Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Oj, przebolejesz. Zaciśniesz kły - mruknęłam, wywracając oczami. - Jesteśmy przebiegłymi i, zazwyczaj - zachichotałam w tym miejscu - mądrymi istotami. - Z czas wcale nie mija tak strasznie wolno, leci jak szalony, nim się obejrzysz, to zostawisz to wszystko w cholerę i tylko zawołasz, żeby cię w dupę pocałowali jak czegoś będą chcieli. - Znów się zaśmiałam. Zerknęłam znacząco na jego dłoń. - Wiesz, że mnie tulisz? - wytknęłam mu. - Delikatnie, to przyjemne. Ale nie wiem znów, czy zdajesz sobie sprawę z tego - zaznaczyłam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Uh, nie myślałem nad tym - przyznałem się. - Nie skupiłem się jakoś na rękach - dodałem. - A co? Przeszkadza ci to? - zapytałem, unosząc wzrok na dziewczynę, która wydała się wyjątkowo potulna, po przyjemnościach.
Offline
- Tak okropnie, jeszcze moment i powyłamuję ci wszystkie palce - mruknęłam ironicznie, uśmiechając się rozbawiona. - Chce ci po prostu uświadomić jak reagujesz. Jesteś spokojny ale w zupełnie inny sposób. Przyjemniejszy... Przynajmniej dla mnie. Nie zimny, tylko po prostu spokojny - dodałam, skubiąc ustami płatek jego ucha.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jest mi dobrze... Jestem w swoim spokojnym i ulubionym miejscu, pogoda dopisuje, a ty przed chwilą rozpływałaś mi się na kolanach - parsknąłem. - No i... dobrze mi z tobą. Po prostu - uznałem łagodnie, przyglądając się Mandy.
Offline
- No tak, mamy ostatnio pochmurne dni. Brak słońca wszystkim wampirom dobrze robi. Można odetchnąć - mruknęłam, wodząc ostrożnie opuszkami palców po jego twarzy z lekkim uśmiechem. - Gdy tak strasznie pali to nie da się wychylić nosa z domu... Wszystkie inne rasy reagują odwrotnie. To zabawne - stwierdziłam.
Pamiętałam jak dzieci czarodziejów i ludzi wybiegały w upalne dni na ulice i bawiły się w najlepsze, podczas gdy my zasłanialiśmy wszystkie okna i nie wychodziliśmy z domu, póki nie promienie nie przestawały być tak intensywne. Nawet tata, będąc jedynie pół wampirem nie trawił słońca.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Jesteśmy inni - pokiwałem głową. - Zabawne jak bardzo. Nawet wilkołak łatwiej dostosuje się do ludzi, czy innych ras, podczas gdy nas będą trawić proste problemy jak słońce - parsknąłem. - I tak zmieniliśmy tryb życia - zauważyłem. - Gdy byłem mały, mój prapra dziadek opowiadał, że kiedyś nasze życie toczyło się tylko i wyłącznie w nocy. Za dnia nie wychylano nawet nosa z dworów. Teraz i tak tolerujemy więcej światła. I pijemy mniej krwi...
Offline
- Kiedyś wampiry były tak dumnymi stworzeniami, że nie byliśmy w stanie nawet pomyśleć o tym, aby dostosowywać się do innych. To wszyscy wokół nas powinni byli to robić. Ale wtedy też nasza rasa miała w sobie więcej... klasy - zauważyłam, wydymając wargi. - Teraz został nam już jedynie wrodzony wdzięk naszych przodków.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- To przykre - westchnął. - Uczono mnie by być dumnym z tego kim jestem, podczas gdy w większości przypadków dostaję odruchów wymiotnych, na myśl, kim jesteśmy teraz - westchnąłem. - Okropne... - uciąłem, wtulając nos w szyję Mandy. - Nie chce o tym mówić. To nieprzyjemny temat, akurat w momencie, gdy zrobiło się przyjemnie.
Offline
- Ale nie da się ukryć tego, Mordecai - bąknęłam, odsuwając się od niego. Prychnęłam, wodząc wzrokiem po jego twarzy. - Jesteśmy obrzydliwymi istotami ukrytymi w ładnych ciałach, ze słodkimi uśmiechami i melodyjnymi głosami. Żyjemy po to by zabawić się, sami sobą, innymi wampirami, czarodziejami, ludźmi... - Usiadłam prosto na jego kolanach, odsuwając dłonie od jego twarzy. - Nie można tego przemilczeć. Brzydzisz się sobą i to poprawna reakcja.
Naciągnęłam majtki z powrotem na odpowiednie miejsce, podnosząc się z jego kolan.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Skrzywiłem się i podniosłem zaraz za nią.
