Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Pokiwałam głową i pociągnęłam go za dłoń do przodu.
- Jest mnóstwo małych parków, czarodzieje są mocno związani z naturą, a one mają nam o tym wcaiz przypomniać. Choć większość tradycyji zanikło... Przejdziemy się do... Hm... Takiego bez placu zabaw. Będzie ciszej - szepnęłam, zaciskając mocno palce na dłoni Zaffa, jakby to była ostatnia rzecz, która trzyma moje stopy przy ziemi.
Offline
- W porządku. Prowadź - uśmiechnąłem się miękko, a nawet gdy wyszliśmy na zewnątrz nie czułem działania słabych, ale jednak, promieni słonecznych. Uśmiechnąłem się szczerze, domyślając się, że to sprawka mojej czarodziejki.
- Uśmiechnij się, kochanie - zaproponowałem łagodnie. - Jest piękny dzień, jesteśmy razem w twoim rodzinnym mieście, ty jesteś tak piękna jak zawsze... - westchnąłem z uśmiechem, głaszcząc kciukiem jej dłoń.
Offline
- Cała czerwona na twarzy? - mruknęłam, spoglądając na niego. - Przed wyjściem z domu smarkałam w rękaw - przypomniałem mu, krzywo się uśmiechając. - Kocham cię - szepnęłam, łapiąc go za ramię.
Musiałam być jednak po części skupioną, chciałam go chronić przed działaniem słońca. To było jak przyciemnianie szyb, tylko że na skórze, która jest ruchoma i... Uhu, po prostu nieco bardziej skalkulowane aby to utrzymać. Więc ciągle je poprawiałam, ale Zaff na szczęście tego nie czuł.
- To już niedaleko, za tamtą kawiarnią na rogu, trzeba skręcić - wskazałam na lewo - i będzie już widać park. Nie jest wielki, nie jest nawet duży, ale jest ładny i ma dużo kwiatów. Ptaki ćwierkające i można usiąść na ławce pod wierzbą.
Offline
- Usiądziemy? - zapytałem z nadzieją. - Um, no tak, pewnie usiądziemy - parsknąłem. - Wybacz, nie bywałem w parkach. Sama wiesz doskonale, że życie wampira toczy się raczej po zmierzchu i zazwyczaj w zamkniętej przestrzeni - westchnąłem. - Nie przywykłem jeszcze do tej okolicy i tych pięknych budowli... A studiowałem niedaleko - przyznałem się. - Nieco bliżej Moonwild, ale w bardziej wampirzej dzielnicy akademików - dodałem do razu, idąc we wskazanym kierunku.
Offline
- To jest najgorsze z tego wszystkiego. Wciąż siedzicie zamknięci, bo słońce was może skrzywdzić, a od blasku księżyca możecie się opalić. To... - Uśmiechnęłam się mimowolnie, zerkając na Zaffa. - To całkiem zabawne - szepnęłam, wtulając się w jego ramię.
Dopiero teraz zauważyłam, że prawie nikt nie wpadł na nas na chodniku, a tu zawsze robiły się tłumy o tej godzinie. Czarodzieje spoglądali w naszą stronę spięci. Westchnęłam ciężko i znów zrobiło mi się przykro.
- W weekend możemy pochodzić po mieście. Od piątku do niedzieli wieczorem, będziemy zwiedzać - szepnęłam zachwycona taka wizja. - Ty i ja - lubiłam to odtwarzać, tak słodko to brzmiało.
Offline
Uśmiechnąłem się szczerze, trzymając Ellę najbliżej jak mogłem. Po prostu... chciałem ją czuć, chciałem czuć jej zapach, jej dotyk, jej wszystko.
- W porządku. Widzę, że już ty mnie przegonisz po okolicy - zaśmiałem się cicho. - Następnym razem nie będziesz musiała używać magii, założę okulary i kaptur, to wystarczy - zapewniłem od razu z lekkim uśmiechem, przepełnionym jednak miłością.
