Wyspa pełna kłów pazurów i magii!
Nie jesteś zalogowany na forum.
Przeszyło mnie nieprzyjemnie zimno. Odchrząknęłam, odsuwając się z chłodnym spokojem od wampira. No tak, głupia, nie byłaś sama, nie tylko ty go pragnęłaś.
- No widzisz! Ja cały dzień na ciebie czekam Caaaai - piszczała dalej jego narzeczona. Popatrzyła na mnie z lubieżnym uśmiechem. Poruszyłam nieznacznie ramionami z niepokojem. - A ty o mnie zapominasz? - mruknęła ze śmiechem, wtulając się w jego bok, a raczrjwczepiając jak pijawka. - Dołączysz do nas - powiedziała z nadzieją i ekscytacja w glosie., całując szyję Harlanda. - Może się do nas dołączyć, też chcesz?
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie, Pixie, nie dołączy do nas - powiedziałem już swoim naturalnym (czyli sztucznym) tonem. - Mówiłem, że nie przepadam za trójkątami...
- No doooobrze - gryząc mnie lekko w ucho, oraz oplatając ramionami dociskając moje ciało do swojego. - Trudno... Ale chodź już! Nie chce czekać! - zachichotała, rozpinając mi pierwsze guziki koszulki.
- Wybacz, Mandy - rzuciłem cicho, gry pociągnąłem Pixie przed siebie, a wampirzyca, kręcąc biodrami, szukała zapięcia swojej sukienki. - Pociągnęła mnie za rękę, przez co wypadłem z sali z obrazami, jakby to innego świata.
Offline
Zadrzalam gdy drzwi się zatrzasnęły. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na wzięci kilku nieregularnych oddechów i przyspieszone bicie serca. Ale stałam w bezruchu, wpatrując się w dztwi. Uniosłam lekko brodę do góry, tak jak wtedy gdy staliśmy z Mordecaiem blisko siebie i przymknęłam powieki.
- Jesteś głupim wampirem, Mandy - szepnęłam rozloszczony na samą siebie.
Czułam do niego coś więcej niż pociąg seksualny i cholernie mnie to wkurwiało. Bo nie chciałam wcale temu zaprzeczać. Nie miałam zamiaru spierać się sama ze sobą.
Usiadłam na kanapie, w miejscu w którym on siedział wcześniej i skuliłam się na niej. Nie miałam pojęcia jak długo tak leżałam. Gdy w końcu przestałam myśleć o nim, wyszłam z pokoju, zostawiając w nim wszystkie myśli o wielkim wampirze z rodu.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Bardziej niż spędzanie czasu z Pixie nienawidziłem seksu z nią, a ta wampirzyca miła jak maszynka, która potrzebowała ciągłego pieprzenia. Nic mi się w niej nie podobało, a bardziej dobitnie zdałem sobie z tego sprawę, gdy poznałem lepiej Mandy.
Z nią chciałbym się całować, chciałbym by jej szminka zostawiła na całym moim ciele czerwone ślady, z nią chciałbym pójść do łóżka, z nią chciałbym się bawić i naprawdę się śmiać.
Ale - co było irytujące - trudno było ją znaleźć przez kolejne dni.
Dlatego, gdy czytając książkę w szklarni. Przyniosła herbatę. Spojrzałem na nią, a wzrok natychmiast mi zmiękł.
- Hej, Mandy...
Offline
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Cześć, Harland... Mordecai - poprawiałam się, kręcąc głową. - Dobrze wyglądasz - stwierdziłam, przestawiając filiżankę oraz dzbanek z jego ulubioną herbata z tacki na stolik. Postawiłam też kawałek ciasta ze śmietanowym kremem, o który nie prosił. - Świetnie wyszło, stwierdziłam, że może będziesz miał ochotę na coś słodkiego - wyjaśniłam, przyciągając pustą tackę do piersi.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Dzięki - przyznałem, uśmiechając się niepewnie. - Ja... Chciałem przeprosić - powiedziałem bardzo ostrożnie, bo nie byłem typem, który często używa tego słowa. - Nie wiedziałem, że Pixi nas tam znajdzie i nie wyszło dobrze... - wyjaśniłem. - Każde jej pojawienie się w domu jest kłopotliwe, a szczególnie teraz... Pomyślałem, że mogło cię to zaboleć.
