Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Masz rację. Ale... Musisz być po prostu ostrożny. I spokojny. Tutaj większość na oczy nie widziała wampira - wyjaśniłam powoli, przyglądając się jak Zaff całuje mnie po palcach. - To nasza druga natura, strach. Pierwsza jest ciekawosc, gdybyś nie był pewny - dodałam, uśmiechając się. - Gdy byłeś w pełni sił, roztaczałeś wokół siebie silną aurę mocy. To przytłacza - tłumaczyłam dalej. - Póki co i tak nie będziesz wychodził... Musisz jeszcze odpocząć... - nalegałam.
Offline
- Dobrze - pokiwałem głową i zerknąłem na ukochaną łagodnie, gdy odsunąłem się już od jej dłoni. - Kolejny powód, dla którego nie powinienem pić twojej krwi. Jeden łyk od razu postawiłby mnie na nogi i znów byłbym silniejszy, znacznie silniejszy niż od ponad pół roku. A wtedy na pewno bym nie budził zaufania...
Offline
- Masz moje zaufanie, a ja mogę poręczyć za ciebie - powedziałam bez zawahania i popatrzyłam na niego uparcie. - Nie boje się twoich kłów, nie boje się ugryzienia. - Patrzyłam na niego wielkimi oczami. - Wiem,ze mnie nie skrzywdzisz. Nigdy byś tego nie zorbiłaś, nigdy celowo - szepnęłam z pewnością w głosie.
Offline
- Nie kuś, jestem na granicy - poprosiłem. - Nie potrzebuję wiele, by mnie przekonywać, naprawdę - westchnąłem ciężko. - Ale... To nie jest tak jak u mnie. Teraz nie muszę zaskarbić sobie twojego zaufania, a zaufanie twojej rodziny i całego społeczeństwa w którym żyjesz. Zacząć od nowa. I jakkolwiek bardzo bym chciał, opity krwią swojej ukochanej jestem dla nich niebezpieczny... Nie wiedząc co jest między nami, jak długa droga nas dzieliła - wyjaśniłem, sięgając po winogrona.
Offline
Westchnęłam cicho i pokiwałam głową, nie chcąc się więcej wspominać już o tym. Skoro Zaff nie chciał pić mojej krwi to powinnam przestać mu o niej przypominać i narzucać się. Zjedliśmy w spokoju, przesiadując resztę dnia w pokoju.
Przyniosłam Zaffowi kolejny posiłek, a potem oboje umyci i czyści położyliśmy się spać. Zaff zasnął pierwszy, choć upierał się że nie jest już taki słaby i zmęczony.
- Dla mnie nie musisz być wielkim i silnym wampirem, kochanie - wyszeptałam mu prosto do ucha, w sumie nie byłam pewna czy mnie słyszał, ale i tak to powedziałam. Uśmiechnęłam się, tuląc go do siebie.
Następnego dnia zostawiłam Zaffowi karteczkę że wrócę przed obiadem, a dom jest posty więc na spokojnie może wyjść i zjeść jakieś śniadanie i sama wyszłam na wykłady. Jednak wciąż byłam niespokojna. Chciałam szybko wrócić do mojego wamira... Dlatego też niezbyt byłam skupioną na wykładach.
Offline
Miałem czas podczas nieobecności Elli i reszty domowników rozprostować nogi, nieco się rozciągnąć i uporządkować myśli. Otworzyłem torbę i całą jej zawartość ubrań i koców zostawiłem w pralni. Następnie uważnie przeliczyłem pieniądze, oraz wyjąłem wszystkie naszyjniki, kolczyki i pierścienie, których nie oddałem do lombardu. Było tego naprawdę sporo, podobnie co z gotówki. Ostatecznie, można by rzec, że nadal byłem przy klasie. Usiadłem do biurka i spokojnie rozliczyłem ile mam, ile mogę mieć jeszcze z biżuterii (przy założeniu minimalnym), a na koniec wszystko to zsumowałem.
Używając laptopa Radelli zrobiłem niewielki research w okolicznych mieszkaniach. Było drogo, ciężko było to ukryć, choć miałem na to odpowiednią sumkę. Przy odłożeniu jej na mieszkanie, nadal pozostawało mi naprawdę sporo na inne rzeczy. Meble mógłbym kupić nawet z drugiej ręki, nie potrzebowałem wielu wygód. Telefon i laptop do komunikacji i pracy, to były rzeczy droższe, choć już po sprawdzeniu, elektronika była stosunkowo tańsza niż w stolicy wampirów.
Kolejne wyliczenia zapijałem cały czas szklaneczką krwi, kolejną butelkę Ella zostawiła mi z rana, za co byłem jej wdzięczny. Tak minął mi niemal cały czas czekania na Ellę. Planowanie, odnajdowanie się w nowych realiach... Drgnąłem, gdy ktoś otworzył drzwi.
