Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Zachichotalam, łapiąc Riddick za dłoń.
- Rozumiem, ale każdy gość jest mile widziany w naszym barze. Choć samo dotarcie do miasta pewnie będzie kłopotliwe. Lepiej zrobić coś w domu. No i będzie przy tym więcej zabawy dla nich - zauważyłam.
Offline
- Są bardzo... energiczni. A ich instynkt wilczy jest na razie bardziej rozwinięty niż ludzki - dodałem. - Łatwiej mi nad nimi zapanować tam gdzie jest mniej ludzi i mniej rzeczy do zniszczenia. Dagger przygryza czasem meble, a Carletta zmienia się w wilka przy każdej okazji - westchnąłem. - Ciężko nad nimi zapanować, ale to wilki. Po warknięciu uspojają się i są już posłuszni - uznałem zaraz. - Choć nie po to brat ich zabiera z lasu by byli posłuszni - podsumowała z lekkim uśmiechem.
Offline
- Zdecydowanie nie po to. Na pewno bliźniaki będą przeszczęśliwe. Pewnie cię uwielbiają i tęsknią... Szkoda, że nie mam rodzeństwa - szepnęłam pod nosem, z nutą smutku. Wzięłam głęboki oddech, szybko odtrącają to od siebie. - W takim czeka cię jutro intensywny dzień. Powinieneś był się wyspać, a wraz to raczej niezbyt wyjdzie - zauważyłam z poczucie winy.
Offline
- Nie przejmuj się, będę wyspany - zapewniłem łagodnie Prim. - Aaa gdybyś nie miała co robić popołudniu, możesz wpaść do portu - zaproponowałem. - Oczywiście, gdybyś nie miała zrobić, wiem doskonale, jak napięty masz grafik - dodałem pośpiesznie. - Ale mogłabyś do nas wpaść. Przedstawiłbym cię dzieciarni. Pocieszni są, a dodatkowa para troskliwych rąk zawsze będzie mile widziana. W szczególności twoich... - uznałem, głaszcząc ją lekko kciukiem po dłoni.
Offline
Zmiękłam pod jego słowami i było mi strasznie przykro, gdy wiedziałam, jakiej odpowiedzi muszę udzielić.
- Bardzo, bardzo mi miło, że to proponujesz, Ridd! Ja... Spróbuję przyjść - oświadczyłam zawzięcie, już w głowie przekładając wszystkie zajęcia i obowiązki. - Bardziej wieczorem bym mogła niż po południu... Jeśli to nie problem. - Zagryzłam wargę nie wiedząc czy to w ogóle wyjdzie
Offline
- Nie musisz w ogóle - zapewniłem ją spokojnie. - Mówiłem ci już, że troisz się i dwoisz, by nikomu niczego nie zabrakło do szczęścia. I ciebie też to cieszy - zauważyłem. - Poczekam spokojnie w kolejce. Nie będę się rozpychać w twoim planie dnia, bo nie o to chodzi w naszej relacji... - uznałem, choć zaraz mina mi zrzedła z lekka. Ukryłem ją jednak za uśmiechem rozbawienia. - W sensie relacji przyjacielskiej - dorzuciłem od razu. Sam się wciskaj w szufladkę przyjaciela, gratulacje.
Offline
- Mhmmm, tak, póki co przyjacielskiej - szepnęłam potakujac. - Postaram się jednak być. Bardzo bym chciała. Przyniosę coś słodkiego. Dzieciaki lubią czekoladę,czy preferują jednak jakieś inne słodycze? - zapytałam radośnie.
Offline
- Cokolwiek im dasz, będą szczęśliwe. To mała szarańcza - zapewniłem rozbawiony. - A jeśli chciałabyś przynieść jakiś obiad z baru, to najlepiej bez mięsa. Całe życie jedzą mięso w lesie, dlatego gdy są u mnie zazwyczaj mamy rybę, lub warzywa i inne kasze czy ryże - dodałem jeszcze z powagą. - Ale nie musisz przychodzisz, jeśli nie dasz rady. Zrozumiem to - dodałem jeszcze raz.
Offline
- Przestań - szepnęłam, kręcąc przecząco głową. - Bardzo chce, znajdę dla ciebie i twojego rodzeństwa trochę czasu. Najwięcej jak tylko mogę - oznajmiłam z uporem. - Zostają u ciebie w domu na noc, czy odprawadzasz ich do domu wieczorem?
Offline
- Wracają sami do lasu - wyjaśniłem spokojnie. - Mają siedem lat są na tyle... Um no dobra. W mojej kulturze, są już na tyle duzi, by się sobą zaopiekować. Poza tym, jeśli rodzice usłyszeliby ich wycie, natychmiast cała wataha rzuci się do pomocy - uznałem. Spojrzałem na nią miękko. - Właściwie... Są jakieś dni, w które akurat nie pomagasz całemu światu...?