Offline
Westchenęłam i usiadłam na krześle, które było tu dostawione specjalnie z myślą o mnie.
- Słuchaj, Mordecai - powedziałam rzeczowo, rozluźniają się. - To oczywiste,że nie będę miała cię dla siebie. To byloby niemożliwe. Masz narzeczoną i masz obowiązek. - Wzruszyłam ramionami. - Zabolało, ale poradziłam sobie. Dzięki, że przepraszasz. Ale to trochę tak jakbyś przepraszał,że urodziłeś się Harlandem, albo tak jakbym ja przepraszałam, że urodziłam się w bardziej znaczącej rodzinie. - Wzruszyłam ramionami i podniosłam się znów z miejsca. - Nie ma to większego znaczenia. - Uśmiechnęłam się z lekka sucho.
Cholera, bolało bardziej niż byłam w stanie przyznajcie to nawet przed samą sobą. Nie wiedziałam jak sobie do końca z tym poradzić. Ale jakoś musiałam. Myślałam.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Skoro tak mówisz... Ale zachowujesz się nieszczerze - wytknąłem, nalewając do swojej filiżanki kilka kropel krwi i dopiero zalewając je herbatą z dzbanuszka. - Problem w tym, że faktycznie jestem Harlanem, mam narzeczoną i obowiązki - pokiwałem z wolna głową. - Ale mam też wolną wolę. I plany, by się stąd wyrwać. Co prawda jeszcze przez pewien czas i tak będę tutaj, ale... - popatrzyłem niepewnie na Mandy. - Podoba mi się to... Um... To co się stało, w sali z obrazami. Było bardzo przyjemne...
Offline
Pokiwałam głową.
- Mi też się podobało - przytaknęłam, przyglądając się jego twarzy. - Ale nie dane było nam zobaczyć co dalej... - szepnelam z żalem w głosie. - Właśnie...! - straciłam, odpędzając ten żal od siebie. - Pamiętasz jak powedziałam, abyś się zastanowił nad tym, co zmieniają uczucia? - Odlozylam tackę na blat i oparłam o niego łokieć. - Już wiesz? - dopytywałam, unosząc delikatnie brew.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Nie wiem... - parsknąłem. - Szczerze mówiąc... Myślę, że uczucia zmieniają wszystko - stwierdziłem. - Mogą cię od czegoś odrzucić mogą cię zachęcić... Miłe wspomnienie, dobre przeczucie - myślałem na głos. - Nasze nastawienie do osób. W miarę poznania, coraz więcej uczuć z związujemy z poszczególnymi osobami - dodałem. - Na przykład, dopiero gdy poznałem ciebie, zrozumiałem, że Pixie doprawdy nienawidzę... - przyznałem ciszej. - Reprezentujesz wszystko co lepsze, wiesz o tym?
Offline
- Teraz już tak - odparłam, uśmiechając się delikatnie. - To wrakiem razie... - Westchnęłam. - Zastanów się jeszcze nad tym. Bo myślę, że naprawdę warto. Chciałabym wiem, że z myśleniem u mnie często, panie Harland - powiedziałam rozbawiona, podnosząc się z miejsca. - A tymczasem obowiązki wzywają... Zobaczymy się jutro w sali z obrazami...? - zapytałam z nadzieją. - Liczę na jakiś taniec - dodałam ze znaczącym usmiechem, jednak nie odchodząc. Chciałam poczekać na jego odpowiedz.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Tak... Tak, z przyjemnością przyjdę. Pixie wychodzi jutro ze swoimi ludźmi z rezydencji, więc będzie spokój - dodałem, kiwając głową. - To... Do zobaczenia - powiedziałem, choć niechętnie. Dlaczego musiała iść? Dlaczego nie mogła zostać? Choć z drugiej strony po co miała by zostawiać... Czego od niej chciałem...?
