Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Skrzywiłam się ponownie. Pani Harland patrzyła na mnie z pogardą większą niż na resztę służby, a rzucanie we mnie różnymi przedmiotami i obserwowanie jak nieskutecznie próbuję ich uniknąć stało się już chyba jej hobby. I celowo mi zleca szycie jej sukienek, tylko po to by powiedzieć, że jej się nie podoba, żebym ją przerobiła, a potem zobaczyła jak ją wyrzuca. Gdybym mogła jej przywalić już dawno bym to zrobiła. Fakt, potrafię jej burknąć, ale tylko na tyle mogę sobie pozwolić. Wszelkie groźniejsze komentarze muszę zatrzymać dla siebie.
- Nie lubi mnie... - odezwałam się po chwili. - Cóż, błogosławieństwa na pewno nie dostaniemy - dodałam żartem, wzruszając ramionami i sięgnęłam jego ust swoimi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wywróciłem oczami. Nim jednak coś powiedziałem, pocałowałem ją czule, przeciągając nasze pomruki.
- A potrzebujemy czyjegokolwiek błogosławieństwa? - prychnąłem. - Ale tak, nie lubi cię. Nie wiem jaki jest twój stosunek z resztą służby, ale lepiej zamieniaj się, jak kogoś wzywa, wymiguj się, albo cokolwiek - westchnąłem. - Nie wiem, czemu się tak uwzięła na ciebie, zazwyczaj ma gdzieś służbę, ale ciebie otwarcie nienawidzi - uznałem.
Offline
- Świetnie. - Wywróciłam oczami z ironicznym wyrazem warzy. - Jestem super wyjątkiem - mruknęłam mało zachwycona. - Widocznie nie tylko ty jakoś nadzwyczajnie na mnie reagujesz - powiedziałam, parskając śmichem. - W sumie od samego początku mam jakieś chore akcje tutaj - jęknęłam. - Ale twój ojciec ma na mnie kompletnie wywalone - szepnęłam z zachwytem. - Tyle, że muszę się ograniczyć do odpowiedzi, które mają max trzy słowa, bo inaczej każe mi się wynosić mówiąc że marnuje mu czas.
Przygryzłam wargę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, takie życie - parsknąłem. - On się wiecznie pieszy, nawet gdy stracił status głowy rodu - prychnąłem. - Nic nowego. Poza tym nie przepada za rudymi. Jakieś dziwne uprzedzenie, nie pytaj. Wiem tylko, że jego wianuszki zazwyczaj składają się z blondynek - wyjaśniłem, prócz całowania, głaszcząc wampirzycę po policzku.
Offline
Teatralnie odetchnęłam z ulgą.
- Ufff, przynajmniej jestem bezpieczna z jednej strony - powiedziałam z małym przekonaniem. - No dobra, w sumie z twojej strony też jestem zabezpieczona, nawet bardzo. Nikt nie tknie mojej dupy - stwierdziłam rozbawiona, mrucząc cicho.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie byłbym taki pewny - mruknąłem, uśmiechając się szczerze w jej usta. - Ja się z wielką chęcią zajmę się twoją dupą - wymamrotałem, całując głęboko Mandy. - Ale może innym razem? Może pewną nocą, w bogatym pokoju, kiedy wszyscy będą myśleli, że zaniosłaś mi koktajl, a tak naprawdę czekałem na ciebie, aż wrócisz, bym mógł się z tobą zabawić...
Zabawnie złożone słowa. Zamiast zabawić się tobą, powiedziałem z tobą się bawić, co świadczy o tym, że byłem szczery i całkiem... zauroczony nią? Tak można to nazwać? To, że się szanujemy, to, że nikt nikogo nie wykorzystuje?
Offline
Zassałam jego dolną wargę, a potem ją zadziornie pociągnęłam.
- Zobaczymy co z tego będzie. Brzmi kusząco, ale póki co wolę myśleć, że jedynie ją bronisz i potrzymać cię jeszcze w niepewności co do dojścia do takiej sytuacji - szepnęłam, unosząc brodę z uśmiechem. - A teraz idę, bo wolę jednak uniknąć sytuacji, że wszyscy się rozejdą, a nagle twoja matka czegoś zachce - mruknęłam uśmiechając się rozbawiona, choć w głębi duszy serio obawiałam się coraz bardziej spotkań z nią.
