Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Ale czujesz się już dobrze? Ninja nadal słabo? Chciałabym pochodzić... Moze oboje spróbujemy wstać. Okej? Wstanę z tobą - szepnęłam, wzdychając ciężko i powoli się podciągając do góry na jednym łokciu. - No chyba że ty leżysz, to ja też chcę leżeć z tobą. - Zaśmiałam się.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Znów się zaśmiałem, co było rekordem mojego dobrego humoru od bardzo dawna.
- Musimy wstać - powiedziałem uparcie. - Nie można tak leniuchować, mam dużo pracy... A ty powinnaś wypoczywać i oswajać się z myślą, że zaraz wychodzisz - uśmiechnąłem się dumny z Astorii - No wiesz, spakować się, trochę się ogarnąć - zaproponowałem z westchnieniem, z wolna się unosząc.
Offline
- Ja jestem już bardzo oswojona z tą myślą. Oswajam się z nią odkąd tu trafiłam - powedziałam rozbawiona, siadając prosto na łóżku i spoglądając na Wolfgrima. - Nie mam za dużo rzeczy. Pochodzę sobie po lecznicy i rozruszał nogi. W ogóle całą się rozluszam. - Wzięłam głęboki oddech i rozciągnęła się.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- To też dobry pomysł - przytaknąłem i popatrzyłem na nią ciepło, zabierając już rękę. Trąciłem jej ramie swoim ramieniem, trochę zaczepnie, prawie jak w wilczej postaci.
- Pomyśl, gdzie chciałabyś się przejść kiedy będziemy spacerować, gdy już wyjdziesz - zaproponowałem zadowolony z jej szczęścia.
Offline
- Mam dużo pomysłów na różne spacery. Mówiłam ci już, że dużo chodziłam przed wypadkiem - mruknęłam, uśmiechając się już słabiej. - Nie przemęczaj się za bardzo, Grim - poprosiłam, obserwując jak wstaje i się prostuje.
Czasy czas na usta pchało mi się "kochanie" ale...
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Dobrze, dobrze Astoria - westchnąłem, a gdy wszystkie kości wskoczyły mi na odpowiednie miejsce, odwróciłem się jeszcze do niej i lekko dotknąłem jej twarzy. - Nie martw się o mnie, to ja tu jestem od martwienia. Kochana - uśmiechnąłem się sennie, jakbym śnił na jawie, a potem odwróciłem się do drzwi i zdecydowanym krokiem ruszyłem do drzwi.
Offline
***
- Już zapuściłaś tu korzonki, jak się z tym czujesz? - spytał rozbawiony brat, biorąc na ramię moja torbę.
- Boskie uczucie. Odcinam wszystko jak leci i tu nie wracam - parsknęłam rozbawiona, powoli wychodząc z pokoju. Musieliśmy podejść do recepcji po wypis.
- Twoje serce ma zmianę? - zapytał, rozglądając się na boki.
Pokiwałam z wolna głową, też się rozglądając.
- Tak, chyba tak. Ale mówiłam mu ze mnie odbierzesz, więc... Może jest zajęty? - mruknęłam pod nosem.
Hardlik wzruszył ramionami. Potem jednak Zmarszczyłam brwi i postawił moja torbę pod ścianą.
- Poczekaj tu, ja wezmę wypis - mruknął z uśmiechem.
- Co? Przecież wiesz że nie lubię czekać... - Złapałam torbę jednak zaraz zobaczyłam Grima, który szedł w naszą stronę. - Okej, kumam, leć- przytaknęłam mu, wzdychając.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Zdążyłem tylko pomagać bratu Astorii, którego widywałem co jakiś czas gdy wpadał tu do niej, nim podszedłem do wilczycy.
- Jak się czujesz? Wolna? - zaśmiałem się cicho, ale obserwując jej rozjaśnioną twarz z zadowoleniem. - Mam nadzieję, że szybko tu nie wrócisz, chyba, że zechcesz mnie odwiedzić - dodałem.
Offline
- Też nie chce szybko tu wracać - zapewnilam go rozbawiona. - Na pewno spieszyć mi się nie będzie do lecznicy. Ale do ciebie zawsze będę miała ochotę biec - szepnęłam, opierając się dłońmi o jego pierś, tylko po to, by mieć pretekst aby być bliżej. Przyciąganie jak zwykle dawało mocno o sobie znać. - Jestem już prawie wolną i niezależną wilczycą - dodałam radośnie.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Zawsze byłaś niezależna, w dodatku silna - zaśmiałem się, a jej dotyk, sprawiał tylko dodatkowo, że się uśmiechałem. - Nikt nie umiał się tobie postawić, a dopiero przy mnie zrobiłaś się potulniejsza i bardziej zgodna - zauważyłem, głaszczą ją po dłoni. - W niektórych miłość budzi potwora, w tobie jednak budzi małego, pluszowego misia - parsknąłem cicho i dość niepewnie pocałowałem ją w czoło. - Bez urazy. To same komplementy.
Offline
- No nie wiem, czy nazywanie wojowniczki pluszowym misiem to nie jest obraza - powedziałam z udawanym oburzeniem. - Dam ci za to jeszcze popalić. Nie zapomnę. Nie myśl sobie, że dam ci fory, doktorze Hartwell - dodałam ze śmiechem.
Zerknęłam za siebie, brat chyba już kończył załatwiać wszystko.
