powiedziałem spokojnie. - A jeśli zechcesz jeszcze z czymś poczekać, to to zrozumiem - dodałem z łagodnym uśmiechem.
Offline
- Mhm, może usiądziemy? - zaproponowałam, przystając. - Po prostu, spytałem kiedyś o moje pochodzenie, milczałam. Spytałem o rodziców, też milczałam i... To nie fair względem ciebie. Nie teraz. Kiedy powisedziales mi co czujesz... Automatycznie stałeś się dla mnie bardzo, bardzo ważny. Chce ci powiedzieć o drugiej osobie, która też była dla mnie taka ważna - mruknęłam, a kąciki ust mi zadrżały. Sama nie wiedziałam czy dlatego, że wspomnienia zaczęły do mnie wracać czy po prostu z czystego żalu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Nie musiałem być wampirem, by wiedzieć, że każde słowo od momentu pierwszego "rodzina" kosztuje ją coraz więcej. Pokiwałem głową i poprowadziłem ją do kanapy, na której i ja usiadłem, standardowo kładąc nogi Mandy na swoje.
- Moją dumą jest bycie dla ciebie tak ważnym - zapewniłem z łagodnym uśmiechem. - A co dopiero zaufanym - dodałem, i ująłem jednak dłoń wampirzycy. Odrobina wsparcia mnie nie zabije.
Offline
Zmarszczyłam brwi.
- Już przestań z takimi tekstami, Harland - mruknęłam, uśmiechając się lekko. Popatrzyłam na nasze połączone dłonie i wzięłam głęboki oddech. - Chce pogadać z Mordecaiem, więc spadaj - dodałam, uśmiechając się cały czas pod nosem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wzruszyłem ramionami, wzdychając.
- Masz mnie na wyłączność, przecież wiesz. Tylko ty w całej tej rezydencji chcesz rozmawiać z Mordecaiem - zauważyłem, i popatrzyłem miękko na Mandy. - Wysłucham cię grzecznie, bez osądzania. Ze zrozumieniem - zapewniłem jeszcze, próbując się uśmiechnąć pokrzepiająco.
Offline
Pokiwałam głową i zacisnęłam mocniej palce na jego dłoni.
- Wychowałam się na terenach ludzi. W małym mieście, gdzie byli wszyscy. Ludzie, wampiry, czarodzieje, a w mojej dzielnicy nawet trochę wilkołaków. Wszyscy żyli w dużym stopniu w zgodzie. Gdy byłam dzieckiem, myślałam, że tak jest wszędzie. - Zagryzłam mocniej wargę. - Byłam kompletnie nieświadoma konfliktów i prawdziwej natury wampira. - Wzruszyłam ramionami. - No prócz tego, że większość bawiła się za dnia, gdy ją spałam, a do szkoły chodziłam ubrana w płaszcz z kapturem albo z parasolka, bo wielokrotnie nabawiłam się poparzeń - mruknęłam rozbawiona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokiwałem ze zrozumieniem głową, uśmiechając się lekko, na wyobrażenie małej, słodkiej, rudej dziewczynki, która umiała swoim wdziękiem i słodyczą zjednać sobie każdego. Nie odzywałem się jednak rozumiejąc, że nie powinienem jej wytrącać ze wspomnień.
Offline
Zagryzłam wargę, czekając aż Cai coś powie ale on milczał. Chyba jednak nie miał zamiaru się wtrącać i komentować. Może to i dobrze. Jeszcze będzie miał na to czas.