Offline
- To żaden problem - zapewnilam. - Mozemym.. możemy też wychodzić późnym popołudniem i chodzić nocą. Tu jest bezpiecznie. I jasno cały czas. To miasto nigdy nie zasypia, wciąż palą się światła, a czarodzieje chodzą po ulicach gromadami. - Uśmiechnęłam się pod nosem, wzruszając ramionami. - Nie chce zebys źle się czuł - wyjaśniłam z uporem. - I nie będziesz. Moja w tym głową.
Offline
Uśmiechnąłem się miękko, trącając czule ustami jej skroń.
- A moja głowa w tym, byś i ty czuła się dobrze - podsumowałem z uśmiechem. Potem mimo, że uśmiech osłabł, nadal byłem radosny. - I zostanę u ciebie w domu. Nawet jeśli tylko w sypialni. Nie zamierzam cię opuszczać i niech ktokolwiek mi tego zabroni - oświadczyłem zdecydowany, ale potem już skupiłem się na rozglądaniu z ciekawością po zielonym parku. Myślałem, że będzie mniejszy z tego co mówiła Ella, jednak nie był taki mały. Usiedliśmy na ławeczce w cieniu i znów szeroko się uśmiechnąłem.
Offline
Westchnęłam, rozluźniając się.
- Okej, zaklęcie przestanie zaraz działać - szepnęłam, opierając głowę na jego ramieniu i wtulając się w jego bok. - Jeśli źle się poczujesz, mów - dodałam proszaco, przymykając powieki.
Byłam wykończona. Naprawdę wykończona. Dzień na uczelni był męczący, obiad do którego w końcu nie doszło stresujący, a histeria dobiła mnie do reszty. Jednak dopiero teraz byłam w stanie to przyznać, wcześniej odrzucałam do od siebie, chcąc się po prostu znaleźć jak najdalej z Zaffem u boku.
- Jest cudownie - szepnęłam z błogim uśmiechem, obserwując park spod przymkniętych powiek. - Prawda? Jest pięknie... Choć nie jakoś bardzo słonecznie i może mogłoby być ciepłej... - Zaśmiałam się. - Ale jest pięknie. Dla mnie. Piękny dzień... - wymamrotałam. - Najpiękniejszy.
Offline
- Dla mnie każdy dzień z tobą jest piękny - uznałem, obejmując moją czarodziejke. To nie był żaden odzew romantyzmu w głębi we mnie, tylko fakt. Każdy dzień był lepszy z Ellą niż ten bez niej. I nie potrzebowałem wiele czasu by to zrozumieć.
- Odpocznij kochanie, pewnie miałaś dziś na prawdę męczący dzień - zauważyłem z westchnieniem. - Jak kupię już sobie telefon, będziesz mogła do mnie dzwonić między zajęciami - zaproponowałem rozbawiony.
Offline
Zamruczałam zadowolona otwierając szerzej oczy i zadzierając brodę w górę, aby popatrzeć na jego twarz.
- Na pewno będę dzwoniła- szepnęłam. - Jak tylko będę mogła - dodałam z szerokim uśmiechem. - Jestem zmęczona, bo... Tyle emocji jednego dnia, w tak krótkim czasie to... Dużo, naprawdę dużo. Myślami, że lepiej to wszystko wyjdzie. Byłam prawie pewna. - Zagryzłam wargę w zamyśleniu. - Ale się pomyliłam...
Offline
- Może powiedziałem coś nie tak? Sam nie wiem... Może dlatego że jestem po prostu wampirem - westchnąłem. - Chciałbym by było inaczej. Naprawdę chciałem go poznać... A zamiast tego musiałem przyjmować krytykę... - westchnąłem ciężko tuląc do siebie Elle. - I tak jestem pełen żalu do siebie za to jak cię skrzywdziłem w całej naszej historii... - dodałem.
Offline
Wtuliłam się w wampira z uśmiechem, nie przejmując się jego słowami. Nie czułam się skrzywdzona. Byłam w nim zakochana i czułam głównie miłość do niego.
- On od zawsze krytykował. Dziadkowie są... Perfekcjonistami. Wszystko pod linijkę. Tata to tylko czubek góry lodowej, rodziny Tillman - szepnęłam, chcąc mimo wszystko usprawiedliwić tatę i ochronić go. - Denerwuje się bo ja nie jestem perfekcyjną, a dziadkowie mnie nie tolerują, nie lubili mnie od zawsze - powedziałam z żalem. - Często gdy oni jechali do dziadków ja zostawałam sama w domu. - Zagryzłam wargę. - Tak było wszystkim łatwiej. Było mi przykro, ale... - Wzruszyłam nieznacznie ramionami. - Nie lubiłam i tak się pchać gdzieś na siłę. Najwidoczniej tak miało być...