Skoro nawet sam Mordecai mnie przed nią przestrzegał i proponował unikać... Musiało być coś mocno na rzeczy. I nie chciałam sprawdzać, jak silna jest pani Harland. To wampirzyca z krwi i kości, na pewno do słabych nie należała.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- W porządku - pokiwałem głową. - Uważaj na siebie. Żal by było gdy ktoś zranił taką ładną dziewczynkę jak ty - rzuciłem, choć nawet w moich ustach nie zabrzmiało to jak żart. Chyba zbyt bardzo się martwiłem. - Gdyby zrobiło się naprawdę niebezpiecznie, znajdź mnie. Istnieją granice wysługiwania się służbą - dodałem z powagą, całując ją raz jeszcze i pozwalając wstać z miejsca.
Offline
- Istnieją? - zapytałam zaskoczona, stając prosto. Popatrzyłam na niego pytająco. - Naprawdę? Sam siebie słyszysz? - dodałam, wzdychając i sięgając po swoje buty.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mówię poważnie, Mandy - burknąłem. - Poza tym zawarłaś umowę. Może i jesteśmy nietykalni przez prawo , ale odwołuję się do tej wampirzej dumy i odpowiedzialności... Jesteś moją służącą, to, że służysz też reszcie Harlandów, to czysta uprzejmość. Jeśli cię poważnie skrzywdzi, powiedz mi, nawet jeśli będzie cię zastraszać - poprosiłem poważnie. - Nie masz z nią szans, ale ja już jakieś mam - dodałem z westchnieniem.
Offline
- Będzie mnie zastraszać? - wyrwało mi się, otwierając szeroko oczy. Pokręciłam głową. - Mordecai, balgam cię,zamknij się już. Nie chcę cię słuchać - burknelam na niego, niepocieszona.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Wie, że cię lubię - powiedziałem spokojnie. - Będzie chciała cię odwiedzić od doniesienia mi jeśli coś ci zrobi... - wyjaśniłem, potem wstałem z westchnieniem z wygodnej kanapy i pocałowałem ją w czoło. - Nie martw się, nie sądzę by była chciała robić ci krzywdę większą niż zmęczenie - dodałem na pocieszenie.
Offline
Dotknęła policzka Mordecaia.
- Niezwykle pokrzepiająca mowa, ale myślę, że mimo wszystko powinieneś jeszcze poćwiczyć nad tą umiejętnością - baknelam, klepiąc go po twarzy. - Przez ciebie zrobiłam się nieco bardziej spięta, więc następnym razem po prostu mnie pocałuj i nic nie mów - szepnęłam, muskając ostatni raz jego wargi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Pozwoliłem jej mnie całować, aż się odsunęła. Spojrzałem na wampirzycę miękko.
- W porządku. Następnym razem tak zrobię - zgodziłem się rozbawiony, kiwając głową. - Idź. I nie daj się, Mandy - dodałem z uśmiechem, obserwują ją przy drzwiach.
Offline
- Ty najlepiej powinieneś woedzieć, że trudno mnie zniechęcić i odciągnąć od własnych przekonań,Mordecai - odparłam, mrugając do wampira zalotnie, tak jak kiedyś wspomnial, że by tego chciał.
I zostawiłam go go w pokoju z obrazami.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wyjazd nadszedł dość szybko. Szybciej niż się spodziewałem, szczerze mówiąc. Lada dzień, a mój kamerdyner powitał mnie śniadaniem do łóżka, mówiąc, że walizki już mam spakowane, a samolot odlatuję przed osiemnastą. Nie zdążyłem się nawet na dobrą sprawę zobaczyć z Mandy. Mignęła mi może raz, gdy pakowano nasze walizki do auta, a wybrana służba (czterech służących, po jednym dla każdej osoby, plus ich kierownik) wsiadała do swojego wozu.
