Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Taki właśnie miałam plan... - zapewnilam go.
Skupiłam się na pracy. Minęła dłuższą chwila, gdzie między nami panowała cisza. I ze względu na to, że dzięki temu szło mi szybciej i ze względu na to że znów musiałam nieco ochłonąć. Bulwersowała mnie myśl o jego narzeczonej. Ale przecież nic nie mogłam zrobić. Mhm... Jedynie unikać jej oczu i persfazji.
- Skończyłam - mruknęłam, odkładając suknie na wieszak. Bolały mnie palce. Znów były poczerwieniale i w kilku miejscach ukute ale nie tak bardzo jak ostatnio. - Nie zasnąłeś? - zapytałam rozbawiona, ostrożnie wsuwając się na swoje łóżko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nieeee rozbudzałem się cały czas myślą o tobie - odparłem co było w sumie prawdą. Sięgnąłem do jej dłoni i przyciągnąłem do ust, by całować ją mokrymi całusami i starać się ukoić ból jaki musiała nieść za sobą praca nad tą suknią.
Offline
- No dobra, w to jestem w stanie ci uwierzyć - mruknęłam urzeczona, przyglądając się jego poczynaniom. - Trudno nie być pobudzonym myśląc o mnie - dodałam rozbawiona. - Dzięki że powiedziałeś ze mną. Ostatnio dostaje już świra siedząc sama - szepnęłam, układając się wygodnie na boku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Od tego jestem. By odpędzić twoją samotności, by dotrzymać towarzystwo - uznałem spokojnie. - Ukoić bóle i zmartwienia. Bardzo tego chce, wiesz? Mam wrażenie, że powinienem odpędzać od Ciebie wszystkie smutki - dodałem.
Offline
- Myślę że to bardzo dobre wrażenie - powiedziałam rozbawiona. - Odpedzaj je, zabieraj, i nie pozwalaj mi rozpamiętywać złych chwil. Chce mieć w głowie same dobre. Tam gdzie się uśmiechasz do mnie, gdzie razem tańczymy... - Sama się uśmiechnęłam. - A ja postaram się z całych sił odwdzięczyć tym samym tobie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tylko to będzie trzymać mnie przy życiu, twój uśmiech i twoje szczęście - uznałem szczerze, całując ją leciutko. - Choć te złe chwile chyba też są ważne. Kochamy się mimo, że czasem kłócimy... Tak już jest - zauważyłem lekko.
Offline
- Bo mnie czasem denerwujesz, Mordecai. Ale jednak zdecydowanie bardziej wolę być przy tobie spokojna. Choć aż się prosisz momentami o przedrzeźnie cię - stwierdziłam, zagryzając niewinnie wargę. - Nie bądź już taki poważny, rozluźnij się. Właśnie skończyłam pracować. Ty masz jeszcze trochę wolnego... Możemy razem odetchnąć - zauważyłam, wtulając się w jego bok.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wiem, właśnie dlatego przyszedłem - przypomniałem. - By moc cię poprzytulać, by móc się tobą cieszyć i by spędzić ten czas, choćby na leżeniu bez celu. Z tobą u boku nic może nie mieć celu, a i tak będzie w porządku - uznałem i otuliłem Mandy. Tak wciśnięci, mieściliśmy się na łóżku idealnie.
Offline
- Dobra, już dobra, rozumiem - mruknęłam, uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Jesteś szczęśliwy. Też jestem. Jutro może posiedzimy dłużej w szklarni. Może zasadzę tam jakiś kwiatek, który będzie mój? Dobra? - upewniłam się, czy przystanie na mój pomysł.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Chcesz mieć swój kwiatek? - powtórzyłem. - Mogę ci pomóc. Ale będziesz musiała o niego dbać, codziennie zaglądać choć na chwilkę, podlać, zaopiekować się nim... - uśmiechnąłem się słabo. - Wiesz, to bardzo odpowiedzialne, mieć swój kwiatek, jeszcze w mojej szklarni... To tak jakbyś naprawdę chciała zapuścić korzenie w moim sercu... - szepnąłem.
Offline
- Bo chce - przytaknęłam z pewnością w głosie. - No i chce sprawdzić, czy to naprawdę takie satysfakcjonujące. Ale nie chce eksperymentować na twoich roślinach. Lepiej żeby nic im się nie stało - mruknęłam, zagryzając wargę. - Obiecuję o niego dbać i go podlewać - zapewnilam. - Będę się troszczyć! - Zachichotalam radośnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mam nadzieję - parsknąłem. - Zobaczymy, czy te czułe i cudowne dłoni potrafią wyhodować coś i zadbać o coś dokładnie... To będzie twój ważny test - zauważyłem, a potem pogłaskałem ją czule po plecach. - Możesz pomyśleć o szklarni jak o moim sercu, o mnie... Może kiedy tam będziesz, będzie ci łatwiej przebywać tam i doglądać swojego kwiatka w moim sercu...