Offline
Zaśmiałam się, bo tata miał dziś wyjątkowo dobry humor i rzucał ciągle jakimiś żarcikami. A nawet zadzwonił do mnie i spytał, czy odebrać mnie z uczelni, na co z chęcią przystanęłam.
- Zjemy obiad? - zapytał, odwiedzając mój żółty płaszcz na wieszak.
- Tak jasne, umyje dłonie i powiem Zaffowi - pwiedzialam luźno i naturalnie, jakby tak było zawsze. Jednak spotkałam się z długa cisza, więc jak już rozwiązałam buty to uniosłam wzrok na mężczyznę. - Tato...? - szepnęłam, prostując się. Jednak przy nim byłam malutka. Tata nie był bardzo umięśniony, był raczej szczupły i wysoki, miałam wrażenie że nawet wyższy niż Zaff. Miał twarde spojrzenie, ale rysy twarzy miękkie.
Pokiwał głową.
- Dobrze... Zacznę przygotowywać - powedział niepewnie,a ja uśmiechnęłam się.
- Dziękuję,zaraz do ciebie dołączę - pwiedzialam z wdzięcznością w głosie i ruszyłam radośnie do sypialni. - Dzień dobry, kochany - przywitałam go. - Spałeś tak głęboko jak wychodziłam... - Pokręciłam głową z uśmiechem. Zmarszczyłam brwi. - Co robisz...?
Offline
Zamknąłem laptopa i wstałem od biurka chowając kartkę z wyliczeniami do kieszeni.
- Rozpoznawałem się w okolicy. Wiesz że elektronika jest w miastach czarodziei dużo tańsza niż w naszej stolicy? Ciekawostka. Szukałem też nieco ogłoszeń o pracy... - podsumowałem.
Offline
- Nasze fabryki są pełne magii, szybciej idzie produkcja, być może to właśnie dlatego? - zasugerowałam. - Mam nadzieję, że się nie wynudziłeś, kochany - dodałam, uśmiechając się szeroko. Rozpięłam koszule i zdjełam ją, zostając w samej obcisłej koszulce z długim rekawem. Sięgnęłam po sweter i założyłam go na siebie przez głowę. Popatrzyłam na wampira. - Mhm, wszystko w porządku.
Offline
- Tak, wszystko w porządku... - przytaknąłem obserwując uważnie jej ciało, godne uwagi wampira. Z uśmiechem objąlem moją czarodziejkę. - Nie, nie wynudziłem się. Absolutnie. Czekałem na twój powrót z niecierpliwością i tyle - uśmiechnąłem się szczerze. - Przyszłaś z ojcem?
Offline
Popukałam go palcem po uchu.
- Po co pytasz, skoro słyszałeś? - szepnęłam, wsuwając dłonie na jego plecy i przytulając się do niego. - Tak, tata miał dobry dzień w firmie, mógł na spokojnie wyjść i przyjechał po mnie. Chce zrobic obiad i wspólnie zjeść. - Uśmiechnęłam się bardzo szeroko. - Razem. We troje - zaznaczyłam, ściskając go mocniej.
Offline
- Oh...
Za tym "oh" kryło się wiele wątpliwości i niepewności co do tego pomysłu jak i do reakcji jej ojca na wampira przy stole. No i nie wiem jak w ogóle ojciec mógłby zareagować na adoratora jego córki, już pomijając fakt mojej rasy.
- W porządku. Na pewno będzie pyszne - podsumowałem z cichym westchnieniem. - Nie chcesz się umyć przed obiadem? - zapytałem miekko, głaszcząc ją po plecach i nieco niżej po krzyżu też...
Offline
Zaczęłam wodzić wzrokiem po jego twarzy z pytającym spojrzeniem.
- Rozumiem, że mój zapach podrażnił twój czuły węch? - mruknęłam, z początku z powagą potem jednak uśmiechnęłam się niewinnie. - Wracają ci już wszystkie zmysły. Pachnie teraz inaczej niż w sterylnym pomieszczeniu? - spytałam zaciekawiona.
Offline
- To nie tak, że wracają mi wszystkie zmysły. Ja posiadam zmysły tak czy siak, rozwinięte równie co ludzkie, lub twoje gdy nie używasz magii. Chyba że piję krew, wtedy są wzmocnione. Jako szlachcic byłem od dziecka pojony krwią dlatego tak źle reaguje na jej brak. Co nie zmienia faktu, że mogę bez niej żyć - powtórzyłem coś co już kiedyś mówiłem. - A poza tym nie śmierdzisz, raczej myślałem o odświeżeniu - wytknąłem rozbawiony, całując ją w czoło czule.
Offline
Zaśmiałam się.
