Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Powoli zbliżyłam się do biurka, wyciągnęłam rękę i podałam mu kartki.
- Grzecznie proszę abyś wziął je pod uwagę - powiedziałam bezbarwnym głosem.
Nie wiedziałam czy się cieszę czy jednak strasznie mi przeszkadza,że nie spojrzał na mnie ani razu. Czyżbym chciała choćby zerknąć w jego ciemne oczy? Byłam ciekawa, czy nadal był taki wściekły za wczoraj. Zły był na pewno. Ale jego wczorajszy wybuch przyprawił mnie o koszmary nocne.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ty? Grzecznie prosisz? - prychnąłem. - A więc przemoc w wychowywaniu popłaca - skwitowałem odbierając o niej kartki, a przy tym muskając swoimi palcami jej dłoń, przez dosłownie sekundę. Odwróciłem od tego swoją uwagę. Skupiłem się na przerzucaniu kartek i wstępnym czytaniu jej uwag.
- Wyjdź. Nie ma potrzeby by służba zajmowała mój czas - powiedziałem chłodno.
Offline
Zazgrzytałam zębami.
- Służba już sobie idzie, skoro pan Harland tego chce - powedziałam,jeszcze przez kilka sekund patrząc z uporem w niego. Cholera,chyba bardzo chciałam żeby na mnie spojrzal. Nawet z nienawiścią. Wiedziałabym na czym stoję. A tak to nie mam bladego pojęcia, czy nieco ostygł.
I nadal nie wiedziałam, jaka karę mi wyznaczy. A przecież nasza umowa będzie miała znaczenie dopiero za tydzień. Do tego czasu... Stoję na polu otoczona gęstym lasem i nie mam pojęcia z której strony padnie strzał.
Powoli wycofałam się z jego gabinetu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Gdy wyszła byłem zły, że jej jeszcze nie postraszyłem. Pewnie i tak mojej wściekłości nie zapomni prędko, nie mówiąc już o podatności na perswazję, która czyniła z niej tak łatwy obiekt... Jednak w głębi serca martwiłem się o nią. W rezydencji Harland nie tylko ja jestem potworem. Wszyscy są wampirami, każdy ma inne dziwactwa. Musiałem zadać by nie naraziła się nikomu innemu.
Zacisnąłem palce na dokumencie. Nawet jeśli już przestałem się łudzić, że jest tego warta, że jest inna niż wszyscy, to nie zgadzam się na to by zabił ją za głupotę ktoś inny niż ja.
Gdy w rezydencji było już czysto i spokojnie, a nadprogramowi służący opuścili już nasze progi, nareszcie mogłem wrócić do spędzania leniwych popołudni w bibliotece naszej rezydencji. Nawet nie chciałem widzieć jak biedna wyglądała po balu, bo doskonale wiedziałem, że to ulubione miejsce na orgię, ale teraz mogłem siedzieć w swoim ulubionym fotelu i czytać spokojnie książkę, ignorując resztę mojej rodziny oraz ich gości.
Spokój i cisza... no i gdzie moja herbata?
Offline
Po podpisaniu umowy jedynie się mijaliśmy. Zamienialiśmy tyle słów ile było trzeba i nic poza tym. Nie dostegla mnie żadna kara z jego strony, choć jego milczenie i niechcenia również były bardzo nieprzyjemne. Nie wiedziałam, czy chce to zmieniać. Nie wiedziałam czy powinnam... Nie wiedziałam czy mogłam to zmienić! I czy byłabym w stanie. Ale chyba, chyba bym była... Tyle że jestem sobą. A to mi utrudnia zadanie. Bo mój charakter średnio dopasowuje się do standardów i podstawyh wymagań Mordecaia. Choć właśnie to mu się we mnie dodobało.
Zabawne. Tak bardzo niedostepna, a za razem tak bardzo ulegla.
Weszłam zamyślona do biblioteki.
- Twoja herbata - powedziałam odnajdując go w biblotece.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nareszcie - odparłem znużony, unosząc wzrok znad książki. Mandy nawet w zwykłej sukience noszonej przez służbę, wyglądała ciekawie. Muszę się otrząsnąć. - Widzę, że siniaki już zeszły - dodałem, pozwalając sobie się jej przyjrzeć.
Bo mogłem. Byłem jej panem, mogłem praktycznie wszystko.
Offline
Postawiłam mały dzbanek z prawdziwą, aromatyczną herbatą oraz filiżankę na stoliczku. Odchrząknęłam.