Offline
- Rozumiem... - pokiwałem głową, uśmiechając się lekko. - Widocznie zawsze byłaś wyjątkowa. Akceptująca, tolerancyjna i wyrozumiała... Taka kochana - szepnąłem z westchnieniem. - Ale spokojnie, wydaje mi się, że nie powinnaś się tym przejmować. Twoi rodzice na pewno cię kochają... Jakakolwiek nie jesteś.
Offline
- Wiem, to, Zaff. Dlatego tu jestem, dlatego do nich wróciłam... - szepnęłam. - Nie było mnie z nimi przez tyle czasu... A ich nie było przy mnie. Tak być nie powinno. - Westchnęłam ciężko. - Tata się denerwuje... Denerwuje się, bo... - znów się zawiesiłam. Wzięłam głęboki oddech. - Gdy po mnie przyjechali nie byłam w najlepszym stanie - wyszeptałam niepewnie. - Bylam głupia, zamiast coś robić, przestałam robić wzytsko - jęknęłam cichutko, krzywiąc się.
Offline
- Wiem... - szepnąlem cicho. - Wiedziałem, że będzie ciężko. Też to przeżyłem, ale... poprawiło się prawda? Kiedy wróciłaś do rodziców, wszystko znów było dobrze - uśmiechnąłem się słabo. - A ja wróciłem do ciebie... Poza tym nie odejdę znów, nie sprawię ci bólu... Może nawet już nie ugryzę? Dałbym radę się powstrzymać - dodałem niepewnie. - Ustatkuję się i wtedy zobaczą, że mam na ciebie dobry wpływ...!
Offline
- To ja odeszłam - przypomniałam mu ze wstydem. - Ja to nam zrobiłam... - wymamrotała mi, zaciskając powieki. - Gdybym dała sobie chwilę więcej... To by... Tak by to nie wyglądało...! Było by zupełnie inaczej. A-ale... Sapnikowałam... Znów wpadłam w histerię i... I-i... I wyjechałam. Zostawiłam c-cie tam... Z nimi. Z-zostawolam cię z tymi, k-ktorzy cię zdradzili... N-nie powinnam b-byla - ciągnęłam wciąż tym samym zawstydzony i przepełnionym winą głosem.
Offline
- Dobrze zrobiłaś - zapewniłem Ell spokojnie, głaszczac ją po włosach uspokajając. - Tam było niebezpiecznie dla ciebie i to wszystko... Nie jestem zły że to zrobiłaś, ty też nie powinnaś być zła na siebie. Tak się to potoczyło... Wolałbym byś była spokojniejsza niż byś była tam w niebezpieczeństwie, w ciągłym strachu... - westchnąłem ciężko.
Offline
Pogładziłam Zaffa po torsie, na chwilę uciekając myslami.
- Strach zbyt często mną kieruje, gdyby nie on, czuwałabym z tobą. Uciekli byśmy, razem, bez tego bólu i cierpienia przez rozłąkę. Nie spałam, nie jadłam, nie ruszałam się z domu. Myślałam tylko o tobie - wyszeptałam spoglądając na niego z lekkim uśmiechem. Dotknęłam jego twarzy. - Tylko o tobie...
Offline
- A ja o tobie - przyznałem się miękko, głaszcząc ją nadal. - Oj kochanie... Strasznie się oboje zaniedbaliśmy. Ale teraz już nie musisz myśleć ciągle o mnie, teraz masz mnie u swojego boku - zauważyłem z uśmiechem i pocałowałem ją leciutko. - Cokolwiek by się nie działo. A za jakiś czas znajdę niedaleko mieszkanie... I może zamieszkamy tam razem? Będziesz miała blisko do rodziny, a ja jednocześnie nie siedziałbym im na głowie... Wystarczy, że twój tata już mnie nie chce widzieć na oczy.
Offline