- Nie będę tracić na to teraz czasu, Zaff. Umyje się już wieczorem - oświadczyłam. - Pójdę już pomoc tacie, a ty... Dokończ to co robiłeś, nie spiesz się. I przyjdź do kuchni jak już będziesz gotowy. Dobrze...?
Offline
Pokiwałem niepewnie głową. Nie byłem do końca pewien co mnie określi jako "gotowego", ale powinienem chyba podejść do tego na spokojnie, naprawdę na spokojnie i pokazać się jej ojcu z naprawdę dobrej strony... Ugh.
- Dobrze. Niedługo przyjdę, naprawdę... Um... Pomogę wam jeszcze może... Jak będzie w czym... - dodałem z wahaniem.
Offline
- Poradzimy sobie, po prostu przyjdź - szepnęłam, muskając wargami jego usta. - W porządku? Będzie dobrze. Tata ma dobry nastrój. Boi się troszkę, ale masz okazję mu pokazać że nie ma czego. Nie oczekuje niczego wielkiego ale... Po prostu chce żebyś nie siedział w ukryciu w moim pokoju, a reszta domowników będzie udawała że ciebie tu nie ma. Bo tak nie jest. - Pocałowałam go w usta. - Bo jesteś - szepnęłam uśmiechnięta.
Offline
- Jestem. Dla ciebie. Tak jak obiecałem - pokiwałem głową i pozwoliłem jej odsunąć się ode mnie. Westchnąłem cicho kiwając jeszcze raz głową i siadając znów do laptopa. Chwilę wahałem się, ale zamknąłem wszystkie strony, jakie tam nadal były otwarte, a potem wyciągnąłem karteczkę z kieszeni. Zaciskając usta, złożyłem ją dokładnie i razem z pieniędzmi i kosztownościami schowałem tam też mój plan na przyszłość. Zamknąłem laptopa i nim wyszedłem zajrzałem jeszcze do łazienki. Przemyłem twarz, uczesałem się i oglądając chwilę w lustrze swoje wielkie kły, schowałem je, a moje zęby, choć niezwykle równe i białe (większość wampirów miała ten niezwykły uśmiech) były już znacznie normalniejsze niż gdy wystała wśród nich para kłów.
Wziąłem głęboki oddech i po dłuższej chwili wyszedłem z pokoju, wkraczając na nowy teren.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się łagodnie do ojca Elli i zerknąłem na moją czarodziejkę, szukając jej wspierającego uśmiechu. - Nie zostaliśmy sobie jeszcze przedstawieni. Jestem Zaff. Zaff Leeches - przedstawiłem się miękko, lekko kiwając głową z szacunkiem.
Offline
Tata lekko zbladł, dlatego położyłam mu dłoń na ramieniu. Pokazywałam rodzicom wspomnienia Zaffa, więc mniej więcej wiedzieli jak wygląda. Choć teraz najbrawdziwszy na świecie wampir stał przed nim. Mój tata skinął głową Zaffowi.
- Harry Tillman - odpowiedział z lekka zachrypniętym głosem.
Zaczęłam się teraz zastanawiać, czy jednak tata nie bał się bardziej niż mama. Bo ona panikowała ale chyba w jej oczach nie było za dużo strachu. Po prostu była zestresowana. A tata? Zachowywał się jak ja. Mimo całej tej sytuacji uśmiechnęłam się pod nosem. Gdy chciałam ruszyć do Zaffa on złapał mnie z troską za ramię.
- Zaff chciał pomóc, pokroi warzywa - mruknęłam, patrząc na ojca pytająco. Bez słowa puścił moje ramię i wrócił do robienia sosu. - Nic się nie dzieje - szepnęłam.
Obejrzałam się na drugi koniec kuchni, gdzie stała miska z warzywami, a po chwili naczynie uniosło się i spokojnie zaczęło sunąć w naszą sgrone. Po noże sięgnęła. Już sama.
- Chciałeś to masz - powedziałam podając mu nóż. Oboje usłyszeliśmy jak tata głośniej bierze oddech. Zagryzłam wargę, wzruszając lekko ramionami. Nic z tym nie mogłam zrobić. - Potrzeba czasu - powedziałam prawie bezgłośnie.
Offline
Wzruszyłem lekko ramionami.
- Rozumiem. Nie mam zamiaru nikogo jakoś do siebie nakłaniać - zapewniłem spokojnie i odebrałem narzędzie od Elli. Chwilę przyglądałem się nożowi, a po chwili zacząłem z wolna kroić warzywa. Chwilę panowała dość niezręczna cisza, nie tyle co napełniona napięciem, a raczej niepewnością z obu stron, mojej i taty Elli.
- Um... Gdzie pan pracuje, jeśli wolno wiedzieć? - zapytałem, próbując zagaić rozmowę. - Sam próbuję rozglądać się za jakimś zatrudnieniem - dodałem ciszej, w ramach wyjaśnienia.
Offline