Zajechaliśmy na lotnisko, lecz nie głównym wejściem, podjechaliśmy już pod same schody na pokład. Samolot Harland Line ze wszystkimi możliwymi dogodnościami jakich można doświadczyć latając pod słońcem. Ja z rodziną na przodzie, bardziej z tłu, wraz z bagażami służba. Choć też lecieli w niezłej wygodzie.
Powiem szczerze, nigdy nie lubiłem naszej letniej rezydencji, jednak miała swój urok wyrafinowanej i lekkiej architektury. Wydawała się lżejsza i jaśniejsza w odbiorze, a pokoje były przestronniejsze i bardziej nowoczesne.
Po prawie całonocnym locie ległem na łóżku, wielkim i bardzo wygodnym zastanawiając się, czy nie przespać całego dnia i po prostu obudzić się kolejnej nocy i dopiero wyjść z rezydencji. Wydawało mi się być to zmyślnym planem. Zdecydowany na takie rozwiązanie poszedłem pod prysznic, by zmyć z siebie dzisiejszy dzień, oraz rozluźnić zasiedziałe w samolocie mięśnie.
Offline
W letniej rezydencji nie było oddzielnego do u dla służby, mieliśmy własne pomieszczenia oddalone od głównych pomieszczeń. Ale pokoje były mniej zniszczone, zapewne rzadziej uzywane, a przede wszystkim pojedyncze. Miałam całe duże łóżko dla siebie. Było miękkie, wygodne, a ja byłam padnięta, więc zanim zdążyłam nacieszyć się czymkolwiek padłam jak długa.
Ocknęłam się popołudniem, aa dokładniej zostałam obudzona przez kierownika, który oznajmił, że powinniśmy być już w gotowości. Szybko się podniosłam i umyłam. Ale nic się nie działo. Mordecai milczał. Po godzinie byłam już kompletnie znudzona tym wyczekiwaniem. Podniosłam się i ruszyłam do jego pokoju.gdy weszłam tam, w pokoju panował mrok. Słychać było jedynie jego cichy oddech. Jednak dzięki świetnie wytrenowane mu zmysłowo wzroku widziałam zarys jego sylwetki. Mhm, oczywiście spal bez koszulki. Zamknęłam drzwi na klucz,tak dla pewności. Zrzuciłam z siebie sukienkę i zadowolona wsunęłam się (na o dziwo jeszcze wygodniejsze łóżko) obok śpiącego jak kamień wampira.
Sama wciąż byłam zmęczona, mimo, że noc była coraz bliżej, najchętniej spałabym jeszcze długo...
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Obudziłem się tak jak mniej więcej planowałem, wraz z zachodem słońca. Jednak nie byłem też sam. Nie przestraszyłem się, ponieważ poczułem jej charakterystyczny zapach nim przejrzałem na oczy. Zamruczałem, czując jej miękką skórę, oraz jędrne, miękkie piersi i pośladki. Spała w bieliźnie, jak miło.
- Mandy...? Mandy, obudź się, nie chce cię obmacywać, gdy śpisz - powiedziałem, zachrypniętym głosem, powoli się wybudzając ze snu.
Offline
Drgnrlam i ocknęłam się od razu, przyzyczajona już do płytkiego snu i tego, że ktoś ciągle mnie budzi.
- Obmacywałeś mnie podczas snu? - zapytałam rozbawiona, opierając się na jednym łokciu. W pokoju nadal było przyjemnie ciemno. Wolnaią przetarłam twarz (nie nałożyłam szminki, bo w sumie już wychodząc w pokoju miałam taki chytry plan że się położę, a jakby nie spal... To i tak bym się położyła. - Jesteś niegrzeczny - poewdzialam pouczająco, opadając na plecy. Włosy rozsypały sie na moje ramiona i poduszkę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dlatego poprosiłem cię ładnie byś się obudziła. Obmacywanie za zgodą to co innego niż gdy sie śpi - zaśmiałem się cicho, nadal nieco niższym głosem przez chrypę. Okręciłem się na brzuch i wsparłem na łokciach by się unieść nad leżącą Mandy. Wyglądała cudownie.
- Wydajesz się nieprzytomna. Nie spałaś dobrze? - zapytałem łagodnie.
Offline