Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Być może też dlatego - przyznałam. - Mój tata.... Był pół wampirem. Mówiłam ci już. On... Nie pił krwi - szepnęłam. - W ogóle. Tylko te straszne substytuty. One były ohydne - mruknęłam, śmiejąc się. - Kiedyś spróbowałam i nigdy więcej...! - Uśmiechnęłam się pod nosem. - I... Tata wziął mnie na rozmowę i powedział, że nie powinnam unikać krwi, a ja tak uparcie chciałam być jak on. Mama się wkurzała, bo słońce momentalnie parzyło mi skute i ciągle trzeba było mnie smarować maściami. - Przygryzam wargę, na chwilę milknąc. Myślami byłam dokładnie w tamtym momencie. - Powedział, że jeśli będę piła zwierzęcą, wtedy kiedy będę tego potrzebowała, to to nie będzie nic złego. Obiecałam że tak będę robić. - Zerknęłam na Caia. - Teraz nabrałam już odporności na słońce. - Zaśmiałam się. - Uparty był ze mnie gnojek, no i konto zostało.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Taaak, zostało ci to, bez wątpienia - zaśmiałem się cicho. - Rozumiem... Nie mniej powinnaś pić krew. Dla własnego zdrowia, by twój tata się nie denerwował, że chodzisz poobijana - pocałowałem ją lekko w skroń. - Bym ja się też nie denerwował, że ktoś może cię skrzywdzić. Musisz być silna, Mandy. Jedna butelka powinna wystarczyć, prawda? Więcej zakupię niedługo - dodałem, wzdychając cicho, zerkając ciągle na Mandy.
Offline
- Tak, spokojnie... - przytaknęłam mrukliwie i pochyliłam się, wyciągając rękę, aby dopic krew z kieliszka. - Mój tata się już nie martwi - zauważyłam. - Może to i dobrze - szepnęłam, popijając krew.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ale ja się jednak martwię - zaznaczyłem. - I będę jeszcze długo - dodałem miękko, czekając aż wypije. - Odstaw kieliszek i chodź, schowamy się pod kołdrę i poprzytulamy jeszcze - dodałem z uśmiechem, gotów ofiarować jej cały dzień i całą noc na odpoczynek przy mnie.
Offline
- Nie masz ochoty na coś więcej...? - Uśmiechnęłam się i szybko dopilam, a następnie oddałam mu kieliszek do ręki. - Z tego co pamiętam, nie skończyliśmy czegoś w aucie bo nam niestety przerwano - przytomniałam. - Nie mam zamiaru się wyzalać. Jest w porządku Cai, naprawdę w porządku. - Pogładziłam go po dłoni.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To nie tak, że nie mam ochoty na więcej. Po prostu zastanawiałem się, czy nie wolałabyś poprzestać na zwykłym tuleniu - wyjaśniłem. - Wiem, że to jest nadal tak samo radujące cię, co inne formy spędzania czasu, czego nikt nie rozumie, ale... oh, sama wiesz - pogłaskałem ją po policzku, oraz szyi, zastanawiając się milcząco nad kolejnymi słowami. - Nie umiem ci się już opierać od bardzo dawna...
Offline
Zamknęłam och, oddychając spokojnie.
- Oh kochanie... - szepnęłam pogubiona, bo nie wiedziałam sama czego chciałam. Chyba faktycznie spokoju i odetchnieny. - Eh, sama jestem jakaś niesfoja. A ty musisz to znów znosić - mruknęłam, otwierając oczy, patrząc mu prosto w oczy. - Tulenie pewnie dobrze mi zrobi. - I wraz z tymi słowami, objęłam go w pasie i wtuliłam się w niego.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku... - westchnąłem, otulając ją i przykrywając nas razem kocem. Ja nadal miałem na sobie bokserki, a Mandy jakieś luźne ubranie. - Pomęczę się nieco, co mi szkodzi skoro męczę się z moją ulubioną wampirzycą? - parsknąłem rozbawiony. - Odpocznij kochana, chcę byś była spokojna wypoczęta, a jak wszystko to się spełni to dopiero odbiorę swoją nagrodę - podsumowałem, całując ją w głowę i przymykając oczy.
Offline
- Tylko chwilka... - szepnęłam. - Zaraz dokończymy to co zaczęliśmy, daj mi momencik...