- Makijaż zdecydowanie lepiej już je pokrywa - odparłam spokojnym tonem.
Bo faktycznie, ich kolor zmienił się już z fioletu na zielono brązowy i puder ładnie przykrywał te mniej agresywne kolory choć odciski jego palców nadal były widoczne na mojej skórze i przypominały że jest czego się bać.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Cieszę się - przyznałem obojętnym głosem. - Choć gdy je nosiłaś wyglądałaś dość groteskowo. Jak chodząca przestroga - mruknąłem, uśmiechając się pod nosem. Znów uniosłem wzrok na wampirzycę, trochę walcząc ze sobą. - Próbowałaś już kiedyś wytrenować się w perswazji...?
Offline
Schowałam dłonie za siebie, splątując palce. Wyprostowałam plecy, przyglądając się wampirowi z zaciekawienirm. Czemu aż tak mu na tym zależy?
"Mhm, pze dlatego, że przyznał,że naprawdę cię lubi?" Ta myśl uderzała mnie za każdym razem, odkąd uśwoadomilam sobie że te słowa naprawdę padły, w dodatku wypowiedziane w emocjach miały jeszcze większe znaczenie niż na spokojnie.
- Nie, Mordecai, nigdy nie robiłam w tym kierunku nic wielkiego. Tak jak wspominałeś kiedyś, nie pracowałam w takim domu nigdy wcześniej. Jedynie drobne prace w małoznaczących rodzinach z nazwiskiem, lub inne dorywcze zajęcia. Brak mojej odporności mi nie przeszkadzał. - Zacisnęłam wargi.
Drugi raz od samego początku dopiero wypowiedziałam jego imię i ono... Brzmiało w moich ustach jakos dzienie. Pamiętałam jęczący głos jego narzeczonej, wymawiajacy je na okrągło. Zupełnie dwa inne brzmienia.
Czemu w ogóle przykładałam tak wielką uwagę do tego?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Racja, to był błąd - westchnąłem, zamykając książkę i decydując się na poświęcenie jej odrobiny uwagi. - Wampiry ze szlachetnych rodów, takie jak mój od dziecka uczone są perswazji. Pojone krwią, uczone wykorzystywania sił oraz naszej wyjątkowej zdolności. Dlatego jest tak silna. Naturalna niemal jak oddychanie - wyjaśniłem łagodniejszym tonem. - Masz spore braki. Nie sądzę, że kiedykolwiek osiągniesz poziom jaki reprezentuje nawet najniższy z rodu, przez nawet odrobinę ludzkiej krwi, jak i późne rozpoczęcie nauki. Jednak by nauczyć się ochraniać przed perswazją nigdy nie jest za późno - uznałem. - Istnieje proste ćwiczenie, mój dwuletni kuzyn je właśnie przerabia. Potrzebujesz tylko więcej krwi, będziesz wtedy silniejsza. Pijasz?
Offline
Pokiwała mi z wolna głową, czując się trochę zażenowana porównywaniem mojego poziomu do poziomu małego dzieciaka. Tyle że perswazja nie była używana w moich strochach. Ta zdolność wręcz zanikała. Mama nieco umiała, ale nie używała perswazji w ogole, tata był tym zniesmaczony, a ona... Ona robiła wszystko by był szczęśliwy. Nie uczula mnie nigdy tego. Wspólnie za to polowałyśmy na zwierzęta.
- Tak, krew zwierzęca - odpowiedzialam na jego pytanie. - W miarę regularnie. Lubię polować - dodałam, zaciskając usta.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Rozumiem... Choć to nie dobrze - oświadczyłem, marszcząc brwi. - Znasz przecież stopniowanie krwi. Powinnaś pić minimum krew ludzką, by mieć więcej siły - zauważyłem z westchnieniem pożałowania. Wyciągnąłem z kieszeni niewielką, czerwoną fiolkę. Część zawartości wlałem do herbaty, a resztę znów zapieczętowałem korkiem. Wyciągnąłem fiolkę w stronę wampirzycy, jednocześnie mieszkając herbatę.
- Weź. Napij się przed ćwiczeniem. Wzmocni cię, a ćwiczenia będą bardziej efektowne - zapewniłem spokojnie.
Offline
Popatrzyłam nerwowo to na fiolkę, która wypełniona była krwią czarodzieja, to na wampira, który ze spokojem czekał aż przyjemne jego podarunek. Ja jednak się nie ruszyłam. Odchrząknęłam.
