Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Mhm, ale wtedy jest chyba najprzyjemniej, co nie? - mruknęłam, kończąc się ubierać.
Podeszłam do wieszaka i zanalazlam suknię dla matki Caia. Na biurku lerzaly już wszystkie potrzebne rzeczy, więc usiadłam na krześle, układając sobie materiał na kolanach. Był bardzo przyjemny i miękki, podobał mi się. Suknia miała karmazynowy odcień. Małe dzieło sztuki. Pani Harland nie mogła powiedzieć, że jej się nie podoba. Była naprawdę ładna.
- Ja tam lubię jak mnie całujesz i mi dogadzasz - szepnęłam, sięgając po igle.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Też uwielbiam - zapewniłem miękko. - Oh, nawet nie wiesz jak bardzo to lubię. Miałem już na tyle wiele partnerek, by móc orzec, że jesteś naprawdę najlepszą, ale to najlepszą towarzyszką - uznałem ze szczerym uśmiechem, obserwować uważnie. - Ślicznie wyszła ta suknia... To dla matki, co nie? - westchnąłem. - Ty pewnie wyglądałabyś w niej znacznie lepiej...
Offline
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Ciesz dziś,że doceniasz ładne kreacje. Mhm,kreacje, które zasłaniają zdecydowana większość ciała - podsumowałam rozbawiona, zerkając jedynie przelotnie na Caia. Musiałam się skupić żeby znowu nie ukuc się w palce tak dużo razy jak ostatnim razem. - Ale fakt, wyślą naprawdę ładnie. No i jest zrobiona z cudownych materiałów, których nazwy nawet nie znam, bo nie ogarniam się w temacie tak dobrze - dodałam, parskając śmiechem. - Szycie to zdecydowanie nie jest moja wielka pasja.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ale zdecydowanie ci wychodzi. Wrodzony talent - uśmiechnąłem się. - Poza tym uwielbiam cię jednakowo i w ubraniu i bez niego, żadnej z tych wersji nie faworyzuje! - zaznaczyłem. - Wiem, dziwny ze mnie wampir, ale to prawda. Od zawsze jestem dziwny. Ale jeśli ty wolisz wersję topless, to z chęcią cię ucieszę. Zdjęcie koszulki to nie jest problem, przed tobą to przyjemność - parsknąłem.
Offline
Uśmiechnęłam się, powstrzymując od śmiechu, aby dłonie mi nie drżały. Starałam się w miarę możliwości jednak skupić na koralikach do przyszycia.
- Preferuje Caia w pełnej okazałości, wątpię, że kogokolwiek by to zdziwiło. Oczywiście nie ma to dla moich uczuć Solskiego znaczenia, ale moje oczy cieszą się im więcej widzą odsłoniętej skóry - wyjaśniłam, uśmiechając się jeszcze szerzej.- Myślisz, że serio mi idzie aż tak dobrze...? W sumie nawet o tym nie myślałam. Robię to dosyć mechaniczne. Traktuje jak pracę, coś co trzeba odhaczyc. - Wzruszyłam nieznacznie ramionami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Moim zdaniem suknia jest zjawiskowa. Poza tym widzę, że nie tylko ją wzięłaś pod igłę w tym pokoju - zauważyłem, rzucając okiem na ubrania wystające z uchylonych drzwi szafy. - Zasługa materiału jest oczywista, ale sądzę, że nawet gdybyś użyła zamienników, nadal była by naprawdę dobra - uznałem z miękkim uśmiechem. - Jak skończysz to ci się pokażę w pełnej okazałości, nie mam nic przeciwko... Poza tym mam piękne ciało, szkoda się go wstydzić...
Offline
- Szkoda oj szkoda - mruknęłam rozbawiona. - Skończenie zajmie mi dłuższą chwilę. Nie wiem czy tyle czasu tu wytrzymasz. Może się zrobić zaraz klaustrofobicznie - mówiłam rozbawiona w dalszym ciągu. -Ta przestrzeń może zacząć cię przytłaczać. Poza tym... Nie mam nic przeciwko żebyś już teraz pozbył się z siebie czegoś. Może poczuje większą motywację...? - próbowałam go sprowokować.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Gdy skończysz ten element, który zszywasz teraz... Hm, może nie będę powstrzymywać mojej koszulki przed zsunięciem się - uznałem. - Kolejne zejdą spodnie. A na koniec bokserki... A wtedy to myślę, że będziesz już bardzo zmotywowana... Oh, ja na pewno będę, leżąc na twoim łóżku, wdychając twój słodki zapach... Ale rozumiesz, po kolei i skończ ten fragment - zarządziłem.
Offline
Przerwałam i jęknęłam przeciągle spoglądając na niego z udawanym wyrzutem.
- Jestes okropny. Przestań tak gadać, bo mam ochotę wszystko rzucić. Bokserki zdejmę ja, jak już będzie na nie czas - stwierdziłam, negując jego plany. - I koniec kropka. Masz leżeć spokojnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Oh, ja na pewno będę leżeć. Ale co innego może stać, jak tylko pomyślę o twoich miękkich włosach czy o gładkiej skórze - uśmiechnąłem się szeroko i nieco przebiegle i zmieniłem pozycję, siadając na łóżku i pochylając nieco, wspierając się rękami z tyłu i eksponując nawet ukryte ciało. - Twoje jędrne piersi śnią mi się po nocach, gdy badam je palcami, albo językiem, gdy twój sutek twardnieje, albo gdy obie piersi tak pięknie się kołyszą, gdy trzymam mocno twoje biodra... - zgryzłem wargę, obserwując z lubością Mandy. - Jak idzie ci praca? - zapytałem niewinnie.
