Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
DWÓR RODU HARLAND
CZĘŚĆ DLA SŁUŻBY
Offline
Cały powrót do rezydencji był jak wyrwany z życia. Mandy musiała trzymać się lidera grupy służby, zresztą wracali w innej części samolotu niż moja rodzina i ja.
Byłem nieco zły na siebie, że powiedziałem to co powiedziałem nocą, tuż przed rozłąką. Ale było to silniejsze ode mnie, a sama Mandy kazała mi się nie bać i nie komplikować wszystkiego myśleniem. Więc nie pomyślałem i to mógł być częściowo błąd. Powiedziałem coś bardzo delikatnego, wchodzą na nieznany mi grunt, obce tereny, nie czując się gotów na nic co teraz nastąpi. Jednak dalej ślepo podążałem za Mandy, bez obaw i strachu, to mnie trzymało przy tej niebezpiecznej drodze.
Poza tym... Odpowiedziała mi, prawda? Czyli po części czuje to co ja, czy tak? Bo jeśli tak... Jeśli tak, to jestem nadal w jednym wielkim bagnie, związany nierozerwalną umową z rodziną Pixie. Jestem zaręczony, ale zakochany w zupełnie innej wampirzycy i to prawdopodobnie przysporzy nam wiele bólu. Miłość jest taka kłopotliwa...
Dopiero po kilku dniach udało mi się spotkać Mandy w szklarni. Miałem bardzo dużo na głowie, poza tym miałem też wrażenie, że nie tyle co matka, a inne sługi wyznaczały ją częściej do sprzątania rezydencji, niżeli do służenia panom.
Objąłem jednak wampirzycę w pasie, gdy przyglądała się egzotycznym kwiatom o intensywnej, czerwonej barwie.
- Podobają ci się? - zapytałem czule, wtulając policzek w jej włosy.
Offline
Uśmiechnęłam się ze spokojem, przymykając powieki.
- Tak - szepnęłam. - Są piękne. Przyciągają bardzo wzrok. Śliczne - podsumowałam.
Czułam jego ciepły oddech na moim karku. Specjalnie rozpuściła mi włosy zanim weszłam do szklarni, po prostu wiedziałam, że będzie chciał wtulić w nie nos.
- Twoje nowe skarby? - mruknęłam, wykręcając głowę w bok, aby móc na niego zerkając. - Łowca kwaitow. - Zaśmiałam się.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- O tam "łowca" - żachnąłem się. - Kolekcjoner. Pasjonat - zaśmiałem się cicho i spojrzałem na Mandy z łagodnym uśmiechem. - Jak tam? Dobrze się czujesz po powrocie? - zapytałem, spoglądając na nią czule, starając się jakoś zacząć rozmowę.
Offline
Objęłam się ramionami w miejscach gdzie on mnie trzymał, tym samym nakrywając swoimi rękami jego ręce. Odchyliłam głowę w tył, opierając ją na jego ramieniu.
- Znów tak samo nudno jak było. Tylko teraz duzo sprzątam - mruknęłam. Ciagle biegam po korytarzach ze szczotką albo mopem. Wpadałam do sali z obrazami ale cię tam nie było... Chyba zdecydowanie bardziej wolisz być w szklarni niż tam... - szepnęłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Lubię każde miejsce, gdzie możemy być sobą - poprawiłem wampirzycę, całując ją lekko, ledwo nieznacznie smakując jej ust. - Miałem dużo na głowie. Obowiązki nie śpią i nie mogłem nawet wyjść z gabinetu. Poza tym Pixie chce przyjechać. Opóźniam jej "odwiedziny", powtarzając, że mam dużo pracy, którą zresztą mam - westchnąłem z żalem i zmęczeniem, opierając się na ramieniu Mandy. - A na dodatek tak rzadko widuję ciebie... Gwóźdź do trumny...
Offline
- Przyjdę z łomem i otworze tą trumnę. Nikt mi nie będzie cię żywcem w niej zamykać - powedziałam cicho, rozbaiwona i z zamkniętymi oczami. - Nie martw się - dodałam, unosząc dłoń do policzka Caia. - Bardzo dużo obowiązków na ciebie spadło...? Może łatwiej ci się bardzo,od pracowało tutaj niż w gabinecie - zaproponowałam. - Siedząc wciąż tam, dostaniesz świta! A i tak jesteś juz jakiś nienarodzonych normalny.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tutaj za dużo mnie rozprasza. Nim bym skończył uzupełniać jeden dokument, już bym się zajmował piwoniami - parsknąłem śmiechem. - Ale dziękuję za propozycję. Tak, dużo obowiązków na mnie spadło. Rodzice chcieliby wraz z moim osiągnięciem dorosłości - co miało oznaczać "ożenku". - chcą się jak najbardziej wycofać z rodzinnego nazwiska i zostawić to nowemu pokoleniu. Bardzo mi na rękę. Mógłbym wtedy się stąd wynieść i pracować z dowolnego miejsca na wyspie, a nawet i na świecie. Nikt by mi nie zabronił - westchnąłem rozmarzony.
Offline
Uśmiechnęłam się promiennie, uchylając powieki i zerkając na Mordecaia.
- Mhmmm, brzmi wręcz bajecznie. No to trzymam kciuki, że do tego czasu nikt cię nie zamknie w gruncie i nie zabije jej gwoździami. Albo gorzej, że nie umrzesz z nudów nad tymi druczkami - powiedziałam rozbawiona znów zamykając oczy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Taaak, boję się tego drugiego - przyznałem rozbawiony, chwilę już pozostając w ciszy, po prostu wtulony w Mandy, lekko kiwając się z nią na boki. - Chciałabyś... Chciałabyś być wtedy ze mną? - zapytałem niepewnie. - Kiedy już odejdę stąd, gdy wypełnię wszystkie swoje obowiązki i zamieszkam w tym bajkowym domu, o którym ci opowiadałem... Może dołączyłabyś do mnie, nie jako służąca, czy cokolwiek takie, ale po prostu... Moja Mandy?