Krew zaczęła mnie pobudzać, gdy tak leżałam spokojnie, wsłuchując się w bicie jego serca, zaczynało mnie powoli roznosoc. Czyli to całkiem dobrze, bo mieliśmy coś do dokończenia, a nie chciałam kazać Mordecaiowi zbyt długo czekać. Nie chciałam go męczyć.
Uniosłam się i pocałowałam go głęboko, dając znać że odzyskałam już potrzebne siły.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Oddałem pocałunek bez zawahania, obejmując mocniej Mandy. Uważnie zlustrowałem ją jednak wzrokiem nim kontynuowałem.
- Odzyskałaś ochotę na mnie...? - zapytałem miękko, poniekąd chcąc się upewnić, że naprawdę chce ze mną spędzić noc. Po raz pierwszy od... zawsze? Nie chciałem by moja wampirzyca czuła się wykorzystywana.
Offline
- Zawsze mam na ciebie ochotę, Cai - bąknęłam, odsuwając się na moment. - Chce cię teraz - szepnęłam.
Bo nie mam pojęcia kiedy znów będziemy mogli być ze sobą, tylko ze sobą.
- Wiem ze mnie nie wykorzystujesz, oboje chcemy żeby było dobrze i mi i tobie - dodałam, znów go całując w usta i przesuwając się w głowę aby oprzeć się o jego tors.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, zdecydowanie to też jest zaleta naszego związku... Chcemy dla siebie dobrze - uśmiechnąłem się i przyciągnąłem Mandy do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. - Bardzo dobrze... Dla ciebie chce wszystkiego co najlepsze - zamuczałem, całując ją na razie delikatnie po twarzy. - Musisz sobie przypomnieć cały nastrój w aucie... Hm, o czym to mówiliśmy? - zaśmiałem się cicho, chcąc odgonić inne myśli i smutki.
Offline
- Mhm, mówiliśmy o bardzo, ale to bardzo ciekawych rzeczach... Już ci odświeżam pamięć, kochanie - mruknęłam,a potem przycisnęła mi wargi do jego ucha,szepcząc słodko wszystko co mi tylko przyszło teraz do głowy. Atmosfera między nami szybko się zagęściłam i faktycznie wróciliśmy znów do momentu w którym skończyliśmy a aucie...
Przebudziłam się tuż przed zachodem słońca. Westchnęłam cicho, z zadowoleniem. Cai tulił się jak dziecko do mnie. Zazwyczaj gdy budziłam się pierwsza, to wampir, ten potężny dziedzic tulił się w mój brzuch lub piersi ze spokojnym wyrazem twarzy. Wyglądał tak delikatnie i niewinnie gdy spał.
Przeczesała mi palcami jego potargane od snu włosy, a potem wtuliłam w nie nos. Tak mogłoby być zawsze, mogłoby... Mogłoby... Ale póki co musiałam przełknąć ból,za oznaczenia żeby i nie myśleć, że za kilka dni ta żmija znów będzie leżeć tu gdzie ja leżę i będzie wtulać swoje ciało w wampira, który teraz wtulał się we mnie.
Nie myśl o tym Mandy, nie myśl...
Choć nie było Pixie to Cai musiał się zająć praca, co na szczęście nie przeszkadzało mu wpadać na dłużej do sali z obrazami i tańczyć zewmna aż do upadłego. Założyłam czerwoną sukienkę, a wtedy wręcz musiał ze mną pójść do szklarni i tam zatańczyć wśród róż. Ale było spokojnie przez te kilka dni. A potem zjawiła się Pixie i znów krew mnie zalewała.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Uważam, że czas zacząć planować ślub - postanowiła moja przeklęta narzeczona, perfidnie w momencie, kiedy Mandy oraz jeden z kamerdynerów przynosił nam drugie danie. - Powinniśmy ustalić datę. Proponuję ślub za trzy miesiące, podróż poślubna naturalnie miesiąc, a moja wprowadza też zajmie dość dużo czasu...
- Ile? - przerwałem. - Czy trzeba tak to rozwlekać w czasie? - warknąłem, mrużąc wzrok na wampirzycy. Ona wzruszyła ramionami.