Offline
Ponownie jęknęłam, delikatnie zaciskając uda.
- Jesteś naprawdę okropny - mruknęłam, nie patrząc na niego. Nie dam mu satysfakcji, choć kątem oka widziałam, że oczekiwał na moją reakcję. - Praca idzie mi znakomicie. Igłą nie atakuje moich palców, ale nie wiem czy. Je zaatakuje zaraz czegoś innego, albo kogoś - mruknęłam, a następnie zagryzłam wargę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Hmm zaatakujesz? - powtórzyłem dopiero zaczynając. Rozsiadłem się wygodnie, na razie nie czując napływającego podniecenia swoimi słowami. Łatwiej je było zapewne wypowiadać niż słuchać. - Tak jak atakujesz moje usta, spragniona ich smaku? Tak jak łapiesz mnie, mocno zaciskając palce na moich barkach, gdy sam trzymam cię silnie? Oboje wiemy, że lubię dominować, ale oddawanie ci pałeczki też jest bardzo przyjemne...
Offline
Westchnęłam ciężko.
- Ty naprawdę nie chcesz żebym to skonczyla? "Twoja matka mnie zabije" ma tutaj zdecydowanie mocniejsze brzmienie niż zazwyczaj, bo taka groźba zdaje mi się być całkiem realna. Błagam cię, bądź grzeczny, Cai. Będzie miło, ale jeszcze nie teraz... Rozpalanie mnie w tej chwili sprawia ci aż taka satysfakcję? - zapytałam, starając się wrócić do przyszywania. Skup się Mandy i skończ to szybko.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wybacz - westchnąłem. - A ja się dopiero rozkręcałem, ale skoro tak stawiasz sprawę... Kończ to pośpiesznie, bo gdy dojdzie do tego, że sam będę musiał sobie radzić, to już możesz nie wytrzymać - zachichotałem, i znów położyłem się na łóżku, wzdychając.
Offline
- Wolałabym ci pomóc - mruknęłam pod nosem ze znaczącym uśmiechem. - Myślę, że i ty byś miał z tego większą przyjemność. Warto tą chwilę poczekać. Poza tym, ostarzegalam, że muszę to zrobić. Zaprosiłam cię do gadania a nie do seksu. Choc kto by się spodziewał, że i tak na tym się skończy - pwiedzialam ironicznie. - Już skończyłeś wszystkie swoje ważne papierkowe robótki? - zmieniłam temat, bo miał racje, że długo bym nie przetrzymała zapewne. Nie lubiłam się powstrzymywać.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie skończyłem definitywnie, ale mogę sobie pozwolić na odpoczynek od nich na jeden dzień i noc, mi też się należy nieco od życia, szczególnie teraz, gdy mam ciebie i nauczyłem się co to życie z ukochaną - westchnąłem. - Nie zostało mi też dużo. Uda mi się dokończyć w kilka dni, to może spróbujemy zaszyć się gdzieś w lesie, za rezydencją na całe wieczory... Będziemy mieli ponad tydzień czasu tylko dla siebie... przed przyjazdem Pixie...
Offline
Ukulam się igłą w palec, dosyć głęboko. Syknelam cicho pospiesznie wycierając krew w chusteczkę. Zapach krwi wampira na sukience to nie najlepszy pomysł. W dodatku mojej, mieszanej. To byłby naprawdę słaby pomysł.
- Uh, tak szybko przyjeżdża? - upewniłam się. - myślałam, że już sobie darowała przyjeżdżanie tu. Hm... Tydzień - powtórzyłam, zagryzając wargę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Trochę więcej, prawie dwa - poprawiłem od razu. - I chyba nie na długo. Eh, kiedy skończę trzydzieści lat będzie pewnie przyjeżdżać jeszcze częściej. Parcie na ślub i takie tam... Chce już się wygrzewać w sławie i bogactwie nazwiska Harland - westchnąłem. - Dobrze, że przysięgi ślubne wampirów są krótkie - skrzywiłem się. - Ale nie martw się na zapas. Będziemy mieli swój czas...
Offline
Skrzywiłam się
- Nie chce o tym rozmawiać, Cai - przypomniałam mu, ale było już za późno. Znów wróciła do mnie myśl, że on nie wyjedzie stąd dopoki nie wykona wszystkich swoich obowiązków. Nie zorbiłaś tego. Nie zorbiłaś...
Przymknęłam powieki, na tyle by spoglądać tylko na to co przyszywania i jak.
- Teraz mamy swój czas - szepnęłam, starając się uśmiechnąć.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak... Nasz czas - uśmiechnąłem się i położyłem się już normalnie, z głową na poduszce. Spoglądałem na obrazek drzwi i kawałka ściany, obrośniętego bluszczem, dookoła obklejonymi kolorowymi kwiatkami. To były jej marzenia? Marzenia, które dzieliła ze mną? Chciałbym móc je spełnić...
- No dobrze, skup się to jak skończysz to dołączysz do leżenia na łóżeczku - uznałem.
Offline