- Z zasady pije tylko krew zwierzęcą - zaznaczyłam, zastanawiając się kiedy zgodziłam się na ćwiczenia? Im, chyba nie miałam wyboru. Choć przecież nie było by to głupie... Więc nawet bym na to dobrowolnie przystanęła. - I zrobię to, jeśli będę potrzebowała wzmocnienia - zapewnilam
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Uniosłem lekko brew.
- Nie czujesz pociągającej woni krwi? Masz w sobie za mało z człowieka by to zagłuszyć. Zawsze będziesz chciała smaczniejszej krwi, to nic złego, to naszcza natura. Wypierasz się jej. To... - zamknąłem jednak usta. - W porządku. Twoja prywatna sprawa. Ćwiczenie jest bardzo proste. Wystarczy, że będziesz wystarczająco długo wpatrywać się w lustro. Pamiętaj, najlepiej w oczy. Gdy poczujesz, że coś się zmieniło, spróbuj wypowiedzieć sobie samej polecenie. Im bardziej absurdalne tym lepsze. Na początku będziesz sobie uległa, to pewne. Jednak gdy opanujesz przeciwstawienie się swojej własnej perswazji, to przeciwstawienie się czyjejkolwiek innej będzie już dziecinnie łatwe - wyjaśniłem, upijając łyk herbaty.
Offline
Wzięłam oddech przez usta. Miał rację, krew pociągała mnie niemal tak bardzo jak seksowne ciało faceta, ale lata bez niej pozwoliły mi na opanowanie tego łaknienia. Już prawie mnie to nie ruszało. Przygryzłam wargę, bujając się na piętach nieco do przodu i nieco do tyłu. I do przodu, i do tyłu...
- Będę próbować w takim razie - odparłam, marszcząc lekko brwi. Będę prawda? Na pewno będę. Przez chwilę jedynie przyglądałam się Harlandowi jak popija napój. - Dziękuję, że to akceptujesz - dodałam, robiąc niewielkie kroki w tył. Chyba powinnam już iść. Czułam się dziwnie. Od kilkunastu dni nie zamieniliśmy tyle słów co teraz.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jest nas za mało, Mandy. Nie mamy już luksusu rozpływania się nad czystością krwi. Rodzą się hybrydy ludzi i wampirów, czarodziejów i wampirów, a nawet, co dla mnie jednak jest abstrakcją, wilkołaków i wampirów. Nie jestem ograniczonym tradycjonalistą - zapewniłem wampirzycę. - Choć gdybym wyrzucił cię na bruk, oraz rozpowiedział w całym świecie bogatych rodów szukających sługów o twojej skazie krwi, jestem więcej niż pewien, że przymarłabyś głodem, a ja byłbym absolutnie niewinny - uśmiechnąłem się sztucznie aż mnie zęby zabolały. - Znaj łaskę pana, Mandy.
Offline
Pobladłam.
- Ale nie zrobisz tego, Mordecai - powiedziałam z pewnością w głosie. Bo tego byłam pewna. Miałam wrażenie, że prędzej osobiście mnie zabije niż pozwoli aby ktoś mnie zbeształ. Jakbym... Należała do niego. Ale tak nie było. Nie w takim stopniu. Nie w taki sposób. Choć trochę mnie to zastanawiało, jak i przerażało.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jeśli to zrobię, sama sobie będziesz winna - zapewniłem. - Jakbyś nie zauważyła, bez powodu nie robię większości paskudnych rzeczy. Nie ranię nikogo, chyba że mnie zignoruje, nie grożę śmiercią i splugawieniem, chyba że ktoś postanowił metaforycznie splunąć w twarz i zakpić z mojej osoby. Choć jeszcze nie wiem, co musiałabyś zrobić, by mnie do tego zmusić - przyznałem szczerze nad tym rozmyślając.
Offline
- Ignorowanie cię to świetna metoda na szybkie zapewnienie sobie samobójstwa - mruknelam, uśmiechając się krzywo. Teraz było to zabawne, ale wciąż pamiętałam pałace pragnienie złapania oddechu. - Twój spokój mnie przeraża momentami. Nawet gdy jesteś wściekły. To nadal spokojny - zauważyłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Gdy nie okazuje emocji jestem najsilniejszy. Trzeba panować nad oddechem, nad tętnem, nad odruchami, oraz mimiką. Ale gdy to się opanuje, nie jesteś w stanie zgadnąć o czym myślę. Natomiast ja, wiem prawie dokładnie o czym ty myślisz - zauważyłem z wyższością. - Wcześniej pozwoliłem sobie na rozluźnienie przy tobie. To był błąd, którego nie powtórzę.
Offline