- Będę się już zmywać stąd. Wpadniesz do mnie jutro? - spytałam. - Było by cudownie.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Pojutrze - odparłem. - Jutro jestem tu na cały dzień. Poza tym powinnaś się przywitać z rodziną, i skupić się przez chwilę na nich - dodałem z łagodnym uśmiechem. - Nie ucieknę ci, nie martw się. Przyjdę do ciebie pojutrze, zrobimy kilka ćwiczeń rehabilitacyjnych, a potem wybierzemy się na spacer - wyjaśniłem z uśmiechem.
Offline
Westchnęłam cicho.
- Nie mogę się przemieniać jak jestem sama, ale jak ktoś będzie ze mną to będę mogła? - spytałam. - Chciałabym już jutro się zmienić. Odreagować wczorajsza noc - wyjaśniłam, znów zerkając za siebie. Brat już czekał. - potrzeba wam w lecznicy więcej lekarzy - bąknęłam jeszcze pod nosem, wywracając oczami
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Zaśmiałem się cicho.
- Tak, lepiej by przemienił się ktoś z tobą. Poproś brata albo coś w tym stylu, to nie muszę być ja - wyjaśniłem spokojnie, a potem wzruszyłem lekko ramionami. - Wilki są wojownikami z natury. Lekarze to raczej rzadkość, więc cieszmy się, że i tak mamy ich całkiem sporo - zauważyłem miękko.
Offline
- Nadwyżka wojowników i deficyt lekarzy. Ale już wiem, że lekarze to też całkiem nieźle wojownicy. Walczysz o dobre samopoczucie pacjentów. - Zaśmiałam się. - A przede wszystkim o ich dobre życie - dodałam już poważniej. Pogładziłam go po twarzy. - Też jesteś wojownikiem, trochę innym, ale naprawdę wspaniałym. Do zobaczenia, Grim - szepnęłam, łapiąc torbę i ruszając do brata, który machnął dłonią do mojego serca a potem obijał mnie ramieniem i razem ruszyliśmy do wyjścia.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
Odmachałem im obojgu i z westchnieniem wróciłem do swoich zajęć. - Będzie mi jej brakować - westchnęła Evelynn, na co aż się cofnąłem do wilczycy, która zajmowała się innym wypisem.
- Ty? Myślałem, że miałaś dość Astorii - parsknąłem, na co pielęgniarką wzruszyła ramionami.
- Uszczęśliwiała cię. Teraz będziemy musieli się mierzyć z mrukiem-Grimem - wytknęła mi, a ja nawet nie mogłem zaprzeczyć.
- Dzień dobry, Astoria jest w domu? - zapytałem gdy drzwi do jej domu otworzył mi blond dwunastolatek o mądrym i poważnym spojrzeniu. Tak jak się umówiliśmy, dzień po wyjściu jej ze szpitala zapukałem do drzwi domu wilczycy, na rehabilitację rzecz jasna.
Offline
- Ria!!!!!!! - wydarł się Tim na całe gardło jak to miał w zwyczaju. - DO CIEBIE - dodał. - Chyba jest jeśli nie wyszła oknem - mruknął odwracając się i natykając na mnie.
- Jesteś przezabawny - mruknęłam do brata. - Idź już może pobiegać. Chyba się umowiles. - Uniosłam brew, patrząc na chłopaka z góry.
- Nooooo! Tak! Biegnę - oznajmił i wyminął zwinnie Grima w drzwiach i wybiegł z domu.
- To był Tom. Inaczej krzykacz, ma mocna przepone - podsumowałam rozbawiona. - Wejdź. Chcesz się czegoś napić?
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Hm, nie chyba podziękuję, dopiero jadłem śniadanie - wyjaśniłem z uśmiechem, wchodząc do środka i próbując znaleźć wzrokiem Tima, który gdzieś uciekł. - Mam się jeszcze kogoś spodziewać w domu? Pamiętam, że masz całkiem sporo rodzeństwa.
Offline
- Jack jest na zajęciach, a siostra siedzi na górze w swoim pokoju. Bracia mieszkają już zeeswoimi sercami - wyjaśniłam. - Oh, a rodzice są w pracy. Susan jest raczej wycofana, więc nie będzie zaglądać na dół dopóki nie wyjdziemy. Nie lubi obcych. Powoli się osfaja, akceptuję a potem następuje faza "lubię cię albo nie lubię". - Zaśmiałam się. - Ale jest niegroźna. - Złapałam Grima za dłoń. - To gile miejsca potrzebujemy? Możemy w sumie wyjść na ogród, albo pójść do mnie bo tam jest sporo miejsca. - Wzruszyłam ramionami. - Sama potrzebuje go dużo do ćwiczeń. Rozumiesz.
Bohater nie jest odważniejszy od zwykłego człowieka, ale jest odważny pięć minut dłużej."
Offline
- Rozumiem, potrzebujemy tylko nieco wygodnego miejsca do położenia się, ale trawa będzie w sam raz - uśmiechnąłem się lekko, rozglądając po domu. - No dobrze, skoro nikt nie przeszkadza, to chodź na ogród. Wyjaśnię ci kilka ćwiczeń, głównie rozciągających i wzmacniających, by odbudować mięśnie wokół zniszczonej kości, a potem przejdziemy się na spacer. To naturalnie też część rehabilitacji - mrugnąłem na koniec do Astry.
Offline