Offline
Zamknęłam oczy, uśmiechając się ciepło sama do siebie.
- Od kiedy stałeś się taki romantyczny? Przegapiłam jakiś ważny moment...? - szepnęłam pytajaco, przedrzeźniając się z nim nieco. - Dam radę. Skoro tutaj pracuje to znaczy że jednak coś potrafię. A zatrudniles mnie tu na stałe zanim posłaliśmy do łóżka - przypomniałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Bo cię lubiłem i nie dałaś się stłamsić Pixie. Szanowałem cię za to, to wszystko. Potrzebowałem kogoś... normalnego do rozmowy. A ty mnie rozumiałaś, mogliśmy razem gawędzić... A potem wszystko się potoczyło po równi pochyłej. Zainteresowanie, potrzeba uwagi, wyznanie pociągu, spełnienie je chwilowe... A co na wyjeździe się stało, pewnie pamiętasz - westchnąłem, a potem szepnąłem wielką tajemnicę. - Powiedziałem ci szczerze, że cię kocham...
Offline
Mimowolnie się uśmiechnęłam, zamyślona, przywołując tamto wspomnienie, jego głos i zagubienie a za razem taka duża pewność. To w ogóle można łączyć w jedno? Oh, chyba nie... Ale może jednak tak?
- Tak, tak, pamiętam, Cai - przytaknęłam szeptem. - Podobają mi się te słowa w twoich ustach - oznajmiłam, unosząc głowę, aby móc na niego popatrzeć z góry, wiedziałam że tego nie lubił, ale to było zwyczajne, ciepłe spojrzenie. - Gdy mówisz że mnie kochasz.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Staram się jak mogę, byś o tym nie zapomniała - wyznałem z uśmiechem, wodząc wzrokiem po twarzy Mandy jak zaklęty. - Kocham cię i to naprawdę rzecz niesamowita dla mnie... Ty kiedyś poznałaś to uczucie, wiesz jak to nazwać, jak poważne to jest, a ja musiałem dochodzić do wszystkiego... Powoli i na własną rękę. To była długa i ciężka droga, ale ostatecznie, doprowadziła nas tu... Kochanie - zauważyłem.
Offline
Pokiwałam głową i musnęłam delikatnie wargami jego wargi. Oparłam swoje czoło na jego czole, zawisając nad nim.
- Dokładnie tak, kochanie. Tutaj. Tu i teraz jest tylko nasze. - Wzięłam głęboki oddech i choć miałam w planach po prostu leżeć do góry brzuchem to i tak zaproponowalam: - Może przejdziemy się do szklarni? Albo po prostu po ogrodzie? Nie masz ochoty odetchnąć świeżym powietrzem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pokiwałem z wolna głową.
- Zawsze możemy, jest piękna noc. Ale myślałem, że jedyne o czym marzysz to odpoczynek i lenistwo u mojego boku - zauważyłem, dźgając ją lekko w brzuch. - Ale dobrze, możemy się przejść - podsumowałem, całując lekko.
Offline
- Po prostu włącza mi się lenistwo straszne. Muszę w końcu dobrze odespać wszystko, ale z drugiej strony spacer z tobą jest chyba przyjemniejszy niż leżenie... Zaraz bym zasnęła, a wtedy to w ogóle beznadziejne spędzanie czasu. Wręcz marnotrawstwo - stwoerdziłam, podciągając się do pozycji siedzącej. Ziewnęłam, uśmiechając się przy tym. - Nie będę się już przebierać - stwoerdziłam, zerkając z niesmakiem na czarną sukienkę wiszącą na krześle. - Nie zmusisz mnie do tego - ostrzegam posyłając mu mimowolnie rozbawiony uśmiech.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie mam zamiaru cię do czegokolwiek zmuszać - zapewniłem, unosząc ręce w geście poddania i także wstając z łóżka z cichym stęknięciem. - Możemy się przejść tak. Po ogrodzie? Czy chcesz jeszcze wchodzić do lasu? - uśmiechnąłem się patrząc na Mandy, która już szła do wyjścia. A ja za nią - Może pójdźmy na razie do ogrodu, kilka kwiatów nocnych się pewnie rozwinęło... Specjalnie dla nas, dla ciebie - uśmiechnąłem się, nadal idąc za nią.
Offline