- Jak już zdążyłeś się domyślić, moi jeden z moich rodziców miał coś wspólnego z człowiekiem, więc i w moich żyłach płynie trochę ludzkiej krwi - szepnęłam, a wręcz powedziałam bezgłośnie. To było coś, czym wolałam się nie chwalić. Nie było czuć ode mnie tego, można było jedynie się domyślać, przyglądając się dokładniej mojej osobie. Przełknęłam ślinę. - Mój tata był pół wampirem, pół człowiekiem - dodałam. Nie mówiłam tego ze wstydem, a z dumą. - I był naprawdę cudowny. To on nauczył mnie tego wszystkiego. Jak odróżniać to dobre porządnie os zwykłej rzadzy jaka ogarnia wampiry. Choć jeszcze wtedy nie byłam zbytnio świadoma, że właśnie o to mi chodziło. Dopiero z czasem to do mnie doszło. A przede wszystkim... Kochał mnie. Mama tego nie mówiła. Ani jemu, a tym bardziej mi. Traktowała mnie jak cień, tolerowała dlatego, że on mnie kochał. I tylko dlatego spędzała ze mną czas. Jej rodzice byli klasycznymi wampirami. I ona też taka jest... - wymamrotałam. - Ale tata dobrze na nią wpływał. Dla niego była zupełnie inna. On też nauczył ją tego, co mi się udało przekazać tobie. - Uśmiechnęłam się do Caia miękko, z czułością. Jednak zaraz po moim policzku przemknęła łza. - Ale tata zginął. I wszystko przepadło. Mój rodziny dom. Moje pojęcie rodziny. Moje miasto... Ale miałam wtedy już 15 lat i jakoś dałam radę. Obie z mamą przeżyliśmy to mocno. Ale obroniłyśmy się przed tym inaczej. Ja żyję jakby on nadal był obok, a ona żyje tak jakby go nigdy nie było. - Znów zagryzłam mocno wargę, czułam jak dłonie mi drżą. Zabrałam je i zacisnęłam pięści na swoich kolanach. - Minęły lata i teraz jestem tu. I znów mogę usłyszeć, że ktoś mnie kocha. Wiele to dla mnie znaczy...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Sięgnąłem jednak po jej dłonie, mimo że je zabrała. Nie sądziłem, że mogę zrobić coś więcej niż mocne ściśniecie ich, by zapewnić o swojej obecności i wsparciu.
- Domyślałem się - przyznałem cicho. - I podejrzewałem, że znaczył dla ciebie bardzo dużo - dodałem. - Mimo wszystko jest to jednak... Bardzo przykre i wiem, czemu nie opowiadasz o tym, oraz dlaczego tak długo nic o tym nie wspominałaś - przyznałem ostrożnie. Nie wiedziałem co mówić, jak mówić... Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek odczuwałem coś takiego jak współczucie w takim bólu. - Na pewno cieszy się, że przekazałaś dalej to, co on ofiarował tobie - uznałem, uśmiechając się słabo, ze współczuciem. - Że nauczyłaś kolejnego wampira kochać, tak jak on nauczył ciebie - dodałem, głaszcząc ją po dłoni.
Offline
Miałam łzy w oczach. Wspominanie go strasznie mnie bolało.
- Pewnie... Pewnie tak. Chciałabym aby był dumny i szczęśliwy z tego - szepnęłam, marszcząc brwi i rozglądając się po podłodze. Nie mogłam podnieść wzroku. - Ale wiele razy go zawidolam, więc nie wiem, czy powinien patrzeć na wszystko. - Wytarlam oczy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To normalne, każdy popełnia błędy - powiedziałem czule. - Ale najważniejszą lekcje jaką mógł ci dać zapamiętałaś dokładnie. Jestem dobrą wampirzycą, tyle razy już mówiłem ci, że cię podziwiam - zauważyłem czule. - Udało ci się zobaczyć we mnie dobrego wampira, choć dobrze się kamuflowałem. Nie jesteś taka jak inne wampirzyce, znasz swoją wartość i wiesz jak jej nie stracić - uśmiechnąłem się łagodnie. - Jesteś silna, bo on dał ci tą siłę i jest z niej dumny. Na pewno - podsumowałem i przysunąłem się nieco bliżej, by ewentualnie zaoferować ramię.
Offline
Popatrzyłam w końcu na wampira. Oczy wciąż miałam zaszkodzę pomimo że próbowałam je wytzrec porządnie.
- Zdecyduj sie, głupku. Ostatnio mówiłeś że jestem słaba - przypomniałam mu, uśmiechając się przez łzy. Wiedziałam, że mówił to w zupełnie innym temacie i wcale nie miało byc to niemiłe, chciałam się tylko trochę z nim podroczyć i odetchnąć od ciężkiego tematu. - Musisz mieć jedną opinie na ten temat, nie możesz tak ciągle zmieniać zdania - bąknęłam teatralnie, szturchając go lekko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Prychnąłem, ale mimo wszystko uśmiechnąłem się.
- No dobrze. Więc jesteś silna. Bardzo silna, moja wampirzyca - uznałem z lekkim uśmieszkiem. - Ale nadal jesteś też moim głuptaskiem - dodałem, całując Mandy w skroń z większą czułością. - Tylko moim głuptaskiem. Kocham cię za to, jaka jesteś. Sama nauczyłaś mnie kochać za wszystkie wady i zalety, sama pokazałaś mi tą bliskość, oraz nasze poświęcenie dla drugiej istoty... Jesteś bardzo silna, na przykład dla mnie poświęciłaś już naprawdę dużo - zauważyłem.
Offline