- Ale umiem z tym żyć! Staram się jak mogę nie reprezentować tego, co moi pobratymcy, by być dobrą istotą - zauważyłem. - Robię co w mojej mocy, by wampiry nie były takie... - powiedziałem ciszej, widząc jak zmierza do wyjścia. - Mandy, proszę! - zawołałem, łapiąc ją za rękę. - Ty mnie nie brzydzisz - powiedziałem łagodnie. - Jesteś inna. Lepsza. Rozumiesz?
Offline
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na wampira twardo.
- Nie, Mordecai - powiedziałam z mocą w głosie. - Nie jestem inna. Jestem taka jak wszyscy, po prostu się dobrze kamufluję. Taką już mamy naturę, tacy jesteśmy. Byle tylko się w tym nie zatracać - dodałam tym samym tonem z lekko uniesioną brodą. - Puść mnie - dodałam, wyrywając nadgarstek. - Dochodzi południe, mimo wszystko wolę się położyć - wyjaśniłam, przyglądając mu się miękko. - Do później - dodałam, wychodząc ze szklarni.
Zacisnęłam mocno usta, powstrzymując się od jęku. Co ty wyrabiasz dziewczyno? Wracaj do niego. Przecież nic nie zrobił. Ty też, po prostu jak zwykle musiałaś czarno na białym pokazać co o tym myślisz, ale przecież nie musiałaś iść. Jednak uciszyłam ten głos, bo nogi same poprowadziły mnie w stronę domu dla służby.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Poszła sobie. Po prostu poszła. Nie chciała zmieniać tematu, chciała tylko nas pogrążyć. Może nie powinienem zaczynać tematu, a może nawet nie powinienem jej sprawiać przyjemności. Kurwa.
Kolejny powód, że nawet jeśli jestem miły, to nikogo to nie obchodzi, wszyscy reagują tak samo. Nie mam co się starać, ah tak? Zawsze będę obrzydliwą istotą? W porządku. Więcej ta obrzydliwa istota jaką jestem może cię nie dotykać.
Zły - na nikogo konkretnego, po prostu zły - wróciłem do roślin. Przynajmniej one nie uważały mnie za ohydnego.
- ...Tak, pojadę z wami - rzuciłem od niechcenia na śniadaniu w stronę rodziny. Ojciec pokiwał głową.
- Ostatnio byłeś spięty, dobrze ci to zrobi - pokiwał głową, podając masło kochankowi matki. Wkropliłem sobie trochę krwi do kawy.
- Też tak myślę. Czy będę mógł na wyłączność jedną ze służek?
- Tą rudą? - zapytała matka. Faktycznie była cięta na Mandy.
- Ta. Spodobała mi się - odparłem jak gdyby nigdy nic. Matka fuknęła, wywracając oczami, na co nie zwróciłem już uwagi. Przynajmniej bez problemu mogłem spędzić czas z Mandy.
Choć czy chciałem? Czy ona chciała?
- Myślałem, że jestem tak obrzydliwy, że nie chcesz mnie widzieć na oczy - rzuciłem znad książki, gdy weszła do sali z obrazami. Uniosłem wzrok beznamiętny na wampirzycę.
Offline
- Jaki urażony - mruknęłam z kąśliwym uśmiechem, zamykając drzwi. - Nie wiedziałam, że tu będziesz. Wydawało mi się, że jesteś w szklarni - odparłam. Przygryzłam wargę. - Choć w sumie cieszę się, że cię widzę, lubię na ciebie patrzeć. W moich oczach nic się nie zmieniło, Mordecai - powiedziałam, zrzucając buty i boso krążąc wokół kanapy. - Ja tak uważam od zawsze. Nawet nie sądziłam, że to aż tak ci za skórę zajdzie. Prawda boli? - szepnęłam z nutą troski, przejeżdżając dłonią delikatnie po jego ramieniu, a potem kontynuując swoje snucie się po pomieszczeniu. - Mówiłam o wampirach. Ogólnie o wampirach. Też nim jestem - podkreśliłam, nie spoglądając na niego. Mówiłam głośniej, aby na pewno mnie wyraźnie słyszał.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dziękuję, ze postanowiłaś podzielić się swoimi opiniami na mój temat, akurat gdy byłem naprawdę szczęśliwy z czyjejś bliskości. Szalenie przyjemnym było patrzenie jak idziesz sobie, zupełnie bez powodu, gdy starałem się jak mogę, by być dla ciebie dobry. Pewnie poczułaś się lepiej, z dala od kogoś tak obrzydliwego jak ja - rzuciłem ironicznie. - Nawet nie próbuj mówić "nie pomyślałam", od razu widać, że jesteś tylko głuptasem - warknąłem, wbijając wzrok w ksiązkę.
Offline
Odwróciłam się do niego, zwieszając ramiona. Uparcie wpatrywał się w książkę.