Offline
Pokiwałam głową.
- Do zobaczenia, Mordecai - szepnęłam odchodząc wolnym krokiem. Już teraz nie mogłam się doczekać juta.
Następnego dnia miałam sporo pracy, ale umówiłam się na jedynastą wieczorem z Mordecaiem w sali z obrazami. Zdążyliśmy tak naprawdę zamienić ze sobą kilka nieznaczących zdań, gdy jeszcze przynosiłam mu w ciągu dnia herbaty. Miałam wrażenie że wcale nie przepadał za nią tak bardzo, tylko chciał abym przyszła. Miło było widzieć błysk w jego oczach.
Owinięta w ciepły sweter przeszłam do sali z obrazami. Weszłam do ciemnego pomieszczenia, zapalając tylko kilka świateł, przez co panował przyjemny półmrok. Późna godzina sprawiała ze nawet po kilku godzinach snu byłam w pełni sił. Zdjęłam miękki czarny sweter z ramion i zostawiłam go na kanapie. Zdusnlema też standardowo buty ze stop. Czułam się lepiej bez nich.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zajrzałem do sali z obrazami i uśmiechnąłem się łagodnie. Częściej się uśmiechałem, to też było warte zaznaczania. Zamknąłem za sobą drzwi i przeszedłem do kanapy, by usiąść na swoim miejscu.
- Dobry wieczór, Mandy - powiedziałem łagodnie. - Miałaś dziś męczący dzień, prawda?
Offline
Pokiwałam spokojnie głową, skubiąc materiał zwiewnej sukienki.
- Troszkę, ale odesłałam swoje - odparłam. - Nie zasnę, a przynajmniej mam taką nadzieję - powedziałam rozbawiona. - Za to twój miniony dzień musiał być nad wyraz spokojny - zauważyłam z uśmiechem.
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
- Postaram się być na tyle zajmującym byś nie musiała spać - uznałem łagodnie. - A co do mojego dnia... Cóż, może nie należał do najbardziej leniwych, ale był spokojny, to fakt - pokiwałem głową, obserwując Mandy jak zawsze. - Ładnie wyglądasz... Jest jakaś specjalna okazja? - zapytałem zaciekawiony.
Offline
- Każda chwila jest dobra okazja, aby ładnie wyglądać - stwierdziłam. - Poza tym, mówiłam ci, że chce potańczyć - zauważyłam. - A tą sukienka jest wygodna, efektowna i ładnie powiewa - dodałam, sięgając po jeden z czarnych, błyszczących obcasów. - Mam nawet buty. Nie wymigasz się, jestem za bardzo naprecona - powiedziałam rozbawiona
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Zaśmiałem się kiwając głową i od razu znajdując na telefonie jaką melodię, do której możemy się miło pokiwać.
- Nie wątpię, że nie dasz mi teraz się uwolnić od siebie - stwierdziłem. Całe szczęście mi to nie przeszkadza - dodałem, wstając z kanapy. - A więc... czy zechce panienka ze mną zatańczyć...? - zapytałem, włączając muzykę i wyciągając dłoń do Mandy.
Offline
Wsunęłam pospiesznie obcasy na stopy i przyjęłam jego dłoń, podnosząc się z kanapy. Różnica wzrostu się nieco zmniejszyła ale Mordecai wciąż byl wyższy. Już bardziej znośnie. Nie górował tak bardzo wzrostem nade mną. Uśmiechnęłam się zadowolona, zaciskając palce na jego dłoni, a drugą dłoń układając na jego ramieniu
Jasne, trzeźwe spojrzenie potrafi przebić mroki codzienności...
Offline
Wsunąłem dłoń na jej plecy, przez talię, przyciągając wampirzycę do siebie. Wszystko było jak nierealne...
- To co ostatnio - uprzedziłem, ruszając i prowadząc swoją partnerkę. Swoją Mandy. - Spodobał ci się mój sposób rozładowywania emocji - stwierdziłem.
Offline