Offline
Uśmiechnęłam się miękko.
- Brzuchu bajkowo. Ale póki co jakoś nie myślimy o tym. Jeszcze trochę czasu do końca umowy.poki co ani ja ani ty się nie wybieramy - zauważyłam, zagryzając wargę. Obróciła się zwinnym ruchem w jego ramionach i oparłam swoje czoło o jego czoło. - Wybieganie tak daleko w przyszłość chyba nie jest zbytnio zdrowie - stwierdziłam rozbaiona, trącając jego nos swoim. : Brakuje mi budzenia się obok ciebie i zasypiania - dodałam szeptem na koniec.
.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mi też - westchnąłem stęskniony. - Wspólnych kąpieli, spacerów, leżenie na plaży i jedzenia samych smacznych rzeczy ze straganów. Oh i w ogóle chodzenia po tym kolorowym targu - zaśmiałem się cichutko na wspomnienie tego oraz radości Mandy. - Chciałbym znów kłaść się u twojego boku w łóżku i jeszcze rozmawiać przez długi czas przyciszonym głosem... Wyznawać tajemnice - przyznałem cicho.
Offline
- Mhm, takie noce, jak to, że... Mnie kochasz? - szepnęłam, uśmiechając się ciepło i odchylania głowę by móc popatzrec na całą jego twarz a nie tylko w oczy. - Nawet nie zdążyliśmy o tym pogadać, bo zasnęłam tak szybko jakby ktoś rzucił na mnie zaklęcie - mruknęłam, kręcąc niezadowolona głową. Przeczesałam placami jego włosy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To był impuls - przyznałem się cicho, pozwalając jej na wszystko. - Ale uznałem, że muszę ci to powiedzieć. Że musisz wiedzieć... Że to jest coś bez czego nie zrozumiesz co się dzieje w mojej głowie. A dzieje się wiele, bo się nadal nieco boję... Ale oswajam się z tym - zapewniłem, głaszcząc Mandy po policzku. - Ale... ty też mnie kochasz. Tak?
Offline
Popatrzyłam mu w oczy przez dłuższą chwilę a potem pokiwałam głową.
- Tak, Cai, ja ciebie też kocham. - Uśmiechnęłam się, ujmując jego twarz w dłonie i pocierając kciukami po policzkach. - Dobrej, że te nocne wyznanie to nie był jednak tylko i wyłącznie impuls. Cieszę się, że to powedziałeś. Miałam więcej siły na te minione dni. No i dawno tego nie słyszałam - szepnęłam, szczerząc się.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wtuliłem się w jej dłonie, stęskniony za dotykiem.
- Mi nigdy nikt tak nie mówił... Może dlatego tak się obawiam tych słów? - wyznałem. - Chciałem się widzieć z tobą już wcześniej, ale... Strasznie ciężko znaleźć mi czas - westchnąłem. - Może zaczniesz przynosić mi herbatę do gabinetu?
Offline
Zaśmiałam się i musnęłam jego wargi.
- Mogę zacząć przynoście herbatę. I obiady i wszystko co tam będziesz chciał. A przede wszystkim dobrze towarzystwo - zakończyłam, wtulając się w jego szyję mocno. - Też mam dużo pracy. - Westchnęłam. - I... Muszę już iść. Ale mogę zajrzeć wieczorem z kolacją do twojego gabinetu? Zawołaj mnie, Cai - szepnęłam, jeszcze raz go całując, a potem się odsuwając.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dobrze - pokiwałem głową, z uśmiechem odprowadzając wzrokiem wampirzyce. Zrozumiałem już jak piekielnie zależało mi na Mandy, oraz na naszych spotkaniach, na jej słowach i dotyku... Zrozumiałem też jak bardzo zależy mi na jej "kocham cię". A teraz? Teraz nie mogłem się nawet doczekać kolacji...!
Offline
Z taca pełną samych smacznych rzeczy weszłam do gabinetu Mordecaia bez pukania. A powinnam była zapukać. Jednak nie spodziewałam się, że w gabinecie ktoś bedzie.
Zacisnęłam palce na tacy, odsuwając się na bok. Wampir obrzucił mnie czujnym spojrzeniem.
- Powinieneś nauczyć swoich służących podstawowych umiejętności takich jak pukanie - bąknął kierując się do drzwi, przy których stałam. Ja jestem nie dałam się zgnebic. Wyprostowała się dumnie i milczałam. - Zafundował bym ci dobra lekcje na ten temat.
Uniosłam niewzruszona brew. Wiem, że powinnam milczeć ale nie mogłam się powstrzymać.
- Uf, jak dobrze, że pan jednak nie może i już wychodzi - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Odchrząknąłem mierząc wzrokiem typowym dla Harlanda doradce finansowego, oraz Mandy, która przed nim musiała pozostać tylko moją służką.
- Zajmę się swoimi sługami, proszę mnie nie pouczać - powiedziałem jadowicie, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Wampir skinął głową choć za długo przyglądał się Mandy, nim opuścił mój gabinet. Odetchnąłem spokojniej, gdy zamknął za sobą drzwi, a potem minąłem biurko by dojść do drzwi i zamknąć je na klucz.
- Powinnaś być bardziej ostrożna - upomniałem wampirzycę, ale już łagodniejszym głosem Mordecaia.
Offline