Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
- Nie zamawiałeś herbaty, ale i tak przyniosłam - powiedziałam, stawiając tacę ze średniej wielkości dzbanuszkiem oraz dwiema filiżankami na stoliku. Oparłam dłonie na biodrach, podchodząc bliżej wampira. - Jak tam kwiaty? Chyba najgorsze mrozy przetrwały - mruknęłam z uśmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak, ślicznie się zachowały - zgodziłem się, jeszcze ubijając ziemię, a na koniec, podniosłem się z ziemi. Obróciłem się do Mandy, obejmując ją, ale nie przyciągając. - Miło cię widzieć... Wybacz, przez cały pobyt Pixie byłem mało.. um dostępny - westchnąłem.
Offline
Wydęłam wargi.
- Widziałam właśnie. Wolałam wam nie wchodzić w drogę - odparłam wymijająco. - Um, chyba miałeś brudne dłonie, Mordecai - mruknęłam rozbawiona, łapiąc go za nadgarstki i odsuwając od siebie jego dłonie. - Pobrudziłeś mi płaszcz - bąknęłam, zdejmując mu ubrudzone ziemią rękawice. - Następnym razem wytrzyj się o własne spodnie - dodałam, otrzepując ubranie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Parsknąłem, wywracając oczami i zabierając od niej rękawice.
- Dobrze dobrze już tak nie dramatyzuj - prychnąłem, odkładając rękawice na bok. - Wypiorę ci go, okej? - zaproponowałem, spoglądając na Mandy, z błądzącym uśmiechem po ustach.
Offline
Spojrzałam na niego z lekka nieufnie.
- Umiesz prać...? - zapytałam rozbawiona, przyglądając mu się kontrolnie. - Sama go sobie wypiorę - dodałam jednak po chwili. - Nie powierzę ci opieki nad nim - dodałam i parsknęłam śmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Prychnąłem oburzony.
- Nie ufasz mi? I nie powierzysz nawet płaszcza? - spojrzałem najnormalniej w świecie oburzony. - Ranisz, doprawdy ranisz mnie. Więc w czym mi jesteś w stanie zaufać, skoro płaszcz to dla ciebie za wiele? - zapytałem, krzyżując ręce na piersi.
Offline
Starałam się nie roześmiać. Objęłam się ramionami, chcąc przytulić płaszcz i zaznaczyć jaki jest dla mnie wazny.
- No dobra, dobra... Może odrobinkę przeszkadzam. Ale go lubię! - powedziałam na swoją obronę. - I naprawdę nie potrzebuję twojej pomocy w praniu. Świetnie sobie radzę sama. - Dotknęła jego policzka łagodnie, woedziac, że to będzie świetny argument aby przestać się dąsać na mnie.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wtuliłem się w jej dłoń i westchnąłem.
- Dobrze, dobrze, skoro chcesz sama, to zrobisz to sama - skinąłem głową. - Ale nie wszystko jesteś w stani zrobić sama! Na przykład, najlepiej tańczy ci się ze mną - przypomniałem. - A do tańca trzeba dwojga! No i nikt tak cię nie wycałuje jak ja, tego też nie zrobisz sama - zauważyłem dumnie.
Offline
- Mhmmm, chyba masz rację. Ty robisz to bardzo, bardzo dobrze - szepnęła, przysuwając się bliżej. Miałam ochotę na jego bliskość. Brakowało mi jej już, po tych kilku dniach. - Obrzydliwie dumny z ciebie wampir - zauważyłam kąśliwie. - Co z ciebie wyrośnie, ani grama skruchy i non stop chodzisz taki dumny jak paw, cokiwlek zrobisz - parsknęłam, dotykając palcami jego warg. - Podoba ci się ten kolor? - zapytałam cmokając wargami. Dziś miałam koralowy odcień.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Zaraz zapewne się nim podzielisz, więc muszę się już zacząć przyzwyczajać - zaśmiałem się niezbyt głośno. - Obiecuję ci kupić szminkę, która się nie rozmazuje, coś wymyślę - zapewniłem, ale na moment przestałem gadać, by pocałować jej palec, zahaczając o niego dolną wargą z uśmiechem. Opuściłem ramiona, by objąć biodra Mandy, nadal bawiąc się z jej palcem.
Offline
Uśmiechnęłam się szeroko, póki co wodząc palcem po jego ustach i wokół nich, dając czasem objąć go obiema wargami.