- Oj daj spokój, kiełku - parsknęła. - Potrzeba czasu by wybrać dekoracje, jedzenie, moją suknie ślubną...! Tyle czasu potrzeba - westchnęła, na co moja matka jej przytaknęła. Poczułem się bezsilny, a gdy uniosłem wzrok na Mandy, która z zaciśniętymi ustami wychodziła z jadalni.
Bo jej zostały dwa miesiące.
Planowanie ślubu było chyba jeszcze gorsze niż seks z Pixie. Tym bardziej, kiedy Pixie z radością zamawiałam herbatę, którą przynosiła Mandy.
- I teraz będziemy już razem...? - zapytała się mnie, łapiąc za brodę, i kierując na swoją twarz. Mandy stała nieco dalej. Jednak nie miałem oporów odtrącić jej rąk ze wściekłością.
- Suka...
- Doskonale wiem, kiełku - zaśmiała się. - Całe szczęście nie wiedzieli tego twoi rodzice, niemal sprzedając cię moim - dodała, wsuwając palce w moje włosy. - I dobrze, że się wyprowadzasz po ślubie. Jesteś beznadziejny w łóżku... Czasem ci nie staje - chichotała dalej, jadowitym śmiechem.
Wyszedłem z pokoju, nie dając rady już z nią rozmawiać. Ugh, "rozmawiać".
- Mandy...? - zapytałem cicho, wchodząc do sali z obrazami. Niemal płaczliwie, naprawdę... Tym bardziej... że to już niedługo - Spakowałaś się? - zapytałem cicho, zamykając drzwi za sobą i patrząc na rudowłosą wampirzycę.
Offline
Siedziałam na kanapie, wpatrując się w obraz przedstawiający małą dziewczynkę w kwaiatach. Dziecko sięgało bo kwiatek, a w drugiej ręce trzymało mały buliecik. Gdy wszedł Cai nie oderwałam wzroku od obrazu.
- Nie, nie zrobiłam tego - szepnęłam,zagryzając wargę. - Póki co udaje, że jestem już daleko stąd. W małym domku, otoczonym ogromnym ogrodem - szepnęłam, wzdychając. Nie wytrzymałam jednak i zacisnęłam mocno usta i powieki.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- A czy ja pochodzę do ciebie i pytam, czy nie chciałabyś się napić czegoś...? - dopytałem, siadając obok wampirzycy. Podałem jej filiżankę herbaty ze słabym uśmiechem. Naprawdę się starałem, naprawdę...! Błagam, doceń to.
Offline
Zamrugalam i popatrzyłam na Mordecaia. Odebrałam od niego herbatę i westchnęłam cicho.
- Dziekuje - szepnęłam. - Powiedz "tak" a za kilka dni razem będziemy gdzieś daleko - szepnęłam uparcie, jednak wiedziałam że on się na to nie złapie. Był jak wielki, gruby mur. Miejscami ciepły, jakby z drugiej strony coś go grzalo, ale sam w sobie lodowaty. - Tak właśnie może być, Cai...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić - szepnąłem do wampirzycy. - Ale daj mi chwilę... Przyjadę po ciebie i zabiorę cię do tego pięknego miejsca - zapewniłem cicho. - Poczekasz na mnie, choć chwilę? Błagam... Gdy tylko będę wolny, możemy być znów razem...!
Offline
- Za ile będziesz wolny Mordecai? Za miesiąc masz ślub, a potem wesele, które pewnie będzie się ciągnęło w nieskończoność. Może chcesz mnie na nie zaprosić? Było by zabawnie. Pixie na pewno by się uśmiała- bąknęłam, niby zła, ale na moją twarz wypłynął grymas bólu. - Potem kolejny miesiąc wyrwany z życia. Potem pewnie będziesz musial jeszcze załatwić wszystkie formalności... A ja w tym czasie będę sama. Tu nie wytrzymam. Nie dam już rady. Zrobię sobie krzywdę jeśli będę musiała siedzieć tu dłużej - wycedziłam przez zaciśnięte zeby, zaciskając dłonie na filiżance.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Poczekaj w domu, wróć do matki - zaproponowałem. - Mandy, ja naprawdę robiłem co w moich siłach. Zrezygnowałem już z podróży poślubnej, zaraz po ślubie zajmę się dokończeniem umowy, a po formalnościach przyjadę do ciebie - upierałem się. - I wtedy wyjedziemy. Do naszego domku z ogrodem. Czym jest parę miesięcy w perspektywie wspólnych lat?
Offline