Offline
- Ridd - szepnęłam, robiąc lekko oburzoną minę. - Nie nabijają się z tego - powedziałam z powagą. - Pomagam malutkiej części miasta. To wystarczająco dużo pracy. Wiem, że nie będę mogła uratować całego świata. Aż tak mną nie rzucają aspiracje, choć bardzo bym chciała znaleźć sposób dzięki któremu, mogłabym pomoc większości... - Wzięłam głęboki oddech, uspokajając się w stu procentach, bo nie byłam jakoś bardzo rozemocjonowana. - Siedem lat brzmi dla mnie bardzo... Siedmiolatek uczy się dopiero pisać i czytać. Jak przejść na pasach i tego, że nie wolno jeść rękami oraz bawić się jedzeniem. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
Offline
- Moi siedmiolatkowie uczą się jak trzymać gardę, w jakim szyku najlepiej polować i jak oprawić zwierzynę - zachichotałem. - Dziewczynki także uczą czasem szycia, a chłopców rąbania drewna czy takich tam. Ogłada przy stole, pisanie, czy czytanie to nauka drugorzędna. Uczyłem się tego z własnej inicjatywy, wybłagając ojca by mi pomagał. Oh i dużo nauczył mnie czarodziej, od którego kupowaliśmy wilcze ziele - dodałem.
Offline
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Wilczy rygor, inne zasady. Muszę to w końcu przyjąć do wiadomości. Daj mi tylko chwile - powedziałam rozbawiona, uśmiechając się reroko do wilka. - Wbrew temu, że macie wiele zasad... To pewnie i tak jest wesolo. Takie psotniki dają dużo radości. - Zaśmiałam się.
Offline
- Taaak, wataha żyje wychowaniem tych malców. To jedna z ważniejszych części bycia watahą, uchować potomstwo - przyznałem. - W mojej watasze jest jeszcze pięcioro dzieci w podobnym wieku. Razem, całą watahą uczymy je wszystkich niezbędnych rzeczy, uczymy je ciężkiej pracy, walki, obrony, oddania dla watahy... Ja je uczę czytać i pisać - wzruszyłem rozbawiony ramionami. - I polować. Ćwiczymy szyk w trójkę. Dwa wilki otaczają ofiarę, a trzeci, najsilniejszy, wyczekuje aż ofiara będzie zdekoncentrowana i dopiero atakuje - wyjaśniłem.
Offline
- Okej... To troszkę... Straszne - szepnęłam bardziej do samej siebie niż do mężczyzny. Bo dla niego i jego rasy takie rzeczy były oczywiste. Polowali aby przeżyć,a każdy wilk, nawet ten najmniejszy musiał jak najszybciej umieć zadbać o samego siebie i pomagać dobru ogółu. - Nie boisz się o nich...? Że może im się stać jakąś krzywda?
Offline
- Bardzo - przyznałem szczerze, opuszczając głowę. - Ale to wilki. Nasza część wychowania obejmuje samodzielność, w dużym stopniu. Podobno na zachodzie wyspy... Um, nadal praktykuje się zostawianie niemowląt na zimę w lesie. Te, które przeżyją, będą silne w przyszłości, a te które nie... - pokręciłem głową. - To chore. Nawet jak dla mnie, który zna kodeks. To barbarzyństwo - dodałem od razu. - Nieważne. Nasze wychowanie pewnie znacznie różniło się od twojego - podsumowałem.
Offline
- Tak jak mówiłam, o mnie wciąż się troszczą rodzice. Wszyscy wiedzą, że jestem dorosła i w pełni samodzielna, ale... Nikt tego nie mówi na głos. A mi to nie przeszkadza. Lubię uśmiech taty, gdy zrobi mi kolację, uwielbiam gdy dziadek wciąga mnie na kolana i chce żebym opowiadała mi o swoim dniu - powedziałam ze śmiechem. - To piękne. Troszczą się o mnie. Nie mówię, że to się dzieje bardzo nagminnie, mam też wiele obowiązków względem nich. Ale zawsze będziemy rodziną, która będzie o siebie bardzo dbać. - Wzruszyłam lekko ramionami. - Nie mam pojęcia jak bym sobie poradziła gdybym... Żyła w twoim świecie - mruknelam z lekka przerazona.
Offline
- Gdybyś w nim żyła, zapewne zabili by twoją delikatność, troskę, współczucie i bezinteresowną uczynność - westchnąłem. - Dlatego tak bardzo cieszy mnie twoje towarzystwo. Jesteś wszystkim, czego nigdy nie miałem, a teraz trzymam ją za rękę - uśmiechnąłem się lekko, lecz szczerze. Bo tak właśnie było! Kochałem ja za to, że była taka cudowna, że reprezentowała sobą wszystko, czego nie miały wilczyce. Była taka dobra, uczynna, kochana... Była moją wilczą miłością i zdążyłem się już z tym pogodzić...
Offline
Serce zabiło mi szybciej. Zacisnęłam mocno palce na jego dłoni, dając tym samym znak "tak, jestem tu z tobą". Czułam się naprawdę szczęśliwa i... Doceniona jak nigdy wcześniej. W dodatku za rzeczy... Nad którymi wcale się nigdy nie skupiałam.
- Komplementujesz to, nad czym jakoś nigdy nie miałam większej kontroli - zauważyłam. - Cechy, nad którymi nigdy nie pracowałam. - Pokręciłam głową. - To niesamowite - szepnęłam, spoglądając na niego miękko. Jednak szybko wróciłam wzrokiem do drogi aby się nie potknąć.
Offline
- Komplementuję ciebie - uznałem. - Ciesze się w takim razie, że zakochałem się w cechach, które są dla ciebie naturalne, a nie wyuczone, czy wytrenowane. Nie uważasz, że tak jest bardziej naturalnie? - parsknąłem cichym śmiechem i pokręciłem głową nadal rozbawiony. Powoli schodziliśmy z dzikiej części okolicy, wchodząc na przed mieścia.
Offline