- Nadal nie rozumiesz - mruknęłam, powoli idąc w jego stronę. - To tyczy się też mnie. Też mam swoją obrzydliwą dumę, obrzydliwą rządzę - szepnęłam, wyrywając mu książkę z rąk. Oparłam dłoń na biodrze, drugą rękę, w której trzymałam książkę zwiesiłam luźno. Westchnęłam ciężko. - Powiedziałeś, że jestem inna. Jakoś mnie to... Zmieszało? Musiałam wyjść, żeby sobie z tym poradzić. Taka jestem. - Pokręciłam głową. - A ty wszystko bierzesz do siebie. Nie jesteś pieprzonym pępkiem świata, Harland - bąknęłam, odrzucając tą jego książkę na bok.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Poparzyłem na nią z wyrzutem, nawet nie mówiąc ile kosztuje ta książka sprowadzona z kontynentu, którą rzuca sobie bezwiednie po sali.
- Nie biorę wszystkiego do siebie, bo jestem pieprzonym Harlandem. Raczej dlatego, że staram się jak mogę zdjąć obojętność, której byłem uczony od dziecka, że robię co mogę by być dla ciebie szczerym, ale pieprzona Mandy ma to w dupie, zaraz obok moich wyznań - wytknąłem. - To nie wina mojej czystej krwi, czy rasy, a po prostu twoja perfidna ignorancja - podsumowałem.
Offline
Nigdy się tym nie przejmowałam. Zawsze miałam wywalone na innych. Ludzie, czarodzieje, wampiry, wilkołaki - wszystko jedno mi było co sobie myślą. Ja mówiłam szczerze co myślę o nich, o różnych sytuacjach, zachowaniach, wydarzeniach. Wychowana przez wampirzycę z rodu i pół wampira wcale nie miałam łatwo. Dlatego musiałam coś wybrać: albo dam się gnębić, biorąc wszystko do siebie, albo będę żyć jak chcę, ignorując. Nie trudno było stwierdzić, co wybrałam.
Lecz teraz... Bolało. Wcale nie chciałam taka być w stosunku do niego. Czułam, że zaczęło mu zależeć. Cholera, mi zależało też. Cholernie mi zależało. Ale nie umiałam się powstrzymać, nie potrafiłam odsunąć od siebie tej cechy charakteru. To był mój mechanizm obronny. Bez tego byłabym... Goła. Miękka. Kompletnie odsłonięta i bezbronna. Jakbym podczas bitwy zdjęła z siebie zbroje, odrzuciła miecz i tarczę i poszła walczyć dalej. To chyba było oczywiste, że nie pożyłabym długo!
- Nie jestem bez skaz - wydusiłam przez zaciśnięte gardło, smutniejąc i tracąc pewność siebie. Chciałabym się rozpłakać, ale nie umiałam płakać. Jedyny raz w życiu, gdy naprawdę płakałam to było po śmierci ojca. I trwało chwilę.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ja tym bardziej, nawet śmiem sądzić, że mam ich więcej - zapewniłem już spokojniej. - Jednak będę wdzięczny jeśli się postarasz. Choć odrobinę. Bez seksapilu, bez namiętności. Postaraj się nie ignorować uczuć innych niż swoje i obrzucać wszystkich oskarżeniami - westchnąłem wstając i zabierając książkę z podłogi. Potem podszedłem do Mandy, całując ją lekko w czoło, by dać choć malutki znak, że nie chowam urazy, jak to miałem w zwyczaju. Wróciłem z książką na kanapę.
Offline
Poszłam za nim na kanapę, jakby ciągnięta niewidzialną nitką. Znów zabrałam mu z rąk książkę, tym razem po prostu odkładając na bok na kanapie i wsunęłam mu się na kolana w rozkroku, zarzucając ramiona na szyję.
- Zależy mi na tobie - mruknęłam. - Makabrycznie to okazuję, ale zależy mi. Po prostu... Nie pomyślałam - celowo powtórzyłam jego wcześniejsze słowa, uśmiechając się lekko. Pogładziłam wierzchem dłoni po jego policzku. - Nie wiem jak to robić. Pierwszy raz ktoś, kto zazwyczaj jest suchy i formalny... okazuje się być dobrym wampirem. Zdolnym do odczuwania prawdziwych uczuć. Ale nadal... to jest w tobie. Muszę zgadywać jaki masz humor. - Wzruszyłam ramionami, marszcząc brwi. - O czym myślisz, co czujesz, bo wciąż tego nie widzę. Trudno się wstrzelić. Dla ciebie to proste, bo ja daje ci czytać z siebie jak z otwartej książki. Ciekawe jak byś sobie poradził na moim miejscu - mruknęłam wyzywająco, jednak nadal gładziłam go z czułością po twarzy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Za mną prawie trzydzieści lat sztucznych uśmiechów i potakiwania głową, nie mówiąc o wyżywaniu się na kimkolwiek kto podpadnie. Nie zmienię tego w dwa miesiące - zauważyłem. - Musisz dać mi czas, tak jak ja go dam tobie. Co nie zmienia faktu, że nie jesteśmy idealni... - westchnąłem, układając dłonie na jej talii. - Po prostu czasem myśl - zasugerowałem.
Offline