- Wymyśl coś w takim razie. Albo zacznij nosić przy sobie chusteczki - szepnęłam, mało już zainteresowana tym tematem, a bardziej zafascynowana po prostu nim.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zadowolony z siebie, nie zwracając już specjalnej uwagi na słowa, bawiłem się w tą prymitywną zabawę. Całowanie, łapanie wargami jej paluszka. Wszystko było takie banalne, a zarazem takie słodkie.
W końcu ująłem jej nadgarstek i całując dokładnie jej wewnętrzną stronę dłoni, potem nadgarstek, zacząłem iść coraz wyżej, całując całą jej rękę, w końcu ramię i szyję, by trafić do jej ust. Krótki, urwany pocałunek, niczym zapowiedzieć czegoś więcej. Uśmiechnąłem się, zadowolony z siebie.
- Muszę przyznać, że ten kolor całkiem mi się podoba...
Offline
Zaśmiałam się.
- Będę w takim razie o tym pamiętać - zawenilam z udawaną powagą. Wzięłam głęboki oddech i pogladzilam go delikatnie po policzku. - Twój ojciec planuje jakiś wyjazd na tydzień w najbliższych dniach... Prawda? - mruknęłam pytająco, wodząc wzrokiem po jego twarzy.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak... Ale nie powiedziałem jeszcze, czy jadę - mruknąłem. - Na pewno jedzie reszta rodu Harlandów - pokiwałem głową. - Rezydencja już dawno nie będzie tak pusta - dodałem zamyślony. Zaraz jednak spojrzałem na Mandy, marszcząc brwi. - Właściwie, do czego pijesz?
Offline
- Um, chyba będę jechać też... - odparłam spokojnie. - Twój ojciec podobno strasznie się zdenerwował ostatnio na jedną z tych, które jeździły zawsze i będę w zastępstwie - dodalam, przygryzając wargę. - Jakoś bardzo mi się nie uśmiecha. Za dobrze mi tu na miejscu - szepnęłam z delikatnym uśmiechem, opierając dłonie na jego piersi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- No cóż, zawsze zwiedzisz nowe, piękne miejsca. Jedziemy na ciepłą północ, do znajomych rodziny. Możesz do uznać za wakacje - zauważyłem, zachęcającym tonem. - Zawsze mogę jechać. Przyjdziesz do mnie wieczorem, zostawię uchylone drzwi, skorzystamy z łóżek w pokoju gościnnym... Nigdzie nie będziemy musieli się śpieszyć, a pracować też będziesz mniej, będą pokojówki na miejscu - zauważyłem łagodnie.
Offline
- Przekonujesz mnie? Ja nie będę miała wyboru - bąknęłam. - Czy chce czy nie chce będę musiała pojechać, skoro twój ojciec tak sobie życzy. Mam wrażenie, że twoja matka maczała w tym palce. Nie przepada za mną i pewnie chce mnie dokładnie przewałkować - mruknęłam, wzdychając. - Ty pewnie wolisz zostać tutaj i w spokoju zająć się roślinami... Tydzień wolnego to coś zdecydowanie bardzo przyjemnego - mruknęłam z uśmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Ale nie tydzień wolnego od ciebie - burknąłem. - Mogę pojechać. To będą jak wakacje, jeśli poproszę, by przypisali cię mnie - uśmiechnąłem się szczerze. - Wtedy cały tydzień będę mógł być dla ciebie Mordecaiem, będziemy spacerować po klimatycznych uliczkach, pić jakieś smaczne napoje z dodatkiem krwi i rozkoszować się piękną pogodą i towarzystwem... Nadal nie przekonana?
Offline
- Sielanka ci w glowie. Jestem zaskoczona takimi pomysłami, Mordecai - poewdzialam, kiwając biodrami na boki. - No ale brzmi dosyć bajecznie i nierealnie. Podoba mi się - stwierdziłam w końcu z uśmiechem. - Ale ty płacisz - dodałam, parskając śmiechem i jeszcze raz połączyłam nasze usta w głębokim pocałunku.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Mhm, oczekuję, że odwdzięczysz mi się jakoś za moje starania - zauważyłem, choć byłem zbyt zajęty całowaniem Mandy, by jakoś bardziej się odgrażać. Wsunąłem dłoń na jej plecy, a drugą wodziłem między lędźwiami, a jej pośladkami.
Offline